FYI.

This story is over 5 years old.

guantanamo bay

​Kiedy byłem strażnikiem w Guantánamo Bay

Naszym zadaniem było zemścić się za 11 września

Ilustracje wykonał James Burgess

„ERF zebrać się, Blok Tango". Nie zwracałem na to uwagi, bo nie miałem bladego pojęcia co to jest „ERF". Po samym przyjeździe przeszedłem krótkie szkolenie, ale skoro przez pierwsze miesiące nie zrobiłem żadnego użytku z nabytej wiedzy, zdążyłem wszystko zapomnieć.

„Holdbrooks! Zabierz stąd dupę i ruchy na Blok Tango! Jest ERF!" – wrzasnął sierżant mojego bloku. Nie wiedziałem co robić, więc wyszedłem i pobiegłem na ​wieżyczkę strażniczą nad bramą wjazdową. Grupka ludzi nakładała właśnie wyposażenie do tłumienia zamieszek i wtedy właśnie przypomniałem sobie co znaczy ERF [„ERF" rozwija się w „Emergency Reaction Force" – czyli w luźnym tłumaczeniu „Oddział Interwencji Kryzysowych" – a więźniowie obozu Guantanamo szybko zaczęli używać tego skrótu jako czasownika, ERFować. Zwykle akcja ERF wygląda tak, że grupy strażników w pełnym wyposażeniu bojowym wchodzą do cel, by unieruchomić więźniów i wyprowadzić ich siłą na przymusowe karmienie. ​Wygląda to mniej więcej tak. Nie chciałem uczestniczyć w tego typu brutalnej akcji i tak pojawiły się pierwsze sygnały świadczące o tym, że armia może wcale nie podzielać mojego światopoglądu.

Reklama

ZACIĄGNIĘCIE SIĘ

Na pomysł, żeby zaciągnąć się do armii wpadłem po wydarzeniach 11 września, ale nie chodziło o te ataki. W przeciwieństwie do wielu innych zaciągających się w tamtym okresie, na moją decyzję nie wpłynęło przeświadczenie, że należy się nam zemsta za 11 września. Wierzyłem, że przeszkolenie wojskowe zapewni mi cel w życiu. I może pomoże podnieść moją rodzinną schedę z arizońskiego brudu. Wychowanie nie zakorzeniło we mnie zrozumienia dla hierarchii czy porządku, ale dało mi poczucie obowiązku wobec ojczyzny i pragnienie uczynienia jej lepszym miejscem. Ponieważ poszukiwałem czegoś, co wskaże mi właściwą drogę i dążyłem do samorozwoju, pomysł zaciągnięcia się bardzo do mnie przemawiał. Zdecydowałem się wreszcie, by spróbować ​być-wszystkim-czym-mogę-być.

Dołączyłem do żandarmerii wojskowej i dostałem przydział strażnika w więzieniu Guantanamo Bay. Podczas dwutygodniowego treningu zabrano nas do Strefy Zero. Na pobliskiej ścianie ktoś napisał: „To największa tragedia, jaka przydarzyła się całej ludzkości". Zaśmiałem się i zasugerowałem reszcie zgromadzonych, że to trochę przesada. Mimo że natychmiast spróbowałem zdroworozsądkowo uzasadnić tę rzuconą od niechcenia uwagę, dostałem w zamian falę pustych, wściekłych spojrzeń, upomnień i wypowiedzi podważających moje oddanie sprawie. „Pamiętaj, to nie są ludzie! To ziejące nienawiścią, złe do cna, terrorystyczne brudasy! I nie cofną się przed niczym, żeby tylko cię zabić! NIGDY O TYM NIE ZAPOMNIJ! NIGDY NIE ZAPOMNIJ O 11 WRZEŚNIA!" – zaatakował mnie chór głosów.

Reklama

W tamtej chwili, w tym miejscu zorientowałem się, że moja kariera w armii nie będzie oscylowała wokół stawania się lepszym Amerykaninem, czy polepszania życia współobywateli. Zamiast tego mieliśmy iść na zamorską wojnę z obcymi ludźmi. Naszym zadaniem było zemścić się za 11 września.

Odtwarzana na cały regulator piosenka nu-metalowego zespołu Drowning Pool służyła za podkład dla filmu pełnego eksplozji i scen przedstawiających jeńców z workami na głowach.

