FYI.

This story is over 5 years old.

Czarcia zapadka

Entropia: Zmiana perspektywy

Jak znaleźć balans pomiędzy odwagą, wizjonerstwem, a śmiesznością i autoparodią?

Entropia, foto arch. zesp.

Czort nie rychliwy, ale sprawiedliwy - jak mawiają. Z dość dużym poślizgiem Czarcia Zapadka pojawia się znów na zaszczytnych wirtualnych łamach Noisey, by od tej pory sunąć już do przodu bez żadnych przeszkód (i bez trzymanki). A okazja ku temu nie byle jaka , gdyż na wyznania udało mi się na mówić U. - lider Entropii., obecnie jednego z najciekawszych i najbardziej intrygujących polskich zespołów parających się tzw. ciężkim graniem. Projekt ów wraz z wydaniem płyty "Ufonaut" wspiął się na absolutne wyżyny szeroko rozumianej około-metalowej muzycznej awangardy, a sam krążek nazywany jest już teraz przez licznych entuzjastów płytą roku 2016. Czy słusznie? To już musicie ocenić sami zagłębiając się w szalenie wciagający świat "Ufonaut".

Reklama

Tymczasem namawiam do lektury wywiadu, w którym rozmawialismy głównie - poza muzyką oczywiście - o poszerzaniu świadomości i doświadczeniach psychodelicznych. Smacznego!

Czytaj wywiad poniżej.

Noisey: Wspominałeś kiedyś, że to w środkach psychoaktywnych szukacie odpowiedzi na ostateczne pytania, czego efektem jest koniec końców działalność zespołu. "Ufonaut" zanurzony jest moim zdaniem po uszy w szaleństwie (nawet jeśli to szaleństwo mniej lub bardziej kontrolowane) - gdzie szukać tu sensu, szczególnie jeśli chodzi o prawdy ostateczne?
U.: Ciężko mi mówić o chaotycznym charakterze kompozycji zawartych na płycie w sytuacji, gdy każdy element, mimo dużego natężenia nieustannie zmieniających się motywów, był skrupulatnie przemyślany i dopieszczany w dużym przedziale czasowym. Efekt wywierany przez całość jest w pełni zamierzony i miał odzwierciedlać tempo otaczających nas przemian. Nie wszystkie emocje można zawrzeć w prostych i spokojnych muzycznych formach. Na płycie jest wiele momentów, które dają chwilę oddechu i popychają kompozycje w ściśle określonym kierunku. Wszystkie utwory obracają się wokół tej samej osi i nie mogą istnieć bez pozostałych w kompletnej wersji. Tak wygląda poszukiwanie sensu w naszym wydaniu - nieustanne oswajanie otaczającej nas entropii w zrozumiałe formy.

Swoistą filmowość muzyki zarzucano wam już przy okazji "Vesper" i mam wrażenie, że nie inaczej jest z nową płytą. Zresztą kłaniacie się w jednym z utworów - za pośrednictwem nieco zniekształconego wokalu Bogusia Lindy - Andrzejowi Żuławskiemu. Postać to dla was szczególna?
"Szamanka" to kopalnia cytatów rodzimym języku, który w pewien sposób przebija się przez mechanizmy obronne i aurę niedopowiedzeń, więc doskonale się sampluje. Ukłon jest tu raczej w stronę Lindy, który mocno wczuł się w rolę. W polskim kinie ciężko raczej o podobną narrację i tematykę - opisanie relacji antropologa i ezograżyny to do tej pory kamień milowy myśli szamańskiej nad Wisłą (śmiechom nie było końca).

