W tym rozdartym wojną kraju pukanie nocą nie jest mile widziane – może zwiastować talibańskich powstańców szukających jedzenia i dachu nad głową lub afgańskich żołnierzy ich ścigających. Ale to pukanie w zimny grudniowy poranek zostało przywitane ciepłym uśmiechem i filiżanką gorącej zielonej herbaty. Gościem była Firoza, 53-letnia babcia i komendantka policji z Sistani, wioski położonej w odległej dzielnicy Mardży w prowincji Helmand. Przybyła tu, by zakończyć awanturę domową. Miejscowa kobieta Fida Noorzai poskarżyła się na gwałtowne wybuchy jej męża Fazala, które ostatnio stały się częste. Firoza szybko zgromadziła liczną rodzinę Noorzai na dziedzińcu.
– Chcę mieć tę kłótnię z głowy, zanim wezmę się do swojej codziennej pracy – powiedziała bez ogródek żołnierzom. Codzienna praca Firozy polega na dowodzeniu Afgańską Policją Lokalną (APL).
Reklama
Następnie daje znak jednemu ze swoich żołnierzy, który podaje jej gruby skórzany pas.
– Jeżeli postąpisz inaczej, będziesz miał ślady od tego pasa na całym ciele – mówi, trzymając pas nad głową tak, aby wszyscy go widzieli.
Reklama
– Wcześniej często skarżono się na żołnierzy wymuszających pieniądze i żywność od mieszkańców wioski – mówi Mohammad. – Jeśli ta skarga docierała do mnie, rugałem swojego podwładnego. Ale Firoza obrała inną drogę. Gdy pierwszy raz usłyszała coś takiego, zawołała winnego, wzięła jego pasek i zlała go nim na oczach wszystkich. Po jednostce i lokalnej społeczności natychmiast rozeszła się wieść, że Firoza nie będzie tolerować żadnych występków. Mohammad mówi, że jego żona nie oszczędza nikogo:– Raz bardzo mnie sprała. Paskiem. Musiałem iść do lekarza – ignoruje jednak pytanie, czym tak zdenerwował Firozę. – Bez wątpienia nie ma w Sistani nikogo o większym posłuchu.Trzy lata temu Sistani została opanowana przez talibów, którzy nałożyli i ściągali podatki oraz zaprowadzili własną wersję sprawiedliwości. Autorytet rządu afgańskiego został ograniczony do siedziby głównej władz dzielnicy i stolicy prowincji. NATO i amerykańska armia praktycznie nie były obecne, a siły i morale służb afgańskich były znikome.To się zmieniło wraz z objęciem dowództwa przez Firozę. By wzbudzi zaufanie żołnierzy i lokalnej społeczności, wprowadziła kilkanaście radykalnych i niekonwencjonalnych środków, z których jednym była decyzja o uzbrojeniu swojej rodziny. Gdy afgańskie władze zignorowały jej prośby o większą liczbę żołnierzy, przekazała broń 40 osobom ze swej rodziny, włączając 12-letniego wnuka. To zwiększyło liczbę jej oddziału z 15 do 55 osób.
Reklama
– Talibowie sądzili, że śmierć syna złamie jej ducha. Ale nie wiedzieli, z czego jest zrobiona – mówi Hazrat Bedal Khan, komendant policji w Mardży.
Khan, który zna Firozę przeszło 10 lat, powiedział mi, że śmierć syna jeszcze ją wzmocniła w walce o przegnanie talibów z Sistani.– Z organizacji głównie obronnej APL pod jej dowództwem stała się bardziej zaczepna – opowiada Khan. – Firoza i jej ludzie zaczęli uprzedzać ataki talibów. Mullah Habash został ranny, kilkunastu wojowników talibańskich zabito, a wielu wzięto jako jeńców.Khan powiedział, że aby zapewnić, że jej żołnierze nie zawiodą podczas ataku, Firoza często stawała za nimi z bronią, informując, że nie zawaha się strzelić do nich, jeżeli zaczną uciekać.Starcia przyniosły jednak nieoczekiwany obrót spraw dla Firozy i jej rodziny. Kilka miesięcy po objęciu przez nią dowództwa dwóch jej synów zostało aresztowanych przez afgańskich żołnierzy w wyniku starcia niedaleko Sistani. Szczegóły toną w mroku, ale władze twierdzą, że byli oni zaangażowani w kłótnię z ich szwagrem i zabili go na oczach swojej siostry u niej w domu. Firoza stanowczo odpiera te zarzuty.
Reklama
– Twierdzą, że strzelali tylko do talibów, ale prawda jest taka, że synowie Ajani zabili męża ich siostry, który był cywilem – mówi mi Anwar. – Córka Ajani sama wniosła o ich ściganie. Powiedziała, że jej bracia zabiliby również jej syna, gdyby nie stanęła w jego obronie.Według Anwara sprawa synów Ajani jest bliska rozstrzygnięcia:
– Na jednego z nich wydano już wyrok śmierci, a drugi zostanie skazany niedługo.
Tymczasem w Sistani żołnierze przechwycili wiadomość radiową.
– Planują kolejny atak na mnie – powiedziała Firoza. – Tym razem będzie to bomba w samochodzie.Jeżeli prawdą jest, że polityka zawsze jest lokalna, to w popękanym geograficznie i pod względem bezpieczeństwa krajobrazie Afganistanu każda polityka jest hiperlokalna. APL odniosła sukces w wielu obszarach, tam, gdzie wojsko i policja nie dały sobie rady. Częściowo dlatego, że APL składa się z takich bojowników jak Firoza, która oprócz tego, że jest wzorem dla kobiet dowódców, udowodniła, że właśnie takiego przywódcy potrzeba w walce z talibami: ma swoje dojścia, jest szanowana, często ludzie się jej boją i walcząc za swoją wioskę, rodzinę i osobisty honor, walczy za ojczyznę. Taka jest skomplikowana rzeczywistość tego, jak powinna obecnie przebiegać walka w Afganistanie.W ciągu ostatnich trzech lat Firoza przeżyła niemal 12 zamachów na swoje życie. Jeden miał miejsce tydzień przed moim przybyciem, gdy talibańscy powstańcy podłożyli bombę przy drodze, którą miała jechać.
– Tak jak talibowie my również mamy informatorów. Mamy swoich ludzi w ich szeregach. Mówią nam o planach talibów – zdradza Firoza, dodając – talibowie zrobili wszystko, co w ich mocy, żeby mnie zabić. Ale nie obawiam się śmierci. Nawet, gdy umrę, walka będzie toczyć się dalej.Gdy niezrażona Firoza zaczęła wydawać rozkazy swoim żołnierzom z nocnego patrolu, Khan, szef policji w Mardży, wtrącił się. Poprosił męża Firozy o podwojenie jej ochrony. Zwracając się do Firozy, Khan powiedział:– Chcemy, abyś żyła, bo gdy na ciebie patrzymy, walczymy lepiej.