FYI.

This story is over 5 years old.

Moje zdanie

Poradnik faceta, jak żyć w otwartym związku i być szczęśliwym

Jestem w otwartym związku. Spotykam się z ludźmi na kawę, na kawę i seks, na seks bez kawy. Moja narzeczona tak samo. Bywa, że wręcz wypychamy się nawzajem na randki, jeśli któreś z nas straci akurat śmiałość

To nie jest autor artykułu, ale ci ludzie też wyglądają ze sobą na szczęśliwych. Źródło: Flickr/kedai lelaki

Otwarty związek nie jest mitem i nie wyklucza miłości ani szacunku – wręcz odwrotnie. Ale decydując się na taką relację, trzeba zrobić to dobrowolnie, świadomie, dojrzale i… być gotowym na bardzo wiele pracy nad sobą, ale korzyści są ogromne. I nie ograniczają się tylko do seksu i związku.

Ideały młodości

Mając 18 lat, nie wyobrażałem sobie seksu bez miłości. Jasne, „pożyczając" sobie Catsy tatusia i z niecierpliwością wyczekując na ten magiczny pierwszy raz, w ogóle się nie zastanawiałem nad konotacjami uczuciowymi. Chciałem, och tak bardzo chciałem, nareszcie zaznać seksu z dziewczyną.

Reklama

Kiedy w końcu nadszedł ten moment, absolutnie beznadziejny zresztą, tylko upewniłem się w błędnym przekonaniu. Uznałem, że seks to najwyższa forma bliskości, manifestacja uczuć intymnych, przynależność i wyłączność, magia między dwójką miłujących się ludzi. Moja dziewczyna najwyraźniej tak nie uważała, bez namysłu zdradzając mnie ze swoim byłym, kiedy tylko wróciłem z Gliwic do Warszawy. Potem był klasyczny „Dear John letter".

Dwa razy później

Moja wizja związku, seksu, miłości i relacji między nimi ewoluowała. Ponad wszelkie wyobrażenie. Uważam, że seks jest doskonałą rozrywką dla dorosłych, czy raczej dojrzałych ludzi. Absolutnie nie musi iść w parze z miłością, ale jednak potrzebna jest odrobina iskrzenia, wzajemnej fascynacji.

Jestem w otwartym związku. Spotykam się z ludźmi na kawę, na kawę i seks, na seks bez kawy. Moja narzeczona tak samo. Bywa, że wręcz wypychamy się nawzajem na randki, jeśli któreś z nas straci akurat śmiałość.

Bywa, że ja ją odwożę na randki, a potem przywożę, jeśli jest późno lub daleko. Raz specjalnie zabrałem dziecko na miasto, żeby zostawić wolną chatę, w której, na zaścielonym przykładnie łóżku, umieściłem dwie gumki z karteczką „have fun". Na stoliku zostawiłem dzbanek z wodą i dwie szklanki. Nie, to nie jest cuckold – tam chodzi m.in. o przyjemność z bycia poniżonym. Mnie chodzi o to, by moja narzeczona miała radochę.

Czasem wciska w dłoń paczkę prezerwatyw, kiedy wychodzę, albo pyta, czy nie zapomniałem gadżetów

Reklama

Ona zachowuje się wobec mnie podobnie. Czasem teasuje przed randką, bym był bardziej nakręcony. Czasem wciska w dłoń paczkę prezerwatyw, kiedy wychodzę, albo pyta, czy nie zapomniałem gadżetów. Po wszystkim zwykle opowiadamy sobie jak było – drugie słucha z wypiekami na twarzy. Nieraz te opowieści doprowadzają do gorącego seksu.

Czerpiemy pełnymi garściami z życia. Oboje kochamy seks, lubimy poznawać ludzi. Lubimy zdobywać i lubimy się uczyć. Poza tym każda taka znajomość napełnia nas oboje nową energią. Nawet jak czasem dopadnie nas apatia, przyhibernujemy, bo praca, bo upał, bo dzieci, bo obowiązki, bo może dziś jednak serial albo gra, randka budzi w nas żywioł.

Dlaczego to działa

Działa, bo się kochamy i szanujemy. Bo jesteśmy siebie pewni, ufamy sobie. Bo nie traktujemy drugiego człowieka przedmiotowo, nie uważamy za swoją własność. Zazdrość? Ależ co mnie obchodzi, czy ona pójdzie z kimś na piwo, czy do łóżka? Przecież jest ze mną, wraca do mnie, kocha mnie. I ja tak samo. Nie jest moją własnością, nie mogę jej niczego rozkazać ani zabronić. Jest dorosłym, dojrzałym, autonomicznym człowiekiem. I w drugą stronę tak samo. Związek nie polega na zamknięciu się w klatce i spędzaniu czasu wyłącznie ze sobą nawzajem, to raczej podróż w jednym kierunku. Czasem idziesz przytulony, czasem za rękę, a czasem własnymi ścieżkami. Czasem przystaniesz, a potem podgonisz, czasem poczekasz. Tutaj nie ma miejsca na zazdrość. Że pozna kogoś „fajniejszego"? Nie istnieje nic takiego. Ludzie porzucają innych nie dlatego, że poznali akurat kogoś, kto rokuje. To może być skutek, nie przyczyna. W związku musiałoby być naprawdę źle, by taki scenariusz mógł się wydarzyć naprawdę. Więc oboje się go nie boimy, nawet nie bierzemy pod uwagę.

