FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Facebunt pokoleń

Umrze czy żyć będzie?

Każdemu z nas udało się przeżyć kilka „śmierci” Facebooka. Serwisy informacyjne wiele razy ogłaszały początek końca internetowego imperium Zuckerberga. Mówiono o odchodzących użytkownikach i fatalnych notowaniach serwisu na giełdzie. Niejednokrotnie też typowano jego następców - nowszych, ale dających podobne możliwości publikowania złotych myśli, zdjęć jedzenia, słodkich zwierzątek i małych dzieci. Niezależnie jednak od tego, jak źle wyglądał „status” najpopularniejszego na świecie serwisu społecznościowego, jego nekrolog się jeszcze nie pojawił. To natomiast utwierdziło mnie w przekonaniu, że jeżeli kiedykolwiek polegnie, to tylko pod własnym ciężarem…

Reklama

Czemu akurat teraz o tym wspominam? Gdyż właśnie minęło 10 lat istnienia Facebooka, a z badań The Global Social Media Impact Study wynika, że jego kolana właśnie zaczęły się uginać. Pozostaje więc tylko zadać pytanie, czy kolejna już przepowiednia schyłku ery „FB” różni się od wielu wcześniejszych, które jakoś się nie sprawdziły? Profesor Daniel Miller z University College London, członek zespołu pracującego przy GSMIS nie ma wątpliwości, że losy portalu są już przesądzone. Tak stanowcze wnioski podpiera 15-miesięcznymi badaniami, które przeprowadził w ośmiu różnych krajach UE. Z informacji jakie udało się zebrać jawi się obraz młodego pokolenia internautów (przedział wiekowy 16-18 lat), które nie chce korzystać z Facebooka, a w dodatku przynależność do niego uważa za największy z  obciachów. Powód? Głównym problemem portalu Zuckerberga stała się obecność na nim rodziców, którzy skutecznie odstraszają swoje pociechy od korzystania z „FB”!

W zamierzchłych czasach ludzie decydowali się na wędrówki po kontynentach, w poszukiwaniu lepszych dla siebie warunków do życia. Dzisiaj tysiące dzieciaków, nie ruszając się z domów, migruje do innych portali społecznościowych, gdzie od nowa mogą tworzyć swoje internetowe życie. Jak dodaje profesor Daniel Miller, dla młodych nie ma znaczenia nawet fakt, że Facebook oferuje im lepsze rozwiązania technologiczne, niż młodsze stażem serwisy. Dla nich posiadanie w znajomych swoich starych, jest równoznaczne z tym jakby mieli tam „Oko Saurona” (no i jak wtedy opublikować zdjęcie z dopiskiem „srałem krwią, ale było warto”?). Można by rzec: „Matkę oszukasz, Ojca oszukasz, ale swojego statusu nie oszukasz”. Koło się zamyka i stąd właśnie decyzje młodszych pokoleń na pokazanie środkowego palca portalowi Zuckerberga.

Reklama

Badacze z GSMIS nie są jednak jedynymi, którzy w ostatnim czasie roztaczają czarne wizje nad przyszłością Facebooka. Wraz z opublikowaniem raportu dotyczącego „buntu młodego pokolenia”, swoje własne rewelacje na temat tego portalu postanowił przedstawić Uniwersytet Princeton. Amerykańscy naukowcy stwierdzili, że do 2017 roku Facebook straci 80 proc. swoich dotychczasowych użytkowników. Swoją hipotezę oparli na… modelu epidemiologicznym, porównując znany portal do rozprzestrzeniającej się w społeczeństwie zarazy (co my byśmy zrobili bez tych amerykańskich naukowców). Podpierając się dodatkowo przestudiowanymi Google Trends doszli do wniosku, że Facebook osiągnął już masę krytyczną i nie „zainfekuje” swoją ideą nowych pokoleń. Tym samym straci na znaczeniu i odejdzie w zapomnienie jak MySpace. Zgodzicie się jednak, że o ile europejska wersja końca FB jest jeszcze jakoś wytłumaczalna, to wersja  prezentowana przez Princeton brzmi dość absurdalnie (serwis bgr.com ochrzcił ją nawet mianem „WTF of the week”). Najwyraźniej tego samego zdania byli także Mike Devlin, Lada Adamic i Sean Taylor, analitycy danych Facebooka, którzy korzystając z tych samych „naukowych” przyrządów  (Google Trends) stwierdzili,  że… Uniwersytet Princeton do 2021 roku również przestanie istnieć.

