Faceci, którzy wychowali się bez ojców, opowiadają jak uczyli się swojej męskości
Wszystkie ilustracje: Ola Szmida

FYI.

This story is over 5 years old.

VICE guide to guys x AXE

Faceci, którzy wychowali się bez ojców, opowiadają jak uczyli się swojej męskości

Byłem ciekaw, co uważają za pierwszą „męską" rzecz, której się nauczyli i dlaczego postrzegali ją w ten sposób. Jak brak ojca wpłynął na ich dorastanie?

Miałem to szczęście wychowywać się pod opieką obojga rodziców – więc inny model rodziny, samotnej matki z synami, obserwowałem jedynie odwiedzając moich kumpli. A tak się składało, że dwóch moich najlepszych przyjaciół z czasów podstawówki nie miało ojców. Nigdy jednak o tym nie rozmawialiśmy. Nie miałem odwagi zapytać jak ta sytuacja wpłynęła na ich dorastanie, obraz faceta, męskości – czy w jakikolwiek sposób czuli się przez to gorzej? Później mój kontakt z nimi się urwał. Nie wiem, co się z nimi teraz dzieje.

Reklama

Według raportu Senatu z 2011 roku: „Rozwód rodziców jest istotnym czynnikiem ryzyka wszystkich zachowań ryzykownych oraz problemów dzieci i młodzieży. Dla rozwoju dziecka kluczowa jest zarówno relacja z matką, jak i relacja z ojcem". Poprzez rozmowę z kilkoma facetami, którzy wychowali się bez ojców, postanowiłem się dowiedzieć, co uważają za pierwszą „męską" rzecz, której się nauczyli i dlaczego postrzegali lub postrzegają ją właśnie w ten sposób. Spytałem też, czego chcieliby nauczyć swoje dzieci.

Maciek, 27 lat, Warszawa

Moi rodzice rozwiedli się, kiedy miałem 7 lat, ale wcześniej też nie spędzałem z ojcem szczególnie dużo czasu. Rodzice pracowali w różnych miejscach w kraju i często zmieniali miejsce zamieszkania, więc pomieszkiwałem raz z jednym, raz z drugim, czasem zostawałem na kilka miesięcy z babcią. Mój ojciec próbował mnie uczyć różnych rzeczy: pamiętam, jak wściekał się, gdy nie potrafiłem wymówić czegoś po angielsku albo jak chciał nauczyć mnie jeździć na rowerze, spuszczając mnie ze stromej góry (nie nauczyłem się jeździć na rowerze do 14 roku życia). Nie wiem, czy brak ojca jakoś szczególnie na mnie wpłynął, moja mama miała później bardzo fajnego chłopaka, który chyba mocno na mnie wpłynął. Myślę, że trochę mniej przywiązuję się do ludzi i niespecjalnie ufam „autorytetom". Mój ojciec regularnie próbuje mi tłumaczyć, że rozwód nie był jego winą, ale mam to w dupie i niespecjalnie interesują mnie jego tłumaczenia. Najgorsze jest to, kiedy usiłuje mnie przekonać, jak bardzo ważna jest rodzina. Obecnie chciałby mieć ze mną większy kontakt, ale często nie chce mi się odbierać od niego telefonu.

Reklama

Mam trochę zainteresowań, które można uznać za w pewien sposób stereotypowo męskie: lubię militaria, trenowałem boks, sporo osób pisze do mnie, kiedy mają coś nie tak z komputerem. Ale szczerze mówiąc, nie widzę w tym nic męskiego. O wiele bardziej męsko czułem się, kiedy nauczyłem się gotować – był to rodzaj uniezależnienia się od swojej mamy (a przy okazji coś, czym mogłem zainteresować dziewczyny). Takie udowodnienie sobie, że potrafię dać sobie radę. Z tego samego powodu czułem dumę, kiedy przez kilka dni mieszkałem pod mostami w obcym mieście: wiedziałem, że nikt wtedy nie może mi zarzucić, że jestem „pizdusiem", „mięczakiem" czy „maminsynkiem" – a tego rodzaju inwektywy zawsze bolały mnie najbardziej.


RAZEM Z AXE SPRAWDZAMY, KIM SĄ DZISIEJSI FACECI W RUBRYCE VICE GUIDE TO GUYS


Darek, 29 lat, Sosnowiec

Mój ojciec zostawił mamę, kiedy tylko zaszła w ciążę. Niezbyt mu chyba pasowało wiązanie się z nią. Mnie oberwało się niejako rykoszetem – nie miałem i nie mam z nim kontaktu, mimo że sam o niego jakiś czas temu zabiegałem. Moje listy pozostały bez odpowiedzi, a jedyne wspomnienie ojca na żywo to moment, w którym w trakcie rozprawy o podwyższenie alimentów mówi o mnie per „pan".