Reklama

Skoro już o filmach mowa - nie jest trochę tak, że patronem waszej obecnej twórczości móglby spokojnie zostać najwiekszy bodaj trickster kinematografii, Alejandro Jodorowsky? Macie podobne ciągoty do łączenia elementu mistycznego z psychodelicznym właśnie, kiczu z tak zwaną sztuką wysoką. "Ufonaut" to perfekcyjny soundtrack do "Świętej Góry", w moim mniemaniu.
Działalność filmowa i literacka Jodorowsky’ego, podobnie jak innych twórców poruszających się w psychodelicznym nurcie, jest co do zasady wyrażaniem wspólnej myśli, poszukiwaniem odpowiedzi na podstawowe pytania wynikające z jednego źródła. Pozostajemy pod wpływem wielu bodźców, które w mniej lub bardziej świadomy sposób znajdują potem odzwierciedlenie w muzyce. W rezultacie to, co robimy, stanowi raczej sumę wszystkich dostępnych nam inspiracji, w których zawiera się również "Święta Góra". Zresztą do prawdziwej świętej góry mamy niedaleko, można nawet na nią wejść i zrobić sobie grilla, zasmakować prawdziwej słowiańskiej kultury.

Dążycie do iluminacji, oświecenia? A może to droga jest najważniejsza, eksperyment?
Proces dążenia do nirwany i samodoskonalenia nigdy się nie kończy. Droga do celu jest celem samym w sobie. Przekłada się to na różne pola działalności zespołu. Samo komponowanie jest doświadczeniem dającym spory wgląd w tkankę rzeczywistości, będąc szczerym w utworach zapewnia się samemu sobie i słuchaczom dobry materiał do głębokiej psychoanalizy. Dochodzi do tego również podróżowanie, które jest nieodłącznym elementem grania. Miejsca, które odwiedzamy nieustannie kształtują nas na nowo i zmieniają naszą perspektywę, z czego staramy się zawsze czerpać jak najbardziej. Jest także element sprzężenia zwrotnego z innymi ludźmi, którzy wchodzą w interakcję z nami i naszą muzyką. Paradoksalnie, im bardziej radykalizujemy nasz przekaz w odniesieniu do powszechnie znanych i popularnych form, tym ciekawszych ludzi mamy okazję poznać, co rodzi potem różne nieprzewidziane konsekwencje.

Reklama

Jest cienka granica we wspomnianej przez ciebie radykalizacji przekazu pomiędzy odwagą, wizjonerstwem, a śmiesznością i autoparodią. Co należy uczynić, by się nie pośliznąć i nie runąć w przepaść niesmacznego kiczu? Pytam, bo wam się udało.
Nie jestem w stanie tego obiektywnie ocenić, ale to zapewne wynik zwykłej szczerości względem siebie i odbiorców. Cały przekaz związany z płytą powstawał równolegle do muzyki i jest jej nieodłączną częścią. Pewne rzeczy musiały po prostu zostać powiedziane, mimo że może być to pole do rozmaitych nadinterpretacji albo być po prostu zrozumiane zupełnie opacznie. W tych okolicznościach muzyka staje się nośnikiem idei, które są odzwierciedleniem nas samych, przez co możemy je dookreślić i zakorzenić w rzeczywistości.

Skoro już rozmawiamy tak obszernie w kilku miejscach o magicznych substancjach… O ile się nie mylę to Terrence McKenna w jednej ze swoich prac poruszył dość ciekawy temat - a propos roli substancji psychodelicznych w ewolucji człowieka. Teoria ta mówi o tym, że to dzięki psychodelikom zawdzięczamy powstanie języka, a już bardziej ogólnie - umiejętność myślenia abstrakcyjnego i pewien skok ewolucyjny, jeśli chodzi o rozwój ludzkiego mózgu. Uważasz, że te substancje naprawdę otwierają jakieś wrota?
Język jest źródłem samookreślającej się świadomości, co było przedmiotem intuicyjnych i empirycznych rozważań Terrence’a McKenny, z którymi co do zasady mogę się zgodzić w całej rozciągłości. Na początku było słowo. Wrota do głębszego zrozumienia są na wyciągnięcie ręki w różnych formach. Niedawno czytałem o tzw. "overview effect", czyli wrażeniu wywołanemu przez obserwację kuli ziemskiej z orbity przez astronautów. W tym kontekście zmiana perspektywy pozwala przewartościować cały dotychczasowy uporządkowany system - Ziemia jest z jednej strony tylko drobiną w kosmosie, ale przecież to wokół niej skupia się całe spektrum otaczających nas wrażeń i emocji. Ten paradoks, starcie własnego "ja" z próżnią jest esencją doświadczenia psychodelicznego, które przy odpowiedniej wrażliwości towarzyszy nam cały czas.

