FYI.

This story is over 5 years old.

używki

Ayahuasca pomogła mi pozbierać się po rozwodzie

Zapytałem szamana: „Co mogę zrobić?” Odpowiedział: „Nic. Musisz płakać. Oczyszczasz swój umysł i duszę”
ZK
tłumaczenie Zuzanna Krasowska
CC
Wysłuchane przez Clint Carter

Artykuł pierwotnie ukazał się na Tonic

Pierwszy raz pojechałem do Cusco w Peru jeszcze jako student architektury, żeby obejrzeć ruiny Inków. Większość ludzi kojarzy tylko Machu Picchu, ale mnie pociągał kompleks murów Sacsayhuamán, który leży zaledwie sto metrów od centrum miasta. Był niesamowity. Zakochałem się w nim, podobnie jak w samym Cusco. W 2003 roku przeprowadziłem się tam na stałe.

W ciągu roku poznałem moją przyszłą żonę. Jej urodziny wypadały w dniu letniego przesilenia [na półkuli południowej – przyp. red.], czyli 22 grudnia. Nasza córka urodziła się 21 czerwca, w dniu zimowego przesilenia. To nie mógł być zbieg okoliczności, prawda? Przed wiekami Inkowie planowali całe miasta wokół właśnie tych pozycji Słońca, a tu nagle się okazało, że zostały one ucieleśnione w dwóch osobach, które kochałem najbardziej. Wszystko było bliskie doskonałości.

Reklama

Problem polegał na tym, że zaczęliśmy się coraz częściej kłócić. Wykończyło nas nagromadzenie różnych drobnych problemów. Mówiąc dyplomatycznie, mieliśmy zupełnie inne wyobrażenie na temat odpowiedzialności. Rozwiedliśmy się w 2008 roku.

To był chyba najtrudniejszy okres w moim życiu. Czułem się bardzo samotny. Wyprowadziłem się z mojego mieszkania i straciłem przyjaciół. Moja rodzina mieszkała w Chile, a krewni byłej żony obrócili się przeciwko mnie. Obwiniali mnie za wszystko i zaczęli opisywać jako złego ojca. Powiedzieli, że jestem imigrantem, więc powinienem zostawić rodzinę i wrócić do Chile. Mówili, że to była tylko kwestia czasu, zanim porzucę moją córkę. Nie ociągaj i zrób to teraz, proponowali. To było paskudne i traumatyczne. Przez to wszystko poczułem się zagubiony – zarówno duchowo, jak i psychicznie.


OBEJRZYJ: Odkryj wart miliardy dolarów amerykański przemysł rozwodowy


Miesiąc po rozwodzie trafiłem na ayahuascę. Nie szukałem jej – przyjaciel zaprosił mnie na ceremonię. Kilka lat wcześniej dwukrotnie brałem w nich udział i oba razy przespałem. Spodziewałem się doniosłych wizji, ale halucynogenna herbata miała wtedy wobec mnie inne plany.

Tym razem było inaczej. Po tym, jak wypiłem ayahuascę, płakałem przez dwie godziny. Nie mogłem przestać. Siedziałem wraz z grupą w ciemnym pokoju i wszyscy słyszeli moje szlochy. Zapytałem szamana: „Co mogę zrobić?” Odpowiedział: „Nic. Musisz płakać. Oczyszczasz swój umysł i duszę”. Tak właśnie zrobiłem. Płakałem i było cudownie.

Reklama

Gwoli jasności, powiem wam, jak wygląda działanie ayahuaski. Kiedy ją wypijesz, zazwyczaj przechodzisz przez dwa etapy. Po pierwsze, odpuszczasz, oczyszczasz się. Każdy doświadcza tego stanu inaczej – możesz wymiotować, śmiać się, pocić się lub robić cokolwiek innego, czego akurat potrzebuje twoje ciało. Mam przyjaciół, którzy czują się wtedy, jakby trafili do piekła. Przeżywają mroczny moment bólu i wymiotów. Moim oczyszczaniem był płacz. W języku Jumów, plemienia rdzennych Amerykanów, ayahuasca dosłownie oznacza „korzeń śmierci”. W pewnym sensie naprawdę umierasz, ale potem się odradzasz. Niektórzy z moich znajomych powiedzieli, że mieli wizję samych siebie jako noworodków.