Moja rodzina nie wyróżniała się chyba niczym szczególnym. Raczej rodzinne standardy – miłość, trochę sprzeczek i kłótni, momenty milczenia. Byłem jedynakiem i pewnie dlatego miałem taryfę ulgową. W zasadzie to nie miałem żadnych obowiązków. Większość mojego dzieciństwa spędziłem, czytając książki – moja mama bibliotekarka zaszczepiła we mnie bakcyla czytania. Nigdy nie czułem zazdrości, że inne dzieci mają ojców. To tak jak z kimś, kto rodzi się głuchy i nie ma nawet czego zazdrościć, bo nie wie czego, a poza tym niepełnosprawność jest dla niego chlebem powszednim. Moją „niepełnosprawnością" był brak ojca.

Reklama

Są tego, jak mawiał klasyk, plusy dodatnie i plusy ujemne. Do ujemnych zaliczyłbym mega zaniżoną samoocenę i stany depresyjno-lękowe. Do dodatnich – o wiele większą wrażliwość i empatię

Są tego, jak mawiał klasyk, plusy dodatnie i plusy ujemne. Do ujemnych zaliczyłbym mega zaniżoną samoocenę i stany depresyjno-lękowe. Do dodatnich – o wiele większą wrażliwość i empatię, coś, co można wrzucić do worka „duża inteligencja emocjonalna". Chociaż jeżeli chodzi o pierwszą męską rzecz, jakie się nauczyłem – to słaby jestem w definiowaniu męskości i kobiecości. Nigdy nie szufladkuję tego, co robię jako męskie/kobiece. Ale jeśli miałbym powiedzieć o czymś sztampowo męskim – to pewnie zrobienie sobie pięciu dziar.

Uważam też, że duża część społeczeństwa tak uważa. Ale weźcie poprawkę na to, że odpowiada na to pytanie osoba, której w jednym z najbardziej cenionych testów psychologicznych na świecie – Minnesockim Wielowymiarowym Inwentarzu Osobowości – wychodzi, że ma „problem" ze standardowym definiowaniem ról męskich i kobiecych. Tak na poważnie, to super męskim było dla mnie powiedzenie ostatnio mojej babci, że bardzo ją kocham i że była dla mnie przez całe życie nie tylko babcią, ale taką drugą mamą. Czego chciałbym nauczyć swoje dziecko? Żeby było szczęśliwe z samym sobą i otwarte innych. Jeśli umiemy kochać siebie, to jesteśmy w stanie wykroić trochę z tej miłości dla bliskich i dla świata.

Reklama

Grzegorz, 30 lat, Warszawa

Mój ojciec był alkoholikiem. Umarł trzy lata po rozwodzie z moją mamą. Przyczyną śmierci była niewydolność krążenia. Wcześniej miał wypadek i otrzymywał rentę inwalidzką. Nie wychodził z domu (chyba że po alko), palił jak smok i pił. Moi rodzice rozwiedli się, gdy byłem w trzeciej klasie podstawówki. Od małego byłem wobec niego krytyczny. Nie akceptowałem go jako tzw. father figure. Kiedy bawiłem się z dzieciakami na podwórku i zauważałem go najebanego na horyzoncie, starałem się zniknąć z jego pola widzenia, tak żebym nie miał przypału wśród dzieci albo żeby przynajmniej ominęły mnie ich badawcze spojrzenia, kiedy przejdzie napierdolony w trzy dupy.

Na jego pogrzebie śmiałem się i żartowałem, ale wtedy byłem w wieku gimbusów. Pryszczate śmieszki w wieku gimnazjalnym ze wszystkiego śmieszkują. Problem zaczął się w liceum, kiedy nastąpił jakiś kryzys tożsamości. Wtedy naprawdę potrzebowałem ojca. Każdy potrzebuje jakichś autorytetów. Przynajmniej na tych bazowych, emocjonalnych pułapach. Na szczęście miałem starszych braci i dobre relacje z korepetytorem, kumplem mojej matki. Czasem w przerwach gadaliśmy o życiu, polityce, dziewczynach. W porządku typem był też mój sąsiad, który uczył etyki w moim liceum. Od podstawówki nie przepadałem za klechami i na lekcjach religii czułem jakieś podskórne napięcie indoktrynacji. Także laicki, oświeceniowy ziomek, nawijający o Sokratesie wydawał mi się bardziej sensowny niż typ w sukience bredzący o lewym i prawym bucie w kontekście homoseksualizmu.

Reklama

Na pewno w pewnych sytuacjach startuję wolniej niż ludzie, którzy nie żyli w rozbitych rodzinach. Prawdopodobnie mam mniej pewności siebie

Zastanawiam się, jak bardzo wpłynęło na mnie wychowywanie się bez ojca. Na pewno w pewnych sytuacjach startuję wolniej niż ludzie, którzy nie żyli w rozbitych rodzinach. Prawdopodobnie mam mniej pewności siebie, choć od pewnego czasu coraz lepiej sobie z tym radzę. To jak moja matka reagowała na chorobę mojego ojca, rzutuje też oczywiście na relacje z kobietami. Mówię o tym, że ich związek siłą rzeczy nie wytrzymał próby czasu. Tych czynników jest oczywiście o wiele więcej, ale mało kto w życiu codziennym takie rzeczy analizuje.

