FYI.

This story is over 5 years old.

Kultura

Polska to najlepsze miejsce na świecie

Okej, wiemy że tak nie jest. Ale zastanówmy się, czy naprawdę nie ma nic wspaniałego w naszym dziwacznym kraju?

Pamiętam, jak parę lat temu przejeżdżałem przez nasz kraj z jednym zespołem z Londynu. Ich basistka w pewnym momencie, kiedy akurat wjeżdżaliśmy na pastelowo-styropianowe przedmieścia Warszawy, powiedziała bez krzty ironii w głosie: „Jakie piękne kolorowe domy! Nie wiem, dlaczego ktokolwiek chciałby się stąd przeprowadzać do Wielkiej Brytanii". Coś wtedy zrozumiałem. Wiecie, staram się tego zazwyczaj nie pokazywać, ale jak większość Polaków dorastałem w atmosferze kultu Zachodu. Na Zachodzie wszystko ma być lepsze, bo zachodnie, jak ta słynna „chemia z Niemiec". A ta Polska to wiadomo, syf. Urodzeni w latach 70. koledzy zbierali papierki od Snickersów i puszki po Pepsi (z ich opowiadań wiem, że chodziło o to, że były kolorowe), gdy uczęszczałem do liceum zapanował szał związany z otwarciem pierwszego Starbucksa, dziś – już dojrzalsi – jaramy się rzekomo panującymi na tym Zachodzie równouprawnieniem czy tendencją do nierozwalania naszej planety. Ciągle to poczucie niższości.

Reklama

Jednak Polska to naprawdę fajne miejsce. Ciężko o tym pamiętać, kiedy rano w autobusie ktoś wbija ci łokieć między żebra, ani myśląc, by użyć słowa „przepraszam". Jeszcze trudniej kiedy słyszysz, jakie duby smalone wypływają z ust naszych kandydatów na prezydentów. Albo kiedy pani w sklepie nie ma jak wydać reszty (to polska specjalność). No i oczywiście gdy wszyscy wokół na wszystko narzekają. Narzekanie to rodzimy sport narodowy, w którym każdy z nas jest Małyszem. Kiedy zapytasz Anglika, jak się czuje, on odpowie zdawkowo, że spoko, ewentualnie że ma dużo pracy albo coś, ale też spoko – choćby właśnie pękła mu w domu rura od kanalizacji, wykryto u niego kiłę, albo lis odgryzł palce jego dziecku. W Polsce, nawet jeśli dostałeś nową pracę, na dworze akurat świeci słońce, a twoja zeszła noc przypominała film z Rocco, to i tak musisz wygłosić tyradę o chujowości życia. Dlaczego?

Mam trochę wrażenie, że te wszystkie przywary nierozerwalnie sprzężone są z pięknymi cechami, których inni powinni nam, cebulowym Polonusom, zazdrościć. W tym narzekactwie jest przecież piękny zalążek społecznego solidaryzmu, który każe nam wobec każdego przyjmować empatyczną postawę, na zasadzie: stary, wiem że wszystko jest do bani, ale u mnie nie jest lepiej. Jesteśmy cholernymi ponurakami, ale szczere ponuractwo jest warte tysiąc razy więcej, niż wymuszony uśmiech z amerykańskiego talent showu. Polak nie babrze się w subtelnościach – jak mu się coś nie podoba, to przypierdoli. Ta szczerość jest wspaniała, i jeśli dobrze ją skanalizujemy (niekoniecznie w przypierdalanie gejom albo czarnym) to możemy zdziałać cuda.

Reklama

Nie mówimy szeptem, gdy pytają, skąd jesteśmy. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Mój kochany kolega Maurycy dostał kiedyś w tramwaju oklep, ponieważ pewnemu prawilnemu ziomkowi nie spodobało się, że Maurcy miał na dłoni fioletową rękawiczkę. Motorniczy zatrzymał pojazd, przyjechała policja. Musicie tu wiedzieć, że Maurycy cierpi na umiarkowaną niepełnosprawność, od urodzenia ma nie do końca wykształconą rękę. Widząc to, jeden z policjantów, z typową policji bystrością, zapytał przerażonego Maurycka: „A pan to jest kaleką, tak?". „No tak, nie mam ręki" – odparł M. Wtedy przedstawiciel władzy odwrócił się do inicjatora całego zajścia, wydarł się na niego słowami „kalekę bijesz?!" i zasadził mu siarczystą fangę. Nie jestem miłośnikiem sytuacji, kiedy policja bezprawnie stosuje przemoc, nie popieram samosądów, to nie powinno mieć miejsca. Ale jednak była to także cudownie polska, partyzancka akcja.

Ktoś kiedyś powiedział, że żyjemy w kraju partyzantów. Przez ostatnie dwieście lat musieliśmy ciągle walczyć z systemem – próbującymi nas zasymilować zaborcami, zbrodniczym okupantem i narzuconym, totalitarnym systemem. Chociaż na ustach mamy często Boga, Honora, Ojczyznę i inne konserwatywne slogany, to w duszach gra nam punk, rebelia i niezgoda na zastaną rzeczywistość. Kiedy wreszcie nauczymy się, że państwo może być dla nas nie oprawcą, tylko pomocnym partnerem albo nawet przyjacielem, wtedy z tej wywrotowości możemy ulepić coś, co pozytywnie zmieni Europę, albo i cały świat. Nie przepadam za narodowcami, z tą ich agresją wymierzoną we wszystko, co inne – ale ich obecność i rosnąca popularność wynikają z naszej potężnej niezgody na skurwiałość współczesnego świata: bezideowość, rosnące rozwarstwienie społeczne i nieudolność polityków w sprawach innych, niż public relations. Jeśli tylko uda się nam zrozumieć, że to ani Żyda, ani Araba, ani nawet pedała należy obarczyć odpowiedzialnością za te strukturalne problemy – i że istnieją drogi, by to wszystko zmienić – to Polska stanie się wspaniałym miejscem.

Czas pozbyć się kompleksów, przestać ustawiać się w pozycji zaścianka, nie wstydzić się zamiłowania do cebuli (swoją drogą, kuchnie francuska, hiszpańska czy brytyjska też cebulą stoją – nie rozumiem trochę, o co wielkie halo) i nie zapominać polska mowa po kilku miesiącach na obczyźnie. Polandia to świetne miejsce, z potężną energią w ludziach, wspaniałą współczesną sztuką (inna poszła w pył), prężną nauką (o której powinno być głośniej) oraz tym, na co po angielsku mówi się no-bullshit quality, a w Polakach jest tak powszechne, że nawet nie trzeba tego nazywać. Podnieś głowę, wypnij pierś i ciesz się tego, że urodziłeś się w tym śmiesznym kraju nad Wisłą. Będzie dobrze.

Artykuł nie powstał na zlecenie żadnej rządowej organizacji, ale wszelkie hajsy chętnie przyjmę.