FYI.

This story is over 5 years old.

używki

Kirgiska metoda na głoda, czyli jak wyleczyć ćpuna

Muhammad zaliczył już pobyt w ośrodkach odwykowych we Francji, Hiszpanii, Włoszech i Turcji, ale na nic się to zdało. Wizyta w Kirgistanie miała być jego ostatnią szansą

Pacjenci w Ośrodku Medycznym Nazaralijewa

Muhammad miał prawo być wkurzony. Znajdował się daleko od domu, z ramienia ciekła mu krew i dopiero co wybudził się ze śpiączki. Jakby tego było mało, jakiś obcy facet wypytywał go o jego problemy z heroiną. Muhammad zaliczył już pobyt w ośrodkach odwykowych we Francji, Hiszpanii, Włoszech i Turcji, ale na nic się to zdało. Wizyta w Kirgistanie miała być jego ostatnią szansą.

Reklama

Przyjechał tu aż ze stolicy Algierii, Algieru, gdzie doszły do niego słuchy o Ośrodku Medycznym Nazaralijewa ‒ prywatnej klinice w okolicach Biszkeku. Ośrodek chwali się, że 80 procent jego pacjentów trzyma się z dala od dragów przez przynajmniej rok od zakończenia leczenia. Sporo pacjentów pochodzi z Rosji i byłych republik sowieckich, ale nie brakuje też lokalsów. W ciągu ostatniego dziesięciolecia spożycie heroiny w Kirgistanie znacznie wzrosło. Według ostatnich oficjalnych szacunków z 2006 roku liczba osób w kraju przyjmujących narkotyk dożylnie sięgnęła 26 tysięcy. Według doktora Aleksandra Zeliczenki, który jest dyrektorem Centrum Polityki Narkotykowej Azji Środkowej, obecnie w liczącym mniej niż 5,6 miliona mieszkańców państwie może być około 100 tysięcy ćpunów.

Przy wejściu do ośrodka przywitała mnie moja tłumaczka o imieniu Batma. Ubrana w długą, beżową szatę szczupła młoda kobieta do złudzenia przypominała mi księżniczkę Leię z „Gwiezdnych wojen”. Poprowadziła mnie do sali, w której stało osiem łóżek szpitalnych. Dwa z nich były zajęte przez kredowo bladych facetów w średnim wieku. Jeden z nich leżał bez ruchu na plecach. Drugi głośno dyszał przez usta; od czasu do czasu wstrząsały nim gwałtowne skurcze. Obaj przechodzili właśnie „ultrakrótką detoksykację opioidową”, której częścią jest zastrzyk z naltreksonu. Ten związek chemiczny blokuje receptory opioidowe, przez co endorfiny wydzielone w wyniku zażycia heroiny nie mogą ich już stymulować. Efekt: zero przyjemności i typowego dla heroinowego odlotu uczucia euforii. Poza tym szybciej pojawiają się objawy odstawienne, czyli dotkliwy ból, głód narkotykowy i mdłości. Ośrodek ma jednak sposób na to, żeby oszczędzić swoim pacjentom tych dolegliwości. Wystarczy wprowadzić ich w stan śpiączki na cztery godziny.

Reklama

Pacjentów doglądał lekarz z wąsem. Kiedy zapytałem, czy trudno jest uzyskać od podopiecznych zgodę na taki zabieg, potrząsnął przecząco głową. ‒ Większość z nich cieszy się, że pomagamy im zapaść w śpiączkę, bo kiedy do nas trafiają, myślą tylko o bólu. Robimy to, żeby ich ustabilizować. W Ameryce też kiedyś stosowano tę metodę, ale pojawiły się pewne komplikacje.

Łagodnie powiedziane. Zgodnie z wytycznymi amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia i Jakości Klinicznej „ultrakrótka detoksykacja pacjenta w warunkach narkozy lub silnego znieczulenia (…) jest niedozwolona ze względu na ryzyko wystąpienia groźnych skutków ubocznych, w tym zgonu”. Wątpliwości dotyczące tej metody nie ograniczają się do ryzyka związanego z jej stosowaniem. Według przeprowadzonego niedawno amerykańskiego badania odsetek osób kończących pomyślnie leczenie jest praktycznie taki sam bez względu na to, czy detoksykacja przebiegła pod narkozą, czy bez niej.

