FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

Wykopać Cygana

Wrocław pozwał do sądu... wrocławskich Romów

Koczowisko Romów we Wrocławiu

„To robactwo, pasożyty. Szczają i wypróżniają się po krzakach. Kradną jak nakręceni. Łażą, żebrzą, a jak im nic się nie da, potrafią grozić pięścią i obrzucić wyzwiskami. Udają biedę, a przywlekają wielkie siaty żarcia. Faszerują niemowlaki i dzieci narkotykami, żeby łatwiej było z nimi żebrać, żeby nie zawracały głowy. Brud, choroba, zagrożenie” – tyle o Romach mają do powiedzenia mieszkańcy wrocławskiego osiedla Karłowice. W pobliżu ich bloków przy ulicy Kamieńskiego od trzech lat mieszkają Romowie.

Reklama

Koczowisko zabudowane jest biednymi budami z kawałków blach i desek, pozlepiane  ze śmieci i odpadków, a zaludnione przez romskich wyrzutków, ludzi śmieci i ich brudne, obdarte bachory - tak widzi to większość wrocławian i omija koczowisko szerokim łukiem. Szkoda. Ja pojechałam je zobaczyć - tkwi w nim jakieś dzikie piękno. Domy, choć sklecone z tego, co inni wyrzucili, są ciepłe i czyste, a wokół wesoło bawią się byle jakimi zabawkami umorusane dzieciaki.

Groteskowo wyglądały kilka dni temu ławki we wrocławskim sądzie. Zasiedli na nich Romowie - babiny pookręcane chustkami, w perkalowych kwiecistych sukienkach, dziewczyny z dzieciakami przy cycku, wąsate chłopy, smagłe chłopięta. Wszyscy sprawiali wrażenie zadziwionych irracjonalnością tego cyrku, oszołomionych niecodziennością sytuacji.

A żeby było jeszcze zabawniej, trzeba dodać, iż pierwsze sądowe epizody pokazały, że łatwo nie będzie. Oskarżeni nie mówią praktycznie po polsku, nie piszą, nie czytają, posługują się narzeczem romani, więc nawet tłumacze rumuńskiego nie ułatwią komunikacji z wymiarem sprawiedliwości.

Przed oblicze sądu Romowie trafili za sprawą pozwu, skierowanemu przeciwko nim przez wrocławską gminę. Chodzi o znalezienie jakiegokolwiek sposobu na wykurzenie Romów z należącej do miasta działki, oswobodzenie z irytującego sąsiedztwa wrocławian z Kamieńskiego i rozbrojenie tej – jak się określa powszechnie – „tykającej bomby sanitarno-epidemiologicznej”.

Reklama

To zadziwiające, że problem wrocławskiego magistratu wykrystalizował się dopiero przed kilkoma laty. Większość z mieszkańców romskich slumsów to „wrocławianie” z poważnym stażem – niektórzy twierdzą, że żyją w tym mieście od kilkunastu lat, inni dołączyli kilka lat temu. Nie zjechali tu kolorowym, rozśpiewanym taborem, tylko uciekli przed rumuńską nędzą.

Największy rzut Romów spadł na Wrocław, tak jak i na inne miasta w Polsce, na początku lat 90., a potem po otwarciu granic w związku z wejściem Rumunii do UE w 2007 roku. Teraz są już w Polsce całkiem legalnie, mogą pracować, posyłać dzieci do szkoły. Potrzebują do tego zameldowania. Oczywiście pod warunkiem, że byliby zainteresowani taką perspektywą standardowego życia.

Według działaczek wrocławskiej Nomady – stowarzyszenia działającego na rzecz integracji wielokulturowej, które na co dzień pomagają koczownikom z Kamieńskiego – większość z nich to przybysze z Fargas w dystrykcie Brasow w Transylwanii. Byli najgorszą, wykluczoną kastą za Ceaucescu w swoim kraju, wyruszyli w poszukiwaniu - dosłownie - chleba, trafili w zakątek świata, gdzie znów są budzącymi strach i obrzydzenie pariasami. Jest ich prawie setka. Żywią się byle jak, jedzą to, co wyżebrzą, nie mają żadnej opieki zdrowotnej, kobiety rodzą dzieci w tych skleconych z odpadów budach, bo przecież nie mają ubezpieczenia. Mężczyźni wysyłają rodziny na żebry, a sami zbierają złom i rzeźbią te swoje lepianki.

