FYI.

This story is over 5 years old.

Interviews

„Każdy jest w jakiejś mniejszości”, mówi aktywista, który nie chce pomagać z kanapy

Kiedy chciało się komuś dogryźć, używało się zwrotów typu „ty pedale", „cioto", „lesbo". Teraz jak patrzę z perspektyw czasu, to było straszne i idiotyczne

Wszystkie zdjęcia: Paweł Starzec

W 2016 roku relatywnie łatwo przybić sobie order aktywisty, nawet jeżeli nasza działalność ogranicza się jedynie do pisania postów na swoim Facebooku. Chyba każdy z nas zna przynajmniej jedną osobę, która zalewa feed zdjęciami, komentarzami czy hashtagami, mającymi na celu zaangażować nas w „sprawę"; niezależnie, czy ową sprawą jest niejedzenie mięsa w 2017 roku, uliczna demonstracja przeciw kolejnej międzynarodowej umowie handlowej, czy walka o równe prawa dla mniejszości seksualnych. Kanapowych aktywistów nie brakuje, bo przecież przyklejenie linka lub podzielenie się „opiniotwórczym" memem trwa chwile, nie kosztuje wiele, a niesie błogie uczucie, że coś się zrobiło, coś się zadeklarowało – a ten mem był naprawdę śmieszny. Do tego przecież dochodzi świadomość, że zawsze znajdzie się ktoś inny, kto z tej kanapy wstanie; stworzy swoje pierwsze uliczne zgromadzenie, by np. walczyć o prawa kobiet lub poświęci się swojej lokalnej miejscowości, by uczyć ludzi tolerancji i otwartości na dialog. I wysoka piątka za to.

Reklama

Szymon Pietrasiewicz pracuje w Centrum Kultury w Lublinie. Kieruje tam Pracownią Sztuki Zaangażowanej Społecznie „Rewiry", którą możecie kojarzyć chociażby z konkursu na zmianę szyldów w sklepach i zakładach pracy, by zwiększały one poziom estetyczny ulic miasta. „Stawiamy nacisk na projekty interdyscyplinarne, propagujące dialog społeczny, otwartość i tolerancję" – tłumaczy swoje obowiązki. Rozmawiam z Szymonem m.in. o tym, skąd dzisiaj w Polsce bierze się moda na kult siły i dlaczego warto wspierać osoby ze środowiska LGBT.

Wywiad jest częścią ogólnopolskiej akcji Ramię w ramię Tour, którą współtworzymy razem z Kampanią Przeciw Homofobii. Więcej szczegółów na temat akcji znajdziesz tutaj.

VICE: Kiedy pierwszy raz dowiedziałeś się, że na świecie są różne orientacje seksualne, w jaki sposób się o tym dowiedziałeś?
Szymon Pietrasiewicz: Wstyd się przyznać, ale przez wulgarność naszego języka. To było na podwórku i w szkole podstawowej. Kiedy chciało się komuś dogryźć, używało się zwrotów typu „ty pedale", „cioto", „lesbo". Nikt wtedy nie reagował i nie korygował takiego słownictwa. Teraz jak patrzę z perspektyw czasu, to było straszne i idiotyczne, ponieważ nikt z nas nie znał osób o LGBT a miał już wyrobione zdanie na ich temat. Stawali się synonimem kogoś gorszego. Długo nie zdawałem sobie z tego sprawy aż do chwili poznania osób otwarcie homoseksualnych, z którymi zacząłem się przyjaźnić i o tym rozmawiać.

Reklama

Czy kiedykolwiek spytałeś ich, jakie to uczucie być synonimem „kogoś gorszego"?
Tak, reakcje były różne. Część osób przyzwyczaiła się do tego. Było to dla mnie totalnie nie do pojęcia jak można akceptować patologiczną sytuację, ale zrozumiałem, że jak coś takiego staje się codziennością, na którą nie ma wpływu, to zaczynamy to akceptować i przyzwyczajać się do tego.

Czy kiedykolwiek byłeś świadkiem ataku na osobę LGBT lub jej dyskryminacji z powodu jej orientacji seksualnej?
Niestety niejednokrotnie. To była zazwyczaj mowa nienawiści. Słyszałem ją na ulicy, w lokalach użyteczności publicznej, skończywszy na internecie. Mam poczucie, że cały kraj jest przesiąknięty nienawiścią, nawet ludzie będący w kinie widząc na ekranie osoby tej samej płci, siedzące sobie na kolanach, reagują obelżywymi komentarzami.

Czy twoim zdaniem winę za takie sytuacje ponoszą brak należytej edukacji seksualnej, nauki kościelne, czy źródłem uprzedzeń jest strach?
Uważam, że to wszystko jest ze sobą połączone. Zagadnienia LGBT w Polsce są tematem tabu. Zarówno w domu, jak i w szkole. Poruszanie ich w otwartej publicznej debacie skazuje kogoś na napiętnowanie i ostracyzm. To często zniechęca autorytety do jasnego stanowiska w tej sprawie, pojawia się coś w wzór wewnętrznej autocenzury. Grzechem zaniechania przez lata jest brak odpowiedniego ustawodawstwa gwarantującego osobom nieheteroseksualnym i transpłciowym swoje prawa.

Reklama

Tutaj wszyscy są równi. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska


Słuchając niektórych haseł zwolenników skrajnej prawicy, można odnieść wrażenie, że tolerancja jest oznaką słabości. Jak to skomentujesz?
Bardzo krótko, słabością jest nietolerancja. Nie dajmy sobie wmówić, że jest odwrotnie.

Jak wytłumaczysz rosnącą popularność kultu siły i „prawdziwej polskości" - białej i heteroseksualnej, w naszym kraju?
Jest to pewnego rodzaju moda. Kształtuje ją wiele czynników jak sytuacja polityczna w Polsce czy Europie, ale też warunki ekonomiczne. Dochodzi do tego fatalne wykształcenie młodych Polaków. Nie mówię tutaj o dyplomie, ale o podstawowej wiedzy o świecie; na bazie, której można budować refleksję. Ludzie lubią proste wyjaśnienia na trudne tematy, podane w atrakcyjny i często widowiskowy sposób. Zwłaszcza skrajana prawica wyczuła tu koniunkturę i sprawnie to ogrywa. Łatwo też obarczać winą na swoje niepowodzenia innych, szukać w nich przyczyny wszelkiego zła. Jest to tak zakłamana narracja, kwestią czasu jest, kiedy ludzie się zorientują, że są karmieni kłamstwami albo półprawdami.

Czy uważasz, że osoby LGBT potrzebują w Polsce wsparcia osób heteroseksualnych? W jaki sposób możemy to robić?
To jest jedyne rozwiązanie dla budowy tolerancji. Bez szerokiego zaangażowania osób heteroseksualnych w sprawy LGBT skazujemy te osoby na getto i marginalizowanie. Pamiętajmy też, że każdy na swój sposób jest w jakiejś mniejszości. Bez uznania tego faktu oszukujemy samych siebie. Uważam wręcz za obowiązek solidarność z osobami nieheteroseksualnymi i transpłciowymi to w ten sposób budujemy otwarty, normalny kraj.

Dzięki za rozmowę.


Najlepsze z VICE w twojej skrzynce. Zapisz się do naszego newslettera