FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Wasabi: Chcemy być krok przed tym, co aktualnie jest na topie

"Nie ukrywam, że mamy nadzieję, że prędzej czy później uda nam się z szefem zrobić numer - pozdro, Piotrek, nagramy coś, wierzę".

Mat. prom.

W lutym dołączyli do szacownej Alkopoligamii, w marcu zagrali pierwszą imprezę w barwach nowej wytwórni, w kwietniu wydali debiutancki beattape, a w maju ruszą w trasę promującą to wydawnictwo. W przeddzień premierowego występu spotkaliśmy się w warszawskim klubie Miłość (jak miłość człowieka do psa) z tworzonym przez Miana i Inventa duetem Wasabi, żeby porozmawiać o "Wasabeats", przestarzałych podziałach gatunkowych i o tym, dlaczego nie chcą się wybijać na plecach Mesa.

Reklama

Czytaj wywiad poniżej.

Noisey: Wasabi? Łasabi? Jak się powinno wymawiać waszą nazwę?
Mian: Bez różnicy. Ja częściej mówię Łasabi, ale Wasabi też mi się zdarza.

Jesteście dość enigmatycznym projektem - wcale nie tak łatwo jest znaleźć informację nawet o tym, kto za nim stoi. Nie macie wrażenia, że jest o was ciut za cicho?
M: Trochę tak jest, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy nowym tworem i musi minąć trochę czasu, zanim przebijemy się do świadomości słuchaczy. Musimy cały czas klepać o tym, kim jesteśmy i co robimy - z każdym kolejnym singlem czy teledyskiem powinno być coraz lepiej. Za chwilę ruszamy też w trasę obejmującą dziesięć miast, od Sopotu po Katowice. Będziemy grać wraz z chłopakami, którzy współtworzyli "Wasabeats", którzy - oprócz tego, że są producentami - zajmują się także DJ-ką.
Invent: Mimo że jeszcze przed pojawieniem się szerszego info na temat naszego beattape’u poszła wieść, że jesteśmy duetem producentów i didżejów, wiele osób brało nas za raperów. Zdarzały się komentarze pokroju: mam nadzieję, że raper Wasabi będzie miał flow ostre jak ten japoński chrzan (śmiech).
M: Poza tym, "Wasabeats" wyszło nakładem Alkopoligamii, więc pierwsze skojarzenie jej odbiorców, ze względu na profil wytwórni, nieszczególnie dziwiło. Ale, uwaga: my nie robimy rapu.

Wyjaśnijmy więc - co robi i jak powstało Wasabi?
I: Z Jankiem znamy się od dawna - jeszcze z czasów, gdy on mieszkał w Krakowie, a ja w Poznaniu. Często graliśmy razem imprezy jako didżeje i niemal w tym samym czasie wylądowaliśmy na stałe w Warszawie. Doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby podziałać pod wspólnym szyldem - zaczęliśmy robić biby, a później na horyzoncie pojawiła się idea beattape’u. To wszystko wciąż rozwija się w bardzo naturalny sposób…
M: …i jest efektem porozumienia muzycznego między nami - nadajemy na tych samych falach. Wasabi istnieje po to, by udowadniać, że w Polsce wychodzi mnóstwo zajebistej muzyki elektronicznej, którą prezentujemy i na imprezach, i na dopiero co wydanym beattape’ie. Od jakiegoś czasu ponadto pracujemy nad autorską epką z własnymi produkcjami.

Reklama

Dokąd wam najbliżej gatunkowo?
I: Przytoczę tu anegdotę: jakiś czas temu wydałem w U Know Me EP-kę, na której miałem numer z KRS Onem na house’owym bicie. Jak gadałem o nim z oldskulowymi house’owcami, nazywali to rapem, a jak gadałem z oldskulowymi hiphopowcami, ci nazywali to housem… Nie twierdzę, że stare podziały są złe, ale wyznajemy zasadę, że trzeba iść z duchem czasu. My dzielimy muzykę na dobrą i złą i nie chcemy się w żaden sposób szufladkować. Słuchamy bardzo różnych rzeczy i w ramach Wasabi zależy nam, żeby ta muzyka była po prostu świeża - krok przed tym, co aktualnie jest na topie.
M: Wydaje mi się, że słuchacze mają coraz bardziej otwarte głowy na nowe brzmienia i idąc na house’ową imprezę, liczą po prostu na dobrą imprezę, gdzie gra dobry DJ i nie zejdą obrażeni z parkietu, gdy poleci trochę footworku czy future soulu.
I: Tym bardziej, że ten element zaskoczenia może być dla nich bardzo atrakcyjny - odpada wtedy wrażenie, że jest się setny raz na tej samej imprezie. W naszych setach umieszczamy bardzo różne kawałki, choć oszczędzamy ludziom jakichś szoków termicznych i nie przechodzimy bez sensu z jednego na drugie.
M: Dzięki temu ten nasz świat muzyczny super spina się z warstwą wizualno-identyfikacyjną, utrzymaną w japońskiej stylistyce. Staramy się, żeby to, co gramy, nie było oczywiste. Tak samo nasze postrzeganie Japonii nie kończy się na sumo i sushi. Nawiązujemy do zwariowanego świata japońskiej telewizji…
I: …high-techu, automatów do gier, zegarków casio i innych, vintage’owych niemal tematów.

