FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Jaga Jazzist: I tak jesteśmy outsiderami

Jaga Jazzist debiutowali dwadzieścia lat temu albumem "Jævla Jazzist Grete Stitz", od ponad dziesięciu są związani z Ninja Tune. I przez cały ten czas z powodzeniem mieszają jazz z elektroniką, rockiem i popiem.

Zdjęcie Tonje Thilesen

Lars Horntveth - założyciel i lider Jaga Jazzist, jednego z najbardziej zjawiskowych zespołów z Norwegii, który wkrótce ponownie odwiedzi Polskę na OFF Festivalu, tłumaczy pojęcie nordic sound. Rozmawiamy też o względnym pojęciu "małego zespołu", nici porozumienia łączącej Polaków z Norwegią. Nie mogę też powstrzymać się od zapytania o aktualne wydarzenia, niekoniecznie muzyczne, kogoś, kto mając dwa domy - norweski i amerykański - jest w ich centrum. Z czego Horntveth jest dumny, a za co mu wstyd?

Reklama

Czytaj wywiad poniżej.

Noisey: Jaga Jazzist cieszy się tu sporą popularnością. Odnoszę wrażenie, że między Polakami i Norwegami, muzycznie, istnieje jakaś specyficzna nić porozumienia. Zastanawiałeś się kiedyś o co w tym chodzi?
Lars Horntveth: Właściwie tak, bo graliśmy w Polsce wiele razy i za każdym przyjęcie było fantastyczne. Chociaż to trudne pytanie. Polska muzyka jaką zna się w Norwegii to przede wszystkim free jazz. Z drugiej strony mnóstwo free jazzu wychodzi z Norwegii, to duża scena. Być może rozumiemy się właśnie dzięki tej płaszczyźnie, ale naprawdę trudno to wyjaśnić…

Pomyślałam, że może to wynika też z podobnej mentalności. Skłonności do melancholii i refleksji, która łączy nas z muzyką norweską.
To całkiem niezłe wyjaśnienie. Myślę też, że to dlatego, że my bardzo dużo muzyki eksportujemy na świat. Oczywiście, jak w każdym kraju, także u nas można usłyszeć gumowy pop. Ale bardzo duża ilość muzyki, która opuszcza nasze granice, czy to popowej czy jazzowej, ma w sobie sporo melancholijnego klimatu, czegoś nostalgicznego w melodii, co określa nordyckość tych brzmień.

W Katowiach graliście między innymi z orkiestrą AUKSO. Czy w tej pracy, na tej płaszczyźnie, też odczuliście jakąś nić porozumienia?
Z muzykami klasycznymi zwykle jest tak, że starają się uzyskać styl jak najbardziej podobny do stylu innych muzyków klasycznych na całym świecie. Ale z orkiestrą w Polsce pracowało nam się naprawdę dobrze. Mają świetne poczucie rytmu. Wcześniej grywaliśmy z jakimiś osioma czy dziewięcioma zespołami w całej Europie i jeśli chodzi o timing czy wyczucie pulsu, orkiestra w Katowicach była zdecydowanie najlepsza. Cudownie się z nimi grało.

Reklama

Tamten występ odbył się na Festiwalu Nowa Muzyka, generalnie skupionym na muzyce elektronicznej. W tym roku zagracie na nieco innym wydarzeniu, OFF Festival jest… offowy, alternatywny. Jesteście zespołem, który może zagrać na każdym festiwalu, niezależnie od stylistyki na jakiej się skupia…
… masz rację.

No ale czy nie czujecie się przez to outsiderami? Nie jesteście ani jazzowym, ani elektronicznym, ani rockowym zespołem, a do tego macie "jazz" w nazwie. Nigdzie nie pasujecie (śmiech).
Coś w tym jest, nasz zespół ma bardzo wiele różnych twarzy. Mamy w nazwie "jazz", a w samej muzyce - sporo improwizacji, ale zawsze graliśmy wszystko, to co nam się podobało i to, co lubimy, bez względu na styl. Czy to soundtrack, czy pop, czy rock. Do tego współpracujemy z wieloma muzykami tu i poza Norwegią, tak z różnymi producentami jak i kompozytorami. Jesteśmy jakby we wszystkich miejscach naraz i to jest właśnie miejsce, w którym lubimy być (śmiech). To, że możemy, jest dla nas darem. To, że możemy zagrać na jazzowym festiwalu, na rockowym czy na imprezie z muzyką elektroniczną - nie ma znaczenia. Jak powiedziałaś i tak jesteśmy outsiderami (śmiech). Dla nas pozostaje więc liczenie się z tym, żeby po prostu zrobić świetny, wielki koncert. Jeśli robimy to dla publiczności jazzowej w naszej muzyce będzie może trochę więcej improwizacji. Jeśli gramy na festiwalu elektronicznym, może skupimy się trochę bardziej na tej stronie naszej muzyki.

Reklama

Czy w tej sytuacji ten "jazz" w nazwie zespołu czasem nie boli (śmiech)? Bo mimo wszystko, skojarzenia są automatyczne.
Oczywiście, że tak (śmiech). Ale wiesz, zakładałem zespół mając 14 lat, wybraliśmy taką nazwę i gramy z nią od dwóch dekad. Utkwiliśmy w tym (śmiech). Wydaje mi się jednak, że dla ludzi, którzy nas słuchają, to nie ma większego znaczenia. Można o tym szybko zapomnieć.

Można się przyzwyczaić.
Tak, tak (śmiech).

