FYI.

This story is over 5 years old.

Alpha People

Norman Leto

Nie mam potrzeby wychodzenia czy smalltalku czy nie daj boże foodtalku. Wolę budowanie wektorów w 3D Studio

Norman Leto kończy pracę nad swoim drugim filmem. W swojej twórczości przekracza granice dyscyplin i form. Ostatnio w przestrzeni sztuki zajmuje się nauką. Rozmawiamy z nim na temat inspiracji, higieny pracy reżysera i szkoły do której chodził.

Od jak dawna pracujesz już na Photonem?
Od trzech lat.

Co zajmuje Ci najwięcej czasu?
Wykonanie każdej animacji, klatka po klatce, jedna po drugiej. To jest najbardziej pracochłonne.

Reklama

Skąd bierzesz modele biologiczne, które wykorzystujesz w swojej sztuce?
Sam je modeluję albo zlecam to na zewnątrz. Jeśli chodzi o animację i ruch, to też robię to samemu, bo tłumaczenie komuś, o co chodzi w danej sytuacji zajęłoby więcej niż gruntowne przygotowanie. Tak naprawdę przez ten film miałem samodzielne, dogłębne przygotowanie się z nauk przyrodniczych, takie przyspieszone studia z fizyki, chemii i biologii.

Kadr z filmu Photon

Jak się tego nauczyłeś, sam?
Sam, ale też miałem znajomych fizyków, chemików, biologów, którym zadawałem dużo pytań i z którymi się konsultowałem, więc mam nadzieję, że błędów merytorycznych będzie jak najmniej. To jest dla mnie ważne, żeby film nie został odebrany jako moja prywatna wizja świata. W przeciwieństwie do "Sailora", który był w dużej mierze o mnie, teraz chcę zrobić film o nas jako o zjawisku biologicznym.

Dlaczego tym razem chcesz się schować w cieniu?
Bo już mnie zmęczyło przez trzy lata pracy nad "Sailorem" rozgrzebywanie jakichś swoich rzeczy czy wyolbrzymianie swoich cech charakteru w postaci, która była moim alter ego. To męczy, jest przyjemne momentami, ale potem jest kac. I formą tego kaca jest to, że odpuściłem sobie siebie, tylko wziąłem się za coś innego, czyli cząsteczki i historię ludzkiego życia opowiedzianą z biologicznej perspektywy.

Zanim przyszłam, kręciłeś ujęcie do nowego filmu. Jesteśmy w mieszkaniu, w którym nakręciłeś też swój poprzedni film. Jak Ci się tu pracuje nad całkiem nową formułą?
Tak samo. Ciekaw jestem, czy ludzie będą w stanie to rozpoznać. Podejrzewam, że ktoś, kto widział "Sailora", rozpozna to mieszkanie, jest charakterystyczne, są głębokie parapety, w tle jest Pałac Kultury. Ale nawet, gdybym miał kręcić film akcji, chciałbym go kręcić w tym mieszkaniu. Mam taką tendencję, że wybieram przedmioty i ludzi z najbliższego otoczenia. Nie lubię rekwizytów. Raczej staram się używać wszystkiego naturalnie. Raczej przyglądam się z dystansem. Jak najmniej mówię do aktorów. Ostatnio wykorzystałem jako aktorów moich rodziców, chorego na Parkinsona ojca, żeby pokazać, co dzieje się w mózgu. Matkę robiącą na drutach, na której przykładzie pokazuję, jak ważna jest praca najprostszego mięśnia w palcu.

Reklama

Jak Twoi rodzice czuli się występując w filmie?
Są to ludzie zupełnie niezwiązani ze środowiskiem sztuki, są rencistami z małego miasta, nigdy w życiu nie przyszłoby im do głowy, że będą w filmie występować. Ale namówiłem ich. Powiedziałem, że nie będzie im to w żaden sposób urągało, to szczere osoby i oddane sytuacji. Nawet zauważyłem, że ojciec miał do tego jakiś dryg, podobało mu się.