Reklama

Właśnie - skąd się wzięła u was ta zajawka na Japonię?
M: Jesteśmy dalecy od tego, żeby głosić, że od najmłodszych lat pasjami oglądaliśmy mangę i kochamy wszystkie… Nie wiem, co można kochać z Japonii…?
I: Gejsze.
M: (śmiech). Dużo czasu spędziliśmy myśląc, jak nazwać nasz projekt i jak go opakować, żeby był on charakterystyczny. Jaramy się tamtejszą kulturą, wydaje nam się bardzo oryginalna.
I: Inspiracja tamtejszą estetyką powoduje, że nie powielamy tego, co już było tysiące razy. Zależy nam na własnym stylu.

Pytanie oklepane, ale - w świetle tego, o czym mówiliśmy na początku: jak oceniacie dotychczasowy odbiór waszego beattape’u?
I: Prawdę mówiąc, trochę się obawialiśmy, jak "Wasabeats" zostanie odebrane, ale na razie jest zdecydowanie lepiej niż podejrzewaliśmy.
M: Myśleliśmy, że będzie sporo hejtu, bo ten beattape dość mocno różni się od tego, z czym Alkopoligamia jest kojarzona. Wystarczy jednak wejść na YouTube i zobaczyć komentarze pod kawałkami - większość z nich to: wow, sztos! Banger! Ale to świeże!
I: Negatywne opinie też się oczywiście pojawiają, ale one zwyczajnie muszą być. Wszystkim nie jesteśmy w stanie dogodzić.
M: Poza tym, zrobiliśmy ten beattape tak naprawdę dla dość wąskiej grupy ludzi. To nie jest regularna płyta i nie każdy musi zrozumieć tę formułę. My nawet nie mówimy o "Wasabeats" jako o naszej płycie - to po prostu zbiór numerów od różnych producentów, z których muzyką się utożsamiamy i których muzykę chcemy promować.
I: Tym bardziej się cieszymy, że Alkopoligamia przyjęła nas w swoje szeregi, bo umożliwia to tej undergroundowej muzyce dotarcie do dużo szerszego grona słuchaczy spragnionych nowych, ciekawych dźwięków.

Reklama

Wspominaliście przed premierą na jednym z portali, że ta wytwórnia wam spadła z nieba…
I: …bo spadła (śmiech).
M: To, że możemy dotrzeć do większej ilości osób - to raz…
I: …a dwa, że dało nam to szansę wydania tego albumu tak jak to sobie wymarzyliśmy. Wydanie fizyczne było dla nas bardzo ważne, dzięki Ewie Mos prezentuje się ono świetnie i stanowi wartość dodaną do muzyki. Słuchając albumu, można chociażby złożyć dołączone do niego origami - albo wk***ić się, zgnieść je i wyrzucić (śmiech).
M: Swoją drogą, fajne jest też to, że Alko’ jest teraz w takim momencie, gdzie odważnie wychodzi poza rapowe ramy i robi coraz więcej coraz nowszych rzeczy. Zaczęło się od Małych Miast, lada dzień wyjdzie też solówka R.A.U….

Alkopoligamia sama się do was odezwała, czy na odwrót?
I: Na odwrót. Jak już mieliśmy w 80 procentach gotowy materiał, będący taką solidną demówką, dającą wyobrażenie, czego się można po "Wasabeats" spodziewać, podrzuciłem go chłopakom. Wcześniej solowo robiłem dla nich jakieś remiksy, więc miałem już szlaki przetarte. Materiał się spodobał, zaproszono nas na spotkanie, ustaliliśmy kierunki działania, przedstawiliśmy naszą wizję - i ją zrealizowaliśmy.

Jakieś inne wytwórnie wchodziły jeszcze w grę?
I: To był nasz pierwszy i jedyny wybór. A jak już dostaliśmy info od Alko’, że są chętni to wydać, nie próbowaliśmy nawet gdzie indziej uderzać.

