FYI.

This story is over 5 years old.

piękno

Nie ma czegoś takiego jak „naturalne piękno”, szczególnie w pornografii

Wyglądanie naturalnie wymaga zwykle bardzo dużo pracy
S
tekst Stoya

W pornografii, jedną z metek, którą mi się przypina jest „naturalna". Ten zwrot znaczy zasadniczo tyle, że nie mam sztucznych piersi czy innych oczywistych operacji plastycznych. Nie ma to nic wspólnego z tym, czy farbowałam sobie włosy na głowie (tak, wiele razy, na różne kolory), jakie zabiegi tymczasowego bądź stałego usunięcia innego owłosienia przeszłam (wiele, łącznie z laserowymi), ile mam makijażu nawalonego na twarz czy z tym ile ktoś spędził w Photoshopie przy moich zdjęciach. Nikt nie zważa na fakt, że przez większość mojej kariery miałam sutki przebite metalowymi drutami (a z tego co pamiętam, to nie były one na wyposażeniu fabrycznym). W przemyśle pornograficznym natural to po prostu kolejne słowo używane dla zoptymalizowania systemów wyszukiwania, jak teen, MILF czy big. „Naturalna" to nie wyrażenie zdefiniowanego słownikowo pojęcia. To tylko chwyt marketingowy.

Reklama

Zwrot „naturalna" bywa też rzucany w przemyśle rozrywkowym i kosmetycznym. Niezliczone strony internetowe publikują galerie celebrytek złapanych bez makijażu przez paparazzi czy pozujących z nagimi twarzami do rozkładówek w magazynach. W zależności od miejsca publikacji, komentarze znajdują się w spektrum od „OMG fuuuu" do zażartych dyskusji o odwadze danej gwiazdy, przejawiającej się w zezwoleniu na fotografowanie się bez makijażu. Cały koncept bycia „fotografowanym w stanie naturalnym" niesie ze sobą wrodzoną głupotę, bo samo wstawienie obiektywu między widza a oglądany obiekt sprawia, że wygląda on inaczej, niż dla gołego oka. Różne sposoby oświetlenia zmieniają sposób, w jaki wygląda czyjaś twarz, podobnie jak oglądanie jej z różnych kątów. Można samemu łatwo z tym poeksperymentować, używając najprostszego aparatu. Tak jak w przemyśle porno, o wykorzystaniu Photoshopa, subtelnych zabiegach chirurgicznych czy farbowaniu włosów rzadko wspomina się,0 gdy magazyn nazywa czyjś wygląd „naturalnym".

Nie tylko o porno. Polub fanpage VICE Polska i bądź na bieżąco

Co z reklamami, takimi jak kampania „Prawdziwe Piękno" Dove? Ich definicją piękna jest otwarta akceptacja zmarszczek i siwych włosów, ale wygląda na to, że w dużym stopniu polega ona też na jednolitej i pozbawionej skaz skórze. Oczywiście, piegi są uznawane za akceptowalne, ale wciąż nie widziałam wielkiego, czerwonego pryszcza na nosie którejś z kobiet w reklamach Dove. Nie widziałam też modelki z czerwonym znamieniem czy wypryskami. Pojawia się tam więcej kolorów skóry i typów budowy ciała niż w magazynach modowych, ale wciąż nie występują tam osoby w widoczny sposób niepełnosprawne fizycznie czy noszące duże blizny. Naturalność to, raz jeszcze, chwyt marketingowy; wykorzystują ideę pewności siebie by rozprowadzić więcej kremów do skóry. Przedefiniowują słowo „naturalna", by odpowiadało temu jak mało makijażu ma na sobie kobieta, hołubią tę chęć pokazywania się publicznie bez makijażu; nazywają to odwagą.