Członkowie personelu ośrodka Nazaralijewa

Mimo że wprowadzenie w stan śpiączki to kluczowy element leczenia w ośrodku, nie jest ono obowiązkowe. Zdarza się, że stan zdrowia pacjenta nie pozwala na użycie tej metody. Cytując lekarza, „dziesięć lat temu pacjenci byli zdrowsi; dziś ich narządy wewnętrzne przypominają organy sześćdziesięciolatka”. Winą za ten stan rzeczy obarcza on po części zmiany, jakie zaszły w konsumpcji narkotyków po rozpadzie Związku Radzieckiego. Dawniej wybór był mniejszy, więc ludzie trzymali się jednego narkotyku. Dzisiaj można dosłownie przebierać w dragach.

Reklama

Spytałem, czy mogę zrobić zdjęcie pacjentom. ‒ Jasne ‒ odparła Batma. ‒ Nie zorientują się. Przecież śpią. Zdążyłem strzelić dwie fotki, zanim jedna z pielęgniarek nie wpadła na to, żeby ukryć tożsamość fotografowanych mężczyzn poprzez nałożenie im na twarze maseczek chirurgicznych.

Błyskawiczny detoks to tylko jedna ze składowych leczenia. O wiele ważniejszym elementem uzdrawiania pacjentów jest tzw. rzeźbienie umysłu, czyli mieszanka medytacji, terapii i psychoanalizy jungowskiej. Celem jest przywrócenie pacjentom poczucia własnej wartości i przekazanie im „siły psychicznej, która pozwoli im być zawsze o krok dalej od innych, jeśli chodzi o globalizację, związany z nią gwałtowny rozwój technologii informacyjnych i rządy pieniądza oraz stresu”.

Ściany w korytarzach ośrodka wylepione są plakatami, które mają pomóc w kształtowaniu tych umiejętności. Kiedy opuszczaliśmy oddział detoksykacyjny, zwróciłem uwagę na jeden z nich, przedstawiający rysunek ludzkiego mózgu. Prawa półkula pomalowana była na czerwono i podzielona na następujące strefy: „rozpieracz wstydu”, „strefa mięczaka” i „odruch samoobrzydzenia”. Po lewej stronie widać było „płat żądzy mordu”, „gruczoł inwazji” i „pole naftowe”. Na dole na widza spoglądała para zasmuconych oczu.

Motywujący plakat 

Spytałem Batmę, jaki jest wskaźnik skuteczności leczenia w ośrodku. ‒ Nie ma stuprocentowej gwarancji, wiele zależy też od stanu zdrowia danego pacjenta. Ale jeśli ktoś jest wystarczająco zmotywowany, to wszystko jest możliwe. Poza tym leczenie w ośrodku jest stosunkowo drogie w porównaniu z innymi placówkami. To oznacza, że trafiają tu osoby, które dobrze przemyślały swoją decyzję.

Reklama

Miesięczna terapia dla osób uzależnionych od opiatów kosztuje około 4750 funtów. Luksusowa opcja dla bogaczy z posiłkami dla VIP-ów i zakwaterowaniem w pierwszorzędnym kurorcie to koszt rzędu 6500 funtów. Nawet standardowa wersja leczenia jest poza zasięgiem przeciętnego Kirgiza, którego miesięczne wynagrodzenie wynosi średnio 80 funtów.

Biedniejsi mogą znaleźć pomoc w kilku państwowych klinikach w Biszkeku stosujących terapię metadonem. Ewentualnie, jak mówi Batma, rodzice zamykają kolesia w pokoju na kilka tygodni. ‒ Oczywiście ‒ wybucha śmiechem ‒ nie jest to najlepsze rozwiązanie! Pomóc może też sytuacja, w której musisz zmierzyć się z poważniejszym problemem niż twój nałóg. Wyobraź sobie, Nick, że nagle wyrzucamy cię z samolotu. Od razu zapominasz o innych problemach.

