FYI.

This story is over 5 years old.

Sport

Fräuleinki je uwielbiają. Zdobywanie blizn w pojedynkach tajnych bractw szermierczych

Najpierw przykrywa się wszystkie obrazy i zdjęcia na ścianach, bo może je spryskać krew. Widziałem sporo takich pojedynków i podczas nich leje się mnóstwo krwi.
Roc Morin
tekst Roc Morin

Artykuł w oryginale pojawił się na VICE US

Szermierz menzurowy, data wykonania zdjęcia nieznana.

– Najpierw przykrywa się wszystkie obrazy i zdjęcia na ścianach, bo może je spryskać krew – zaczął swoją opowieść Hans. – Widziałem sporo takich pojedynków i podczas nich leje się mnóstwo, kurwa, krwi.

Bojąc się odwetu bractw, Hans, student jednej z niemieckich uczelni, zażyczył sobie, by nie wyjawiać jego prawdziwej tożsamości. Poprosił też, byśmy nie wspominali z nazwy o bractwie szermierczym z Heidelberg w Niemczech, z którego zdezerterował.

Reklama

– To nie jest sprawa podawana do publicznej wiadomości – wyjaśnił. – Nie chwalisz się tym przed ludźmi. Nie istnieją też żadne autentyczne nagrania wideo pojedynku.

Sekretne pojedynki, które organizuje kilka bractw akademickich w Niemczech, Austrii i Szwajcarii to wszystko, co pozostało po niegdyś szeroko rozpowszechnionej tradycji zwanej mensur [w języku polskim przyjęło się określenie menzura – red.]. Podczas menzury szermierze demonstrują swoje męstwo, ze stoickim spokojem przyjmując ciosy przeciwnika. W XIX wieku praktyka ta doczekała się prawdziwego rozkwitu w całej Europie. Jednak po II wojnie światowej szybko uległa zanikowi.

– W przeszłości tylko ludzie szlachetnego urodzenia mogli nosić broń – zauważa Hans – ale gdy studenci odbywali podróże, groziło im ogromne niebezpieczeństwo ze strony rabusiów. Dlatego król zadecydował, że im też należy się prawo do posiadania broni. A ich reakcja na taki obrót sprawy mogła być tylko jedna: o, jak fajnie, pojedynkujmy się!

Przypadki ran śmiertelnych nie były rzadkie – zgon powodowało zazwyczaj przebicie mieczem płuc lub serca. Szermierze często tracili też oczy, uszy i nosy. W 1566 roku pewien student odciął podczas pojedynku nos słynnemu astronomowi Tycho Brahe. Przez resztę życia Duńczyk nosił mosiężną protezę.

Duża liczba śmiertelnych obrażeń sprawiła, że wprowadzono do użytku kombinezony kolcze, gogle na oczy i metalowe nosale.

– No, ale jeśli miecz utknie pod takim ochraniaczem, potnie ci nos na kawałki. To nie jest zbyt miłe. Możesz też stracić skalp. W czasie pojedynków widywałem gości, którzy mdleli. Gdy ostrze przetnie twarz, walkę się przerywa, by zszyć ranę bez żadnego znieczulenia – objaśnia Hans. – Przy menzurze zawsze obecny jest doktor. Nie zakłada się zbyt wielu szwów. To pojedynek o honor, więc ten, kto ma na twarzy więcej szwów, przegrywa. Czasem są to ogromne rozcięcia, które zamyka się tylko dwoma czy trzema szwami. Przez to blizna po takiej ranie jest dużo większa. W dawnych czasach studenci rozrywali rany albo wkładali w nie końskie włosy, żeby złapać infekcję, bo wtedy blizny robiły się większe. Dla mężczyzn z klas wyższych posiadanie blizn (Schmisse) miało szczególne znaczenie: nie były one jedynie honorowym wyróżnieniem, zazwyczaj postrzegało się je też jako afrodyzjak.

Reklama

Rodzaj szermierki akademickiej, w której walczący demonstrują swoje męstwo, ze stoickim spokojem przyjmując ciosy przeciwnika.

– Jest taki sławny cytat – powiedział Hans – że jeśli na twarzy nosisz bliznę, to na pewno zdobędziesz dziewczynę. A im gorzej wygląda blizna, tym bardziej będzie się dziewczynie podobała.

W ramach badania z 2009 roku, którego wyniki opublikowano w czasopiśmie naukowym „Personality and Individual Difference", naukowcy doszli do podobnej konkluzji. Odkryto, że jeśli chodzi o partnerów na krótkotrwałe związki, kobiety preferują mężczyzn z bliznami na twarzy.

Na pojedynki o honor zwyczajowo wyzywa się przez podarcie swojej wizytówki i wręczenie jej przyszłemu przeciwnikowi. Jak przyznał Hans, okazji do narobienia sobie wrogów nadarza się sporo:

– Bractwa studenckie bezustannie organizują między sobą zawody w piciu. I musisz zwymiotować. Szykują ci do tego specjalne wiadra, bo żołądek ma ograniczoną pojemność! A gdy ludzie się upiją, często chlapią coś obraźliwego jeden drugiemu.

W rok po zaprzysiężeniu do bractwa Hans zyskał prawo do uczestniczenia w swojej pierwszej menzurze.

– Kilka razy skrzyżowaliśmy miecze tak, że żaden z nas nie mógł wyrwać swojego z zakleszczenia, i koleś uderzył mnie w głowę płaską stroną ostrza. Podczas walki nie wolno ci się poruszać. Ale przestraszyłem się trochę i wzdrygnąłem się. Wszyscy się oburzali: „To bardzo niehonorowe! Nawet jeśli widzisz, że przeciwnik cię trafi, musisz przyjąć na siebie cios jak mężczyzna" – wspomina Hans. – Zawsze jest pięć pchnięć, a potem przechodzi się do następnej rundy. Rund jest 25 lub 30 w zależności od rodzaju pojedynku. W następnej rundzie nasza broń znów się zakleszczyła, ja ponownie się poruszyłem i wykluczono mnie z menzury. Powiedzieli mi: „Musisz oczyścić plamę na honorze w innym pojedynku". A ja zareagowałem w stylu: „A dajcie wy spokój!". Uznaje się, że w menzurach nie chodzi o wygrywanie, tylko o stawanie do walki za swoje bractwo. Ciągle mówi się o tym, jak ważny jest honor, jednak tak naprawdę nikt się tym nie przejmuje. Straciłem mój szermierczy honor. Jakoś to przeżyję.

Georg, członek prestiżowego bractwa akademickiego Corps Marchia Berlin, przedstawił mi inne spojrzenie na menzurę. Ten student prawa postrzega ją jako metodę samodoskonalenia.

– Zgadza się, jesteś nerwowy – przyjął ten fakt do wiadomości. – Są tacy, co zwyczajnie się boją. Niemniej to oni z własnej woli zdecydowali się stanąć do walki. Uczysz się w ten sposób, jak radzić sobie z ekstremalnymi sytuacjami: stojąc tam i po prostu to robiąc, bo wiesz, że potrafisz. To najistotniejsza cecha tego typu pojedynków.