FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Jak przetrwać lato we Władysławowie?

Letnia stolica disco polo i kebabów w sosie gyros spożywanych na szczelnie ućkanej parawanami plaży ma do zaoferowania więcej, niż się wydaje. Zaufajcie lokalsowi
Wszystkie zdjęcia: Paweł Sloń

Władysławowo to polskiego wybrzeża. Niczym gigantyczny magnes przyciąga Januszy z całej Polski, szukających urlopowego ukojenia pod lazurem nadbałtyckiego nieba. Dla lokalnej społeczności wakacyjna inwazja jest kluczowym elementem gospodarki, w związku z tym miasteczko jest zabudowywane budami z dykty oferującymi swojskie jadło, a wieczorem – przaśne melodie. Umęczony podróżą turysta przeciska się między budkami z goframi przez tłum rechoczących karków, rozwrzeszczanych dzieci upapranych na papie śmietaną z gofra i nie cichszych matek Polek, terroryzujących swoje pociechy brakiem loda świderka po obiedzie.

Reklama

Radom

W związku z tym, że Władysławowo raczej nie trafi w najbliższym czasie na listę światowego dziedzictwa UNESCO, od lat organizowane są imprezy kulturalne idealnie trafiające w gusta tych wczasowiczów. Ot, choćby festiwal disco polo w Ocean Parku, występy gwiazd polskiej estrady czy coraz niechętniej przyjmowany gdzie indziej cyrk. Nie brak też sezonowych atrakcji: wystawy najstraszniejszych pająków i skorpionów świata w Domu Parafialnym, chińskiej armii terakotowej czy drewnianych owadów naturalnej wielkości. Jest też wesołe miasteczko, które pierwszy raz rozstawiano, gdy zacząłem naukę w Szkole Podstawowej nr 2. Wspomniany Ocean Park jest za to władysławowskim Legolandem i Disneylandem w jednym, oferując naturalnej wielkości modele ssaków morskich i „domek lego". Dla spragnionych ambitniejszej kultury są tylko organowe koncerty w kościele.

Nic zatem dziwnego, że co roku znajdzie się jakiś palant, który wybierze się do miasta na początku Półwyspu Helskiego, oczekując smacznej kuchni, pustej plaży i muzyki Xxanaxxu w uroczych pubach i, zderzając się z brutalną rzeczywistością Władysławowa, wysmaży kolejny pamflet na jakość rozrywek nad polskim Wybrzeżem.

Cóż, Władysławowo to ani Ibiza, ani Wenecja. Niemniej, można tam spędzić świetne chwile. Mówię to jako osoba, która tutaj dorastała i spędziła prawie każde lato od końca lat 80.

Co robić?

Najważniejsze to oczywiście woda i piasek. Plażing jest we Władysławowie sportem ekstremalnym, okopać (oparawanić?) na dobrej pozycji trzeba się w okolicach wczesnorannych, bo w przypadku dobrej pogody znalezienie wolnego metra kwadratowego może graniczyć z cudem. Wszyscy ci, którym nie w smak rewia kąpielówek i wałków tłuszczu wyciekających spod bikini, powinni się udać na Półwysep. Pierwsze zejście na plażę znajduje się tuż za portem, góra 20 minut spacerkiem. Taka aktywność fizyczna nie interesuje większości rodaków, więc miejsca ci tam w dostatek. Brak ratownika czy baru na plaży jest jednocześnie atrakcją i ceną za ciszę i spokój.

Reklama

Kiedyś można było odejść na plażę w drugą stronę, na zachód, w kierunku Rozewia, ale w wyniku wymywana przez morze plaża staje się węższa i węższa – tak, że prawie znika w rejonie Jastrzębiej Góry. To trochę nie po myśli ludziom, którzy sporo wpakowali w rozbudowę chat, by upakować w nich jak najwięcej turystów.

