FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Totalnie Przesrane

Kino podziemne, transgresyjne i wywrotowe – słowem, mówiące widzowi: „pocałuj mnie w dupę” – stało się ostatnio aż nazbyt kurtuazyjnie.

Kino podziemne, transgresyjne i wywrotowe – słowem, mówiące widzowi: „pocałuj mnie w dupę” – stało się ostatnio aż nazbyt kurtuazyjnie. Skatologiczno-pedalsko-sodomicki humor, którym w latach 70. szokował publikę John Waters, za sprawą kolejnych części American Pie i Jackass zawędrował pod multipleksowe strzechy. Podobnie z horrorami – kolejne pokolenia rednecków-kanibali, nazistów-zombie i gwałcicieli-satanistów wyniosły się z kin samochodowych i zawitały w repertuarze multikin i telewizyjnej ramówce. W świecie, w którym każdy jest zwyrolem, nie jest nim nikt. To, że istnieje jeszcze kilka granic do przesunięcia i tabu do złamania, udowodnił na szczęście niejaki Tom Six. Sedno jego kultowej serii Ludzka stonoga stanowi właśnie hasło „pocałuj mnie w dupę”, traktowane tu w sposób przenośny i dosłowny.

Reklama

Tom Six jest z Holendrem, ale wygląda jak alfons z Las Vegas. Obnoszący jasny garnitur i kowbojski kapelusz, wesoły i charyzmatyczny, w wywiadach wymienia dwie główne inspiracje, odpowiedzialne za to, że wybrał na taką a nie inną artystyczną ścieżkę. Pierwszą z nich jest program Big Brother, który współtworzył i który pokazał mu, że ludzie, kiedy są sami, robią najbardziej pojebane rzeczy na świecie. Drugą z nich jest Salo, czyli 120 dni Sodomy Piera Paolo Pasoliniego, ekranizacja słynnej książki markiza de Sade, film absolutnie zdegenerowany i szokujący. Powracające w nim sceny koprofagii wydają się kluczowe dla twórczości Toma Sixa.

Ludzka stonoga swoje życie rozpoczęła w dniu, w którym Six, oglądając w telewizji program o pewnym pedofilu, rzucił mimochodem, że takich jak on powinno się dożywotnio zszywać ustami z dupą wielkiego kierowcy ciężarówki. Zamiast zostać politykiem i przeforsować ów pomysł w parlamencie, Six zaczął rozpatrywać go pod kątem artystycznym. Ta ekstremalna i permanentna wersja rimmingu, który – jak wszyscy wiecie lub nie – może prowadzić do zakażenia żółtaczką, grzybami i pasożytami, wydawała mu się świetnym pomysłem na horror. Swoje idee skonsultował z chirurgiem. Ten najpierw uznał go za wariata, ale potem wspólnie opracowali projekt istoty złożonej z kilku osób połączonych ustami oraz odbytami i zmienionych w jeden układ pokarmowy: jeśli koleś na przedzie ma jedynie problem z poruszaniem się (znacie ten kawał: coś mi się chyba przylepiło do tyłka), to reszta ma totalnie przesrane. Całość kojarzy się z piekielną karą, którą mógłby wymyślić Hieronim Bosch, gdyby jego muzą była Veronica Moser.

Reklama

W pierwszej części filmu, nakręconej w 2009 roku, za stworzenie ludzkiej stonogi odpowiedzialny jest niejaki doktor Heiter. Grany przez fenomenalnego Dietera Lasera, stanowi połączenie Josefa Mengele z Shir? Ishiim, mającym na sumieniu kierowanie niesławną Jednostką 731. Cała historia zaczyna się od gatunkowych klisz: dwie głupie laski (Ashley C. Williams i Ashlynn Yennie) podróżują po Niemczech, w bardzo ciemnym i niebezpiecznym lesie łapią gumę i bojąc się wyruchania przez znudzonych już ScheissenVideo tubylców, szukają pomocy w przysłowiowym „ostatnim domu po lewej”. A tam mieszka właśnie Heiter, który dorzuca pannom do szklanek pigułki gwałtu, a potem zszywa ja z odbytem również więzionego przez niego Japończyka (Akihiro Kitamura). Od tego momentu trudno ocenić, gdzie kończy się kampowa beka, a zaczyna coś naprawdę chorego i smutnego. Bohaterowie są tresowani, zmuszani do jedzenia z miski dla psów i – co za tym idzie – przełykania później własnego gówna. Kiedy bezskutecznie próbują się uwolnić, oglądamy ich skrajne zmęczenie, niezgrabne gramolenie się w trójkę po schodach oraz łzy ściekające po policzkach aż na tyłek sąsiada.

