FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Będę twoją seksualną niewolnicą w zamian za recenzje muzyczne

Nie wiem, czy macie pojęcie o współczynniku umieralności pasażerów będących na pokładzie pasażersko-samochodowego promu relacji Dover-Calais, ale w roku 1987, gdy prom MS Herald of Free Enterprise zaczął tonąć, miał na pokładzie 50 ciężarówek...

Nie wiem, czy macie pojęcie o współczynniku umieralności pasażerów będących na pokładzie pasażersko-samochodowego promu relacji Dover-Calais, ale w roku 1987, gdy prom MS Herald of Free Enterprise zaczął tonąć, miał na pokładzie 50 ciężarówek. Luk towarowy zapełnił się wodą, a z powodu kompresji kierowcy nie mogli otworzyć drzwi swoich pojazdów. Niektórym udało się wydostać, rozbijając przednią szybę gołymi rękami i płynąc w bezpieczne miejsce. Jednak większość z tych ludzi po prostu utonęła. Przez pięć lat pracowałem jako krytyk muzyczny, więc rozumiem jak to jest wyrwać się z miejsca pełnego rozpaczy, gdzie wszyscy wokół miotają się w nieświadomości, iż zmierzają ku przepaści.

Reklama

Kiedyś dziennikarze muzyczni mieli pokaźne brzuchy oraz fundusze reprezentacyjne, a ich królem mógł zostać jakikolwiek biały koleś, który napisał, że granie na gitarze przez innych białych kolesi jest rasistowskie. Obecnie jest to domena samotnych do bólu ludzi w przedziale wiekowym 28-34, których teksty brzmią jakby napisał je 14-latek. Miotają się oni między obłudnymi stwierdzeniami (MUZYKA POP TO PO PROSTU DOBRA ZABAWA!) a komicznymi uwagami (Debiut Beady Eye brzmi raczej jak Missy Elliot niż The Beatles……WCALE ŻE NIE!). Wyjątki stanowią fani dubstepu, którzy po 30 latach nadal nie wiedzą, jak w pasjonujący sposób pisać o muzyce granej przez Djów.

Ta branża potrzebuje nowej krwi, ludzi spoza grona studentów kierunków mediowych, którzy przelotnie interesują się zespołami muzycznymi. Trzeba wypłynąć na szerokie wody. Rozwiązanie tego problemu od dawna jest na wyciągnięcie ręki: załóż fałszywe konto na stronie BDSM, udając 23-letnią fankę indie, która zostanie niewolnicą seksualną kogokolwiek, kto potrafi logicznie pisać o muzyce.

Przy stwarzaniu mojej „dziewczyny” wzorowałem się na paśmie nijakich seksualnych związków z równie nijakimi kobietami, których doświadczyłem po 20-stce. Wszystkie te kobiety miały kiepskie relacje ze swoimi ojcami, „Labirynt” na DVD i mnóstwo opowieści o ćpaniu na festiwalach. Uzbrojony w powyższe zdjęcie (skradzione z thathipsterporn.org) wszedłem na CollarMe.com i zastawiłem przynętę [nie ściemniam]:

Reklama

„Już od jakiegoś czasu trochę udzielam się w tych tematach, dzięki paru stanowczym eks. Byłam w większości przypadków stroną uległą i myślę, że nadszedł już czas na wkroczenie w świat niewolnictwa”.

„Co lubię? Lubię dotyk skórzanej rękawiczki na gardle, trzask pejcza na moim gołym tyłku, smak własnej krwi, kneblowanie, chwile, gdy słowa przemocy brzmią tak słodko jak słowa pochwały”.

„Mam do zaoferowania coś więcej niż tylko trzy dziurki i krągłości, jestem wykształcona, kulturalna. Jestem wielką fanką muzyki i ma ona w dużym stopniu wpływ na moje stosunki z innymi ludźmi. Jeśli nie masz wiedzy muzycznej, to wątpię, żeby coś nam z tego wyszło. Jeśli chcesz do mnie napisać na serio, zamiast od razu prosić o nagie fotki czy kamerkę, zacznij proszę od paru słów o muzyce. To może być cokolwiek, krótka recenzja ulubionego albumu, zespołu, piosenki…. Jeśli choć trochę mi zaimponujesz, postaram się odwdzięczyć z nawiązką…”.

„Led Zeppelin i wszystko jasne"

Rezultaty nie były zachęcające. Po pierwsze, poziom odpowiedzi był absurdalny, a przez niecały miesiąc otrzymałem 300 wiadomości. Mogłem przebierać i wybierać: 29-letni Irlandczyk „lubiący indie i modern rock”, który zabierze mnie na koncert Kings of Leon tylko, jeśli będę ubrany w kaftan. Organizator paru spotkań fanów Boba Dylana w Wielkiej Brytanii wierzący, że jego albumy z lat 80. są bardzo niedoceniane (poleca „Infidels”) oraz obiecuje „rządy twardej ręki”. Para chcąca niewolnicę na stałe, twierdząca, że „Muse dał świetny występ na żywo”.

Reklama

„To ja zaczynam – trzy ostatnie koncerty, na których byłaś? Moje to Jimmy Eat World, Less Than Jake i Frank Turner”.

