FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Zachodni seksturyści wciąż szukają żon na Ukrainie

Mimo wojny toczącej się na wschodniej granicy kraju, ukraińskie „biura matrymonialne" naciągają zamożnych obcokrajowców na grube pieniądze

Bar w Odessie na Ukrainie. Wszystkie zdjęcia Sónia Almeida

Ukraińskie „biura matrymonialne" wciąż przyciągają tłumy mężczyzn z Zachodu, mimo wojny toczącej się na wschodniej granicy kraju.

Odessa jest miastem kontrastów, w którym Lamborghini zaparkowane są obok Ład. Znajduje się daleko od walk trwających w Donbasie. To mekka szemranych interesów, do których zalicza się też małżeństwo.

Starsi mężczyźni trzymają za ręce piękne, młode kobiety, które z zażenowaniem odwracają wzrok od piwa spływającego po podbródkach partnerów. Pomimo doniesień o zastoju w ukraińskim przemyśle seksturystyki, biura matrymonialne można znaleźć na każdym kroku. Przemoc szalejąca w sąsiedztwie nie przeszkadza ludziom poszukującym miłości w perle Morza Czarnego.

Reklama

W jednym z modnych barów w Odessie poznaje Annę i jej męża Nikitę. Są tłumaczami podczas spotkania Quana z Tanją, jego kandydatką na żonę. Quan pochodzi z Chile, obecnie mieszka w New Jersey. Chce poślubić Ukrainkę, ponieważ „jest biedna i przez to mniej wymagająca".

Tanja zamawia taksówkę i opuszcza lokal po wieczorze spędzonym na wpatrywaniu się w podłogę. O dziwo, nie daje się uwieść chilijskiemu czarusiowi. Podobny scenariusz rozgrywa się w prawie każdym barze w mieście. Starsi mężczyźni dostają ślinotoku na widok młodych kobiet. Zyskują na tym ludzie pokroju Anny i Nikity, którzy wykroili sobie na własność kawałek lukratywnego ukraińskiego rynku matrymonialnego.

Chcesz przesłać swojej kandydatce „niewielki, ale śliczny torcik"? Przeciętne biuro umożliwi ci to za jedyne 30 dolarów (120 złotych). A może chcesz ją obdarować „15 pięknymi różami"? Zapłać 100 dolarów (prawie 400 złotych), a biuro zajmie się resztą. Przebicie jest spore: takie samo ciasto w sklepie kosztuje 5 dolarów (ok. 20 złotych), a większy bukiet róż to wydatek rzędu 30 dolarów (niecałe 120 złotych). Możesz też zamówić „sesję zdjęciową kandydatki" wykonaną w wybranym przez ciebie miejscu (i, co trochę niepokojące, stroju) za ok. 200 dolarów (prawie 800 złotych).

Rynek matrymonialny obraca dużymi pieniędzmi jak na kraj, w którym średnia pensja w czasie wojny spadła do 250 dolarów (niecały 1000 złotych). Wielu mężczyzn czuje się wykorzystanym przez tłumaczy, agentów i „potencjalne narzeczone". Oszustwa, o które nietrudno w tym mieście, skutecznie opróżniają ich portfele.

Reklama

W irlandzkim barze Micka O'Neilla, miejscu spotkań obcokrajowców w Odessie, poznaję Georga Perry'ego. Ma 52 lata, jest dentystą z Nowego Jorku i niedawno zaręczył się z trzecią Ukrainką. Lubi słuchać psychotransu i częstuje mnie przywiezionym z domu ciastem z dyni, gdy opowiada mi o swoim skomplikowanym życiu miłosnym.

George przyjechał do Ukrainy dziesięć lat temu, żeby poślubić swoją pierwszą żonę, Irenę. Małżeństwo trwało osiem lat. Irena była tłumaczką pracującą dla biura matrymonialnego, które, jak mówi, wtedy „robiło wyjątkowo perfidne przekręty". Jednak od razu przypadli sobie do gustu i wkrótce zaczęli się spotykać.