Takie podejście nie bierze pod uwagę głównych czynników tworzących konwencjonalny estetyczny wygląd: szczęście do genów, posiadanie środków materialnych pozwalających na dobre odżywianie się, czas i pieniądze konieczne do kupowania i regularnego używania kremów do twarzy, olejków, peelingów i innych dziwnych rzeczy, jak np. maseczki z krwi i łożyska, czy po co tam ludzie chodzą dziś do spa. Mogę mówić tylko za siebie, ale nakładam chore ilości mazi na twarz i ciało, a nie dysponuję budżetem gwiazdki Hollywoodu. Poświęcam więcej czasu na złuszczanie i nawilżanie, niż większość moich rówieśniczek poświęca na cały make-up. Gdyby mój wygląd nie był głównym źródłem moich przychodów, czas, jaki spędzam na nakładaniu rzeczy na moją skórę wydawałby się kompletnie absurdalny. Nawet w kontekście ciała jako narzędzia pracy, wciąż może wydawać się absurdalny. Chodzi mi o to, że kiedy występujesz bez cienia pod oczami to wcale nie znaczy, że nie jesteś próżna.

Chcesz wiedzieć, jak wygląda plan filmu porno do oglądania w wirtualnej rzeczywistości?

Niektórzy ludzie (którzy oczywiście nie znają mnie zbyt dobrze) komplementowali to, jak mało pracy nad sobą potrzebuję, bo wyglądam jakbym nie nosiła makijażu. Inni mówili mi, jak bardzo podoba im się to, że nie noszę na twarzy warstwy jakiegoś gówna – kiedy tak naprawdę miałam je na sobie. Gdy dostaję takie komplementy, mam na sobie zazwyczaj tusz do rzęs i jakiś korektor. Czasami mam na sobie wszystko z mojej kosmetyczki, może poza doklejanymi rzęsami i brokatem. Dodatkowo jestem pokryta od stóp do głów różnymi produktami, które mają chronić moją skórę i włosy przed pogodą. Jestem też pełna witamin. Uwielbiam je. Póki ktoś nie odkryje w Amazonii albo na Madagaskarze czy gdzieś jakiegoś drzewa dającego owoce multiwitaminy, raczej nie uznam łykania tabletek za naturalne, podobnie jak wspomniane wcześniej niedorzeczne ilości mazi. Spędziłam przynajmniej półtora roku na testowaniu dziwnych mikstur, które obiecywały powrót moich brwi do ich dawnej, niewyskubanej świetności. Skończyłam z jednym, trzycentymetrowym włosem wystającym z mojej brwi. To było straszniejsze niż mój pierwszy włos przy sutku. Jeśli poznacie mnie kiedyś osobiście, lepiej nie pytajcie o żaden z tych włosów, chyba, że chcecie, żebym zrobiła się czerwona jak pomidor.

Nieważne czy to oczywisty, przesadzony platynowy blond czy tylko ukrywanie siwych u nasady włosów tak, by pasowały do pierwotnego koloru – farbowanie włosów to wciąż sztuczność. Akrylowe tipsy mogą wymagać więcej czasu niż prosty manicure, ale oba zabiegi stanowią wysiłek poświęcony na to, by wyglądać bardziej estetycznie. Ćwiczenie w celu osiągnięcia jakiegoś konkretnego wyglądu i poddawanie się operacjom plastycznym to dwie różne formy rzeźbienia w ciele –jedną osiąga się przez duży wysiłek, drugą przez duże wydatki. Laserowa depilacja wydaje się bardziej futurystyczna niż krem i maszynka do golenia, ale depilacja nie jest naturalna dla nikogo, niezależnie od płci. Mam pewność, że częste prysznice też nie są zbyt naturalne. Mimo to popieram mycie się tak częste jak chcemy oraz i sprawianie, że nasze ciała wyglądają tak, jak byśmy tego chcieli.

Dolly Parton kiedyś powiedziała, że „wyglądanie tak nieluksusowo kosztuje bardzo dużo pieniędzy", i chyba warto sobie wyjaśnić, że wyglądanie tak naturalnie wymaga bardzo dużo pracy. Wydaje mi się, że działamy na własną niekorzyść udając, że jest coś godnego pochwały w ignorowaniu wysiłku włożonego w nasz wygląd – albo że jest coś z odwagi w przyznawaniu się, że dokonujemy tego wysiłku.