Do zemsty przygotowywano nas w GTMO non stop. Podczas śniadania puszczano nam wiodący, ostry motyw ze ścieżki dźwiękowej Terminatora 2. Gdy usłyszałem go pierwszy raz, zjeżyły mi się włosy na plecach, mój puls przyspieszył. Poczułem uderzenie adrenaliny, jakbym oglądał właśnie zwiastun jakiegoś naprawdę epickiego filmu. Kiedy zaczęła się następna piosenka, żołnierze zaczęli rozglądać się wkoło. Uśmiechali się do siebie, jak pełen żądzy krwi wrzask runął na nas z podsufitowych głośników w rogach pomieszczenia. To był początek Bodies, piosenki nu-metalowego zespołu Drowning Pool. Odtwarzano ją praktycznie na cały regulator. Służyła za podkład dla wojskowego filmu pełnego przelatujących F-14, wybuchów, jeńców z workami na głowach i lotniskowców wypełnionych po brzegi demonstrującymi swoją potęgę samolotami.

A dopiero co zaczęliśmy się dobierać do podanych nam jajek.

„Wideo promocyjne" przerwała wiadomość skierowana do talibów w Afganistanie. „Siły zbrojne USA znajdą was. Zabiją was, jeśli się nie poddacie. Zabijemy was, zbombardujemy i znajdziemy, nieważne gdzie się ukryjecie" – głosiła. Placek z brzoskwiniami i gofry leżały nietknięte. Przyglądałem się, jak służący ze mną żołnierze wskakują na stoły, unoszą krzesła nad siebie i machają głowami w rytm refrenu: Niech ciała uderzą o podłogę. Ten film odtwarzano nam każdego ranka. Miał przypominać, że tu nie obowiązują żadne zasady. Miał dokarmiać żądzę zemsty żołnierzy.

Reklama

BYĆ „DOBRYM AMERYKANINEM"

To, że atmosfera tego miejsca przesycona jest żądzą zemsty stało się jasne, gdy nadeszła pora na moją pierwszą rundę ERFowania. Zebraliśmy się na bloku, ustawiliśmy się przed celami. Więźniowi owinięto wokół głowy ręcznik i zachowywał się wobec nas agresywnie. Krzyczał z wściekłością, a wtórowali mu ci osadzeni w innych celach. Prawdziwe pandemonium. Brak czasu na myślenie, trzeba było od razu działać. Spojrzałem na sierżanta bloku. Stał tam w pełnej gotowości, razem ze wszystkimi strażnikami pracującymi w Bloku Tango.

Oficer obozowy rozmawiał z więźniem, który darł się o tym, co zrobiono mu podczas przesłuchania. Powiedział, że dłużej tego nie będzie znosił. To, co stało się podczas przesłuchania, rozpętało zamieszki na bloku. Oficer wyjaśnił mu, że jak się nie uspokoi, to spryskają go gazem pieprzowym. Więzień nie uspokoił się.

Wedle procedury strażnik powinien rozprowadzić sprej szybkim ruchem wzdłuż twarzy po linii litery „Z". To wystarczy, żeby ogłupić więźnia i zmusić go do uległości. Oficer opróżnił prawie pół puszki gazu, opryskując twarz więźnia, jego ubrania, Koran i celę. Odczekaliśmy 30 sekund, by sprej zaczął działać. Potem otworzyły się drzwi i wpadliśmy tam w piątkę, w pełnym bojowym rynsztunku.

Opaskami zaciskowymi z plastiku związaliśmy mu ręce i nogi. Jak już znalazł się w takiej pozycji, innym żołnierzom bez trudu udało się wykręcić mu ramiona tak mocno, że mogli je zwichnąć. A potem wepchnąć mu twarz do muszli klozetowej, zdeptać mu dłonie i stopy, po czym użyć jego głowy jako tarana przy otwieraniu drzwi. Kiedy waliliśmy z pięści i kopaliśmy tak osadzonych, żołnierze wykrzykiwali zwykle patriotyczne deklaracje zemsty: „To za Amerykę!".

Reklama

Ubierzemy cię w pomarańczowy kombinezon i posadzimy razem z resztą twoich brązowych koleżków, Holdbrooks!

Kiedy sierżant sztabowy dowiedział się o moim udziale w akcji, klepnął mnie po plecach i powiedział: „Nieźle sobie tam poradziłeś, Holdbrooks. Miałem co do ciebie wątpliwości, ale poszło ci dobrze". Komentarz sierżanta dotyczył raportu z drugiej ręki, ale równie dobrze mógłby sobie obejrzeć wideo z ERF. Protokół wojskowy obowiązujący w Gitmo nakazuje sporządzanie nagrań z każdego ERF, w razie gdyby nas pozwano albo pojawiły się pytania o niedozwolone praktyki. Robiono to głównie dla picu. Żołnierz odpowiedzialny za filmowanie zapominał zwykle zdjąć osłony obiektywu, naładować baterii w kamerze, nacisnąć przycisku nagrywania czy włożyć filmu.