W wywiadach mówisz często, że macie takie założenie, żeby każda kolejna płyta była przeciwieństwem poprzedniej. To chyba bywa męczące.
Jest zdecydowanie męczące, ale o wiele bardziej takie założenie jest inspirujące. Nie mówię też, że my za każdym razem robimy coś innego, raczej próbujemy robić coś innego. Taki jest cel, dogmat, próba znalezienia innego podejścia do muzyki, innego stylu myślenia o niej. Powodem jest to, że komponuję od 14 roku życia i zarówno ja, jak i reszta zespołu, zgadzamy się co do tego, że ja piszę dziś bardzo podobnie do tego, co robiłem wtedy. W sensie melodycznym, w sensie charakteru utworów. Więc to, co próbujemy zrobić, to… uciec od tego. Urozmaicić produkcyjnie. Bo melodie są do siebie całkiem podobne. Założeniem jest więc przede wszystkim zrobienie czegoś, co zaskoczy nas samych. Myślę też, że nie jesteśmy zespołem, który musi powielać rzeczy jakie robił do tej pory, które przyniosły sukces. Nasza publiczność wręcz oczekuje od nas zmian, zamiast nieustannego kopiowania się. Moim zdaniem zrobienie czegoś zupełnie innego jest niemożliwe. Ale za to możemy do tego dążyć.

Reklama

Jesteśmy też obecni na Facebooku - polub nasz fanpage i bądź z nami na bieżąco


Nadal musicie się liczyć? Twój brat jakąś dekadę temu powiedział w wywiadzie, że w trasie ciągle musicie liczyć czy nikogo nie brakuje.
To zabawne, bo już właściwie nie. Od kiedy liczba muzyków zespołu spadła do ośmiu osób, wierz mi lub nie, czujemy się jak naprawdę mały zespół (śmiech). No tak, to w sumie "tylko" liczba muzyków zbliżona do orkiestry kameralnej…
Ale kiedyś bywało nas więcej, do tego cała ekipa produkcyjna w trasie. Więc dziś czujemy się naprawdę bardziej zorganizowani, a to łatwiejsze, bo jest nas mniej. Albo może po prostu już do tego przywykliśmy (śmiech). Wspomniałeś wcześniej o nordyckim brzmieniu muzyki. To ten osławiony "nordic sound", tak popularny termin używany do opisu muzyki z Norwegii czy z północy w ogóle. Zawsze zastanawiałam się czy to pojęcie funkcjonuje także wśród muzyków, którzy są wewnątrz tego zjawiska, czy to termin tylko na potrzeby reszty świata.
Zdecydowanie nie traktujemy go jako parasola, którym objęte są wszystkie rodzaje norweskiej muzyki, podchodzimy do tego bardziej separacyjnie. Ale zupełnie rozumiem istnienie pojęcia nordic soundu i tendencji do szukania cech wspólnych między różnymi artystami z Norwegii, bo te podobieństwa bywają oczywiste. Jednak być może one są bardziej oczywiste dla ciebie niż dla nas, bo patrzysz na tę muzykę z dystansu, ale dla nas też są widoczne. My oczywiście próbujemy zrobić coś innego od pozostałych zespołów z Norwegii, oni z kolei chcą robić coś różnego od nas, ale nadal dzielimy wspólne poczucie melodyki i estetyki. Nie wiem do końca skąd ono się bierze, ale podejrzewam, że z folkloru, z muzyki tradycyjnej, której we współczesnej twórczości jest sporo.

Reklama

Właśnie dziś zaczęłam czytać książkę o tożsamości muzyki norweskiej, więc przy następnym wywiadzie będę lepiej przygotowana teoretycznie do tego tematu.
O tożsamości jakiej konkretnie norweskiej muzyki jest ta książka?

Każdej - od Griega do hip-hopu.
O, jakiego hip-hopu?

Szczerze mówiąc nie wiem, bo to końcowy rozdział, a ja jestem dopiero przy Griegu.
OK, wow. To musi być interesujące (śmiech).

Na koniec chcę odejść od muzyki. Z tego, co wiem, masz dziś dwa domy. W Oslo i w Stanach Zjednoczonych.
Zgadza się.

To musi dawać znakomitą okazję do przyjrzenia się z dystansu temu jak oba te miejsca zmieniają się w ostatnim czasie. Jak zmieniły się Stany, jak zmieniła się Norwegia, po tym, co się tam ostatnio dzieje?
A co się dzieje?

Mówiąc wprost, mam na myśli kryzys imigracyjny i akty przemocy.
Ze smutkiem muszę przyznać, że tak samo w Norwegii jak i Stanach Zjednoczonych reakcje na te wydarzenia są o wiele zimniejsze niż przypuszczałem, że będą. Nie do końca mówię o reakcjach "zwykłych" obywateli, raczej o politykach. Myślę, że Norwegia powinna się wstydzić za aktualne podejście do uchodźców, nie tylko z Syrii, ale też innych krajów, w których trwa wojna. Polityka czy zasady dotyczące liczby osób, którymi możemy pomóc są zawstydzające, są… po prostu zawstydzające. Zdecydowanie więc nie jestem zadowolony z tego, co się dzieje po tej stronie. Z kolei mieszkając w Stanach masz okazję obserwować właściwie przez cały czas szokujące obrazki. To, co się dzieje od wczoraj, jest jakimś wariactwem [rozmawiamy w czasie gdy w Dallas trwają zamieszki i demonstracje związane ze śmiercią dwóch czarnoskórych Amerykanów - dop. red.]. To strasznie frustrujące.

Myślę, że dobrze by było, żebyśmy zaczęli naprawdę blisko przyglądać się tym problemom, także w mediach, które powinny skupić się na problemie całościowo, nie tylko od strony sensacji. Z drugiej strony sam mam długie okresy, w których w ogóle nie śledzę newsów. Izoluję się, nie czytam wiadomości. Mieszkając w Los Angeles chciałem własnie tego, odłączyć się, skupić na pisaniu. Więc nie zawsze jestem na czasie.