Po drodze do pokojów zajmowanych przez pacjentów minęliśmy siwowłosego kolesia w ciemnych okularach, ślepca, ale bez laski. Poruszał się powoli i ostrożnie, nie dotykając ścian. ‒ Pracuje tu od lat ‒ wyjaśniła mi Batma.

Weszliśmy do skromnie umeblowanego pomieszczenia. Na łóżku siedział umięśniony facet i pochłaniał batonika Bounty. Andriej przyjechał z Moskwy, gdzie pracował w tunelach metra. Już zakończył główną część leczenia i wrócił do ośrodka jako pacjent ambulatoryjny. Zachrypniętym głosem wyznał, że pochodzi z położonego w strefie subarktycznej Magadanu na północy Rosji. Zaczął brać opium jeszcze w liceum, potem przerzucił się na amfetaminę i heroinę. Po ukończeniu szkoły średniej zaciągnął się do wojska. Walczył w I wojnie czeczeńskiej w latach 1994-1996. Potem rzucił dragi. Kilka lat później trafił do pudła (nie chciał powiedzieć za co), gdzie wrócił do hery.

Reklama

Andriej

Spytałem Andrieja, czy cokolwiek zaskoczyło go w metodach leczenia stosowanych w ośrodku. Po tym jak Batma przetłumaczyła moje pytanie, nastąpiła długa cisza. Zacząłem się już nawet zastanawiać, czy powiedziałem coś nie tak. W końcu Andriej zaśmiał się gardłowo, co zabrzmiało niesamowicie.

‒ Wszystko! ‒ odparł. Największym wyzwaniem okazało się jednak dla niego rzeźbienie umysłu. Pacjentom ośrodka serwuje się opowieść zbudowaną na motywach walki i odkupienia, która czerpie z symboliki jungowskiej i kirgiskiego folkloru. Ośrodek określa ją mianem „lapidopsychoterapii”. Podopiecznym każe się wybrać sporych rozmiarów kamień, a następnie trzymać go w ręku codziennie przez jakieś 15-20 minut, jednocześnie werbalizując to, co ich dręczy, na głos albo w duchu. Chodzi o to, żeby negatywne emocje odcisnęły się piętnem w „pamięci kamienia”. Zwieńczeniem terapii jest zaniesienie kamienia na świętą Górę Zbawienia Tasztar Ata i rzucenie go na piętrzącą się stertę innych kamieni. W ten sposób pacjent uwalnia się od swoich problemów.

Kiedy nasza rozmowa dobiegła końca, spytałem Andrieja, czy mogę mu zrobić zdjęcie. Kiwnął głową i wstał. Podeszliśmy do okna. Spokojnie patrzył w obiektyw, kiedy ustawiałem aparat. W blasku słońca wyglądał na zmęczonego i postarzałego, jakby obudził się z najgłębszego snu.

Razem z Batmą zjedliśmy na lunch ryż z jagnięciną i sałatką. Usadowiliśmy się na pomoście nad rzeką. Śpiew ptaków był zagłuszany przez szum wody. Otaczająca sceneria, zjedzony posiłek i grzejące skórę słońce wprawiły mnie w stan błogości. Wtedy Batma zapytała, czy kiedykolwiek brałem. ‒ Tak ‒ odparłem. ‒ Ale nigdy heroinę.

Reklama

Po lunchu spotkałem się z Muhammadem, 25-letnim mieszkańcem Algieru, który w ośrodku przebywał dopiero cztery dni. Kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy, siedział na niezaścielonym łóżku, a pielęgniarka opatrywała mu ramię. Krwi nie było dużo. Szkarłatna strużka miała nie więcej niż 5-7 centymetrów długości. Podaliśmy sobie dłonie i przedstawiłem się po francusku. Szybko jednak wyczerpałem moje zasoby francuskich słów i musieliśmy uciec się do dość skomplikowanego systemu komunikacji: kierowałem pytanie po angielsku do Batmy, która tłumaczyła je na rosyjski koledze Muhammada Achmedowi, a ten przekładał je na francuski.