Reklama

Mamy zasadę veta. Możemy bez podania przyczyny i konieczności tłumaczenia się zakomunikować „wolę, byś nie spał/a z tą osobą"

Informujemy się o swoich planach, jeśli o nich wiemy. Jeśli jesteśmy osobno, a warunki nie sprzyjają przerywaniu zaistniałej sytuacji, informujemy się post factum. No bo wyobraźcie sobie – wyjazd, podryw, i nagle w sytuacji, z której za chwilę zapomnicie o całym świecie, pauzujecie: „poczekaj, muszę spytać, czy narzeczony nie ma nic przeciwko". Jeśli się informujemy, pytamy, czy drugie nie ma nic przeciwko. Mamy zasadę veta. Możemy bez podania przyczyny i konieczności tłumaczenia się zakomunikować „wolę, byś nie spał/a z tą osobą". Ponieważ szanujemy się i kochamy, spełniamy takie prośby, choć póki co, przez dwa lata, veto zostało użyte tylko raz.

Egoizm i komunikacja

Otwarty związek to dużo pracy, dużo przemyśleń i dużo rzeczy do przeprocesowania. Jesteśmy wychowani w tym, a nie innym kraju, w tej, a nie innej mentalności. Jesteśmy też tylko ludźmi. Zdarzają się sytuacje, kiedy zwykły prymitywny egoizm próbuje wziąć górę nad namalowanym powyżej sielankowym obrazkiem. Gdzie moja zabawka? Gdzie mój cukierek? Czemu wychodzisz, skoro mieliśmy oglądać serial. Czemu chcesz na seks z tą osobą, a ze mną dziś nie?

Po tym mogłaby nastąpić erupcja negatywnych emocji, na pewno nie wyszlibyście z tego bez szwanku. Zamiast tego wystarczy zadać sobie proste pytania:

„Czy on/a ma obowiązek chcieć się kochać właśnie dziś właśnie z Tobą?"

Reklama

„Czy on/a ma obowiązek w ogóle chcieć się kochać z Tobą?"

„Czy wieczór spędzony inaczej niż sobie wyobrażał (e/a)ś to koniec świata?"

„Czy naprawdę chcesz jej/mu, zamiast ekscytującego wieczoru zaserwować przykrą kłótnię o swoje lęki?"

To pomaga. Pamiętacie ten kawałek o własności? To w tym momencie przychodzi zderzenie z rzeczywistością i z początku może być trudno. Ale za każdym razem jest łatwiej, aż w końcu okazuje się, że automatyczna reakcja znikła.

Zdarza się, że całym sobą czuję, że to nie mój egoizm, tylko tej drugiej osoby. Że jest mi przykro i mam 99% pewności, że to nie moja wina. Że gniew jest słuszny. Co wtedy? Wtedy liczy się asertywność i spokój. I znów: zaufanie i szacunek. Nie robię wyrzutów. Nie robię scen. Mówię spokojnie o swoich uczuciach. Ufam partnerce, wiem, że mnie szanuje, a więc wysłucha i zrozumie. A najlepiej, jak zrobię to nie w momencie, kiedy poczułem się źle, rujnując jej plany przez wciągnięcie w trudną rozmowę, tylko później. Jak przemyślę temat, a na rozmowę będzie czas.

Komunikacja jest absolutną podstawą otwartego związku. Potem okazuje się, że skoro jesteśmy w stanie porozmawiać na tak delikatne tematy, to jesteśmy też w stanie porozmawiać na wszystkie inne. Dogadać się nawet, wtedy kiedy nasze światy wydają się nie mieć części wspólnej. A to ubogaca. I spaja.

Znamy kilka par funkcjonujących tak jak my. To najlepiej zgrane i najtrwalsze pary. To nie przypadek.

Reklama

Robisz to bardzo źle

Otwartym związkiem nie jest relacja, w której jedna strona zgadza się na to, tylko dlatego, żeby zrobić przyjemność drugiej stronie, albo ze strachu, że druga osoba odejdzie. Wtedy jest tylko krzywda, eskalująca z każdym spotkaniem.


Nie tylko o seksie. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska


Otwartym związkiem nie jest życie w kłamstwie i zdradzanie się. Otwartym związkiem nie jest „rób co chcesz, nie obchodzi mnie to, tylko nie chcę o tym wiedzieć". Otwartym związkiem nie jest sytuacja, w której jedna osoba drugiej łaskawie pozwala. Otwarty związek musi być uczciwy, przejrzysty i fair. Również dla stron trzecich.

Zaraz, a to nie poliamoria?

Nie. Poliamoria dotyczy uczuć przede wszystkim. Związki poliamoryczne to różne konfiguracje uczuciowe. To nakładające się, równoległe związki, dziejące się za wiedzą i zgodą wszystkich zainteresowanych. Mam dziewczynę i chłopaka, a on ma dziewczynę. To jest związek poliamoryczny. Może iść w parze z otwartością związku na seks. I zwykle idzie, ale nie musi.

Nie dla każdego

W swoich przemyśleniach nie przedstawiam bynajmniej optymalnej i uniwersalnej recepty na wspólne szczęście. Wierzę, że otwarty związek nie musi być dobry dla każdego, choć osobiście uważam go po prostu za wyższy level relacji międzyludzkich, również tych najbliższych. Zdaję sobie sprawę, że znalezienie osoby o podobnych poglądach może być trudne, ale nie jest niemożliwe. Więc jeśli akurat pomyśleliście „kurczę, chcę tak żyć", nie poddawajcie się.