 Źródło: itepronews.com

Cytując ich wypowiedź: „Bazując na naszych skrupulatnie przeprowadzonych badaniach, należy stwierdzić, że przyszłym pokoleniom pozostanie jedynie wspomnienie po tej, już teraz zrujnowanej instytucji” (KO!). Idąc za ciosem, dodali jeszcze: „Choć jesteśmy zaniepokojeni przyszłością Uniwersytetu Princeton, jeszcze bardziej martwią nas losy naszej planety. Google Trends dla hasła „powietrze” przewidziało, że w 2060 roku po prostu go zabraknie” (Fatality!). Ok, chociaż porównywanie Facebooka do epidemii zarazków rzeczywiście może bawić, to już wyniki europejskiego badania nie są takie zabawne. Pozostaje pytanie, czy powiedzenie „Za moich czasów, kiedy korzystało się z Facebooka…” stanie się w najbliższych latach powszechnie używanym zwrotem? No i jak rozsądzić kto ma rację - europejscy i amerykańscy naukowcy przepowiadają koniec Facebooka, Facebook przepowiada koniec Princeton, a Google Trends koniec powietrza. W tym całym szaleństwie pewnym pozostaje natomiast jedynie fakt, że po 10 latach działania, ma on już ponad miliard użytkowników (ponad 15 milionów w Polsce).

Reklama

Krótkometrażowy film „Noah”, który znalazł się w oficjalnej selekcji festiwalu filmowego w Toronto 2014 sprawi, że przez 17 minut nie oderwiecie wzroku od monitora, dosłownie

Spotkałem się z Jackiem Wasilewskim, medioznawca, dziennikarz i felietonista oraz wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa UW, który pomógł mi zrozumieć to nowe zamieszanie wokół portalu.

VICE: Facebook skończył 10 lat. Ale początki social media chyba nie zapowiadały tak dużej popularności „życia” w sieci?

Jacek Wasilewski: Jeżeli chodzi o samą „ideę” social media, to ciekawie było już w połowie lat 90. w czasach IRC i ICQ. To one były pierwszymi miejscami spotkań, wirtualnymi arenami i „kawiarenkami”, które stały się odpowiedzią na to, że ludzie przestawali wspólnie pracować.

Jak to?

Do tej pory „wspólnoty” tworzone był w jednym biurze, w którym każdy siedział blisko i wszyscy razem mogli ze sobą porozmawiać. Korporacyjne open space’y zaczęto jednak dzielić na coraz mniejsze boksy, stąd w ludziach wytworzyła się potrzeba stworzenia nowego substytutu wspólnej pracy. Coś takiego było naturalne, gdyż towarzyszyło nam od zawsze.

Co się zmieniło?

Teraz portale pełnią funkcję fatyczną, polegającą na podtrzymywaniu relacji, która jednak nie niosą ze sobą żadnych informacji. Bo jeżeli ktoś napisze na Facebooku, że „wstał z łóżka” i ileś osób to polubi, to istotą tego przekazu jest „oto jestem i widzę was, że wy także tu jesteście!”. Coś w rodzaju podtrzymywania wspólnoty dla samego jej podtrzymywania, co stwarza nam iluzję częstszego spotykania się.

Czyli media społecznościowe zniekształciły nasz sposób postrzegania rzeczywistości?

Reklama

Sprawiły, że żyjemy w rzeczywistości pootwieranych okien, gdzie za pomocą czata lub komunikatora możemy jednocześnie prowadzić konwersacje z wieloma osobami, co nawet na dużej imprezie byłoby niemożliwe.

Wracając więc do Facebooka…

Pozwala nam na zebranie publiczności, z którą będziemy mogli dzielić się tym co sami uznamy za ciekawe. Chociaż to nie znaczy, że mówimy coś od siebie, bo zamiast tego częściej posługujemy się obrazkami. Wrzucamy teledyski, zdjęcia itd. bo tak jest łatwiej. Wszystko zaś w obrębie „wirtualnych wiosek”, które tworzy liczba naszych znajomych.

Czy to wszystko może się skończyć w świetle ostatnich badań, z których wynika, że młode pokolenie użytkowników ucieka od Facebooka?

