Post-apo spod Warszawy

FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Post-apo spod Warszawy

Zainteresowało mnie to, że zaraz pod Warszawą istnieje takie miejsce, wsie pustych domów, schowane pomiędzy drzewami. Nieraz ma się uczucie, że w jednej chwili ludzie wstali i po prostu stamtąd poszli, zostawiając wszystko za sobą

Z autorką zdjęć rozmawiał Paweł Mączewski

Chodzę po opuszczonych miejscach od kiedy skończyłam 18 lat, ale wtedy oczywiście nie traktowałam tego zbyt poważnie. Zresztą, czymś takim zajmuje się teraz co druga osoba. Pewnego razu usłyszałam o miejscowości Ławy, w Kampinoskim Parku Narodowym. Dowiedziałam się, że kiedyś znajdowała się tam duża wieś i że w połowie lat 70. podjęto decyzję o wysiedleniu stamtąd ludzi, by poszerzyć teren Parku. Zainteresowało mnie to, że zaraz pod Warszawą istnieje takie miejsce, wsie pustych domów, schowane pomiędzy drzewami. Kiedy pierwszy raz tam przyjechałam już prawie nic z nich nie zostało, same łąki i las. Postanowiłam jednak, że zacznę szukać dalej, wejdę wgłąb lasu.

Reklama

Od tamtej pory jeżdżę do Parku cyklicznie. Przeszłam przez całą południową część Puszczy, byłam na zachodzie, no i oczywiście zwiedziłam teren najbliższy Warszawie. Pozostała mi jeszcze północ Parku. Zmieniłam się w takiego Bogusława Wołoszańskiego Kampinosu.

Zaskoczyło mnie, że w niektórych domach, które tam znalazłam cały czas mieszkają ludzie. Żyją bez bieżącej wody, zamiast tego mają studnie na podwórku. Za domem stoi sławojka. Ocieplają się piecami kaflowymi. Od kiedy postanowiłam publikować swoje zdjęcia, zaczęły kontaktować się ze mną rodziny tych ludzi, którzy zostali wysiedleni. Domy, które wcześniej fotografowałam nabierały nowej historii. Poznawałam kulturę ludzi kiedyś zamieszkujących Puszczę Kampinoską. Teraz staram się uchwycić to, co jeszcze zostało po tamtych miejscach. Na przykład we wsi Zamość, kiedy zaczynałam moje podróże było kilka domów, w ostatnim czasie wyburzono trzy najstarsze chaty. Wchodząc do środka tych domów jestem ich gościem. Nic nie ruszam, nic nie dotykam. Zostawiam tylko swój odcisk buta i zabieram swoje zdjęcie. Czasami, gdy tak zwiedzam te ruiny bywa strasznie. Raz fotografowałam wnętrze domu, z którym od samego początku czułam, że jest coś dziwnego. Chociaż w pokoju z łóżkiem były otwarte szeroko okna, musiałam używać lampy, z powodu panującego tam mroku. Szybko stamtąd wyszłam, nie chciałam dłużej tam zostawać. Później, gdy opublikowałam te zdjęcia napisała do mnie dziewczyna, która powiedziała mi, że jej wujek zmarł w tamtym pokoju, w tym łóżku. Podobno leżał tam kilka dni, zanim go odnaleźli. Wtedy zrozumiałam ten dom.

Reklama

Innym razem trafiłam do domu, gdzie wiedziałam, że jakaś osoba kiedyś w nim umarła. Weszłam do środka i ku mojemu zdziwieniu, krzesła i stół były do góry nogami. Myślałam najpierw, że to wandale. Później dowiedziałam się, że ktoś to zrobił według starego miejscowego obyczaju – bo gdy ktoś umiera, trzeba wszystko odwrócić do góry nogami, wtedy śmierć nie dosięgnie osoby, która będzie blisko tego miejsca. Takie wierzenia. Patrząc na wnętrza tych miejsc, myślę, że ludzie, którzy tam mieszkali musieli żyć biednie, na granicy ubóstwa, ale chyba nawet nie byli tego świadomi… Nie mieli okazji poznać innego życia. To była dla nich normalność.


JESTEŚMY TEŻ NA FACEBOOKU. POLUB NASZ NOWY FANPAGE VICE POLSKA


To co po nich zostało to obraz trochę jak z post-apokaliptycznego świata. Nieraz ma się uczucie, że w jednej chwili wstali i po prostu wyszli, zostawiając wszystko za sobą. Nie wiadomo gdzie są i czy żyją. Zostały ich rzeczy, meble, książki, talerze, książki… tylko ludzi nie ma.

Więcej fotografii Ewy znajdziecie TUTAJ