Chciałbyś go jeszcze kiedyś nakręcić?
Możliwe, ale to by było bardzo trudne, bo choroba Parkinsona wymaga bardzo ścisłego reżimu, zażywania leków między jednym nagraniem a drugim, jest przerwa i koniec, wszyscy czekają. Pięć minut aktywności i godzina czekania. Absolutnie nie wchodzi w grę regularny plan filmowy. Ta mobilność w robieniu niezależnych filmów jest o tyle ciekawa, że można dotrzeć do obszarów, które są zakazane dla kina wysokobudżetowego, z aktorami.

Bardzo te Twoje filmy są popularnonaukowe. Scenariusz, w którym klasy licealne przychodzą na pokaz Twojego filmu z nauczycielami, jest możliwy? Co o tym sądzisz?
Tak, myślę, że byłoby fajnie, chciałbym taki film zobaczyć w wieku czternastu lat czy w liceum.

Co by to zmieniło w Twoim życiu?
Być może zmieniłbym się na tyle, by zamiast artystą zostać naukowcem. Może wytrzymałbym w reżimie szkolnym, uniwersyteckim.

Dlaczego zamiast artystą w takim razie naukowcem nie zostałeś?
Nie ma mowy, żebym miał zajmować się nauką. To nie jest takie, jak laikom się wydaje. Mało jest dzisiaj liczenia, teoretycznej fizyki. Pieniądz też odbija piętno na środowiskach naukowych. Teraz to głównie siedzenie i pisanie wniosków o granty, użeranie się z biurokracją. Nie nadaję się w ogóle do systemu, z którym mamy do czynienia w trakcie edukacji. Przestałem się uczyć w szkole w czwartej klasie szkoły średniej, w połowie roku, zrezygnowałem z matury, ze wszystkiego i zająłem się swoimi rzeczami. W sensie twórczym pomogło mi to, że nie poszedłem na ASP. W sensie środowiskowym - niekoniecznie. Zawsze miałem z tym problem - jak można oceniać czyjeś prace w tak niewymiernej dziedzinie. Oczywiście można ocenić kogoś za to, jak zagruntował płótno czy jak przygotował rzeźbę do transportu, ale uczy się trochę innych rzeczy - pewnego spojrzenia na świat, na rzeczywistość. Według mnie wrażliwości nie można wyuczyć w trybie akademickim. To chłonięcie informacji od kogoś, kto ma skrzywienie w stronę określonego światopoglądu lub gustu. Dlatego właśnie lubię naukę, że w nauce nie ma miejsca na osobiste skrzywienia. Mam na myśli nauki ścisłe - chemię, biologię i fizykę. Eksperyment rozstrzyga kto ma rację, natury nie da się oszukać, prawa fizyki nie podlegają aktualnym trendom światopoglądowym. Natomiast w naukach takich jak psychologia, filozofia dochodzi do długotrwałych wojen światopoglądowych, politycznych, tożsamościowych. Niektórzy to lubią, robią z tego istotę swojej sztuki.

Reklama

Zdjęcie z planu filmowego Photona

Co Cię najbardziej męczyło w szkole?
To, że cały czas jestem w hierarchii, muszę trafić w czyjeś gusta i jestem oceniany liczbami. Być może nie miałem szczęścia do nauczycieli, nie potrafili zarażać, wygrywały zawsze pozaszkolne rzeczy. Pamiętam, że już na wczesnym etapie było widać, jak potoczy się życie poszczególnych ludzi.

Myślisz, że można być tego pewnym już w podstawówce?
Myślę, że tak. Jak teraz obserwuję ludzi z przeszłości i znajomych, to ogólne wrażenie, kim zostaną, było oczywiste już od dawna. Nie ma niespodzianek. Większość osób, które znam nie szarpała się wtedy ze sobą. Ale czasami spotykamy ludzi, którzy się miotają. Młodzi artyści się miotają, najczęściej jest to problem z określeniem swojej - nie wiem jak to nazwać - dynamiki. Czy jestem bardziej jak Stanley Kubrick, intelektualista bez ekscesów? Albo jak Sid Viscious, brudas, naturalne zwierzę. Teraz widzę, że jest mi bliżej do tej pierwszej chłodnej opcji. Tym bardziej że nie lubię wódki ani imprezowania. Niektórzy męczą się nawet do trzydziestego roku życia. Jest żenujące, gdy człowiek o mentalności typu Axl Rose próbuje być intelektualistą. Kończy się zazwyczaj na drętwych aforyzmach. Śmierć społeczna.