Pierwsza śpiączka Muhammada była ciężkim przeżyciem: przez kilka godzin po wybudzeniu miał problemy ze wzrokiem i pamięcią. Czuł się zdezorientowany ‒ na początku myślał, że jest z powrotem w Algierze, i nie poznawał Achmeda. Poza tym zaobserwowano u niego wzmożoną aktywność, nie był w stanie zasnąć. Mimo to z optymizmem patrzy w przyszłość. Po wyjściu ze śpiączki dostał od lekarzy środki przeciwbólowe. Wszystkie wyrzucił. Oznajmił, że jest zdecydowany się wyleczyć. Jak tylko mu się to uda, wraca do Algierii i żeni się ze swoją dziewczyną.

Ta deklaracja wydała mi się doskonałym zwieńczeniem rozmowy, ale kiedy podniosłem się do wyjścia, Muhammad zaczął protestować. ‒ Jeszcze ‒ powtarzał po francusku. Usiadłem. Powiedział mi, że za posiadanie narkotyków w Algierii grozi kara więzienia do dziesięciu lat. Utrzymywał, że państwo nie oferuje terapii dla uzależnionych i niektórzy wolą strzelić samobója, niż żyć w takich warunkach.

Reklama

Muhammad posunął się o krok dalej, oskarżając rząd algierski o udział w handlu narkotykami. Według niego władzom chodzi nie tylko o kasę, lecz także o utrzymanie w ryzach społeczeństwa za pomocą narkotyków. Mówił coraz głośniej, gwałtownie gestykulując, jakby kłócił się kimś, kto pozostaje odporny na jego argumentację. Wraz ze zmianą nastroju przeobrażeniu uległo też jego zachowanie. Kładąc się na łóżku, wyglądał na wyzutego z energii.

W następnej kolejności udaliśmy się na siłownię. Patrzyliśmy, jak dwóch gości w szortach i koszulkach robi wdechy i wydechy w różnym tempie. Najpierw oddychali powoli, jednocześnie wykonując wymachy rękami. Potem kazano im oddychać głębiej i szybciej, a ruchy ich rąk nabrały takiej prędkości, że wyglądało to, jakby chcieli wzbić się w powietrze.

Ostatnim etapem wizyty w ośrodku był wywiad z doktorem Nazaralijewem, którego nazwiskiem ochrzczono placówkę. Był to krępy i łysy jak kolano facet po pięćdziesiątce z mocną opalenizną, nadającą mu wygląd zapaśnika, który właśnie wrócił z rejsu. Doktor Nazaralijew opowiedział mi o swoim wieloletnim dążeniu do poznania przyczyn uzależnienia od narkotyków. Jeszcze w latach 90. podróżował po całym świecie, poznając różnych dilerów, ćpunów, policjantów i polityków. ‒ To cud, że uszedłem z życiem ‒ wyznał ze śmiechem.

Z tych doświadczeń wysnuł wniosek, że uwarunkowania społeczne, jak ubóstwo czy bezrobocie, oczywiście odgrywają rolę w uzależnieniu się od narkotyków, ale o wiele ważniejsza jest psychologia jednostki. ‒ Nie ma znaczenia, czy ktoś jest biedny, czy bogaty. Jeśli dana osoba cierpi na kompleks niższości, czuje się nie w pełni wartościowa, to jest uboższa duchowo. Kompensuje to sobie narkotykami, alkoholem… jakimiś perwersjami.

Reklama

Zapytałem, czy doktor jest za legalizacją niektórych narkotyków. ‒ Tak, ale należy zachować najwyższą ostrożność przy ich wyborze. Ludzie Zachodu mają za sobą 500-letnią historię inwestowania w rozwój jednostki. W ich ojczyznach niektóre narkotyki są legalne, w tym heroina. Ale w innych państwach, które działają na zasadzie kolektywu, na przykład w Ameryce Łacińskiej, Afryce czy republikach postsowieckich, nie widzi się różnicy między miękkimi a twardymi narkotykami. Ludzie w tych krajach są genetycznie niezdolni do planowania. Jeśli zalegalizowano by tam heroinę, te państwa obróciłyby się w ruinę.