Reklama

Nomada apeluje, by pomóc Romom w zdobyciu pracy, zapewnić im świadczenia zdrowotne, pomoc socjalną, mieszkania, edukację dla dzieci, przedszkola dla maluchów, naukę języka polskiego i prowadzić z tą społecznością dialog, który doprowadzi do asymilacji.

-  Chcemy, by wizja miasta wielokulturowego, na której bazuje wizerunek Wrocławia, stała się faktem. Tłumaczymy ludzi ludziom: Romów - Polakom, Polaków - Romom. Romowie nie mają dokąd się wyprowadzić, są biedni, nie stać ich nawet na walkę o swoje prawa – mówią dziewczyny z Nomady. - Miejsce do mieszkania jest prawem człowieka, a nie towarem.

Źródło: Centrum Informacji Anarchistycznej

Tymczasem Adam Gmurczyk, prezes lokalnej komórki Narodowego Odrodzenia Polski napisał list do magistratu: „domagamy się od władz miasta, by buldożerami usunęły obozowisko". Zaproponował też, aby bezdomnych Cyganów po rozwaleniu koczowiska przyjął na swoje „prywatne posiadłości” prezydent Rafał Dutkiewicz, by „zaświecić przykładem i pokazać przejęte losem Romów serce w sposób praktyczny".

To tylko pisemne drwiny, ale w ślad za nimi pogróżki. Naziole z Wrocławia na swoich forach zwoływali się już w kwietniu, chcąc podpaleniem koczowiska uczcić rocznicę urodzin swojego idola Adolfa Hitlera.

Jeśli sąd zdecyduje o wydaniu nakazu eksmisji, wrocławski magistrat nie będzie miał jeszcze sprawy z głowy. Nie da się tak po prostu pogonić intruza.

- To będzie szczyt kretynizmu. Wywiozą ich z Kamieńskiego i wysadzą przy innych działkach? To dla mnie bulwersujące, że to miasto ma taki gówniany pijar oparty na wielokulturowości, szczyci się festiwalem Brave, organizowanym w celu ocalenia zanikających kultur z całego świata, a wypina się na to, że ma u siebie ostatnich potomków ludu koczowniczego. Ten rozziew jest kompromitujący dla miejskich władz – jedzie po magistracie i prezydencie Ilona Witkowska, poetka zaangażowana w sprawę pomocy Romom.

Reklama

Urząd Miejski wiosną zapewniał, że wysiedleni z koczowiska mogą liczyć na lokale socjalne. Na pierwszej rozprawie w procesie Romowie – miasto Jacek Dżedzyk, prawnik reprezentujący gminę, oferował uprzejmie listę noclegowni dla bezdomnych i jadłodajni dla najbiedniejszych.

- Nie mogę uwierzyć! Romowie powinni jebać tę urzędniczą epopeję – mówi Witkowska. - Są łatwym celem, bo są bardzo biedni. Rozmawiałam z Muldrą, jedną z nich, dziewczyną młodszą ode mnie, z trójką dzieci. Ona dobrze mówi po polski i czuje się częścią Wrocławia, chce tu być, wybrała sobie to miasto, bo wierzy, że jej dzieciom będzie się lepiej żyło.

Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz podkreśla w rozmowach z dziennikarzami, że miasto dba o Romów, zapewnia im wodę, itp., ale nie może zapomnieć o interesie mieszkańców okolic. Prędzej czy później miasto zniszczy koczowisko. I co dalej?

Socjalne kontenery na peryferiach miasta. Członkowie Nomady mają inny pomysł - skoro, jak w czasach taborów, Romowie wolą życie pod gwiazdami, miasto powinno udostępnić im jeden z terenów, jakich sporo na obrzeżach centrum, stworzyć coś w rodzaju pola namiotowego, pozwolić im na integrację. Tak stało się w na przykład w Marsylii. Ale nie w każdym francuskim mieście tak skutecznie udaje się zmierzać do integracji. Kilka dni temu na przedmieściach Paryża zlikwidowano romskie obozowisko, które rozrosło się na terenach wokół torów kolejowych Saint-Quen. Pół tysiąca ludzi ruszyło szukać nowego miejsca na ziemi.

SPĘDZILIŚMY NOC Z DZIEWCZYNAMI Z FEMEN

ŻYCIE CODZIENNE W KOREI PÓŁNOCNEJ

ZRÓBMY WHITE POWER NA BIAŁO