Segmentowanie wiekowe w naszym społeczeństwie jest już czymś naturalnym. Inne ubrania, inna muzyka i inny świat, w którym dzieci i nastolatkowie chcą żyć z dala od rodziców. Zgadzam się z zaobserwowanym zjawiskiem, ale nie zgadzam się, żeby miał to być koniec portalu.

Dlaczego?

Ponieważ młodsze pokolenie bardzo dobrze radzi sobie z ustawieniami prywatności. Znacznie lepiej niż starsi użytkownicy, których konta często w żaden sposób nie są zabezpieczane i każdy może na nie wejść. To samo tyczy się sposobu komunikacji, gdzie przecież też można dokładnie określić kto będzie miał dostęp do publikowanych wiadomości. Całe to zamieszanie i „bunt młodych” w postaci ich szukania nowych portali społecznościowych, jest raczej spowodowany chęcią dobitniejszego zademonstrowania swojej odrębności. Facebook to przetrwa.

Reklama

Ale czy nowsze portale nie będą stanowić zagrożenia?

Prędzej nowsze portale zostaną wykupione przez Facebooka.

A co z porównywaniem Facebooka do choroby, na którą w końcu się uodpornimy? W ten przecież sposób do badania portalu podeszli naukowcy z Princeton…

W zależności od metafor jakich używamy, kierują one naszym sposobem myślenia na dany temat. Kiedy używamy porównania do „zarazy” automatycznie narzuca się myśl, że trzeba na nią znaleźć lekarstwo. Oczywiście, wraz z przyzwyczajaniem się użytkowników do portalu, jego rozwój w pewnym momencie ustaje. Nie sądzę jednak, by wiązało się to z odchodzeniem ludzi od social media.

Dlaczego więc już cyklicznie pojawiają się opinie, że Facebook stoi nad grobem?

Bo patrząc na wszechogarniającego nas Facebooka, automatycznie chcemy jego upadku. To trochę jak z super gwiazdami, które wielbimy, ale jeszcze chętniej czytamy o ich porażkach i cieszymy się z ich tragedii.

A czy pan potrafiłby przewidzieć przyszłość Facebooka, teraz po 10 latach jego istnienia?

Facebook działa według dwóch podstawowych mechanizmów związanych z mediami: pierwszym jest konwergencja, dzięki czemu jest dostępny w komputerze, telefonie, a niedługo pewnie będzie też i w telewizorze. Drugim aspektem jest kategoryzacja, czyli podział na określone grupy, np. tematyczne. Ja porównałbym Facebooka do ameby…

Ameby?

Niezależnie jak z czasem się zmieni lub podzieli, będzie istniał dalej.

Reklama

Facebook na zawsze?

Jak telefon lub samochód.

Dziękuję za rozmowę.

Jako że wolimy jednak być przygotowani na każdą możliwą ewentualność, oto lista kilku alternatywnych portali społecznościowych, dzięki którym wszyscy będą zadowoleni (a na waszym szczęściu przecież zależy nam najbardziej). Teraz każdy nastolatek czujący oddech rodzica na swoim karku (tylko bez skojarzeń), będzie mógł uciec też przed jego wścibskim wzrokiem. Każdy czytający to rodzic będzie natomiast wiedział, gdzie udała się jego nastoletnia pociecha. Co do bezdzietnej reszty, która pewnie i tak ma to wszystko w dupie - potraktujcie to jako listę możliwości, jeżeli Facebook już teraz przestał was bawić.

Ask.fm – jeszcze niedawno na wyborcza.biz zastanawiano się skąd tak wielka popularność tego łotewskiego portalu w naszym kraju. W połowie 2013 roku zanotowano u nas 2,5 miliona aktywnych użytkowników, co tym samym przebiło liczebnością polski Instagram. Ten jeszcze młody stażem serwis społecznościowy (powstał w 2010 roku) opiera się na interakcjach Questions and Answers. Jeżeli więc nurtują was pytania typu: „Dlaczego jedzenie pumeksu to kiepski pomysł?” lub „Jak nazywa się choroba, przez którą wymiotuję kałem?” - to idealne miejsce, by skonsultować się z jakimś internetowym mędrcem, których przecież zawsze pełno.

