FYI.

This story is over 5 years old.

wywiad

Projekt AKIRA

AKIRA jako koniec wszystkiego implikuje pewne odrodzenie nowego świata, co w wielu aspektach przydałoby się temu, w którym żyjemy teraz

Oryginalna AKIRA zaczyna się od koszmaru zagłady, wraz z wybuchem zmiatającym z powierzchni ziemi całe miasto, by następnie ukazać koszmar egzystencji, w przeludnionej metropolii przyszłości, Neo-Tokio. Pierwowzorem anime, autorstwa Katsuhiro Ôtomo, była rysowana przez niego manga, nad którą pracę zaczął w 1982 roku, by ukończyć ją dopiero 8 lat później, z 2182 stronami epickiej opowieści. Co jednak ciekawe, dzięki ogromnej popularności mangi, już w 1988 roku powstała jej ekranizacja. Tym samym jej autor musiał wymyślić dwie wersje swojej historii, nie mając nawet zakończenia do pierwowzoru. Zadanie nie było proste, dlatego scenariusz do anime postanowił napisać właśnie od końca, by w ten sposób dopasować do siebie wszystkie wątki. Jego film to niezaprzeczalnie dzieło kultowe i majstersztyk w dziedzinie animacji.

Reklama

Chociaż już w 2002 roku Warner Bros zdobyło prawa do ekranizacji, pomimo szeregu prób, takowa nigdy nie powstała. Dlatego właśnie dwóch zaprzyjaźnionych filmowców postanowiło zmierzyć się z legendą i nakręcić pierwszy fabularny zwiastun do AKIRY, ukazując tym samym, jak to dzieło mogłoby wyglądać na dużym ekranie. Reżyserem AKIRA Project został Nguyen-Anh Nguyen, za kamerą stanął Kanadyjczyk polskiego pochodzenia, Jan Belina-Brzozowski. Do pracy zaangażowali szereg osób, budżet zbierano także poprzez internet.

Udało mi się z nimi porozmawiać i dopytać o kulisy tworzenia zwiastuna, który w mojej opinii, dorównał klimatem oryginałowi Katsuhiro Ôtomy.

VICE: Na wstępie, opowiedzcie coś o sobie, jak zaczęła się wasza przygoda z kręceniem filmów i jak się poznaliście?
Nguyen-Anh Nguyen: Urodziłem się w Sajgonie, ale przez całe życie mieszkałem w Montrealu. Najpierw zrobiłem doktorat z medycyny w 2004 roku, ale zrozumiałem, że to nie jest moja prawdziwa pasja, więc 4 lata później ukończyłem licencjat z produkcji filmowej na Uniwersytecie Concordia. Zaraz po tym założyłem swoją firmę, gdzie do tej pory wyprodukowałem kilkanaście krótkometrażowych filmów. Jana poznałem a Uniwersytecie, od pierwszego roku chodziliśmy na te same zajęcia. Tam też poznałem większość osób, z którymi pracuję do dziś. Razem dorastaliśmy w tym biznesie.

Jan Belina-Brzozowski: Ja natomiast urodziłem się i dorastałem w Kanadzie, moi rodzice wyemigrowali z Polski w latach 70. Wychowywałem się w części francusko-kanadyjskiej, gdzie z jakiegoś powodu, manga była bardzo popularna w podstawówce i gimnazjum. Po skończonych studiach poczułem potrzebę, by odnowić moje polskie korzenie, co w efekcie zaowocowało poznaniem PWSFTviT. To było świetną wymówką, by w 2007 pojechać do Polski i odkryć, czym naprawdę jest kinematografia.

Reklama

Brzmisz jakby właśnie to doświadczenie było dla Ciebie sporą inspiracją.
Jan: Dzisiejsi widzowie bez przerwy są bombardowani nowymi mediami, więc nie powinno nikogo dziwić, że stają się coraz bardziej sceptyczni. Nadrzędnym wyzwaniem jest więc, by jakoś zaskoczyć cynicznie nastawioną publiczność. To, co uważam za największą odpowiedzialność filmowca, to by świadomie wykorzystywać technologie w opowiadanej historii, by fascynować nią ludzi. Moją inspiracje czerpie od takich twórców, jak Idziak, albo Edelman, którzy brali przykłady z Caravaggia, Rembrandta i Vermeera. Jednakże pokazywali też, by odrzucać standardy, gdy się je już pozna i szukać nowych sposobów ekspresji. Jako Kanadyjczyk, który przeprowadził się do Polski, byłem mile zaskoczony ogromem dedykacji szkoły wobec filmu. Nieważne, jak bardzo sędziwi byli moi wykładowcy, w pełni definiowali charakter tego miejsca. Uważam, że Polacy są jednymi z najzdolniejszych twórców filmowych na świecie i ucząc się u ich boku, pozwoliło mi to zrobić krok do przodu, by pewnego dnia osiągnąć ten sam poziom co oni.

Kiedy powstał pomysł na AKIRA Project?
Nguyen-Anh: Kilka miesięcy po tym, jak Jan wrócił z Łodzi, w 2012 roku - Warner Bros po raz trzeci odwołało prace nad fabularną ekranizacją Akiry. Wtedy postanowiłem nakręcić swój zwiastun, pokazując w nim tylko jak Kaneda jedzie na swoim motorze przez Neo-Tokyo. Spotkałem się wtedy przy piwie z Janem, by obgadać ten pomysł. Nie było trudno go przekonać do tak szalonego projektu, który przecież nie miał nawet żadnego budżetu.