Jeden z internautów zwrócił uwagę pod waszym łączonym singlem, że "gdyby do tego nawinął Mes, byłoby dwa tysiące lajków i czterysta share’ów, a tak - cóż…". Pomijając absurdalność takiego podejścia do muzyki - nie kusiło was, żeby tak zrobić? Byłoby łatwiej i wygodniej się przebić. Tym bardziej, że macie Mesa niemalże pod ręką…
I: Nie ukrywam, że mamy nadzieję, że prędzej czy później uda nam się z szefem zrobić numer - pozdro, Piotrek, nagramy coś, wierzę (śmiech). Nie chcemy jednak iść na łatwiznę i na starcie wybijać się na czyichś plecach. Chcemy zaprezentować przede wszystkim siebie i dać ludziom coś innego - krótkie, różnorodnie stylistycznie i świeże formy bitowe bez wokali. Na "Wasabeats” są tylko dwa numery z wokalami i to jako bonus tracki. Na pierwszym miejscu chcieliśmy postawić producenta, nie rapera - jak to zazwyczaj bywa. Po kolejne, wielu z zaproszonych przez nas twórców to upcomerzy, o których jeszcze nie jest wystarczająco głośno…
M: …dlatego też będziemy robić kolejne beattape’y i będziemy dalej diggować w poszukiwaniu kolejnych nowych twarzy. W Polsce jest masa fajnych młodych producentów i cieszy nas, że możemy przenieść ich muzykę z dalekich zakamarków internetów do trochę większego audytorium.

Reklama

Kierowaliście się jakimiś szczególnymi kryteriami przy ich doborze?
I: Ich produkcje musiały być po prostu dobre, świeże i nieoklepane…
M: …ale niekoniecznie musiały być parkietowymi bombami.
I: Tak, bo "Wasabeats" to nie jest wybitnie klubowa kompilacja. Owszem, jest kilka mega tanecznych numerów, ale są też spokojniejsze bity.
M: Ten miszmasz być może trochę utrudnia odbiór i zrozumienie całego wydawnictwa, ale my raczej postrzegamy to jako atut tego materiału. U nas nie ma trzech ewidentnych singlowych kawałków - dlatego też krążek jest promowany teledyskiem powstałym do fragmentów czterech różnych utworów, co pozwoliło lepiej uchwycić tę stylistyczną różnorodność.

Oprócz tych mniej znanych, na beattape’ie pojawiło się też kilka bardziej rozpoznawalnych postaci, takich jak Teielte czy Spisek Jednego - tymczasem gdybyście podpisali bity tych pierwszych ksywkami tych drugich, to uwierzyłbym w to. Poziom jest tu bardzo wyrównany. Jak zatem oceniacie obecną kondycję polskiej sceny elektronicznej?
I: Bardzo dobrze! Niezależnie od stylu, kondycja polskiej muzyki elektronicznej i klubowej jest świetna - zarówno jeśli chodzi o osoby dobrze wszystkim znane, jak i o te, które dopiero zaczynają i mają wszystkiego dziesięć odsłuchów na SoundCloudzie. Sytuacja jest wciąż rozwojowa.
M: Zgadza się, jest coraz większa publika i coraz więcej miejsca na taką muzykę, choć w tym temacie mogłoby być jeszcze lepiej. Wiadomo, że takie brzmienia nigdy nie przebiją się do właściwie rozumianego mainstreamu, ale choćby zespół Rysy udowadnia, że można podziałać na większą skalę.
I: Podobnie jest z nowym sublabelem PROSTO., czyli MOST, który też powoli wychodzi poza wąskie grono fanów muzyki elektronicznej. To daje nadzieję.

Skąd się bierze ta ostatnia popularność kompilacji z szeroko pojętą elektroniką? Wcześniej było chociażby Flirtini, teraz MOST właśnie, wasze "Wasabeats"…
I: Wydaje mi się, że wynika to z potrzeby wyjścia poza ten hermetyczny świat związany z odbiorcami muzyki elektronicznej - wyjścia poza te ramy, które dotychczas tę scenę ograniczały. Wszelkiego rodzaju składanki czy beattape’y są formą showcase’u i dają nowemu słuchaczowi możliwość wyboru. Tych inicjatyw rzeczywiście jest sporo, ale też każda z nich jest w jakiś sposób inna i nie do końca można je postawić obok w siebie w jednym rzędzie.

Mała autoreklama na koniec: dlaczego czytający ten wywiad powinien kupić wasz beattape?
M: Bo nie będzie się nudził, słuchając go. "Wasabeats" to same świeże, zajebiste rzeczy…
I: …plus wyjątkowe wydanie.