Nie tylko o używkach. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Druga część doświadczenia z ayahuascą jest pewnego rodzaju osobistą podróżą wewnątrz samego siebie, która przypomina sen – choć pozostajesz w pełni przytomny. Jeżeli chodzi o mnie, kiedy już się wypłakałem, wpadłem w jakiś emocjonalny trans. Miałem ze sobą dużą, skórzaną kurtkę i owinąłem ją sobie wokół ramion niczym szalik. Byłem gotów przysiąc, że żyła. Czułem się, jakby chroniło mnie jakieś zwierzę, ale jednocześnie słyszałem matczyny głos, mówiący: „Wszystko będzie dobrze”. Pamiętam uczucie, jakby jakieś okno się do mnie zbliżało, a ja próbowałem przez nie wyjrzeć. Byłem przekonany, że po drugiej stronie znajduje się coś wspaniałego.

Reklama

Ale co najważniejsze, wylewałem z siebie cały strach i upokorzenie, które pojawiły się we mnie po rozwodzie. Wypełniła mnie miłość i poczucie jedności ze światem. Doświadczyłem jasności i czułem, że w końcu dostałem od świata potwierdzenie, że powinienem powiedzieć: „Nie pozwolę, by rodzina mojej byłej żony mnie atakowała. Pokażę im, kim jestem naprawdę”.

Kilka dni po ceremonii zadzwoniłem do nich, aby umówić się na spotkanie. Poszedłem do ich domu i wyjaśniłem, że źle mnie ocenili. „Jestem dobrym człowiekiem i dobrym ojcem” – powiedziałem. „Nawet jeżeli nie zdajecie sobie z tego sprawy, i tak nie wrócę do Chile. Zostaję tutaj, aby zająć się moją córką”. Rodzina mojej byłej żony mnie wtedy naprawdę wysłuchała. Opowiedzieli: „W porządku, Andrés. Cieszymy się, że to powiedziałeś”.

Odtąd tamtego czasu piję ayahuascę średnio raz w roku. Nauczyłem się wielu rzeczy: po pierwsze, jak być szczerym wobec samego siebie. Po drugie, jak kochać. Teraz wszystko robię z miłością. Nawet jeśli jestem zły, złoszczę się z miłością.

Andrés Adasme Tapia

Ceremonie nie tylko mnie uleczyły, ale też pozwoliły mi nawiązać kontakt z moją kreatywną stroną. Kiedy badam ruiny Inków, czuję, że mam lepszy wgląd w perspektywę starożytnych architektów. Zdarzają mi się przebłyski jasności, podczas których rozumiem, dlaczego kamienie znajdują się w tym, a nie innym miejscu. Do tego widzę, że każda budowla – Sacsayhuamán, Ollantaytambo, Machu Picchu i cała reszta – ukazuje część większego przesłania, które Inkowie próbowali zachować.

Reklama

W ciągu ostatnich trzech lub czterech lat ceremonie z ayahuascą stały dla mnie bardziej doniosłe. Zacząłem mieć więcej doświadczeń wizualnych. Wokół mnie pojawia się kalejdoskop, w który – jeśli chcę – mogę się zagłębić. Im głębiej wchodzę, tym lepiej rozumiem, w jaki sposób czas przypomina spiralę, która przechwytuje pewne momenty tworzące połączony wieloświat. Trudno to wyrazić słowami, ale zacząłem myśleć o czasie jak o filmie: jest zbudowany z wielu obrazów, ale kiedy wszystkie pojawiają się razem, tworzą pewne dzieło. Czas, w którym żyjemy, jest jednym z obrazów w wieloświecie. Gdyby można byłoby je wszystkie połączyć, zobaczylibyśmy prawdziwe oblicze rzeczywistości. W trakcie ceremonii doświadczam twórczej eksplozji pomysłów i obrazów, które potem przekazuję poprzez moją sztukę.

Bez wątpienia jestem teraz inną osobą niż przed moimi doświadczeniami z ayahuascą. Mam lepsze relacje z moimi przyjaciółmi i córką, a do tego zbliżyłem się z rodziną mojej byłej żony. Nauczyłem się też podążać za głosem mojego serca. Ayahuasca uwolniła we mnie jakąś pasję i pewność siebie. Dzisiaj, jeśli mam jakieś silne przeczucie, nigdy go nie lekceważę. I podążam za nim bez względu na wszystko.


Więcej na VICE: