FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

The Analogs: „Tradycyjni skinheadzi pukają się w głowę, kiedy słyszą o skinheadach-faszystach”

„Punk opowiadał się przeciwko konserwatyzmowi, przeciwko nacjonalizmowi – reszta jest dewiacją. Prawicowy punk rock to nie jest punk rock, to jest jakieś pierdolenie głupot"

Zdjęcia: Andrzej Talewicz, wykonane na festiwalu Rock na Bagnie

Jeżeli istnieje w Polsce zespół, który uosabia punka, to na pewno jest to Analogs. Chociaż nie załapali się na początki punka w latach 70., ani na jego polski rozkwit dekadę później, to właśnie oni – z hitowymi numerami i bezkompromisową postawą – definiują postrzeganie punk rocka w Polsce. Niektórzy pewnie zarzucą im wtórność i schematyczność – ale, powiedzmy sobie szczerze – od pewnych zespołów nie oczekuje się, by wytyczały nowe szlaki współczesnej muzyce. Analogsi muszą zostać Analogsami. Postanowiłem pogadać z Pawłem Czekałą, założycielem i gitarzystą zespołu, żeby wyjaśnić parę legend o zespole i podsumować 20 lat, które właśnie stuknęło dzieciakom atakującym policję.

Reklama

VICE: Nie mogliśmy pogadać rano, bo – jak mówiłeś – miałeś trening sztuk walki…
Paweł Czekała: Tak, ale zapomniałem, że mamy koncert w Krakowie – dziś cały dzień wracałem do Szczecina. Zazwyczaj gramy w piątki i soboty.

Sztuki walki to motyw, który przewija się wokół waszego zespołu, nagraliście nawet jeden numer dla klubu, z którym jesteście związani. Jak to się zaczęło? Chciałeś sobie lepiej radzić w bójkach?
Do tego, żeby – jak to się popularnie mówi – się bić, to nie potrzeba żadnej sztuki walki. Wystarczy charakter (lub jego brak), pewność siebie i odrobina wrodzonego chamstwa. Sztuka to jest sztuka. Zacząłem ćwiczyć w wieku 30 lat, a teraz w tygodniu zajmuję się głównie tym.

Słyszałem o was różne legendy – w tym taką, że zespół Analogs wjeżdża do miasta i spuszcza łomot grupom nazioli. Ile w tym prawdy?
Czy widziałeś gdzieś ostatnio grupy nazioli? Ja ich widuję w gazetach i telewizji. Ludzie, których nazywa się nazistami, zbierają w dość specyficznych okolicznościach – np. podczas Marszu Niepodległości (który profanują) albo ostatnich imprez „Nie wpuścimy imigrantów" (chociaż imigranci niezbyt chcą tu przyjeżdżać). Jesteśmy normalnym zespołem, który przyjeżdża do klubu, robi próbę i spędza miło czas z ludźmi, którzy chcą posłuchać muzyki. Te historie to bajki wyssane z palca.

Ale przekaz antyfaszystowski był.
Mieliśmy i mamy. Ale to nie podstawa działania zespołu. Jesteśmy przeciwko każdej polityce, a szczególnie tej podszytej głupotą. A jak można być faszystą albo stalinowcem w Polsce!? Punk rock zawsze był muzyką ideologiczną i świadomą, ma tradycję – to się pojawia w naszych tekstach, one są o czymś. Mówimy w nich czasem, że ci ludzie są idiotami, nie chcemy się z nimi trzymać, nie chcemy ich na koncertach. Wszystko, co się napisze czy wyśpiewa, można interpretować na pięć sposobów, ale nam zależy, by nie było niedomówień.

Reklama

Punk rock w swojej kolebce, Wlk. Brytanii, dość szybko podzielił się na dwa obozy – wyzywano się od „komunistów" i „nazioli". Wy odwoływaliście się do tradycji tej pierwszej grupy, choćby zespołu The Clash.
My wywodzimy się z ruchu skinheads, pewnej tradycji i kultury – to jest ruch, który wywodzi się z Jamajki. Nie demonizujmy tej drugiej strony, która pojawiła się w latach 80. – ale to nie był ruch punkowy, tylko dewiacja. Tradycyjni skinheadzi, odwołujący się do tradycji roku '69 pukają się w głowę, kiedy słyszą o skinheadach-faszystach. Anglia ma podobne doświadczenia z faszyzmem, co my – też musieli z nim walczyć. Od polskich faszystów chcemy trzymać się jak najdalej, nawet się nad tym nie zastanawiać – bo jak tu się zastanawiać nad idiotyzmem?

Paradoksalnie, mimo waszej jasnej postawy, macie sporo fanów wśród chłopaków z celtykami na piersiach.
Ja ich nie widuję na koncertach. Przez te środowiska jesteśmy zwykle uważani za wrogów, oponentów ideowych. Uważam ich za margines, nieistotną kwestię – ale rozdmuchiwaną przez media. Jesteśmy zespołem punk rockowym, wywodzimy się z punk rocka, który powstał w latach 70. i który u swoich podstaw był ideowo – jak to się dziś mówi – „lewacki". Punk opowiadał się przeciwko konserwatyzmowi, przeciwko nacjonalizmowi – reszta jest dewiacją. Prawicowy punk rock to nie jest punk rock, to jest jakieś pierdolenie głupot.