Instagram – Długo zastanawiałem się czy wymienić też i ten fotograficzny serwis (działający też jako apka), który przecież także należy do Zuckerberga (młodzian o lokowanym włosie wykupił go w kwietniu 2012 roku). Skoro jednak to czytacie, to chyba jest jasne jaką podjąłem decyzję. Nigdzie przecież nie jest powiedziane, że to właśnie na jego portal trafią te wasze piękne fotografie sałatek, kanapek i kluchów z „bolońskim”. Wszystko zaś  oprawione artystycznym filtrem w stylu lat 70., który nada niepowtarzalny klimat ostatniego posiłku podczas ewakuacji z Sajgonu. Instagram pozwoli wam działać na systemach Windows Phone, iOS oraz Android.

Reklama

KakaoTalk – Wbrew temu, co sobie teraz myślicie, nie jest to miejsce, gdzie ludzie wymieniają się doświadczeniami na temat lewatyw i seksu analnego. Wiem, mi także jest przykro. Tak naprawdę jest to darmowa apka, pełniąca role komunikatora. Pozwala ponadto przesyłać zdjęcia, krótkie voice noty i ma własne emotikony. Przyznaję, że jeszcze kilka dni temu nie miałem pojęcia o istnieniu KakaoTalk, ale są w naszej Redakcji tacy, którzy pewnie mówią o jego rosnącej popularności. Zabawka będzie wam działać na iOS, Android, Bada OS, BlackBerry, Windows Phone oraz zwykłych komputerach.

Snapchat – Jeszcze niedawno Zuckerberg próbował kupić ten niewielki portal społecznościowy za 3 mld dolarów, ale jego właściciele odmówili. Powód? Nie mają wątpliwości, że już niedługo ich „dziecko” stanie się następnym internetowym olbrzymem. Chociaż to kolejny serwis służący głównie do przesyłania zdjęć i obrazów, cechuje go jedna zasadnicza różnica – użytkownik ma dosłownie chwilę, by zapoznać się z prezentowaną tu treścią, gdyż później ulega ona kasacji. Opcja ta, rodem z filmów z 007, może przydać się głównie tym osobom, które szczególnie cenią sobie prywatność zamieszczanych plików. Martwicie się jak wysłać swoje wakacyjne fotografie z obozu konnego w klimacie „bestiality”? Boicie się, że ktoś postronny zobaczy was w maseczce z majonezu i bieliźnie rodziców? Spokojnie, nawet te zdjęcia pożyją w sieci nie dłużej niż 10 sekund. Uratowani! Systemy iOS i Android.

Google Plus – Rozmawiając ostatnio z moim znajomym o różnicach pomiędzy portalem Zuckerberga, a G+ usłyszałem, że „ludzie mają zwyczaj z reguły odbierać to jako konkurencje dla FB, ale to najbardziej mylna opinia z jaką się spotkałem, zaraz po tej, że Żydzi robili mace z chrześcijańskich niemowląt”. Rzeczywiście, patrząc na portal społecznościowy jaki proponuje nam firma Google Inc. bliżej mu do internetowego narzędzia, które dopasowuje się do naszego indywidualnego profilu (na którym notabene też możemy publikować zdjęcia, polecać strony, tworzyć grupy znajomych itp.), ale jednocześnie scala się z naszymi innymi kontami (jak np. YouTube). We wrześniu 2013 roku businessinsider.com umieścił mobilną wersje Google+ na czwartym miejscu najczęściej używanych aplikacji na Smartofony. Oczywiście zdarzają się też słowa krytyki, gdzie wytyka się firmie ich politykę wykorzystywania prywatnych danych swoich użytkowników. Bądźmy jednak szczerzy, jeżeli chcemy bawić się w życie społeczne na łączach internetu, trzeba się godzić na podsyłane nam regulaminy. Bez późniejszego pierdolenia głupot, jak to miało kiedyś miejsce z idiotycznymi łańcuszkami na FB („W odpowiedzi na nową politykę Facebooka…" - pamiętacie?).

To tylko mała część tego, co czeka na was w sieci. Można by z pewnością wymienić całą resztę Twitterów, Redditów, Tumblrów itd. Jeżeli jednak do tej pory nie znaleźliście tutaj nic dla siebie, to chyba zostaje wam jeszcze ostatnia, acz najbardziej ryzykowna opcja – wyłączenie komputerów, zostawienie telefonów i wyjście z domu, bym tam spotkać się z inną rzeczywistością. Tak wiem, jebana herezja.

POLSKIE FILMY MARTINA SCORSESE

KAC NEWS VOL.26

MONGOLIA CZĘŚĆ 1