Jak często zdarza się, że widzisz szarpaninę w "Bryłach życiorysu", trójwymiarowych portretach, które wykonujesz na zamówienie?
Niezbyt często. Zwykle osoby, które to zamawiają, mają dość jasne życie i wytyczne. Nie chcę mówić, że są to tylko osoby zamożne, bo stać je na te portrety, ale często są to osoby ze świata biznesu. Tak jak malarstwo czy fotografia portretowa może dawać pewien zarys osobowości, tak przestrzenna forma życiorysu może również mówić coś o życiu portretowanej osoby. Bryły powstają na podstawie pięćdziesięciu pytań, na które odpowiedzi udzielają portretowani. Pytania dotyczą wymiernych faktów z życia, które potem przetwarzam, modelując je komputerowo. Często zdarza się, że ludzie myślą, że opieram algorytm tworzenia tych brył na jakichś naukowych badaniach, ale nie, to byłaby bardzo kiepska metoda. Jest to narzędzie estetyczne, jak portret. Zamiast porównywać twarze ludzi, ciekawsza jest ta wrażeniówka dwóch różnych życiorysów.

Reklama

Gdzie pracujesz nad swoimi pracami?
W domu, głównie w domu.

Jak dzielisz w takim razie czas na czas pracy i czas bez pracy?
To nie jest trudne, bo większość czasu to czas pracy. Robię tylko tyle, by potrzymać ciało w jako takiej formie i tyle. Reszta czasu to jest praca. Ewentualnie spotkania z bliskimi osobami, ale dla mnie praca jednocześnie jest rozrywką. Nie mam potrzeby wychodzenia czy smalltalku czy nie daj boże foodtalku. Wolę budowanie wektorów w 3D Studio. Kiedyś był czas, kiedy bardziej zdawałem się interesować środowiskiem, wystawami, imprezami. Być może wydaje mi się, że już nie muszę się tym dzisiaj tak bardzo interesować, może nadal muszę pić z ludźmi wódkę żeby istnieć w środowisku. Na pewno jest to przyjemne uczucie, kiedy nie trzeba o te paskudne rzeczy zabiegać. I czuć, że można spokojnie zajmować się swoją pracą i niczym więcej. Nie jest to łatwe, wymaga cierpliwości, żeby przez trzy lata skupić się nad jednym filmem. Na szczęście wybrałem temat, którym nie można się znudzić. Trudno jest wyobrazić sobie szersze zagadnienie niż historia życia organicznego.

Jak organizujesz sobie dzień?
Jest raczej uporządkowany, wstaję o dziewiątej rano. Wcześniej starałem się nie regulować zegara biologicznego, puścić go luzem, ale skończyło się to takim dryfowaniem, że wstawałem o piątej rano, kończyłem pracę po 24 h, potem okazywało się, że wstawałem o drugiej w nocy. To było kompletnie rozpieprzone, brak synchronizacji z najbliższymi osobami. W końcu zacząłem ustawiać budzenie tak, żeby mieć większość rzeczy zrobionych do 12. Wtedy powstają z reguły najlepsze rzeczy. Nie jest to przypadek, że ludzie pracują od dziewiątej czy ósmej rano. Rzadko pracuję dłużej niż do siódmej wieczorem. Tak to teraz wygląda, nieciekawie dla kogoś z zewnątrz, bo jestem teraz w fazie mrówczej pracy. Wcześniej było dużo więcej załatwiania, rozmów, biurokracji. To niestety istotna część bycia reżyserem. Spotkania, uśmiechanie się do ludzi to jest najgorsza część pracy nad filmem. Zabiera to połowę czasu pracy nad filmem, zwłaszcza młodym reżyserom. Tak czy inaczej, obserwując polską kinematografię, widać że dużo osób idealnie daje sobie radę z tą towarzyską częścią pracy. Dużo lepiej niż z pisaniem scenariuszy.

Reklama

Kiedy Photon będzie gotowy?
Myślę, że na wiosnę. Sądzę, że po festiwalach zacznie krążyć od połowy roku. Co do Warszawy, obstawiam że tutejsza premiera nastąpi jesienią. Nie przegapisz, wcześniej będą zwiastuny i inne przynęty na widza.

Wywiady z Alpha People:

HV/NOON

Waras M-Cit

y

Filip Pągowski