Reklama

Jan, na tle Twoich pozostałych dokonań, projekt AKIRA zdecydowanie się wyróżnia.
Jan: Od najmłodszych lat marzyłem o własnej mandze. Niestety, ukazywany w niej świat wymagał zaawansowanej technologii, by wiernie go odwzorować to w filmie. Wszystko co wymaga wykorzystania efektów specjalnych niesie ze sobą ryzyko, bo powierzasz kontrolę nad obrazem animatorowi. Musisz więc albo znaleźć najlepszego z możliwych specjalistów, albo całą swoją uwagę poświęcić na dobre poprowadzenie historii. Już jako student, bardziej koncentrowałem się na głębiach postaci, niż głośnych fajerwerkach, jakie oferowało VFX. W rezultacie wyrosłem na swojego rodzaju „gawędziarza", który operując kamerą, wybierając określone ustawienia i kąty, stara się przedstawić rysopis psychologiczny prezentowanego bohatera, wychwytując przy tym różnice poszczególnych postaci.

Oryginalna AKIRA urosła do rangi kultowego dzieła, nie czuliście presji przy tworzeniu swojej wersji?
Nguyen-Anh: Wiedziałem, że hardcorowi fani rozedrą nas na strzępy, jeżeli nie oddamy sprawiedliwości oryginałowi. Wypuszczając do sieci pierwszy plakat, wiedzieliśmy, że musi być idealnie. Na szczęście już jako młody chłopak czytałem komiks i obejrzałem anime, więc obraz tego projektu dojrzewał we mnie, co przełożyło się na ostateczną decyzję, że trzeba to zrobić.

Jan: Tak bardzo baliśmy się porażki, że ten strach zmotywował nas, by stworzyć jak najlepsze dzieło. Pan Ôtomo stworzył wspaniałe dzieło w dziedzinie animacji. Dodatkowo, sporo osób uważa, że anime powinno pozostać tylko animacją. Było wiele czynników, które potęgowały napięcie podczas kręcenia zdjęć, ale jeżeli mogę cokolwiek powiedzieć o sobie i Nguyen-Anh, to że najlepiej działamy właśnie pod presją. To często prowadziło do głupich kłótni o kąt ustawienia kamery lub odcień nałożonego koloru, czego i tak w większości żaden z widzów później nie zauważał. Te sprzeczki brały się jednak z pasji tworzenia.

Reklama

Jaka była reakcja ludzi, gdy zobaczyli skończony efekt?
Nguyen-Anh: Nadal spotykamy się z krytyką, ale taka jest natura internetu, gdzie część oddanych fanów oryginalnego filmu nigdy nie uzna i nie pokocha niczego poza oryginalnym filmem. Mimo to, zdecydowaną część przeważyły pozytywne opinie, także wśród dużych serwisów informacyjnych. Wiele osób nabrało nadziei, by w oficjalnej ekranizacji uchwycono to, co nam się udało pokazać.

Mimo, że Hollywood już wielokrotnie podchodziło do ekranizacji, nigdy nie brano pod uwagę zaangażowania do projektu aktorów azjatyckiego pochodzenia. Co myślicie o "amerykanizacji" AKIRY?
Jan: Myślę, że to mija się z istotą pierwotnego założenia. Poprzez amerykanizację AKIRY znika nawiązanie do nuklearnej zagłady, której Stany Zjednoczone nigdy nie doświadczyły. Historia AKIRY opiera się przecież na lęku, który powstał w Japonii po zbombardowaniu Hiroszimy i Nagasaki, więc to byłaby raczej podłość, by w ten sposób zaadaptować tę historię. Gwoździem do trumny byłoby jeszcze zrobienie z Japończyków "tych złych". Już sama taka myśl mnie boli.

Co jest największym atutem oryginału?
Nguyen-Anh: Patrząc na to przez pryzmat mangi, powiedziałbym, że jest to niesamowitość prezentowanej historii. Tak wiele książek i filmów czerpało z niej inspiracje i nadal robi to po dziś dzień. Zaś sam poziom sztuki wykonania był czymś fenomenalnym, co sprawiało, że chciałeś szybciej przewracać kartki i z zapartym tchem obserwowałeś niektóre rysunki. Jeżeli chodzi o anime, było to przełomowe dzieło w dziedzinie techniki animacji. Bardzo niewielu artystom, może z wyjątkiem Miyazaki, udało się uzyskać swoją pracą podobny efekt.

Czy AKIRA jest dla was symbolem początku, czy końca?
Jan: Dla mnie jest ona symbolem utraty naszej kontroli nad technologią. Ta kwestia nie uległa zmianie od lat 80., tyle że lęk przed atomową siłą zastąpiliśmy obawami wobec sztucznej inteligencji, która może w pełni zapanować nad naszym życiem. W każdym razie, moim zdaniem, AKIRA jako koniec wszystkiego implikuje pewne odrodzenie nowego świata. Tak więc ostatecznie, można się zastanawiać, czy to to coś złego, skoro mówimy o nowym początku.

Nguyen-Anh: Początku wszystkiego, kiedy ludzkość zmyje z siebie grzech i stanie się czymś nowym, co w wielu aspektach przydałoby się światu, w którym teraz żyjemy.

Więcej informacji o projekcie i jego twórcach znajdziecie TUTAJ i TUTAJ.