Spragnionym kinowych atrakcji polecam raczej wycieczkę do Jastarnii, gdzie znajduje się oldskulowe kino „Żeglarz" – jedyne całosezonowe na Półwyspie. Filmowych blogerów, którzy jakimś cudem znaleźli się po Nowych Horyzontach we Władku, uprzejmie informuję, że można tam było zobaczyć oscarowego Syna Szawła" czy Imigranów. Sam widziałem tam Incepcję – z seansu niewiele pamiętam, bo akurat śliwkówka dała ostro po bani, jednak tych zajebistych foteli nigdy nie zapomnę.


Tylko dobre rady. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Co bardziej aktywni mogą nacieszyć się świetną siecią ścieżek rowerowych. Aż po sam Hel ciągnie trasa z Władysławowa (choć po drodze, w okolicach Chałup, czeka irytujący slalom pomiędzy łażącymi między campingami surferami), do Pucka czy aż do Krokowej. Trasa Gnieżdżewo-Krokowa wiedzie po dawnej trasie kolejki wąskotorowej, więc zasadniczo przez kaszubskie pola. Jak nie wieje, jest super.

Zatoka Pucka, która jeśli chodzi o głębokość kwalifikuje się raczej jako kałuża, jest z kolei idealnym akwenem do nauki pływania na różnych deskach. Gdy wieje staje się rajem dla wszystkich amatorów sportów wodnych. Od paru lat hitem jest kitesurfing, choć windsurferów nie brakuje. Kursy trochę kosztują, ale zabawa jest gwarantowana. Hardkory pływają nawet na morzu, ale po tym jak zobaczyłem w tym roku w porcie we Władysławowie zmiętego i zmarzniętego windsurfera, którego odnaleziono po dłuższej akcji ratunkowej na pełnym morzu, zdecydowanie odradzam próby dotarcia na Bornholm.

Reklama

A gdzie surferzy tam impreza, więc pobyt w legendarnym „Solarze", znajdującym się tuż obok Władysławowskiego portu, jest obowiązkowy. Wstęp kosztuje, stawka zależy od tego kto występuje, mi się udało wejść akurat za dychę. Jako że sąsiedni namiot-impreza Lecha jest za darmaka, klientela jest też trochę inna. W „Solarze" nuty są trochę bardziej wysublimowane, ja sączyłem swoje martini z brzoskwiniowym sznapsem do rapsów i dubstepów. Jak mnie poinformowała barmanka (z Radomia) młodzież najchętniej konsumuje wódkę, co trochę dziwi biorąc pod uwagę ofertą, jaką ma bar. Z kolei w Lechu grają muzykę bardziej popularną, wystrój jest znacznie prostszy, a i łatwiej zarobić w papę. Ja prawie oberwałem, jak powiedziałem ziomkowi, że ma rozwiązane buty. Porą nocną kursuje Solar bus, który za darmaka rozwozi gości na półwysep.

Ach – na Hel NAPRAWDĘ kursuje autobus Nr 666.

Władysławowo ma jeden zasadniczy atut – jest w centrum regionu. Puck, Jastrzębia Góra czy Hel są mniej niż godzinę samochodem (zależy od korków), a i nie brak cudów jak latarnia morska w Rozewiu, neogotycki kościół w Swarzewie, rynek w Pucku czy bunkry na Półwyspie. Serio jest co robić.

Co jeść i pić?

Jeśli chodzi o gastronomię to wiadomo – każdy szuka nad morzem dobrej rybki, wychodząc z dość logicznego, ale niekoniecznie słusznego założenia, że bliskość wody wpływa na świeżość produktu. Niestety, poziom usług i jakości potraw nierzadko zatrzymał się na etapie dzikiego pokomunistycznego kapitalizmu. Dorsze to zwykle odgrzewana mrożonka – ale kto nie próbuje, ten nie pije szampana. Z pewniaków polecić można lokalne zakłady przetwórstwa ryb, choć i tam obowiązują podwójne standardy. Kiedyś pojechałem po flądrę, ale musiałem przypomnieć, że jestem synem mojej matki (kiedyś radnej miasta), żeby dostać porządnej jakości towar.

