Wakacje all-inclusive, czyli piekło w raju

FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Wakacje all-inclusive, czyli piekło w raju

Po powrocie, podróżnicy zapraszają znajomych na pokaz slajdów puszczony na plazmie, w którym na 500 zdjęć, 200 jest niewłaściwie przekręconych, a kolejne 100 to powtórzenia zdjęć tych samych obiektów z różnych perspektyw

„Być spieczonym", „usmażyć sie na plaży", to wcale nie są tylko gry słowne. Podobno najlepszym przepisem na zarumienioną skórkę (lub skórkę spieczoną) jest smarowanie całego ciała oliwą z oliwek lub olejem słonecznikowym. Jeżeli skóra nazbyt się zarumieni, wieczorem na poparzenia najlepsze są rzekomo okłady z maślanki. Kiedy i to nie wystarcza, a skóra wciąż jest gorąca, warto wieczorem udać się do baru na gin z tonikiem lub wódkę z lodem – rozgrzany organizm świetnie wtedy oddaje skumulowane w ciągu dnia ciepło.

Reklama

Czy istnieje dobry przepis na udane wakacje?

Z tym bywa ciężko. Miło jest patrzeć na zdjęcia wysp z białym piaskiem, bezchmurne niebo i bujną roślinność, siedząc domu na kanapie używając google.com (o czym wspomina Alain de Botton w książce Art of Travel). Kłopoty zaczynają się poźniej, kiedy nieprzyzwyczajony do upałów Polak, wprost z klimatu umiarkowanego wyjeżdża z całą rodziną, na – wydawać by się mogło – miły urlop. W sierpniu oczywiście, kiedy gorąco jest też w całej Europie; wtedy każdy z członków ma przecież wolne.

Przylot, opanowanie pierwszych strug potu. Wczasowicze dostrzegają napis WITAMY W RAJU. Wpakowani do małego busa wywożeni są daleko od czegokolwiek. Po przejechaniu złotych bram hotelu już nic nie będzie takie samo. Teren przypomina wielka dioramę, wypchaną rzeźbami ze stiuku, parodią lokalnej kultury. Wszystkie znaki są duże i krzykliwe, jak gdyby za wszelka cenę miały docierać do zmrużonych oczu turystów. Pory posiłków ingerują w plan dnia tak bardzo, że pierwszy dzień urlopowicze spędzają na bieganiu między morzem, basenem a kantyną. Wieczorem wita ich smutne przedstawienie na scenie hotelowego amfiteatru. Po lodach zjedzonych w milczeniu, takich z budki na plaży, wszyscy uświadamiają sobie, że mają już dość.

Turnus trwa jeszcze przez 13 dni. Kolejne doby upływają na coraz bardziej kąśliwych uwagach. Każdemu upał daje się we znaki. Denerwujące staje się już wszystko, a w szczególności obywatele innych krajów, których spotyka się w czasie posiłków, (polecam w tym miejscu fragment o wakacjach w Turcji z Możliwości wyspy Houellebecqa). Apogeum nieszczęść przypada na połowę wyjazdu. Wszyscy wysłuchali już najgorszych uwag o sobie i własnym paskudnym charakterze. W snach marzą o powrocie do domu.

Reklama

Ostatnie dni spędzają na obowiązkowym shoppingu w poszukiwaniu pamiątek dla dziadków i przyjaciół, co również podsyca atmosferę kłótni. Każdy chce coś dla kogoś i zawsze znajdzie się ktoś, kto w sklepie zostaje zbyt długo, a przecież słońce w pełni. Dzień wylotu. Wracają zużyci, z wyczerpanym budżetem. Ale jednak opłacało się.

Wydawać by się mogło, że to już wszystko. Jednak nie. Przygody najlepiej przeżywa się w towarzystwie. Podróżnicy z all-inclusive zapraszają znajomych na pokaz slajdów puszczony na plazmie, w którym na 500 zdjęć, 200 jest niewłaściwie przekręconych (można sobie nadwyrężyć kark ciągłym przechylaniem głowy), a kolejne 100 to powtórzenia zdjęć tych samych obiektów z różnych perspektyw. Ciężko jest przerwać ten 3-godzinny seans – więc jeśli tylko dostaniecie taka propozycje, to warto kupić butelkę wina (niby dla gospodarza) i popijać je dużymi haustami, wierząc, że zadziała zmiękczająco na percepcję. Przecież po to podaje się wino na wernisażach.

Obserwuj Oliwię Thomas na Instagramie.