Reklama

Czy w pewnym sensie czujecie się jak współcześni curanderos? Czy kolektyw ULTRA ma ambicje zostać przewodnikiem? To przecież nie lada odpowiedzialność, a muzyka była zawsze niezwykle istotnym elementem - narzędziem nawet - wszelkich podróży psychodelicznych. Zastanawia mnie to o tyle, że wewnątrz okładki, do "Ufonaut" znajdujemy sentencję, która pachnie mi wręcz wyzwaniem rzuconym w stronę odbiorcy płyty - Nibiru awaits. Przecież to nic innego, jak nawołanie do pokonania rzeki, a tym samym barier w sobie i wokół siebie.
"Ufonaut" był dla nas inicjacją, wejściem w nieznane i muzyka odzwierciedla euforię oraz zagubienie towarzyszące wywracaniu czarno-białego świata utartych schematów. Zaczęliśmy dostrzegać wszystko w szerszym kontekście, jako element większego planu i szukaliśmy wszędzie zjawisk mogących potwierdzać nasze obserwacje. W kontekście muzyki psychodelicznej zazwyczaj wygląda to tak, że konkretny wykonawca w konkretnym utworze stwarza mikrokosmos do którego zaprasza słuchaczy, ale pozbawieni oni są narzędzi do interpretacji. W rezultacie pływa się wśród znaczeń i niedopowiedzeń, porusza się w sferze domysłów widząc wszystko przez pryzmat swoich oczekiwań. Po skończeniu prac nad muzyką zaczęliśmy konstruować nadbudowę do całej muzyki, która ma być przewodnikiem do zawartych w niej treści. Stąd zwrócenie się wprost do słuchacza, by zburzyć tą dozę subiektywności. Czas pokazał nam, że ludzi podobnie myślących jest coraz więcej. Nasza rola w tym wszystkim nie jest znana.

Reklama

Relacje w jakie wchodzimy, to co robimy i czego słuchamy w trakcie naszego życia - wszystko jest sprzężone. Jesteśmy czym jesteśmy - tylko i aż zespołem z czymś do przekazania. Możemy być wszystkim i nie mieć kompletnie znaczenia jeżdżąc busem po zapyziałej Europie, gdzie języki zmieniają się jak w kalejdoskopie. Cały ludzki tygiel buzuje, a napięcie szuka ujścia. Odpowiedź jest na wyciągnięcie ręki. Próbujemy kierować we właściwą stronę.


Muzyka nie ma dla nas granic. Polub fanpage Noisey Polska, żeby być z nami na bieżąco


W jednym z moich ulubionych utworów na plycie pada zdanie "Why its so hard to see, that gods love defeats me", a w innym po prostu "No gods, no masters". Czy w pewnym sensie "Ufonaut" ma również pewien, być może nawet dość stanowczy, wydźwięk antyreligijny?
Religie wywodzą się z intuicji, a ta jest nie mniej wartościowa niż empiryczne doświadczenia. Potem jednak wkradają się wszechobecne zasady. W naturze nie ma zasad. Nie jesteśmy tym, czym mieliśmy być i w rezultacie wszystko upadnie, jeżeli nie powróci do źródła. Nikomu chyba nie jest obcy narastający niepokój towarzyszący tempu nadchodzących zmian. Historia zatacza koło. Tolerujemy nietolerancję, wolność wyboru rodzi strach. Zwracamy się do sił, których istnienie w powszechnie znanej formie może przemawiać jedynie do ludzi, którzy w życiu nie zadali sobie absolutnie żadnych elementarnych pytań - skąd i dlaczego? Religia to usankcjonowanie władzy i przemocy urągające godności człowieka, powód wielu współczesnych cierpień i społecznych problemów. Duchowość człowieka wywodzi się z jego naturalnych korzeni. Przecież wielkie monoteistyczne religie przeczą wszystkim swoim pierwotnym założeniom. Pozostaje pusty śmiech w próżni.