Zszokował mnie przypływ adrenaliny, osobisty udział w takim czynie i entuzjazm, z jakim inni strażnicy reagowali na znęcanie się nad więźniem. Jeden z moich przełożonych zwrócił się potem do mnie ze słowami: „Holdbrooks, a wiesz, że mieliśmy cię ubrać w pomarańczowy kombinezon i pod koniec dnia zostawić cię tam, ze wszystkimi twoimi brązowymi koleżkami, żebyś pognił sobie trochę razem z nimi? No, ale chyba się myliłem. Jesteś jednak dobrym Amerykaninem". Reszta wyrażała się podobnie.

NAWRÓCENIE

W Gitmo służyli ludzie – właściwie znalazłoby się ich sporo – którzy uważali, że więźniowie to tylko „ziejące nienawiścią, złe do cna, terrorystyczne brudasy". Podczas szkolenia nie uczono nas o kulturze Bliskiego Wschodu czy o religii islamskiej. Nie pokazywano nam niczego na temat osób, których mieliśmy pilnować, ich kultury czy zwyczajów. Pierwszej nocy spędzonej w obozie pierwszy raz usłyszałem adhān, islamskie wezwanie do modlitwy.

Dla zarządców Gitmo islam był ohydną sprawą. Adhān umyślnie przerysowywano i rozciągano ponad proporcje, przemielał go system nagłośnieniowy. Taki sam przypadek, jak z dostarczaniem halal mięsa. Armia USA chciała zachować pozory zachowywania szacunku do islamu, w rzeczywistości szydząc z niego. Zniekształcenie wezwania nie umknęło uwadze stacjonujących w Gitmo żołnierzy. Dźwięk stał się dla nich tak irytujący i drażniący, jak panująca tam straszliwa duchota. Ale ja, kiedy tak przewracałem się z boku na bok tej pierwszej nocy, miałem wciąż w uszach tajemniczą, arabską „pieśń". Łomotała z głośników, dla reszty zdeformowana i denerwująca. Dotykała jednak fragmentu mojej duszy. Jakiegoś miejsca, z którego dochodziło do mnie wezwanie.

Reklama

Więźniowie nie byli wcale „paradującymi z ręcznikami na głowie brudasami", jak sobie wcześniej wyobrażałem. Byli wykształceni, uprzejmi i znali zwykle po parę języków. Mijał czas, a ja rozmawiałem z nimi coraz częściej. Zwłaszcza z Ahmedem Errachidim, znanym jako „Generał". Im więcej dowiadywałem się o islamie, tym bardziej go akceptowałem. Słowa czy czyny więźniów nie wywarły na mnie żadnego nacisku. Impuls, by przyjąć islam, wypłynął z głębi serca.

Nie mieszkałem w celi więziennej. Cieszyłem się pełną wolnością, a jednak czułem się podle. Ze swoją żywą wiarą, więźniowie byli dużo szczęśliwsi ode mnie. Nie mieli nic, a nadal byli szczęśliwsi. Religia sprawiała, że nie groziło im załamanie. Pragnąłem tego spokoju, który oni zdawali się zaznawać.

Generał dał mi swój egzemplarz Koranu. Zadziwiło mnie to poświęcenie i przeczytałem księgę w trzy noce. Miała sens, od pierwszej do ostatniej strony. To książka która, jak dla mnie, nigdy nie zaprzecza samej sobie. Brak w niej myślenia magicznego. To prosty przewodnik po życiu. Później, już po nawróceniu się na Islam, ale z powrotem w świecie cywili, próbowałem zapić moje wspomnienia Guantanamo. I wtedy dotarło do mnie, że najszczęśliwszy czułem się w obozie więziennym, kiedy byłem dobrym muzułmaninem.

Odpowiedź na pytanie, które ciągle sobie zadawałem, stała się dla mnie jasna jak słońce. Z tej właśnie przyczyny trafiłem do Gitmo. Moja potrzeba, by ktoś wskazał mi drogę, była niemal namacalna. Mimo że przez całe życie wyśmiewałem się z doniosłości wierzeń i praktyk religijnych, okazało się, że naprawdę potrzebowałem religii.

Reklama

AKCEPTACJA

Zacząłem wplatać elementy islamskich praktyk w moją codzienność. Z każdą zmianą było mi coraz lepiej. Gdy zamykałem jedne drzwi, otwierało się mnóstwo nowych. Rozjaśniło mi się w głowie, spędzałem czas wartościowo i generalnie moje nastawienie do życia zrobiło się dużo pozytywniejsze. Samodzielna implementacja drobnych zmian przekonała mnie, że przejście na islam jest tym, czego mi potrzeba. To stało się moją misja.

Pewnej nocy znalazłem Generała i oznajmiłem mu, zresztą po raz drugi, że chcę przyjąć islam. Gdy wspomniałem o tym pierwszy raz, odparł tylko: „Nie". Przy drugim podejściu rozmawialiśmy jednak parę godzin.

