Reklama
Reklama
Reklama
Gdy wróciłam do głównego pomieszczenia, zastałam raczej chaos niż aurę tantrycznej przyjemności. Główne czynności, jakie zaobserwowałam, gdy usiadłam z boku, to (obok przejażdżek na sybianie): ssanie kobiecych palców u stóp przez mężczyzn i nieporadny striptiz do piosenki CeCe Rogersa w wykonaniu dziewczyny przebranej za seksowną nauczycielkę. Aha, i jeszcze ktoś energicznie palcował kobietę dziesięć centymetrów od mojej głowy.Czego jednak oczekiwałam od seksparty, jeśli nie niespodzianki? Cokolwiek robił Kev, działało, choć trzeba przyznać, że niełatwo o coś, co mogłoby powstrzymać uczestników tej imprezy, dążących do zaspokojenia za wszelką cenę. Ludzie i tak pewnie znaleźliby sposób, żeby się dotykać, ale okazuje się, że zabawy takie jak Chemistry, przynajmniej według Keva, są jednym z najlepszych sposobów na zetknięcie się ze spokojnym house'em przemieszanym z disco i remiksami oldskulowych kawałków.– Nowy Jork nie jest już Nowym Jorkiem, nie ma już tej romantycznej atmosfery, którą się zachwycano – mówi mi wcześniej tego dnia Kev. – Jest coraz mniej miejsc na eventy, ciągle poszukuję imprez, na których mógłbym grać.Po przeczytaniu artykułu o Chemistry, które określiło swoje preferencje muzyczne jako „uczuciowy house", Kev był więc zaintrygowany. Zwłaszcza że zdarzyło mu się wcześniej uczestniczyć w podobnych spotkaniach i podobał mu się pomysł seksparty w rytmie uczuciowego house'u.
Reklama