FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Seksturystyka

W odróżnieniu od męskiej seksturystyki, kobieca została bardzo słabo udokumentowana. Jeśli już się o niej mówiło, to dotyczyło to starszych, samotnych, jasnoskórych kobiet, które wyjechały na wakacje, by zaliczyć jakiegoś młodzieńca

Miesiąc przed swoimi 40. urodzinami weszłam na maila, a moim oczom ukazała się wiadomość pod tytułem: Seksturystyka dla kobiet. Normalnie wywaliłabym taką wiadomość bez większego namysłu do spamu, ale rok wcześniej pisałam dla McSweeney artykuł o seksturystyce: Zrób to sam. Pomyślałam więc, że może nadawca chce się tylko dowiedzieć, gdzie można mieć meksykański masaż mlekiem, który opisałam w artykule.

Reklama

Okazało się jednak, że napisała do mnie producentka programu ABC Nightline: „Szukam Amerykanki, która praktykuje seksturystykę i planuje wyjazd na grudzień/styczeń. Czytając twój artykuł, stwierdziłam, że jesteś idealną osobą do tego zadania!".

Później przez telefon wytłumaczyłam, że moja historia miała być śmieszna. Tak, miałam w swoim życiu kilka namiętnych zagranicznych epizodów, ale nigdy nawet nie myślałam o płaceniu za lokalne usługi seksualne podczas podróży. Producentka stwierdziła, że nie ma z tym problemu. Telewizja potrzebowała po prostu ciekawej, mądrej kobiety, która nie boi się wziąć seksualności w swoje ręce (lub raczej oddać jej w ręce jakiegoś gorącego sekspracownika) podczas wakacji na Karaibach.

Spodobał mi się ten komplement, stwierdziłam, że porozmawiam jeszcze z jej współproducentem. Wysłałam swoje fotografie i czekałam na odpowiedź.

W odróżnieniu od męskiej seksturystyki, kobieca została bardzo słabo udokumentowana. Jeśli już się o niej mówiło, to dotyczyło to starszych, samotnych, jasnoskórych kobiet, które wyjechały na wakacje, by zaliczyć jakiegoś młodzieńca. Tymczasem w 2007 r. oszacowano, że co roku w poszukiwaniu seksu okolice Morza Karaibskiego odwiedzało aż 600 tys. przedstawicielek płci pięknej. Właściwie to nie szukały tylko seksu. Według badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Południowej Florydy seksturystki starają się być pseudoromantyczne. Socjologowie twierdzą jednak, że określenie „turystycznie romantyczne" jest bardziej na miejscu, ponieważ samotne kobiety szukają czegoś więcej niż szybkiego numerka.

Reklama

Przez ostatnie trzy lata nie uprawiałam seksu. Złożyło się na to kilka czynników. Mieszkam w małej nadmorskiej mieścinie, w której nie ma zbyt wielkiego wyboru mężczyzn. Poza tym chciałam odpocząć od związków, bo mój były osiągnął niesamowicie wysoki wynik w teście na psychopatę. Trzy lata w celibacie to sporo. Poza tym wizja spędzenia 40. urodzin na tropikalnej wyspie w tropikalnym łóżku (lub hamaku, lub kiblu, lub czym tam jeszcze) z seksownym nieznajomym brzmiała naprawdę zachęcająco.

Podróż ta byłaby w ogóle pieczeniem dwóch pieczeni na jednym ogniu. Mogłabym dowartościować wiele kobiet, w telewizji znalazłaby się feministka pozytywnie nastawiona do seksu, walczyłabym z nierównym prawem do seksu. Myśl o produkcji nie opuszczała mnie na krok, samotna matka o przeciętnym wyglądzie daje czadu, pieprzy się z facetami i pływa z delfinami. Brzmiało to jak sytuacja win-win.

Zgodziłam się zagrać rolę życia. Na potrzeby programu miałam gościć przez tydzień na Jamajce w okresie walentynkowym.

Spotkałam się z dwójką producentów w Kalifornii. W prezencie dostałam kamerę, którą codziennie miałam nagrywać swoje życie, pracę, wychowywanie nastoletnich córek i wyrzucanie śmieci. Wszystko miało być swego rodzaju kontrastem do przeżyć, które miała zapewnić mi Jamajka. Byli inteligentni, zabawni i wciąż zapewniali mnie, że nie przedstawią mnie jako głupiej, beznadziejnej turystki, która zostawia dzieci tylko po to, żeby zaliczyć.

Reklama

Zaczęłam planować każdy detal swojej programowej osobowości. I choć producenci naciskali na mnie, bym porozmawiała z tamtejszymi „chłopaczkami z plaży"(czyli sekspracownikami), nie zgodziłam się. Nie chciałam być kolejną osobą, która próbuje przespać się z mieszkańcem wyspy. Chciałam być seksturystką innego typu – taką, która zna się na feministycznych teoriach i jest przekonana, że chłopaki pracują dla agencji.