Ciężko w dzisiejszych czasach mówić o tym, co stereotypowo męskie. W czwartej klasie podstawówki podjąłem decyzje, że sam będę wybierał sobie ciuchy. Do tamtego momentu mama kupowała mi takie ubrania, jakie uważała za stosowne. Chyba pierwsza prawdziwie „męska" decyzja to była decyzja o wyprowadzce z domu rodzinnego. Było to w połowie studiów. Ojciec mojej dziewczyny z tamtych czasów wychodził z pierdla, a trafił tam, bo znęcał się fizycznie nad jej matką i jej rodzeństwem. Też był alkusem. Decyzja była prosta: nie pozwolę na to, żeby sytuacja się powtórzyła i pora zacząć kolejny etap związku, czyli wspólne mieszkanie.


Jesteśmy też na Facebooku. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska


Jeżeli kiedyś będę miał dziecko, chciałbym mu nie spierdolić mu dzieciństwa. Z drugiej strony, kiedy obserwuje przemiany geopolityczne na świecie i z wiekiem widzę coraz więcej przerażających cech u ludzi, to tracę wiarę w to, czy jesteśmy w ogóle godni, by tutaj być, na tej pięknej planecie. Prawdopodobnie jednak geny wygrają i spotkam jakąś piękną, czarującą kobietę, która sprawi, że nie będę takim ponurakiem i zapragnę mieć kogoś, kogo mógłbym czegoś nauczyć. Przekazać, że czasem lepiej być nerdem, który odmawia alkoholu, bo woli robić rzeczy. Wpoić mu to, że niekoniecznie musisz być fajny, imponując głupotą, bo wiadomo, że młode dziewczyny lubią to najbardziej. Warto rozwinąć w sobie takie cechy, które pozwolą pokazać środkowy palec tym, którzy jedyne co mają do zaoferowania to towarzystwo podczas kolejnej, niewnoszącej nic do twojego życia popijawy.

Reklama

Marek, 26 lat, Poznań

Kiedy myślę o tym, czego najbardziej brakowało mi w wychowywaniu się bez ojca to brak poczucia bezpieczeństwa i kontroli. Gdy nie ma nad tobą silnej ręki, sam szukasz granic do przekroczenia i czekasz, kiedy zaboli; bo dlaczego nie? Kiedy masz obok siebie tatę, wyrastasz, przyrównując się do niego i jesteś zajebistym szczęściarzem, jeśli ojciec proponuje ci pewne ścieżki lub wspiera w twoich wyborach – tak mi się przynajmniej wydaję. Mam wrażenie, że bez tego ważnego wzorca usilniej niż inni koledzy poszukiwałem określenia siebie. Nie miałem obok siebie silnego bodźca, który sprawiałby, że mogłem po prostu wyluzować. Zawsze musiałem „mocniej", „konkretniej", „prawdziwiej" niż inni, bo skoro nie jestem jak ojciec, to jaki jestem? Oczywiście, że nie zamieniłbym mojej mamy na nikogo, ale mama to co innego. Matka boi się o wszystko, a ja nigdy nie chciałem jej martwić. Skoro nie miała porządnego męża, niech ma oparcie w synu – tak zawsze myślałem. Przecież nie chcesz mówić mamie, że dostałeś w ryj na ulicy czy że siedzisz na dołku bez sznurowadeł w butach.

Chcesz być mężczyzną i sam to załatwić. Jeśli miałbym wyróżnić najbardziej męską rzecz, jakiej nauczyło mnie wychowanie bez ojca, to pewna emocjonalna samodzielność. Tata nie da hajsu, tata nie odwiezie, nie wygadasz się tacie, nie powiesz, że wszystko zjebałeś i ci wstyd, bo taty nie ma. Nie możesz poczuć się bezsilny, bo to nic nie da. Zamykasz się w sobie, zaciskasz zęby i dajesz radę. Uważam, że jest to pewna męska cecha, bo buduje w tobie dużą ilość empatii i siły. Gdy widzę, że komuś bliskiemu ciężko, automatycznie budzą się we mnie „ojcowskie odruchy" (tak to nazwijmy).

Wiem jak ważne dla higieny psychicznej móc czasami poczuć się słabym, więc jeśli mogę podarować komuś choćby namiastkę bezpieczeństwa – robię to

Wiem jak ważne dla higieny psychicznej móc czasami poczuć się słabym, więc jeśli mogę podarować komuś choćby namiastkę bezpieczeństwa – robię to. Mnie zawsze najbardziej brakowało poczucia, że gdy wszystko zawalę, będę mógł powiedzieć o tym ojcu. A najważniejsze, że po wszystkim usłyszę coś w stylu „spokojnie synu, coś wymyślimy" lub „trzymaj się, niedługo będę". Jeśli zdarzy mi się kiedyś zostać ojcem, chciałbym sprawić, aby moje dziecko bez względu na okoliczności i życiową drogę wiedziało, że jestem osobą, obok której wszystko będzie w porządku, bo zawsze jest jakieś wyjście, jeśli mamy siebie nawzajem. Myślę również, że chciałbym wychować swoje dziecko tak, aby potrafiło dać poczucie bezpieczeństwa każdemu, kto będzie tego potrzebować.

Możesz śledzić autora tekstu na jego profilu na Facebooku