FYI.

This story is over 5 years old.

Znalezione w sieci

Powiedzmy to głośno: Beyoncé jest zbyt idealna by być zwykłym człowiekiem

Nigdy nie będziesz tak dobra jak Beyoncé, bo Beyoncé nie jest prawdziwa. To klon.
Daisy Jones
London, GB

Czasem mamy wrażenie, że Beyoncé jest z nami od zawsze. Była z nami podczas szkolnych dyskotek w podstawówce, gdy tańczyliśmy do "Survivor" Destiny's Child; towarzyszyła nam podczas naiwnych pierwszych miłości i sympatii śpiewając "Crazy in Love"; nakreślała całemu zagubionemu pokoleniu drogę we wzruszającym "Listen". Potem jeszcze mówiła kobietom jak być silną i niezależną w "Who Run the World? (Girls)".

Reklama

20 lat później Beyoncé wciąż tu jest, wciąż wydaje albumy, wciąż koncertuje i po prostu robi swoje. Gdyby się chwilę zastanowić nad tym, jak idealnie układa się kariera wokalistki, jak bardzo jest utalentowana i niezwyciężona, wydaje się, że nie jest prawdziwym człowiekiem. I biorąc pod uwagę fakt, że Beyoncé z "Survivor" jest inna niż Beyoncé na "Lemonade", możemy przypuszczać, że nie jest skamieniałą jednostką a zlepkiem zmiennych, które czynią ją niezniszczalną super gwiazdą pop. Tylko pomyślcie o tym: ona jest zbyt boska, by urodzić się w naturalnych warunkach.

Powiedzmy to głośno, Beyoncé jest zbyt idealna by być człowiekiem. Tak jak tyranozaur w jurajskim parku, owca Dolly i Avril Lavigne, Beyoncé jest klonem. Nie jest Beyoncé Giselle Knowles-Carter, jest skonstruowana z boskich komórek macierzystych.

Pogodzenie się z tym faktem może zająć wam chwilę, ale pozwólcie mi wytłumaczyć do końca…

Talent Beyoncé był zbyt cenny, by go stracić

Zgodnie z bardzo wiarygodnymi źródłami takimi jak WTF WAKE THE FREEDOM, kariera Beyoncé na początku ubiegłej dekady szła tak dobrze, że producenci zdecydowali, że było by rozsądnie i logicznie, by zatrzymać takie komórki i przechować je na lepsze czasy. Tak na wypadek, gdyby zaszła potrzeba sklonowania gwiazdy.

Projekt ten odłożono na kilka lat, ale w 2010 stało się coś strasznego. Beyoncé umarła. Oczywiście nie ma zbyt wiele informacji na temat wypadku, ponieważ wszystkie szczegóły dotyczące tego zdarzenia trafiły na USB, który zamknięto w sejf i wrzucono do oceanu. Materiał odkryli YouTuberzy, ale było już za późno. Beyoncé nie żyje. Nie zobaczymy już jej nigdy. Nawet w Święta.

Reklama

Klon Beyoncé - dalej nazywany po prostu klonem - bezproblemowo wkroczyła w świat zastępując oryginalną wersję artystki. Klon był wykonany naprawdę precyzyjnie i tylko nieliczni mogli dostrzec różnice pomiędzy Beyoncé, która śpiewała "Who Run the World" a Beyoncé, która leżała teraz w ziemi. Ale znaleźli się i tacy. Odkąd klon zastąpił gwiazdę, zdarzały mu się potknięcia i wpadki. I to właśnie te małe niedoskonałości pozwoliły zdemaskować klona. Oto dowód numer jeden.

Narodziny Sashy Fierce

Naprawdę wierzycie, że to zwykły zbieg okoliczności, że alter ego Sasha Fierce pojawiło się w tym samym czasie, w którym Beyoncé umarła? Strona Now The End Begins przypomniała nam jedną z wypowiedzi piosenkarki: "Mam kogoś kto przejmie kontrolę nad tym wszystkim, kiedy pracuję i jestem na scenie, to alter ego , które wykreowałam, żeby chroniło mnie i to kim naprawdę jestem".

"Alter ego" czy KOMPLETNIE INNĄ OSOBĘ? Wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie, ale jeszcze w dalszym ciągu nie jesteście przekonani, oto dowód numer dwa.

Twarz Beyoncé zmieniła się na przestrzeni lat

Jeśli to nie widzicie tego na obrazku, to dopowiadamy: na lewo znajduje się Beyoncé Giselle Knowles-Carter, a po prawej stronie jej sklonowana wersja. Beyoncé uśmiechała się w 2010, a sześć lat później już tego nie robi, co jest naprawdę podejrzane, bo wszyscy wiemy, że uśmiech jest stały i wieczny.

W dalszym ciągu nie dowierzacie? No to spójrzcie tylko na przedziałek. W tym roku Beyoncé, a raczej jej nowa wersja, ma go na środku głowy, podczas gdy wcześniej był on z boku. Wiadomo, jak raz już zrobisz jakąś fryzurę to musisz się jej trzymać przez całe życie. Nie ma zmiłuj. Nawet jak marzysz o bujnych lokach, przedziałek musi zostać. Nie możesz tak po prostu zmieniać zdania. Tak wiec oto dowód trzeci.

