FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Najlepsze i najgorsze filmy na gwiazdkę

Już czas usiąść na kanapie z grzanym winem i bakaliowymi babeczkami. Zastanowić się nad naszymi ulubionymi gwiazdkowymi filmami

Ma być radośnie, wesoło, itp., itd. Po raz kolejny zbliża się ten szczególny okres, pewno już zarejestrowaliście inwazję kawy z zapachem pierniczków i piosenek Mariah Carey. Czas już usiąść sobie na kanapie z grzanym winem i bakaliowymi babeczkami, by zastanowić się nad naszymi ulubionymi gwiazdkowymi filmami. Wprawdzie każdy ma swoich corocznych, tradycyjnych faworytów, ale zaproponuję wam piątkę moich osobistych ulubieńców, których możecie dodać do swojej listy, jak również pięć najgorszych bożonarodzeniowych filmów, na wypadek, gdyby dopadł was nastrój masochistyczny.

Reklama

NAJLEPSZE

1. Szklana pułapka (John McTiernan, 1988)

Nie znienawidźcie mnie za to, proszę, lecz jeśli mam być całkowicie szczera, to Szklana pułapka wcale nie jest moim gwiazdkowym pewniakiem. Poważnie, jeśli chodzi o każdą inną porę roku, okej, ale w tym „teraz mam karabin maszynowy. Ho ho ho." nie ma jakoś niczego takiego, co wypełniałoby mnie gwiazdkowym nastrojem. Wiecie, atmosfera życzliwości, otuchy, prezentów i takich tam. Główne miejsce zajmują tu eksplozje i łażenie na bosaka po potłuczonym szkle. Czy to jednak znaczy, że odpuszczę i Szklana pułapka nie znajdzie się w piątce najlepszych filmów gwiazdkowych? Absolutnie nie, za bardzo cenię sobie własne bezpieczeństwo, żeby igrać z ogniem. To ulubiona gwiazdkowa pozycja każdego szanującego się ziomala, święty rytuał testosteronu i cierpkiego sarkazmu, tak więc dla dobra mas odkładam na bok moje osobiste preferencje. Macie u mnie dług.

Może właśnie poczucie męskiej więzi tłumaczy fakt, dlaczego fabuła tak wielu filmów akcji rozgrywa się w okolicy Świąt. Nie tylko Szklana pułapka i Szklana pułapka 2, lecz również cała szóstka filmów ze scenariuszami Shane’a Blacka: Zabójcza broń, Ostatni skaut, Długi pocałunek na dobranoc, Kiss Kiss Bang Bang i Iron Man 3. Albo chodzi o tę więź, albo Black ma jakieś poważne, nierozwiązane kwestie z czasów dzieciństwa, w co akurat absolutnie nie zamierzam wnikać.

2. W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju (Jeremiah S. Chechik, 1989)

Reklama

Gdy myślimy sobie teraz o Chevym Chase’ie,  to, na nieszczęście, mamy przed oczyma stwarzającego najwięcej problemów, kłótliwego i egoistycznego członka obsady serialu Community. Szorstki głos wiadomości z poczty głosowej. Choć Chase nie starzeje się z równym wdziękiem, co inni jego koledzy z Saturday Night Live, nie potrafi z powodzeniem dorównać uroczym dziwactwom Billa Murraya, to nie znaczy to jednak, że powinniśmy zapomnieć o czasach, gdy bił rekordy popularności. W rzeczywistości kolejne części W krzywym zwierciadle miały podobnego pecha w późniejszych latach. Podziękujcie za to Ryanowi Reynoldsowi, który napełniał eklery psią spermą (traumatyczna scena z Wiecznego studenta, wspominam na wypadek, gdybyście mieli szczęście uniknąć tej katastrofy).

Dlatego właśnie w każde Boże Narodzenie lubię pooglądać sobie ten klasyk, jakim jest W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju i poddać się cudownej nostalgii, jaką wywołuje.  Jestem pewna, że właśnie o to chodziło Duchowi minionych Świąt, o ten czas, gdy wszyscy śmialiśmy się do rozpuku, gdy Clark Griswold szczerzył zęby jak maniak, pokazując środkowy palec kierowcom ciężarówki. Ach, jak ja tęsknię za bardziej niewinnymi czasami.