Ja myślę, że w Polsce to antyfaszystowscy skinheadzi uważani są za margines. Zapytasz człowieka na ulicy, kim jest skinhead, a on ci powie, że to gość we flyersie, spodniach w kamuflaż, który chce napierdalać czarnych. Pamiętam takich gości z ulic.

Reklama

Nie mam wpływu na to, że społeczeństwo jest nieświadome – a nawet ludzie, którzy uważają się za skinheadów nie wiedzą, skąd wywodzi się ich kultura i robią z siebie głupków. W wieku 45 patrzę na to z bardzo dużym dystansem. Wywodzę się z tej kultury (zawsze podkreślam, że kultury, a nie subkultury – bo subkultura wiąże się z modą, a kultura wyrasta na tradycji i korzeniach), ale jaki mam wpływ na to, jak ludzie ją postrzegają? Rzeczywiście zdarza się, że dzwonię do klubu, gdzie nas nie znają, oddzwaniają po trzech dniach i mówią: „Analogs? Nie, nie – my tu nie potrzebujemy zespołów, które grają muzykę dla faszystów. Odkładam słuchawkę i się śmieję – ci ludzie chyba nie słyszeli żadnej naszej piosenki.

Kiedyś zdziwiłem się, gdy trafiłem na informację, że nie jesteście fanami piłki nożnej. W takim razie dlaczego w raju dla chuliganów obok alkoholu, muzyki i dziewczyn czeka futbol?
Ja jestem antyfanem piłki nożnej. Uważam ją za antysport. Nie lubię wyżelowanych chłoptasi, którzy upadają po muśnięciu w łydkę i udają połamanych. Polska piłka jest na tak nędznym poziomie, że szkoda mi na nią czasu. Nie pociąga mnie patrzenie przez masę czasu na 22 facetów, którzy biegają za sobą po boisku. Wolę sporty takie jak boks, judo, zapasy – to jest jasne wyzwanie, jeden na jednego. Wiem, że futbol jest tradycyjną częścią kultury skinheads – ale może gdyby polskie kluby reprezentowałyby poziom ligi brytyjskiej, tobym się tym interesował. Ale jednak wolę uprawiać sport, niż oglądać. Oglądanie sportu jest jego zaprzeczeniem, jest nudne.

Reklama

Zobacz nasz dokument o człowieku, który zaprojektował logo Dead Kennedy's:


Jaki jest w takim razie wasz stosunek do kibiców? Śpiewacie w końcu „Jak długo jeszcze po koncercie czy meczu będą deptane twoje prawa, człowieku?"
Skoro już rozmawiamy o takich rzeczach, to moja opinia o kibicach jest dwutorowa. Z jednej strony fajnie, chłopacy z jednego miasta, którzy trzymają się razem, wspierają się, coś ich łączy. Ale dlaczego mam nienawidzić kogoś z innego miasta tylko dlatego, że kibicuję swojej drużynie? Ja jestem ze Szczecina, więc powinienem kibicować Pogoni – ale w tym mieście nikt nie jest u siebie. Po II wojnie światowej ludzie ze wschodu przyjechali tutaj, były przymusowe zsyłki fachowców na Ziemie Odzyskane. Moja rodzina jest z Poznania, więc może powinienem kibicować Lechowi? Druga połowa rodziny mieszka w Pile, nie wiem nawet jaka tam jest drużyna, ale może powinienem kibicować jej? Nie lubię określania, co jest czarne, a co białe – „Pogoń jest super, a tamci to są be". Nie rozumiem ruchu kibiców, powiedzmy w ten sposób.

Zawsze dystansowałeś się od nauki, szkoły i wykształcenia, ale słyszę, że chętnie bierzesz się za społeczną analizę.
Ale uważasz, że to szkoła wytwarza i zaszczepia w tobie taki nawyk symulacji i społecznej analizy?

Uważam, że przynajmniej powinna.
Szkoła zabija to w człowieku. Ona ma swój program, podporządkowany polityce danego systemu – i koniec. Jesteś przez nich sterowany, więc im mniej masz do czynienia z edukacją, która kształtuje cię zgodnie z własnym szablonem, tym bardziej zaczynasz myśleć, a nie oddajesz myślenie innym, by robili to za ciebie.

Reklama

Na wasze koncerty przychodzą dziś równolatkowie Tha Analogs. Jak ich postrzegasz? Co dobrego widzisz w dzisiejszych 20-latkach, a gdzie społeczeństwo popełniło błąd?
Na koncerty przychodzą ludzie w różnym wieku, ale też o różnej mentalności. Młodzi ludzie często wpadają w schemat: spłacanie kredytu, oddawanie czasu o 8 do 16 by na ten kredyt zarobić, po czym zerwanie z łańcucha w weekend: reset, upicie się, pokorny powrót do roboty. Wydaje mi się, że to trochę marnowanie życia.