„Pierwszego dnia od razu przeszliśmy do rzeczy, bez zbędnego pieprzenia. Rozmawialiśmy o operacjach plastycznych, gdzie chcielibyśmy mieszkać, o dzieciach" ‒ mówi George. „W pewnym momencie zapytała mnie, czy pozwolę jej odwiedzać rodzinę na Ukrainie. Odpowiedziałem, że będzie miała własną kartę kredytową do rezerwacji biletów lotniczych".

Po rozstaniu z Iriną (jego „najlepszą przyjaciółką") George objechał świat w poszukiwaniu kolejnej żony. Szukał w Tajlandii, Kazachstanie, Japonii i Indiach. Po bezowocnych podróżach wrócił do Ukrainy i zaręczył się z „Julią".

„Postanowiłem zostać na Ukrainie trochę dłużej, więc Julia poleciała do Stanów pierwsza" ‒ opowiada George. „Zgadnij, kto ją przywitał na lotnisku? Moja pierwsza żona, Irina. Widzisz już, jak to działa?".

Reklama

Po kłótni na lotnisku Julia pojechała do swoich znajomych, którzy mieszkali w innym stanie. Obecna żona George'a, której też na imię Irina, szykuje się do swojego pierwszego wyjazdu do USA.

„Nie będę musiał zmieniać imienia na karcie kredytowej" ‒ śmieje się George.

Reklama klubu ze striptizem

Podobnych sytuacji jest wiele. Coraz częściej zauważam pary, które przypominają mi o Quanie i jego założeniu, że musi znaleźć sobie Ukrainkę, ponieważ jego „pierwsza żona była Ukrainką, i potrzebuje kogoś, kto zna ten pieprzony język i jest w stanie porozumieć się z dziećmi".

Pytam przywódczynię FEMEN Innę Szewczenko (która została wydalona z Ukrainy za obalenie krzyża), co sądzi o swoich rodaczkach, które decydują się na ślub ze starszymi mężczyznami z Zachodu. Według niej prawdziwymi ofiarami są Ukrainki.

„Kobiety przystają na ten » pakt z diabłem« tylko ze względów ekonomicznych" ‒ tłumaczy Szewczenko. „Ukrainkom trudno osiągnąć niezależność finansową mimo wykształcenia i umiejętności. Wojna tylko pogarsza sytuację. Nasza waluta jest bardzo słaba. Cały kraj jest w niebezpieczeństwie, co tylko pogarsza warunki życia kobiet. W obcokrajowcach widzą szansę na lepsze życie i możliwość ucieczki od codziennych zmagań, z którymi borykają się ich matki i inne Ukrainki. Kto jest zatem temu wszystkiemu winny? Na pewno nie kobiety".


Polub nasz fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Jednakże ambasada USA nie ma większych oporów, by wskazywać winne, jeśli miałoby to ochronić Bogu ducha winnych Amerykanów. Pośród opublikowanych przez ambasadę przestróg dla obywateli Stanów Zjednoczonych, którzy odwiedzają Ukrainę w celach matrymonialnych znaleźć można znaleźć m.in. takie:

Reklama

‒ Znasz swoją przyjaciółkę lub narzeczoną jedynie z internetu i nigdy nie spotkałeś jej osobiście.

‒ Zdjęcia naciągaczki przedstawiają osobę bardzo atrakcyjną i wyglądają na wykonane przez profesjonalną agencję modelek lub studio fotograficzne.

‒ Naciągaczkę prześladuje niebywały pech ‒ ma wypadek samochodowy, jest aresztowana, napadnięta, pobita, lub ląduje w szpitalu.

‒ Wysłałeś pieniądze na wizy i bilety lotnicze, ale nie może przyjechać i tłumaczy się zatrzymaniem przez urzędników imigracyjnych lub innym nieoczekiwanym wydarzeniem, które uniemożliwia jej podróż.

Ambasada ostrzega również: „Nawet jeśli kobieta, którą poznałeś, rzeczywiście istnieje i naprawdę stara się odwiedzić cię w USA, jest mało prawdopodobne, by otrzymała wizę".

Jak widać, nawet jeśli ukraińskie biura matrymonialne to przekręt obliczony na frajerów z Zachodu, na takich transakcjach najwięcej tracą kobiety.