W ostatnich latach królują ludzie tacy jak @discographies i @1000TimesYes zamieszczający recenzje albumów na 140 słów na Twitterze. Tak więc kariera osób piszących pierdoły jak te poniżej wygląda dość obiecująco:

„Czy potrafisz znieść mrok muzyki klasycznej?”

czy

„Zapłacę 1000 funtów miesięcznie, jeśli będziemy się pieprzyć do Guns N’ Roses”

albo

„Jako kobieta cierpiąca na autyzm, A Perfect Circle często wyraża moje emocje za mnie”

Zaczynasz również poznawać historie innych ludzi. Opowieść gościa dotkniętego paraplegią (schorzenie neurologiczne polegające na porażeniu dwukończynowym, najczęściej dotyczy kończyn dolnych – przyp. tłum.) o tym, jak został kaleką przed koncertem Radiohead we Florencji. Czy historia życia kolesia, który za pracą musiał przeprowadzić się do Bułgarii i który „nie wie czy U2 są popularni w Bułgarii, ale mają sporo fanów. Każdy album U2 to po prostu kawał dobrej roboty. Moja suka ma afrykańskie korzenie”.

„Właśnie wychodzę na koncert Rotersand”.

300 wiadomości, a wszystkie od popaprańców. Były pracownik techniczny obsługujący tournée grupy rockowej, który w jednej wiadomości trzykrotnie źle napisał Phil Lynott. Koleżka z peanem na cześć Blitzen Trapper, którego główne zdjęcie na profilu przedstawia zasilane mechanicznie wibratory. Trębacz wojska kanadyjskiego. Facet, który był w Lacuna Coil z zaproszeniem na wieczór paintballa Partnerów Uległych przeciwko Dominującym. Dwoje przypadkowych ludzi z tym samym żartem „lubię Flogging Molly…i lubię również chłostać kobiety (gra słów, flogging znaczy chłosta – przyp. tłum)”. Fani niby-irlandzkich zespołów punkowych…Ludzie upadli, poturbowani przez los.

Reklama

„Mój ulubiony album Blink 182 to ten pomiędzy Cheshire Cat a Enema Of The State”. A jaki jest twój ulubiony album Blink 182?”

Najbardziej zadziwiający byli jednak goście piszący teksty jak te z longfrom.org. Jeden Szwed uraczył mnie czymś takim:

„W mojej rodzinie to żona jest fanatykiem muzycznym. Dla mnie muzyka to chwile, w ogóle się na niej nie znam. Muzyka to uczucie, jakiego doznałem, gdy przechylałem się przez barierkę parę metrów od głośników, gdy grał Rammstein. Mogłem poczuć tłum, energię, niewypowiedzianą przyjemność. To samo przydarzyło mi się wiele lat wcześniej, gdy byłem dzieckiem, na jednej z wysp Karaibskich. Wykonane domowym sposobem głośniki dudniły rytmicznie w takt kawałków, które były aktualnie na topie”.

„Usłyszałem ją pewnego razu na weselu, gdzie babinki siedziały za szopą i zarzynały kozy na przyjęcie. Oraz następnego dnia przy brzegu, gdy miejscowy katolicki ksiądz błogosławił rybaków na następny rok. Jeśli chcesz pogadać o muzyce, to skieruję cię do mojej żony, lecz jeśli chcesz pogadać o innych sprawach to zapraszam do mnie. Jeśli chodzi o mnie,  możesz tańczyć dalej”.

Moim skromnym zdaniem, zamiast „możesz tańczyć dalej” powinno być „Ta wiadomość została wysłana z mojego iPhone’a”.

„Lubię indie, rock i inne gatunki, ale wolałbym twoje zdjęcie, na którym uwieczniasz emocje takie jak ból, przyjemność, strach, radość, smutek… (w zasadzie 7 krasnoludków)”.

Reklama

Jest jeszcze koleś, który rozpływał się nad „muzykalnymi miastami” jak Calvino z kontem na eMusic. „Manhattan – dumny klarnet, glissando o wschodzie słońca nad wysokimi budynkami; charakterystyczny dźwięk dętych instrumentów blaszanych w ciągu dnia, dźwięki pianina rozchodzące się po Central Parku późnym popołudniem; liryczne smyczki o wieczorze, a po nadejściu nocy tempo przyspiesza i pojawia się stanowczy fortepian, tak samo ekspresyjny i arogancki jak to miasto – tak brzmi 15 minut Gershwina”. Chicago przypisuje „robinsonowski smętny puzon” a w Rzymie słyszy „ornamenty sonaty sopra Sancta Maria, Magnificat…wznoszący się niczym wspaniała kopuła Bazyliki”. A to wszystko napisał koleś, którego profil głosi, że chce „pieprzyć małe dziewczynki do rozgrzeszenia”, (co jest ironiczne, ponieważ gdy jego ulubieniec Bellamy dochodzi do wysokich nut w Absolution (Rozgrzeszenie – przyp. tłum.), brzmi to trochę jakby właśnie molestowano niemowlaka).

Kolejny facet próbował zagadać do mnie za pomocą recenzji Yardbirds skopiowanych ze strony allmusic.com. Spójrzmy na to z szerszej perspektywy: koleżka ma nadzieję na wydymanie w tyłek nożem 22-latki, więc wchodzi na allmusic.com, kopiuje i wkleja recenzję albumu Yardbirds, a potem gratuluje sobie świetnie wykonanej roboty.

„Mamy irlandzkie i indiańskie korzenie i chcielibyśmy, aby ta panna była osobą białą, Irlandką albo Indianką, bez obrazy”.

Co dziwne, odezwał się do mnie tylko jeden prawdziwy muzyk – frontman londyńskiego zespołu alt.country przypominający komika Tima Key’a. Więc wiecie, gdy będziecie w Luminaire (klub w Londynie – przyp. tłum.) miejcie oczy szeroko otwarte, ponieważ ktoś może szukać okazji, by wepchnąć wam w gardło wasz własny stanik.