Oferta bud rozstawionych wzdłuż Ośrodka Przygotowań Olimpijskich w Cetniewie czy na ul. Morskiej jest niemała, choć konkurencja nie ma wpływu na inwencję restauratorów. Rządzą kebaby w sosie gyros i zasmażane chińskie nudle. Ostatnio próbowałem tego pierwszego – o dziwo, nie dość, że kebabik był dobry, to nawet żołądek jakoś to zniósł. W ogóle to jeden ze sprzedawców pochwalił się, ze z zachodu idzie nowy trend: wsadzają frytki do bułki. A ja myślałem, że kebab z twarogiem z Gdańska, jaki niedawno jadłem, był szczytem gastrohipsterki.

Reklama

W zalewie deserów na wynos ciężko znaleźć kawiarnię, ale polecam – nie ma beki – tę w domu parafialnym, gdzie zakupić można domowej roboty lody i sensowna kawa. Jako dwudziestoparolatek, któremu bliżej do trzydziestki niż dwudziestki, stronię już od nadmiaru cukrów, jednak przyznaję: GOFRY W PORCIE RZĄDZĄ.

Legendarnym miejscem to istniejąca od 1946 r. klubokawiarnia „Hanka", gdzie serwują zjadliwą pizzę i tani browar. Spragnioni sportu mogą pograć w bilard lub oglądnąć wyczyny piłkarzy ekstraklasy. I browary. Gdy koleżanka z Krakówka chciała w monopolowym kupić Żywca, została oficjalnie opieprzona. Nad morzem pijemy lokalne browary, które choć trochę droższe, konkretnie dają radę. Product placementu nie będę tutaj robić, sami poszukajcie, oferta jest bogata.

Gdzie imprezować?

Pojawienie się w 2014 r. Sceny Kulturalnej, inicjatywy lokalnych gmin i biznesmenów z Warszawy, miało przydać regionowi trochę kultury po tym, jak zakończyły się Inwazje Mocy i inne Lata z Radiem (dzięki którym mogliśmy delektować się koncertami Beaty Kozidrak czy DeMono).

Scena Kulturalna to kino (z niewielkim, ale świeżym repertuarem), ale także występy artystów. Ostatnio grał Maciej Maleńczuk – we Władysławowie solo, w Juracie próbował nas przekonać, że umie grać jazz, ale i tak było śmiesznie. Szczególnie jak się okazało, że koncert skończył się po odjeździe ostatniego pociągu do Władysławowa i wracać musiałem stopem z ekipą z Lubelszczyzny jadącą na wiksę do Sopotu. Oprócz mniej lub bardziej żalowatych kabareciarzy, wystąpić mają m.in. Marika czy Smolik. Gdzieś w jakimś monopolowym wpadł mi w oko plakat, informujący o koncertach Ani Dąbrowskiej czy Organka w lipcu. Więc nie tylko disco polo.

Jak się planujecie sponiewierać, to sklepów nie brak, a lokalna policja liberalnie traktuje przepisy o zakazie spożywania alkoholu w miejscu publicznym. Wywalenie bud z imprezą z plaży sprawiło, że konsumpcja wódy jest milsza, a że Władysławowo przyciąga wszystkich, to naprawdę można spotkać dobre ewenementy. W ciągu jednej nocy usłyszałem od kolesia na plaży o tym, jak się jedzie samochodem przez Białoruś do Moskwy (zapomniałem spytać, co przemyca), a napotkana po drodze Kasia okazała się medium. „Widzi wisielców na drzewach" – wyjaśniła mi zza palców jej koleżanka.

Na co uważać?

Tak naprawdę jedynym problemem pozostaje pogoda, która nad Bałtykiem zmienną jest. Gdy kraj dusi się w ponad trzydziestostopniowych upałach, tutaj będzie nieco ponad 20 i może lać, nie mówiąc o tym, że samo morze nie jest najcieplejsze.

Jak ktoś ma z tym problem, proszę jechać na Ibizę. Ja zostaję we Władysławowie.