Doktor Nazaralijew

Tak otwarcie deterministyczne poglądy doktora stały w niejakiej sprzeczności z podkreślaną w ośrodku rolą woli jednostki. Na mojej twarzy musiało być widoczne niedowierzanie, bo doktor sięgnął po długopis i kartkę papieru. ‒ Ludzką psychikę ‒ zaczął wyjaśniać, rysując na kartce kółko ‒ można podzielić na trzy obszary. Świadomość, podświadomość i nadświadomość. Człowiek Zachodu ma silnie rozwiniętą świadomość; jest bardzo inteligentny, ale brak mu intuicji, umiejętności zaglądania w głąb siebie, oświecenia.

Zakreślił na papierze kolejny okrąg. ‒ Ludzka istota składa się z trzech części: umysłowej, emocjonalnej i cielesnej. My, Kirgizi, jesteśmy nomadami; sfera umysłowa stanowi u nas zaledwie 10 procent całości. Dlatego lubimy walczyć. I uprawiać seks. Jeśli dasz Kirgizom miliard dolców, to albo będą próbowali je rozkraść, albo gdzieś ukryć. Ta myśl wyraźnie go ubawiła.

Reklama

Wspinaczka na szczyt Góry Zbawienia stanowi punkt kulminacyjny programu rzeźbienia umysłu. Kirgiska nazwa góry brzmi Tasztar Ata, czyli „ojciec kamienia”. Batma wytłumaczyła mi, że Tasztar to bohater, który walczył ze złem za pomocą specjalnych kamieni. Po wygranej wojnie z siłami zła Tasztar ułożył się na wieczny odpoczynek. W miejscu, w którym przestało bić jego serce, wyrosła góra.

Widok z góry Tasztar Ata

Najświętszym miejscem na górze jest wyrosłe na niższym zboczu drzewo cierniowe. Ludzie przywiązują do jego gałęzi skrawki tkanin, w ten sposób prosząc Tasztara o zdrowie i pomyślność. Pacjentów też się do tego zachęca. Dzięki temu mają „narzucić sobie jasno określone cele, nabrać witalności i ufności w lepsze jutro, jednocześnie odcinając się od naznaczonej złem przeszłości”.

W ośrodku potrafią zręcznie wykorzystać motyw walki i odkupienia w terapii uzależnień. Ci, którym wyznawana wiara zabrania uczestnictwa w pogańskim rytuale, mogą kontynuować wspinaczkę do wyżej położonych partii góry, gdzie znajdują się miejsca kultu dla chrześcijan, muzułmanów, buddystów i żydów.

Wspinaliśmy się dalej. Po dziesięciu minutach wyrósł przed nami ośmioramienny krzyż prawosławny. Wieńczył drewnianą chatkę, wzmocnioną betonowym łukiem. Z umieszczonych na górze portretów w pozłacanych ramach spoglądali na nas dobrotliwie Jezus, Dziewica Maria i patriarcha Cyryl. Dotarcie do kolejnej kapliczki zabrało nam trochę więcej czasu. Okazało się nią drzewo ozdobione tybetańskimi flagami modlitewnymi. Na ziemi, w otoczeniu złotych czarek, mały Budda kontemplował gałązkę i kamyczek.

‒ Odpocznijmy ‒ zaproponowała Batma. Z ulgą usiadłem. Przez kilka następnych minut rozmyślałem o krwi cieknącej z ramienia Muhammada i spazmach wstrząsających ciałem faceta w śpiączce. Zastanawiałem się, czy nie jestem zbyt racjonalny. Uświadomiłem też sobie, że „rozpieracz wstydu” to zajebista nazwa dla kapeli. Kiedy usłyszałem pstryknięcie zapalniczki, nie odwróciłem się. Dopiero kiedy do moich nozdrzy dotarła znajoma woń, spojrzałem za siebie. ‒ Zajarasz? ‒ spytała, podając mi blanta. Miał delikatny, łagodny smak. Paliliśmy na zmianę, aż kontury Biszkeku rozmyły się wśród wzgórz.

VICE ON HBO ODCINEK 1

ZMARŁ FRED PHELPS I CHUJ MU NA GRÓB

OSZCZĘDZAJ WODĘ, CHODŹ ZE MNĄ POD PRYSZNIC!