Stwierdziłam, że będę wyglądać na inteligentniejszą, jeśli na wyjeździe będę czytać książki Bell Hooks albo Rebeki Solnit. Wybrałam fair trade'owe, niesieciówkowe lekkie sukienki i kostiumy kąpielowe do noszenia w dzień, w nocy miałam zakładać swój T-shirt od Margaret Cho. Chciałam się wstawiać (nie upijać) i prowadzić inteligentne rozmowy o globalizacji i ptakach (wiedzieliście, że na Jamajce jest 300 gatunków ptaków?). I w końcu możliwe, że poznałabym jakiegoś przystojnego, inteligentnego podróżnika. Rozmawialibyśmy o zmianach klimatycznych, historii hip-hopu podczas spaceru plażą do mojego ekoapartamentu. Zamknęłabym drzwi, a w kadrze widniałyby już tylko piękny, lśniący księżyc i fale odbijające się od brzegu.

W swojej wyobraźni podobałam się nawet najsurowszym krytykom. Ten krótki epizod odczyniłby wiszący nade mną od trzech lat urok w sposób bezpieczny i elegancki. Stałabym się również wzorem dla wielu kobiet na całym świecie z hasłem „Seksturystyka dla wszystkich!" na ustach.

Reklama

Kupiłam sobie wspaniały kostium kąpielowy. Umówiłam się na laserowe usunięcie tatuaży. Zabukowałam sobie przelot i hotel. Byłam już gotowa na swoją jamajską przygodę życia.

Niestety pomimo naiwnych marzeń zaczęłam się denerwować. Prześladowały mnie koszmary. Budziłam się zlana potem, przejęta stworzonymi w mojej głowie katastrofami lotniczymi, wirusami przyniesionymi przez muchę tse-tse i nieplanowanymi ciążami. Poza tym spokoju nie dawały mi wciąż słowa przyjaciółki, która przestrzegała mnie przed wyjazdem, twierdząc, że producenci mogą dostosować moje nagrania do swoich potrzeb.

– Będziesz mówić o tym, jak pyszne jest awokado, wyrwą to z kontekstu i sprawią, że cały opis będzie brzmiał jak pean na cześć męskich genitaliów, kurwa jego mać!

Ekipa filmowa nie starałaby się pokazać mnie z jak najlepszej strony. Wzięliby całe nagranie z samolotu, na którym histeryzując, w międzyczasie łykałabym xanax. W tym scenariuszu mogłabym również zgubić bagaż z rzeczami fair trade i skończyłabym, nosząc rzeczy w kolorach rasta, sprane sukienki i plastikowe klapki ze strefy bezcłowej. Zaczęłabym wtedy z nerwów chlać, wlewać w siebie owocowe koktajle z małymi parasolkami, a w rezultacie skończyłabym z jakimś 24-letnim Amerykaninem, pieprząc się na tyłach baru. Wróciłabym do domu, a najmłodsza z moich córek wrzuciłaby smutny filmik na YouTube, na którym płacze, bo dzieci z gimnazjum wyzywają jej matkę od kurew.

Reklama

Ten najgorszy ze scenariuszy zagnieździł się w moim mózgu kilka tygodni przed planowanym wyjazdem. Starałam się wywabić go z mojej głowy, ale im bardziej próbowałam, tym gorzej się to kończyło. W końcu zorientowałam się, że nie jestem w stanie pojechać na seksualną odyseję. Ten typ podróży nie jest po prostu dla mnie.

Zanim jednak zdobyłam się na odwagę skontaktowania się z producentami, sprawa rozwiązała się sama. Dostałam e-mail z informacją, że producent wykonawczy zrezygnował z programu. Obawiali się tego, że nie zaliczę i wrócę do domu, nie odnosząc sukcesu, a moje wtórne dziewictwo dalej będzie nienaruszone.

Nawet mi ulżyło. Na myśl o tym, że zostałabym zwykłą seksturystką, przewracały mi się flaki i zbierało się na wymioty. Wielu naukowców uważa, że seksturystyka mężczyzn i kobiet to dwie różne rzeczy. Mężczyźni w tym biznesie to raczej panowie do towarzystwa niż męskie prostytutki. Nie widzę w tym żadnych pozytywów. Nie ma nic złego w namiętnych zagranicznych wypadach, ale wydawanie na to pieniędzy w moim przypadku jest już przekroczeniem pewnej granicy.

Nie poleciałam na Jamajkę. Mimo to stwierdziłam, że swoje urodziny spędzę w równie cudowny sposób. Kupiłam kilka browarów i poszłam nad jezioro obejrzeć piękny zachód słońca w zimny styczniowy wieczór z moim dawnym kochankiem, z którym mam jednak dobre kontakty. Nie miałam na sobie nowego kostiumu kąpielowego, ale i tak rozmawialiśmy o reformach związanych z emigracją i o hip-hopie (oraz oczywiście o moim odwołanym wyjeździe na Jamajkę). Nie było żadnych drinków z palemką ani białego drobnego piaseczku na plaży, ale nie było również kamer. A to, co zdarzyło się tamtej nocy za zamkniętymi drzwiami, zostanie moją słodką tajemnicą, w której uczestniczyłam tylko ja.

Śledź Dani Burlison na Twitterze.