„Słuchaj, Bracie" – powiedział. „Czy rozumiesz ile rzeczy będzie się musiało zmienić, jeśli to zrobisz? Nie będzie ci już wolno pić, palić, spożywać wieprzowiny, uprawiać seksu poza małżeństwem ani oglądać pornografii. Będziesz musiał nauczyć się arabskiego. Będziesz musiał modlić się pięć razy dziennie. Będziesz musiał nauczyć się tej religii, a jeśli naprawdę poddasz się woli Allaha, stanie się centralnym punktem twojego życia. Twoja jednostka będzie na ciebie inaczej patrzeć. Możesz skończyć w celi. Twoja rodzina będzie na ciebie inaczej patrzeć. Twoi przyjaciele będą na ciebie inaczej patrzeć, a twoje życie stanie się dużo cięższe".

Mówił dalej, omawiając modlitwę, jałmużnę i przestrzeganie Ramadanu. „Jeżeli jesteś pewny, ze chcesz to zrobić, powiem ci jak odmówić szahadę i staniesz się muzułmaninem" – zakończył przemowę. „Ale jeśli to zrobisz, to nie ma odwrotu. Gdy przyjmiesz Allaha do swojego serca i poddasz się jego woli, z pewnością czeka cię potępienie, jeżeli go porzucisz. Czy to rozumiesz?".

Reklama

Odpowiedziałem, że rozumiem. Właśnie tam, przy jego celi i z jego sąsiadem w roli świadka, tuż po północy przyjąłem islam. Inni żołnierze przez jakiś czas nie dawali mi żyć. Na szczęście najgorszych członków „Reżimu", grupy żołnierzy uwielbiających ERFowanie, w połowie mojej rocznej służby w Guantanamo przydzielono do mniej ważnych zadań.

Przepracowanie roku jako strażnik w Guantanamo zmienia człowieka. Byłoby miło wierzyć, że niektóre z bardziej niepokojących historii o tym miejscu nie są prawdziwe. Byłoby też miło wierzyć, że Ameryka nie pozwala na używanie tortur czy znęcanie się nad jeńcami wojennymi. Byłoby miło wierzyć, że Ameryka uznaje upokarzanie więźniów dla zdobycia informacji za niedopuszczalne. Jednak życie zazwyczaj nie jest miłe – a w szczególności w takim miejscu jak Gitmo.

Przez lata nie zdołałem się pogodzić z rzeczami, które widziałem w więzieniu. Ani z tym, co robiłem. A także z tym, czego nie zdołałem zrobić. Mój czas w tym miejscu po prostu dobiegł końca. Potem był samolot do domu. Nawiedzały mnie koszmary, zacząłem znowu pić, a moje małżeństwo – które zawarłem chwilę przed wyjazdem do Guantanamo – rozpadło się.

Jeśli w Guantanamo stanąłbym w obronie tego, w co wierzę, kosztowałoby mnie to wszystko: karierę, bezpieczeństwo finansowe i inne rzeczy, które sobie ceniłem. Nie jestem bohaterem. Nie jestem też patriotą. Myślę, że jestem tchórzem. Bohater powiedziałby: „Koniec z tym!". Patriota powiedziałby: „To jest złe i wszyscy dobrze o tym wiemy!". Tchórz to ten, który pozwala systemowi działać.

Gdybyśmy zostawili nienawiść w domu, Guantanamo mogłoby być takie przyjemne. Mieliśmy tam piaszczyste plaże, sprzęt do nurkowania i paintball. Kino oraz skatepark. Ale tylu z nas zwyczajnie się upijało, topiło się w swojej nienawiści.

Żałuję ogromnie, że uczestniczyłem w tym, co działo się w Guantanamo. I wstyd mi za wszystkie inne tajne więzienia, gdzie Ameryka przetrzymuje niewinnych. Czuję się osobiście odpowiedzialny za to, jak świat patrzy teraz na Amerykanów. Pragnę mówić ludziom, że nie wszyscy Amerykanie są czarnymi owcami tego świata. Nie wiem, dlaczego ludziom dopuszczającym się okrucieństw, których byłem świadkiem, pozwala się to robić. Ani gdzie podziało się ich człowieczeństwo.

O Autorze:

Terry Holdbrooks urodził się w 1983 roku w Phoenix w stanie Arizona. Mieszka tam obecnie ze swoją żoną, Eleną. Wychował się w świeckiej rodzinie. Do armii zapisał się w 2002 roku. Gdy stacjonował w Gitmo w 2003 roku, nawrócił się na islam. Po powrocie do Arizony zaczął otwarcie krytykować działalność obozu. Terry ukończył studia magisterskie na Uniwersytecie Stanowym w Arizonie na kierunku socjologia. Obecnie pisze doktorat z teologii islamskiej. Jest autorem pamiętnika „Traitor?", na podstawie którego stworzono ten tekst. Ma nadzieję, że Amerykę czeka lepsza i jaśniejsza przyszłość.