O kur.., przespałem Audioriver!

FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

O kur.., przespałem Audioriver!

Jechałem do Płocka z myślą o dobrej muzyce, nieprzerwanym trzydniowym melanżu i oczywiście, cyckach

Godzina 6.10, niedzielny poranek w randomowym hostelu. Wszędzie styropian i gołe cegły, pod ścianą ustawionych jest kilka łóżek, przypominających do złudzenia wojskowe prycze. Ale to przecież hostel tylko dla zaprzyjaźnionych festiwalowiczów, którzy przyjeżdżają tu od lat. Do wspólnej łazienki wbiega koleś, śpiący zwykle zaledwie kilka posłań ode mnie, z przerażeniem w oczach i pytaniem na ustach.

Reklama

- Która jest godzina?

- 6.10.

- O kur.., przespałem Audioriver!

Prędko wybiega, zjawia się po chwili z plecaczkiem, do którego pakuje metalową tackę i znowu gdzieś ucieka.

Jechałem do Płocka z myślą o dobrej muzyce, nieprzerwanym 3-dniowym melanżu i oczywiście, cyckach. Koleżanka miała na sobie białą obcisłą bluzeczkę i pięknie sterczące sutki, efekt potęgował brak stanika, co pomogło jej w zdobyciu biletu, bo oczywiście kto by odmówił wejścia ślicznej blondynce. Wakacje to czas bardziej intensywny dla wszystkich, a jako że jest to dość krótki okres, staramy się go wykorzystać jak najbardziej intensywnie. Dlatego kolejki do sklepów monopolowych były długości porównywalnej do tych, po papier toaletowy za komuny, a na drzewach można było przeczytać pośpiesznie zapisane ogłoszenia o kupnie różnorodnych używek. Brakowało tylko kartonu z napisem „sprzedam opla”. Po każdym dniu festiwalu można było napotkać losowo rozrzucone po okolicy „zwłoki”, wyczerpanych i pijanych ludzi, śpiących gdzie się tylko dało.

Jakiś czas temu zrozumiałem, o co chodzi w magicznej nazwie „rzeka dźwięku”. Raz do roku przez Płock przepływa fala entuzjastów muzyki elektronicznej i z każdym kolejnym ich rzesza się powiększa.

Znalazłem się w pizzerii, w kolejce, by złożyć zamówienie. To była już trzecia z restauracji, w której próbowałem coś zjeść, bo w dwóch poprzednich usłyszałem, że minimalny czas oczekiwania to dwie godziny. Po dwudziestu minutach umierania w tym sznurze osób, wyszedł całkiem spocony barman i powiedział, że skończyło się ciasto i pizzy nie będzie. Zazdrościłem tym którzy przez rynek i okoliczne uliczki wędrowali z kwadratowymi kartonami. Pomyślałem nawet, że mógłbym wziąć jeden z tych, które ktoś wyrzucił i udawać, że też jestem posiadaczem tak zacnego posiłku.

Reklama

Poddałem się jednak i poszedłem do najbliższej Żabki, po zupkę chińską i piwo. Niezbyt dobry posiłek po piątkowej intensywnej nocy, podczas której deszcz spowodował zalanie telefonu i co gorsza, kamery. Przez cios piwem w oko przestałem widzieć na kilka godzin i występ 2manydjs słuchałem jedynie, stojąc chyba gdzieś pod głośnikiem. Łóżka były piętrowe, więc pół godziny zajęło mi wdrapanie się na nie, by choć na chwilę zamknąć oczy i przy okazji nie obudzić kumpla śpiącego na dole.

Nie wiem, jak mieszkańcy Płocka to wytrzymują, ale w dzień, czy w nocy, na każdym kroku była muzyka i obok grupka tupaczy, amatorów tłustych elektronicznych dźwięków bez względu na porę. Sam z chęcią poruszałbym się przy jednej z tych dziko rozbitych wytwórni dźwięku, ale bałem się, że moje buty w panterkę, kupione za 20zł na czas festiwalu, nie wytrzymają tego tupania, zwłaszcza po piątkowej ulewie. Poszedłem więc rozejrzeć się po modowej strefie, jednak tam najbardziej zainteresował mnie niewielki pies, który cały mokry, biegał po namiocie z tymi wszystkimi ciuchami z nieprzerwanym wzwodem. Pokonał mnie ten widok, podobnie jak chwilę później schody, prowadzące z powrotem na rynek. Wspinaczka zajęła mi dość czasu, abym zdążył spalić trzy papierosy, szczęśliwie trudy wdrapywania koiło cieplejsze z każdym kolejnym krokiem piwo. Jak Ci ludzie mogą tu mieszkać na co dzień?! – pomyślałem.

Kumpel, z którym jechałem do Płocka, gdy już w końcu się znaleźliśmy, zaraz przed odjazdem w stronę domu, opowiedział mi historię, jak to postanowił się zdrzemnąć między blokami i wyczaiła go z okna jedna z tych babci, które wiszą w oknie niemalże cały dzień, stanowiąc naturalny monitoring osiedla. Zawołała go w swoją stronę, po czym rzuciła mu kocyk. Wtedy zrozumiałem, że oni chyba się przyzwyczaili i trochę nawet lubią festiwalowiczów.

Reklama

Festiwal niezależnej muzyki tanecznej, a więc całą sobotę spędziłem siedząc i rozmawiając z różnymi ludźmi, słuchając muzyki dobiegającej z pobliskiego namiotu. Jedynie w niedzielę, czyli trzeci dzień festiwalu, zamiast do miejsca gdzie odbywała się oficjalna biba skierowałem się na Audiopole, by posłuchać, jak grają kumple z TipTop. Grali B2B i wtedy dotarło do mnie, na czym to polega, jeden idzie na tyły namiotu, za potrzebą, a drugi gra, i tak na zmianę. Przed dj-ką, na metalowych rurach podtrzymujących namiot dziewczyny tańczyły pole dance, a obok nich bawił się koleś wyposażony w skrzydła zrobione ze srebrnej folii, którą jumnął pewnie z namiotu jednego z wystawców.

No ale już, festiwal się kończył, wszyscy powoli rozjeżdżali się do domów. Ja też zbierałem się powoli do odjazdu i czekając na kumpli na rynku, poznałem 2 bardzo miłe dziewczyny. Wymieniliśmy się wrażeniami z weekendu i nieoczekiwanie, na sam koniec, to one zgodziły się, by strzelić fotę ich półnagich sylwetek na tle Circus Stage.

Nieprzerwany melanż, po którym śpi się tydzień, no bo przecież pojechaliśmy na 3 dni urlopu, by odpocząć przy dźwiękach naszych ulubionych artystów, a wraca się zmęczonym bardziej niż po pracy w kamieniołomach. No ale takie są uroki festiwali. Po tej kilkudniowej regeneracji pożyczyłem telefon, włączyłem go i odczytałem wiadomość „pokażemy cycki na Ninie, 3 laski, wpuszczają nas”. Dzięki dziewczyny za chęci, zrobimy to zdjęcie następnym razem.

Reklama