Reklama

Zagłebiając się w treść wkładki płyty odkryłem, że każdy wydrukowany na niej tekst poprzedza krótka formułka. Czy można powiedzieć, ze każda z tych sentencji to klucz do danego utworu?
Cytaty z wkładki pochodzą z powszechnie znanych tekstów psychodelicznych - kulturowego elementarza psychodelii, z którego zaczerpnęliśmy. Są tam wyrywki z Leary’ego, "Tybetańskiej Księgi Umarłych" i tym podobne. Jeden z fragmentów pochodzi z wypowiedzi mistyka Osho, która została wykorzystana i zsamplowana przez DJ Koze, co wyłapałem kiedyś słuchając jego seta na żywo. Więc podobnie jak całość muzyki, inspirację można znaleźć w każdym skrawku rzeczywistości, wystarczy jedynie pozostać otwartym. Nie są to sensu stricto klucze, bardziej słowo wprowadzenia - wnioski płynące z utworu mogą być zgoła odwrotne.

[

cytat przed lirykami do Ufonaut pochodzi z tjednego z tekstow Osho, a ja poznalem ów tekst, kiedy DJ Koze zsamplowal go w utworze XTC – dop. U.

]

Zastanawiam się czy czasem irytuje cię, że wasza twórczość bywa zupełnie źle interpretowana przez fanów, czy dziennikarzy - mimo całkiem jasnych przesłanek o co w tym całym zamieszaniu zwanym "Ufonaut" chodzi. Sam zresztą przyznałeś mi się, że zdarza się to dość często. Czy artysta / twórca powinien się w ogóle czymś takim przejmować?
Nie ma to żadnego znaczenia, przekaz puszcza się po prostu w eter i idzie swoją drogą. Zmiany zaakceptowało więcej dotychczasowych odbiorców niż się spodziewaliśmy. Wszystkie decyzje są rezultatem naszych oczekiwań względem zespołu i tego co w nim robimy jako kolektyw. Na pewno nie będzie to koniec transformacji i tak powinno pozostać do samego końca.

Jak reagujesz na opinie recenzentów, że "Ufonaut" to logiczny rozwinięcie "Vesper"? Bywa, iż spotykam się z podobnymi stwierdzeniami, a uczciwie powiedziawszy - dla mnie odjechaliście w zupełnie innym kierunku aniżeli wskazowałaby na to zawartość debiutu.
Wiele riffow i motywów na "Ufonaut" nawiązuje w warstwie melodycznej do debiutu, zwłaszcza "Veritas", który jest najstarszym utworem na płycie. W opinii wielu osób jest to kawałek najlepszy zapewne właśnie dlatego, że jest jeszcze jedną nogą osadzony w poprzednim albumie. Jest to spory krok naprzód pod każdym względem, ale wyszliśmy od punktu w którym zostaliśmy kończąc kompozycje na debiucie.

Z bardziej przyziemnych znów rzeczy (a może wręcz odwrotnie) ,chciałbym chwilę porozmawiać na koniec o niesamowitej oprawie graficznej autorstwa Kuby Sokólskiego. Czy cover-art powstawał po nagraniu muzyki? Czy całość była pomysłem Kuby, czy całego kolektywu?
Cover powstawał równolegle wraz z kończeniem prac nad płytą. Oprawa graficzna powstawała według naszych wskazówek, przy czym nieustannie wymienialiśmy się pomysłami i wkład Kuby w kształt całości jest również bardzo duży. Dobry rezultat jest też wynikiem sporych możliwości w kwestii fizycznego wydania płyty, co jest już zasługą wytwórni. Rezultat jest świetny, bo wszystkie strony całego projektu były w niego bardzo zaangażowane i nie wątpię, że było to dla nich równie ciekawe doświadczenie, co dla nas.