FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Żyć ze śmierci

Yovani Solis balsamuje ex-prezydentów, miniaturowych zapaśników i ofiary wojen narkotykowych.

Zdjęcia: Mauricio Palos

Yovani usuwa z ciała płyny ustrojowe.

Jeżdżę codziennie tramwajem z domu do pracy i z powrotem. Tak jest od lat. Trasa prowadzi przez jedne z ładniejszych dzielnic stolicy Meksyku, jak Colonia Roma, lecz również przez jedną z  najniebezpieczniejszych – Doctores – gdzie patronem każdej z ulic jest jakiś słynny lekarz. W kwietniowy poranek zeszłego roku zobaczyłam z okna tramwaju dwie ogromne przyczepy przy drzwiach czegoś, co wyglądało na zupełnie nijaki dom mieszkalny. Dookoła spora grupa fotografów pstrykała zdjęcia, a żołnierze otaczający przyczepy zablokowali ulicę. To był niecodzienny widok, lecz nie wywołało to we mnie żadnych podejrzeń związanych z UFO.

Reklama

Później, gdy oglądałam wiadomości, dowiedziałam się, że dom, który zobaczyłam z okien tramwaju, był czymś w rodzaju przystanku na drodze do życia pozagrobowego – taka mała, rodzinna kostnica.

Ta scena wciąż chodziła mi po głowie, aż wreszcie ciekawość wzięła górę i postanowiłam tam pojechać, żeby dowiedzieć się, co się dzieje w środku. Zapukałam do drzwi, spodziewając się, że otworzy jakiś odrażający staruch o wyglądzie wampira. Tymczasem powitał mnie miły, młody mężczyzna o łagodnym głosie – Yovani Gonzalez Solis, jedyny pracownik La Embalsamadora la Piedad (Miłosierdzie balsamowania).

Pierwszą rzeczą, o którą zapytałam Yovaniego, były te przyczepy, które zobaczyłam z tramwaju, z których jedna stała właśnie przy domu, na chodniku. Odpowiedział, że były w nich zwłoki, które mu właśnie dostarczono. Sekcjami zwłok zajmuje się w Meksyku Zakład Medycyny Sądowej (SEMEFO), agencja rządowa, której zadaniem jest identyfikacja ciał i przeprowadzanie dochodzenia w przypadku gwałtownej śmierci, lecz mycie i balsamowanie należy do takich ludzi jak Yovani. Tak naprawdę, jest to w zasadzie niczym innym jak zatrudnianiem osób spoza firmy.

Gdy zapytałam Yovaniego, skąd wzięły się te trupy z ciężarówek, odpowiedział, że zostały przywiezione z osławionych masowych grobów  w Tamaulipas –  to ofiary zeszłorocznej serii brutalnych egzekucji będących dziełem karteli narkotykowych. Byłam wstrząśnięta i pomyślałam, że lepiej będzie, jeśli sobie pójdę i zastanowię się nad tym, co się właściwie dzieje w domu Yovaniego, ale zapytałam go, czy będę mogła przyjść do niego kiedy indziej, żeby porozmawiać o jego pracy. Zgodził się.

Reklama

Wkrótce zaczęłam spędzać z Yovanim długie popołudnia, rozmawiając o rozkładających się ciałach, tajemnicach śmierci i o jego życiu. Podczas gdy wiele dzieci w Meksyku obchodzi piętnaste urodziny na wielkich imprezach dorównujących bar micwom, Yovani, mając piętnaście lat, z konieczności zaczął pracę jako balsamista. Mimo że obecnie ma dopiero 27 lat, cieszy się tak dobrą opinią w swoim zawodzie, że zdobył sobie lojalność tak ważnych klientów jak SEMEFO czy Heroico Colegio Militar (meksykańska akademia wojskowa).

Po ciężkim dniu pracy Yovani pozuje do zdjęcia w sali do balsamowania zwłok.

Yovani spędza prawie całe dnie w swoim bunkrze śmierci, a duża część dzielnicy Doctores jest związana z tym biznesem: dwa szpitale publiczne tuż obok siebie, niezliczone zakłady pogrzebowe i sklepy z trumnami, jak również mieszcząca się niedaleko główna siedziba SEMEFO. Jest to raj dla nastoletnich gothów.

Trudno prowadzić życie towarzyskie, gdy się mieszka w zakładzie balsamującym zwłoki – jak Yovani. Nie może nawet wziąć sobie wolnego, gdyż jego robota nie ma końca, a nie jest w stanie znaleźć pełnoetatowego pomocnika, który zniósłby tę niewiarygodnie wymagającą pracę, stanowiącą wyzwanie dla węchu. Dlatego zajmuje się tym zupełnie samodzielnie. To paradoksalne, że w kraju, gdzie młode dzieciaki tak łatwo zaczynają współpracę z kartelami, stając się sicarios i biorą za zabicie człowieka mniej niż 50 dolców od głowy, nikt nie chce się zajmować sprzątaniem tego bajzlu.