3. Żona biskupa (Henry Koster, 1947)

Pamiętacie, jak mówiłam, że macie u mnie dług? Skoro podarowałam wam Szklaną pułapkę, zgódźcie się teraz na ten mój kontrowersyjny wybór. Gdy przychodzi do tradycyjnych, gwiazdkowych filmów, zawsze optuję na rzecz mniej znanej perełki, Żony biskupa z 1947,  miast wybierać oczywistego pewniaka, To wspaniałe życie. Dlaczego? Wprawdzie zgadzam się z decyzją Amerykańskiego Instytutu Filmowego, iż jest to najbardziej inspirujący film wszech czasów, lecz jednak nie jestem pewna, czy będę gotowa do zmiany światopoglądu, kiedy będę miała w brzuchu tyle indyka, że będę miała trudność z formułowaniem konstruktywnych myśli.

Reklama

To wspaniałe życie jest po prostu… ciut przygnębiające, nieprawdaż? W końcu jest to film o człowieku, w którym duch tak osłabł, iż był skłonny zakończyć swoje życie, tymczasem chcę, by ta pora roku była czymś tak słodkim jak kandyzowana śpiączka, w którą wtedy wpadam. A Żona biskupa  wpasowuje się idealnie.  Cary Grant gra tu anioła, który dzięki swemu urokowi potrafi sprawić, że biskup-pracoholik (David Niven) zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo zaniedbywał swoją rodzinę. Mam na myśli generalnie to, że dowala się do żony biskupa, który przez to staje się mega zazdrosny. To wprawdzie ckliwe i trochę głupie, i jest tam scena komediowa, w której ktoś przykleja się do krzesła, ale nigdy, przenigdy nie zmęczy mnie oglądanie tego.

4. Christmas on Mars (Wayne Coyne, 2008)

Na wypadek, gdybyście się zastanawiali, w jaki sposób gwiazdy rocka lubią świętować Gwiazdkę, zaserwujcie sobie ten odjechany, świetlisty, filmowy sen na koszt Wayne’a Coyne’a z The Flaming Lips. Zamienicie dzieci śpiewające kolędy i rodzinę zbierającą się wokół choinki na Mikołajów w samobójczych nastrojach, kosmitów  w ubrankach z winylu, maszerujące oddziały z genitaliami na głowach i dźwięki „Cichej nocy”, podczas gdy ktoś roni krwawe łzy. Raczej nie jest to film do oglądania z rodziną, chyba że psoty wam w głowie i chcecie wprowadzić chaos wśród krewnych, przekonując ich, że wszyscy razem doświadczacie właśnie bardzo sugestywnego koszmaru spowodowanego spożyciem serów. W takim przypadku bawcie się dobrze, ale nie obwiniajcie mnie za ewentualne skutki.

Reklama

5. Opowieść wigilijna Muppetów (Brian Henson, 1992)

Najtrudniejszą decyzją przy wybieraniu Top 5 było miejsce zarezerwowane dla filmu początkowo przeznaczonego dla dzieci, który jednak wszyscy oglądamy jako dorośli, bój o które to sprowadza się do krwawej walki między Opowieścią wigilijną Muppetów a Elfem. Niemniej jednak, mimo że przez całe Święta mogłabym na okrągło oglądać Willa Ferrella szepczącego „siedzisz na tronie z kłamstw’,  nic nie może się równać z więzią, która łączy mnie (i, jak zakładam, wielu z was) z szajką Muppetów.

Jest coś takiego w szczerości i żarliwości Muppetów, co czyni z nich idealnych ambasadorów Świąt, człowiek czuje się przy nich tak poufale, jak popijąc kakao i plotkując ze starym znajomym. Nie sposób myśleć o tym filmie, nie przywołując tysięcy wspomnień z niewinnego, radosnego dzieciństwa, na długo przedtem, nim poczuliśmy brzemię odpowiedzialności obowiązującej w świecie dorosłych. Tak, to prawda, mam całą filozofię na temat mojej miłości do Muppetów.  Na dodatek jest to najlepsza adaptacja Dickensowskiego klasyka. Michael Caine jako Scrooge? Statler i Waldorf jako Jacob Marley? Urodzili się dla tych ról.

5 NAJGORSZYCH PROPOZYCJI ZNAJDZIESZ NA GROLSCH FILM WORKS