20-latkowie w 1995 roku – wy, wasi kumple, przyjaciele – byli inni?
Ja obecnych 20-latków widuję tylko na koncertach, tak naprawdę nie wiem, jak żyją. Nie wiem, co jest pozą w tym, co do mnie mówią, a co jest realnym światem. Dziś ludzie bardziej skupieni są na kolekcjonowaniu pewnych gadżetów czy atrybutów, które są im potrzebne do potwierdzenia przynależności w jakiejś grupie. Wtedy tego nie było, wszyscy mieli to samo, wszyscy mieli dostęp do tego samego, były też rzeczy, do których w ogóle nie mieliśmy dostępu. Trzymaliśmy się razem i to trzymanie razem było wartością nadrzędną. W tej chwili – mam takie wrażenie – ludzie są zagubieni, bo media cisną w nich reklamami, w szkole mówią „musisz zdobywać kolejne szczeble czegoś tam", a tak naprawdę przygotowują cię do marnowania swojego życia na pracę na innych: polityków i szefów wielkich korporacji. My mieliśmy w 1995 r. swoje zasady, a teraz ktoś planuje wszystko za ciebie.

Reklama

A punkowa muzyka? Jak postrzegasz jej kondycję dzisiaj? Pierwsza połowa lat 90. to był w Polsce przełomowy dla niej moment, punkowcy wchodzili do telewizji.
Moja ocena sceny punkowej, w szczególności tej niezależnej, która powstała po '89 roku, jest bardzo krytyczna. Wytwórnie, które wtedy powstały – niektóre istnieją do dziś – nie wspierają zespołów, tylko na nich żerują. Praktycznie w całej Europie istnieją niezależne wytwórnie i agencje koncertowe, które są w stanie wspierać zespoły, które pomagają im w działaniu, układają im trasy. Robią dużo dobrego dla zespołów.

U nas wydanie płyty w niezależnej wytwórni nie prowadzi do tego, że wytwórnia cię dalej wspiera: sprzedadzą parę sztuk, patrzą by zwróciła się produkcja i by zarobić troszkę do przodu. Masa fajnych zespołów, które zaczynały wtedy i zaczynają teraz, w końcu trafia na ścianę. My, punkowe zespoły chcą działać w sposób niezależny, przekazywać dalej pewne ideały, ale nie mamy do tego platformy, wsparcia. Wytwórnie nie wspierają, ludzie nie przychodzą na koncerty, więc polska scena punkrockowa jest bardzo słaba.

A jak wygląda scena w waszym rodzinnym Szczecinie? Współpracujecie z hip-hopowymi artystami z bardzo prężnej lokalnej wytwórni Stopro: w utworach pojawia się Sobota, Tony Jazzu. Na ile ta szczecińskość jest w muzyce?
Jesteśmy związani ze Szczecinem, ale poza dekoracyjnymi lokalnymi elementami, które wstawiamy, to nasz przekaz jest bardzo uniwersalny. Nie ważne, czy mieszkalibyśmy we Wrocławiu, Szczecinie, Warszawie, Gdańsku. Zależność jest inna: zespoły związane ze Szczecinem, które osiągnęły sukces na scenie, np. Hey, to zespoły, które musiały wyjechać do Warszawy, aby dalej normalnie funkcjonować. Gdybym był z Warszawy, to nasza kariera mogłaby wyglądać inaczej niż teraz – kiedy dopiero po 20 latach grania po raz pierwszy graliśmy co weekend na jakimś festiwalu – moi koledzy z ławki byliby nie redaktorami oszczanej szczecińskiej rozgłośni, której słucha 12 osób, tylko pracowaliby np. w Esce Rock. Proste zależności, ale to tylko promocja, a nie to co robimy i jak wygląda nasza muzyka.

A z Sobotą jesteśmy przyjaciółmi praktycznie od dziecka, razem lubimy sobie poćwiczyć i poplotkować w szatni – nie ma to nic wspólnego ze Stoprocent. Mieszkamy w Szczecinie, ale jesteśmy cały czas w trasie, gramy 100 koncertów rocznie. Nawet nie znam realiów szczecińskiej sceny – ale poza hip-hopem ludzie nie chcą płacić za koncerty, lokalne zespoły grają raczej przed odwiedzającymi Szczecin gwiazdami. Poza Sobotą i zespołem Indios Bravos nic się nie dzieje.

To co trzeba zrobić, żeby zaczęło się dziać? Jaki masz pomysł?
W świecie systemu rynkowego, konkurencji, ludzie są na siebie szczuci. Nawet muzycy oceniają się na zasadzie: „to głupi chuj, bo sprzedał pięć biletów więcej. Ludzie powinni się do siebie zbliżyć, współpracować, a mniej konkurować. Niestety, kapitalizm polega na konkurencji, a żyjemy w takich realiach, w jakich żyjemy. Ale pokolenia się zmieniają i ludziom znudzi się taka sytuacja, jaka jest ogólnie w społeczeństwie – nie tylko w muzyce. Zmieni się sposób, w jaki ludzie współistnieją.