Reklama

Jak powtarza Yovani, każde ciało jest w innym stanie i niektóre wymagają dużo więcej zachodu  niż inne. Ofiary zabójstw są najpierw wysyłane do SEMEFO, dopiero potem można je przygotowywać do złożenia w trumnie i, jeśli mają szczęście, do pogrzebu. Po dokonaniu sekcji zwłok i ustaleniu dokładnej przyczyny śmierci, ciała muszą zostać zabalsamowane w konkretny sposób, nazywanym legal. W ciało wstrzykuje się co najmniej dwa litry roztworu formaldehydu - najpierw przez żyłę szyjną, potem tętnice szyjne i żyłę podobojczykową, a na końcu tętnice udowe. Gdy zwłoki zostaną przywiezione do zakładu balsamowania ciał, wnętrzności (serce, wątroba, jelita, nerki, itd.) zostają przełożone do plastikowej torebki, co pomaga opóźnić rozkład ciała.

Yovani odwija ciało a potem umieszcza je na stole sekcyjnym.

Gdy ktoś poniósł śmierć w wyjątkowo paskudnych okolicznościach, Yovani posypuje rany formaldehydowym proszkiem, co sprawia, że krew galaretowacieje i można być pewnym, że wstrzyknięte płyny nie wytrysną z ciała podczas pogrzebu. Trzeba również usunąć wszystkie inne płyny ustrojowe. Żeby pozbyć się wody z jamy brzusznej, Yovani przykłada trzy palce powyżej pępka i nakłuwa ciało trokarem, narzędziem chirurgicznym będącym podstawowym narzędziem pracy balsamisty. Kiedy zapytałam go, co najtrudniej jest nakłuć, powiedział: „Serce.” No jasne. „Gdy ciała są stąd zabierane, wyglądają, jakby wyszły prosto spod prysznica. Myję je, zmieniam koloryt, czasem nawet robię makijaż.”

Reklama

Yovani posiada w swym warsztacie wszystkie narzędzia, których można byłoby się tam spodziewać – skalpele, kleszcze, nici chirurgiczne, kilka stołów sekcyjnych, na których kładzie ciała – jak również kilka własnych wynalazków. „Nie mogę się obyć bez Super Glue, bo kiedy muszę zabezpieczyć dziury w szyi po usunięciu płynów, nie lubię zakładać szwów. Ich widok nie jest przyjemny dla krewnych zmarłego. Jeśli się je po prostu zaklei, sprawia to dużo lepsze wrażenie.” Ma również pod ręką szminkę i puder  – z tych samych powodów.

Czasem jednak rodziny zmarłych proszą o rzeczy, których nie potrafi zrobić nawet Yovani: „Gdy ludzie przynoszą ciała bardzo starych kobiet, strasznie wydziwiają. Zawsze dają mi ich zdjęcia, kiedy były młode i miały włosy, ale co ja mogę zrobić. Nie jestem czarodziejem.”

Kiedy patrzyłam, jak Yovani usuwa ze zwłok kolejne litry krwi, sików, wody i mniej rozpoznawalnych cieczy, zastanawiałam się, co on z tym wszystkim robi. Podobnie jak z prześcieradłami poplamionymi krwią i innymi smętnymi pozostałościami. Powiedział mi, że płyny są wylewane do kanalizacji, ale dopiero wtedy, gdy wleje do nich substancję chemiczną, która zamienia tę obrzydliwą mieszaninę w „wodę”.  W wodę, naprawdę? Zapachniało alchemią. „No cóż, może nie do końca taką, która nadaje się do picia, ale ta substancja usuwa zapach i kolor tych płynów. Kiedy się to stanie, wylewam je do ścieku.” Jeśli chodzi o odpady stałe, wywozi je śmieciarka, która wcześniej zabiera śmieci z hoteli. Rzecz jasna, śmieciarze dostają za tę pomoc sowity napiwek.

Reklama

Próbując określić zakres jego przedsięwzięcia, dowiedziałam się, że Yovani spreparował już setki – o ile nie tysiące – ciał. Najsłynniejszym, jakie do tej pory balsamował, było ciało byłego prezydenta Meksyku, Jose Lopeza Portillo. Zajmował się też Espectrito juniorem, miniaturowym wrestlerem, którego znaleziono martwego w pokoju hotelowym, wraz z bratem i innym miniaturowym wrestlerem, La Parkitą; zostali rzekomo nafaszerowani prochami przez dwie prostytutki, które potem ich okradły – incydent idealnie skrojony na potrzeby brukowców.

