FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Dekada na studiach

Sporo osób idąc na studia spodziewa się akademików z amerykańskich filmów: laski z gołymi cyckami na korytarzach i wieczne zabawy w beer ponga. Ja patrząc na celę Breivika, czasami zazdroszczę mu warunków życia

Zdjęcie: Flickr/Kyle Sullivan

Mariusz w tym roku obchodzi mało chwalebny jubileusz — dziesięć lat temu rozpoczął studia. Czas leci nieubłaganie, na uczelnię trafiają roczniki, które niedawno w jego pokoleniu kojarzone były głównie z piaskownicą — w tym roku na studia idą w końcu ludzie urodzeni w 1996 roku. Jak więc on, dorosły już przecież facet, odnajduje się w takich kolonijnych okolicznościach? Czy polski akademik ma coś wspólnego z amerykańską komedią i jest świątynią pijaństwa i rozpusty? Co zrobić, żeby się tam dobrze bawić i przeżyć? O to wszystko spytaliśmy wrocławskiego wiecznego studenta. Dobrym soundtrackiem do wywiadu jest „Studencki stan umysłu" Colliny.

Reklama

VICE: Który to już twój kierunek?
Mariusz: [chwila ciszy] Trzeci i chyba ostatni [śmiech]. Najpierw zrobiłem nic nie warty licencjat w mojej rodzinnej mieścinie, potem postanowiłem zmierzyć się z matmą we Wrocławiu. Niestety, nie polubiliśmy się i po dwóch latach — za porozumieniem stron — przerwałem studia. Teraz jestem na informatyce. Jeszcze tylko rok i koniec!

Pasuje ci taki etos wiecznego studenta?
Czasami rzeczywiście czuję się jak jakiś dinozaur, ale daleki jestem od tworzenia jakiegokolwiek etosu. Tak po prostu potoczyło się moje życie i tyle. Na razie przygotowuję się mentalnie, że za rok będę musiał opuścić mury akademika i zacząć, jak to się mówi, dorosłe życie.

Nigdy nie kusiła cię stancja?
Większość znajomych — czy to ze studiów, czy to nawet tych poznanych kiedyś w akademiku, w końcu wylądowało na mieszkaniach. Ja jednak muszę ciągle walczyć z budżetem — nie mam już przecież zniżek studenckich, rodzice przestali pomagać dobrych kilka lat temu a kasę zarabiam tylko na pojedynczych zleceniach — czasami zrobię jakąś stronę internetową czy grafikę. A akademik jest względnie tani, nie ma żadnych kaucji ani ukrytych rachunków, do tego dochodzi darmowy net i siłownia. Z racji stażu udało mi się na szczęście dostać pokój jednoosobowy — raczej nie chciałoby mi się już gnieździć na dziesięciu metrach kwadratowych z jakimś pierwszoroczniakiem.

Akademiki to rzeczywiście miejsce tak dobrej zabawy?
Sporo osób idąc na studia spodziewa się akademików z amerykańskich filmów o studentach: laski z gołymi cyckami na korytarzach, wieczne zabawy w beer ponga, wypasione pokoje z mnóstwem konsol i ogólnie wysokim standardem. Tymczasem prawda jest zdecydowanie mniej kolorowa. Patrząc na celę Breivika, czasami zazdroszczę mu warunków życia. Studenci z wymiany czasami zastanawiają się, w jak głębokiej komunie wylądowali. W akademiku na cycki możesz popatrzeć sobie, jak zerwiesz jakiejś koleżance kotarę w koedukacyjnym prysznicu, a z alkoholi dostępne są głównie wódki samoróbki niewiadomego pochodzenia albo Żubr za czwórkę na melinie.

Reklama

Wracam do akademika, a pod głównymi drzwiami stoi kilka radiowozów. Byłem pewny, że to nalot na dilerów, ale to jakiś typ powiesił się w swoim pokoju. Teraz z imprezami jest już spokojniej.

Nie brzmi to zbyt zachęcająco.
No, ale aż tak źle nie jest, inaczej przecież tyle lat bym nie wytrzymał. Oprócz wspomnianych wcześniej oszczędności, akademik kojarzy mi się z luzem. Chcę obejrzeć z kimś mecz, wypić piwo, zajarać lolka — zawsze znajdzie się ochotnik. Jeśli przypadkiem musiałbym się pouczyć, mogę iść do ryjca i nie martwić się sąsiadem nakurwiającym dubstepy od 7 rano. Oczywiście sporym plusem jest fakt, że co roku przybywa sporo nowych studentek — a ja, jako nestor, chętnie wprowadzam je w tajniki życia akademika. Kiedyś przyszły do mnie dwie małolatki i pytają, czy mogę im ogarnąć jakieś zioło. Były naprawdę śliczne. Chętnie podjąłem się tego banalnego zadania. Dziewczyny dały mi stówę — nie dość, że ładnie je przyciąłem na tym jaraniu, to jeszcze zyskałem dwie chętne do integracji koleżanki, jeśli wiesz co, mam na myśli.

Integracja w akademiku jest duża?
Mój stary mieszkał w domu studenckim w latach 70. i ponoć wtedy to było szaleństwo — tani alkohol, karty i integracja na całego. Często było to powodowane zwyczajną nudą. Teraz sporo osób zamyka się w swoim pokoju z laptopem i ściąga seriale albo gra na konsoli. Dawniej można było też poznać ludzi na szlugu a teraz wszędzie te idiotyczne zakazy jak na zielonej szkole.

Źródło: Flickr/tripleigrek

Przez te wszystkie lata chyba napatrzyłeś się na różne dziwne akcje?
Wielu było takich, co zaczynało studia imprezą i ten melanż ich całkowicie wciągał — łatwo jest dać się ponieść beztroskiemu życiu studenckiemu. Pamiętam kolesia, który miał jakiś beef z gaśnicami — za każdym razem, kiedy znajdował się w stanie spożycia, odbezpieczał zawleczkę i robił piana party na korytarzu. Inny mój znajomy tak się kiedyś najebał, że zasnął nieprzytomny na korytarzu bez żadnych dokumentów. Portierka robiła rano obchód i zobaczyła zarzyganego typa pod windą. Był tak wykręcony, że policja zamiast na izbę zawiozła go na toksykologię na Traugutta. Jednego mojego koleżkę po urodzinach wynieśli kiedyś na drzwiach, śpiewając Janka Wiśniewskiego. Niestety, bywały też tragiczne sytuacje. To było z pięć lat temu — wracam do akademika, a pod głównymi drzwiami stoi kilka radiowozów. Byłem pewny, że to nalot na dilerów, ale to jakiś typ powiesił się w swoim pokoju. Teraz z imprezami jest już spokojniej, bo zainstalowali kamery i łatwo jest zidentyfikować wszystkich, którzy przeginają.

No, ale podczas juwenaliów łatwo zauważyć, że studenci nadal uwielbiają robić syf.
Jest taki fanpage: „ Gardzę studentami gdziekolwiek jestem" - rzeczywiście coś w tym jest. Ja oczywiście przerabiałem wszelkie podobne akcje, jednak dziś mam do tego spory dystans. Jak widzę takich łebków, którzy drą mordę „seks, wóda, polibuda", mam ochotę przywalić im z liścia. Na wszelkie juwenalia przestałem chodzić dobrych kilka lat temu. Pomimo faktu, że mam prawie trzydzieści lat i ciągle mieszkam w akademiku, nie utożsamiam się z tym głupio pijanym motłochem — dla mnie całe to studenciactwo to bardziej kwestia lenistwa niż jakiejś egzaltowanej drogi życia.