To wszystko trudno było przebić, ale sequel Ludzkiej stonogi wyprzedza jedynkę o kilka długości. Pisząc scenariusz, Six zadał sobie pytanie: „Co jest straszniejsze od chirurga, którzy przeprowadza operację zmiany kogoś w stonogę?”, a potem sam sobie na nie odpowiedział: „Straszniejszy jest ktoś, kto robi to samo, nie mając medycznego zaplecza”. Ponadto, kiedy jeździł ze swoim dziełem po festiwalach, wiele osób podchodziło do niego i chciało się dowiedzieć, czy nie boi się, że jakiś psychofan postanowi samemu przeprowadzić wiadomy eksperyment. W ten sposób Six wpadł na pomysł, w pewnym sensie postmodernistyczny i ewokujący Krzyk Wesa Cravena, który legł u podstaw nakręconej w 2011 roku Ludzkiej stonogi 2.

A ów pomysł wygląda mniej więcej tak: pewien ultra-nerd (freak freaków - Laurence R Harvey), gruby, obnoszący wielkie pingle, przylizujący rzadkie włosy do czaszki i obowiązkowo mieszkający z zaborczą starą, ma w życiu tylko jedną radość – jest nią ukochany film, pierwsza część Ludzkiej stonogi. Pewnego dnia decyduje, że będzie lepszy od swojego idola, doktora Heitera, i że stworzy organizm złożony nie z trzech osób, tylko z dwunastu. Jak postanawia, tak robi i stopniowo do położonej gdzieś na odludziu hali fabrycznej zwozi kolejne ofiary. Łączy je jednak nie za pomocą skalpela, ale zszywacza. Kiedy ta chałupniczo stworzona stonoga nie chce na jego zawołanie defekować, przyspiesza cały proces, wstrzykując kolejnym segmentom płyn na przeczyszczenie. I tak to leci: krew i odchody mieszają się tu ze sobą, noworodki są rozdeptywane, a insektów używa się do lewatywy. Na ścieżce dźwiękowej, obok wrzasków i donośnych bąków, dudni industrialny ambient, a całość jest nakręcona w grobowej czerni i bieli. I tylko gówno ma tu kolor gówna.

Jak nietrudno się domyślić, seria o Ludzkiej stonodze spotkała się ze skrajnymi opiniami. Roger Ebert, najbardziej wpływowy amerykański krytyk, wydawał się wobec jedynki bezradny i zakończył swoją recenzję takimi słowami:„Powinienem przyznać określoną ilość gwiazdek filmowi, który recenzuję. Tym razem nie zrobię tego. Ten system oceniania nie pasuje do tego filmu. Czy jest dobry? Czy jest zły? Czy to ma jakieś znaczenie? Jest tym, czym jest i żyje w świecie, w którym nie świecą żadne gwiazdy”. Jeśli chodzi o dwójkę, był już bardziej zdecydowany i napisał: „Ten film jest karygodny, niepokojący, odrażający, pozbawiony jakichkolwiek wartości estetycznych i obraźliwy wobec ludzkiej godności”. Sixa nazywano ponadto Hitlerem i grożono mu na fejsie śmiercią. Z drugiej strony potężne grono osób uznało go za pierwszego kultowego twórcę nowego wieku, a w jednym z odcinków Miasteczka South Park zaprezentowano błyskotliwą parodię jego filmu – Steve Jobs porywał tam Kyle'a i zmieniał go w człowieka-iPada (konkretnie: centiPada).

Psy szczekają, a stonoga pełznie dalej. Six zapowiedział niedawno, że pracuje nad trzecią częścią, w której do stworzenia potwora posłuży ponad 500 ofiar i przy której dwójka będzie wyglądała jak film Disneya. Wobec tego wszyscy obrońcy moralności mogą go chyba pocałować w dupę.