Najbardziej legendarna – i makabryczna – praca Yovaniego była związana z ciałami w przyczepach, które zobaczyłam z tramwaju. Zwłoki znaleziono w miasteczku San Fernando w Tamaulipas, stanie w północnym Meksyku, znajdującym się na trasie nielegalnych emigrantów z Ameryki Środkowej, przekraczających granicę USA. Podobno kartel Los Zetas porywał autobusy pełne ludzi, by przetrzymywać ich dla okupu lub zmusić do współpracy. Krążą pogłoski, że niektórzy byli zmuszani, by walczyć ze sobą na śmierć i życie. Wielu z uprowadzonych było uważanych za zaginionych, dopóki nie odkryto masowych grobów. Gdy dowiedziano się o tej sytuacji, wszystkie zakłady balsamujące zwłoki w dzielnicy Doctores odesłały ciała, nad którymi pracowały, do innych zakładów i stworzyły na poczekaniu rodzaj ekipy, która zajęła się tym nagłym „napływem” martwych ciał.

„Najpierw przyjechało ich około 80, lecz następnego dnia kolejnych 75” – powiedział Yovani. „Większość z nich była w stanie poważnego rozkładu, nie do rozpoznania. W niektórych przypadkach jedyne, co mogliśmy zrobić, to włożyć kości i kawałki skóry do formaldehydu. Stworzyliśmy zespół składający się z dziesięciu balsamistów i pracowaliśmy w parach”. Zapytałam o smród. „Nie mam pojęcia. Po około dwóch latach pracy w tym zawodzie straciłem węch.”

Reklama

Po kilku tygodniach, podczas których docierały sprzeczne informacje na temat ostatecznej liczby ciał w San Fernando, rząd wydał oficjalne oświadczenie, że w 47 tajnych masowych grobach znaleziono 193 ciała. Miejscowe zakłady balsamujące zwłoki na północy Meksyku nie były w stanie poradzić sobie z taką wielką ilością, więc ciała wysłano w chłodniach do stolicy. Gdy zostały zabalsamowane, odesłano je z powrotem do SEMEFO. Jak podało PGR (meksykański odpowiednik Ministerstwa Sprawiedliwości), udało się zidentyfikować tylko 34 ciała.

Przed dostarczeniem ciała na miejsce pochówku Yovani sprawdza po raz ostatni, czy wszystko wygląda, jak należy.

Nie po raz pierwszy Yovani musiał pracować nad tak wielką liczbą zwłok. We wrześniu 2010 do jego zakładu przywieziono 56 ciał, lwią część z 72 ofiar egzekucji dokonanych przez Los Zetas w San Fernando. Ta masakra jest jednym z najbardziej haniebnych zdarzeń w historii najnowszej, gdyż większość ofiar, o ile nie wszystkie, były niewinnymi emigrantami z Salwadoru, Gwatemali, Hondurasu i Brazylii, w jednym przypadku nawet z Indii, którzy po prostu szukali lepszego życia, jak wielu innych przed nimi.

Według SEMEFO, do czasu drugiej masakry w 2011 wciąż nie udało się zidentyfikować 14 z 72 ciał emigrantów i ze względu na odkrycie kolejnych grobów niezidentyfikowane zwłoki musiały zostać przewiezione do pobliskiego miasta - Toluki. Jedno z ciał zostało potem odebrane przez krewnych zamordowanego, lecz w czerwcu zeszłego roku musiano pochować trzynaście pozostałych, jak na ironię również w masowym grobie, tyle że legalnie, w przeznaczonym do tego miejscu w stolicy Meksyku.

Tajne groby nie są w Meksyku niczym nowym, lecz od 2006 narcofosas (masowe groby ofiar karteli narkotykowych) stały się czymś w rodzaju epidemii – w tym samym roku przejął władzę rząd Felipe Calderona i wypowiedział wojnę kartelom. Między 2006 a 2011 odkryto 174 masowe groby z 1029 ciałami, rozsiane po dziewiętnastu stanach (najwięcej w Guerrero, Tamaulipas, Durango i Chihuahua). Na przestrzeni ostatnich pięciu lat szacunkowe dane dotyczące całkowitej liczby zabójstw związanych z narkotykami bardzo się od siebie różnią, poza tym kto wie, ile ciał zostanie jeszcze znalezionych. Oficjalna liczba podana przez PGR w styczniu to 47 515 ofiar śmiertelnych, lecz Semanario Zeta, tygodnik polityczny z Tijuany, doniósł, że ta liczba przekracza 60 tysięcy, a México Unido Contra la Delincuencia, meksykańska organizacja ds. walki z przestępczością,  twierdzi, że rzeczywista liczba wynosi 80 tysięcy.

Ma to swoje dobre strony: dopóki piętrzą się ciała ofiar wojny między rządem a kartelami, takie przedsiębiorstwa jak Yovaniego będą świetnie prosperować. Mam szczęście, że znalazłam człowieka godnego zaufania, takiego jak Yovani, z którym mogłam przez tak wiele godzin rozmawiać o życiu, śmierci i nowym sezonie jednego z naszych ulubionych seriali, The Walking Dead.