Reklama

Udawana ciąża

Latem 2011 roku Beyoncé ogłosiła, że jest w ciąży. Jednak podczas stanu błogosławionego na światło dzienne zaczęły wypływać nowe fakty, a wybitni ludzie (głównie prezenterka telewizyjna Wendy Williams) zaczęli podejrzewać, że całe zdarzenie może być nieprawdą.

Mało tego, sama zainteresowana zaczęła mylić daty. Najpierw powiedziała, że rodzi w lutym, a wcześniej wspominała coś o styczniu. To przecież jasne, że ludzie z krwi i kości nie zapominają o takich rzeczach. Każdy z nas pamięta wszystko z dokładnością co do sekundy.

Potem był ten dziwny występ w australijskim "Sunday Night", gdzie ciążowy brzuszek (ale czy na pewno?) ułożył się w jakąś dziwną formę. "Czy materiał się nie gniecie?" - pytała gwiazda, próbując wytłumaczyć się z incydentu. Halo, klonowa damo, może i się gniecie, ale CIĄŻOWY BRZUSZEK TEGO NIE ROBI! To nienaruszalne głazy, które zostały zamknięte w równie niezniszczalnej stali.

"Po co miałaby udawać ciążę?" - słyszę. Co czyni klona bardziej ludzkim niż ciąża? Technologia nie wymyśliła jeszcze jak sprawić, by klony zachodziły w ciążę, więc trzeba było łgać. Ciąża miała tylko odciągnąć nas od prawdziwego dramatu: w przemyśle muzycznym jest klon. Ciągle nie wierzycie? No to przyjrzyjmy się czwartemu dowodowi…

Upadek na Super Bowlu

Występ Beyoncé na tegorocznym Super Bowlu był niesamowity, choć nie do końca tak fantastyczny jak mogło się nam wydawać, ponieważ jakimś dziwnym trafem wokalistka niemalże upadła podczas wykonywania "Formation". Serio, myślicie, że prawdziwa Beyoncé pozwoliłaby sobie na coś takiego? Beyoncé nigdy nie zalicza gleby, a jej nowa sklonowana wersja przypomina jakąś niezdarę. Uważacie, że to niefair? No cóż, nie chodzi tu o bycie fair. To czyste fakty i niepodważalna prawda.

Reklama

Tym samym doszliśmy już do ostatniego, piątego dowodu.

Beyoncé jest wciąż żoną Jaya Z, pomimo że ten ubiera się jak twój mało lubiany wujek

Foto od everyskyline via Wikimedia

Ze wszystkich dowodów, które przedstawiliśmy ten jest najbardziej obciążający. No jasne, Jay Z jest jednym z najbardziej popularnych artystów wszech czasów i prawdopodobnie jest też miłym facetem, ale spójrzcie tylko na to zdjęcie. Ta koszula w kratkę i biała t-shirt w kołnierzem w kształcie litery V. I na dodatek ta mina radosnego wujka, któremu na pytanie "jak spędziliście weekend?" odpowiadacie, że wypełnialiście aplikację na kursy biznesowe, podczas gdy tak naprawdę wzięliście za dużo MDMA, włamując się do domu sąsiadów i układając im kolekcję DVD w alfabetycznej kolejności, żeby ładnie to wyglądało na półce.

Teraz zadajmy sobie to trudne, ale jakże ważne pytanie, czy prawdziwa Beyoncé spotykałaby się z kimś kto nosi takie okulary? Czy prawdziwa Beyoncé, która ma tak perfekcyjne rysy twarzy, jest w stanie spotkać faceta, który jest dla niej wystarczająco dobry? Nie, nie byłaby w stanie, a więc za 15-letnim związkiem nie stoi miłość i kompromis, a kłamstwa i oszustwo, ponieważ Beyoncé, która jest żoną Jaya to tylko klon, nie przejmujący się tym, że koleś jest poniżej jej możliwości. Zastanówcie się nad tym przez chwilę, to naprawdę ma sens.

A więc tak, oto dowody na to, że Beyoncé, którą znamy i kochamy jest klonem. Zdaję sobie z tego sprawę, że ta teoria może budzić sporo wątpliwości i burzyć wasz światopogląd na temat jestestwa w ogóle, ale czasem prawda wygląda milion razy dziwniej niż kłamstwo. I nie potrzebuje papierów od profesorów czy kosztownych badań, ale rozmytych filmików na YouTubie z prezentacjami z Powerpointa. Należy więc zaakceptować fakt, że Beyoncé jest zbyt utalentowana i zbyt niezniszczalna żeby być człowiekiem. Nigdy nie będziesz tak dobra jak Beyoncé, bo Beyoncé nie jest prawdziwa. To klon. Kto rządzi światem? Nie dziewczyny. Klony.

Śledźcie Daisy na Twitterze.