FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Ibeyi: Nie chcemy Kuby upstrzonej McDonaldami

"Tak, to boli. Wojna, ubóstwo, tułaczka, strata… I tak w koło… Europa nie robi tego, czego powinniśmy oczekiwać od bogatego kontynentu. Strach zwyciężył".

mat. prom.

Lisa-Kaindé i Naomi Díaz. Córki legendarnego perkusisty Buena Vista Social Club. Mieszkają w Paryżu, ale nazwę swojego zespołu wzięły od afrokubańskich protoplastów. Nieprzypadkowo - we wspaniale eklektycznej muzyce sióstr plemienna pieśń o nigeryjskiej bogini wiatru może bez zgrzytu spotkać się z nowoczesnym beatem spod znaku Kendricka Lamara. Materiał ze świetnie przyjętego debiutu Bliźniaczki zagrają w maju podczas trzeciej edycji Red Bull Music Academy Weekender Warsaw. Wykorzystaliśmy okazję, by zadać dziewczynom kilka pytań.

Reklama

Czytaj wywiad poniżej.

Noisey: Wasz debiutancki album był o stracie, przeszłości, korzeniach. Zamknęłyście tym samym pewien etap, czy po nowych nagraniach mamy się spodziewać podobnych tematów, zbliżonego klimatu nostalgii?
Ibeyi: Przez ostatnie półtora roku praktycznie przebywałyśmy w trasie, toteż miałyśmy bardzo niewiele czasu na tworzenie nowej muzyki. Właściwie dopiero teraz, wykorzystując nieliczne wolne dni, wróciłyśmy do komponowania. Same więc jeszcze nie znamy finalnego brzmienia nowego krążka. Na pewno jednak chcemy napisać więcej szybszych piosenek. Pięknie jest czuć emocje publiczności, ale równą frajdą jest widzieć ją w tańcu.

Czujecie się ambasadorkami bogatej kultury Jorubów? Czy może nie traktujecie tego z takim namaszczeniem, tylko spontanicznie czerpiecie z dokonań przodków?
Lisa-Kaindé: Nigdy o tym nie rozmyślałyśmy. Pieśni joruba rzeczywiście spontanicznie znalazły się na naszych nagraniach, jako część naszego kubańskiego dziedzictwa.
Naomi: To sposób na uczczenie naszego ojca i samej Kuby. Nie poczuwamy się do ról ambasadorek, traktujemy to dość luźno. Mieszamy tradycyjne pieśni joruba z elektroniką, soulem, popem - nie jesteśmy jednak specjalistkami od joruby, jak niektórzy z zaprzyjaźnionych muzyków kubańskich. Niemniej cieszymy się, że ludzie, którzy nie mieli o tej kulturze zielonego pojęcia, odkrywają ją poprzez Ibeyi.

Na jakim etapie pisania tekstu decydujecie, czy będzie on po angielsku, czy w języku joruba?
Zaczynamy po angielsku, a joruba przychodzi naturalnie potem. Lub nie przychodzi… Pierwszy album był intuicyjny, nie zastanawiałyśmy się, jak co zrobić, tylko po prostu próbowałyśmy różnych rozwiązań.

Reklama

Co każda z was wnosi do zespołu?
Lisa-Kaindé: Ja wychodzę z melodią i tekstem…
Naomi: …wtedy ja wynajduję odpowiednie rytmy.

W studiu pracujemy ramię w ramię, każdy dźwięk wybieramy wspólnie. I wszystko sobie wzajemnie gramy przed podjęciem decyzji.

Muzyka jeszcze was zbliżyła?
Ibeyi nas zbliżyło. Jako bliźniacze nastolatki potrzebowałyśmy mieć oddzielnych przyjaciół, osobne sprawy. Wciąż potrzebujemy. W codziennym życiu nie zgadzamy się w wielu kwestiach. Ale muzykę pragniemy tworzyć razem. Muzyka nas jednoczy. Na koncertach bycie bliźniaczkami tylko procentuje. Rozumiemy się bez słów. Na scenie jesteśmy jednością. I jest to coś naprawdę wyjątkowego dla naszej siostrzanej relacji.

Jesteście pół-Kubankami, dlatego nie mogę nie spytać o historyczną wizytę Baracka Obamy w Hawanie, wyciągnięcie ręki do Raula Castro. Jak to odbieracie?
Kubańczycy mają nadzieję, że to początek końca amerykańskich blokad. Szczególnie młodzi pragną zmiany, rozwoju gospodarczego, zagranicznych inwestycji, internetu… Martwimy się natomiast o ludzi starszych, którzy nie będą beneficjentami kapitalizmu. Nie chcemy też, by Kuba utraciła swoją silną tożsamość kulturową. Byłoby strasznie smutno zobaczyć tamtejsze ulice upstrzone restauracjami McDonald's.

Myślałyście o tym, by podjąć temat kubańskiej rewolucji na drugiej płycie?
Staramy się podchodzić do tego bardziej uniwersalnie, skupiać się na tym, co łączy nas wszystkich w skali globalnej, co czyni nas wszystkich częścią tej samej ludzkości. Dlatego jeśli będziemy pisać o rewolucji, będzie to światowa rewolucja-ewolucja, nie temat stricte kubański.

Właśnie - dla was jako globalistek, obywatelek świata, ale także imigrantek, obecny kryzys uchodźczy i związana z nim niemoc decydentów muszą być chyba szczególnie bolesne.
Tak, to boli. Wojna, ubóstwo, tułaczka, strata… I tak w koło… Europa nie robi tego, czego powinniśmy oczekiwać od bogatego kontynentu. Strach zwyciężył. Nie możemy tego znieść i czujemy się bezsilne.

Nie męcząc was zatem dłużej, powiedzcie - czy inspiracji dla waszych intymnych, przejmujących teledysków - do "River", "Mama Says" i przede wszystkim "Stranger/Lover" - nie dostarczyła czasem Marina Abramović?
Nie, każdy z tych klipów zainspirowało co innego. Jeśli chodzi o "River", same wymyśliłyśmy tę wodę i jedno ujęcie. "Stranger/Lover" to z kolei gra z naszym podobieństwem… Niemniej ubóstwiamy Abramović. Widziałyśmy nawet na żywo jej performance w Londynie. Jest niesamowita.

A inne wasze inspiracje?
Lisa-Kaindé: Sztuka, życie, silne kobiety. Nina Simone, Frida Kahlo, moja matka, moja siostra… Ale także Francis Bacon, Auguste Rodin… Jestem uzależniona od muzyki, od kina, jestem wielbicielką fotografii. W ogóle fascynuje mnie kreacja jako taka.
Naomi: Ja od świtu po noc słucham muzyki. Dużo hip-hopu, szczególnie ostatnio. Napędza mnie rytm, groove, kocham tańczyć sama do muzyki rozkręconej na cały zycher.