FYI.

This story is over 5 years old.

Film

Japonia to kraj chorych filmów

Oto subiektywna lista dziesięciu najbardziej popapranych japońskich filmów

Kraj Kwitnącej Wiśni to ziemia kontrastów. Z jednej strony ociekająca wyrafinowaniem, wspaniałą wielowiekową tradycją i bogatą kulturą, a z drugiej szokująca chociażby groteskową pornografią, automatami ze zużytą dziewczęcą bielizną, czy właśnie absurdalną momentami kinematografią, od której włos jeży się na głowie. Oto całkowicie subiektywny spis dziesięciu najdziwniejszych filmów rodem z Japonii, przy których produkcje Tromy są jak Teletubisie. Oglądasz na własną odpowiedzialność!

Reklama

10. „VISITOR Q" (2001), reż. Takashi Miike



Takashi Miike nie należał nigdy do normalnych twórców filmowych i choć dzięki takim produkcjom, jak The Audition czy Suikyaki Western Django, został zaakceptowany przez krytyków oraz widzów (i wszedł do świata popkultury), tak powyższy film jest sztandarowym przykładem najbardziej popapranego kina, jakie jesteście w stanie sobie wyobrazić. Nawet oczywiste nawiązanie do Teoremy Piera Paolo Passoliniego nie pomaga.

Fabuła? Wyobraźmy sobie dziwaczną (nawet jak na Japonię) rodzinę Yamazaki. Ojciec sypia z rodzoną córką za pieniądze, syn znęca się psychicznie i fizycznie nad uzależnioną od narkotyków matką (sam będąc ofiarą szkolnych zbirów – co zresztą z lubością rejestruje na kamerze video nasz poczciwy ojczulek), a całą tą wesołą menażerię nawiedza któregoś dnia z nikomu nie znanych powodów obcy facet, tłukący hobbystycznie ludzi cegłówką po głowie.

Szczytem finezji jest scena, w której pater rodzinki Yamazaki pieprzy trupa w oranżerii – a w trakcie puszczają wszystkie zwieracze. Bezcenne. Ten film to po prostu świadome totalne przegięcie każdego chyba tabu. Nekrofilia, koprofilia, kazirodztwo, morderstwo, sadyzm – bierzcie i jedzcie z tego wszyscy! Pan Miike na pewno miał ubaw kręcąc to arcydzieło.

9. „ZOMBIE ASS: TOILET OF THE DEAD" (2011), reż. Noburo Iguchi



Pierwszy odruch wszystkich (bez wyjątku) moich znajomych, którym puszczałem zwiastun tego filmu była wariacja zdania: „O kurwa, ten film tak naprawdę nie istnieje, prawda?". Nie da się ukryć – by nakręcić tak rozkosznie obrzydliwy, wulgarny i prostacki film trzeba mieć do tego nielichy talent. W ogóle Iguchiemu - który zaczynał ponoć jako reżyser porno w klimatach „two-girls-one-cup" (co nietrudno sobie wyobrazić) – trzeba przybić pionę, bo większość z jego absurdalnej filmografii można wpisać bez żadnych oporów na każdą listę dotycząca chorego kina – my czynimy to dwukrotnie. Czy naprawdę muszę pisać o fabule tego fekalnego komediohorroru, którego głównym szwarccharakterem są gównozombie?

Reklama

8. „FUNKY FOREST" (2003), reż. Katsuhito Ishii



Prawdopodobnie najbardziej odjechana, pokręcona i absurdalna komedia w historii kina w ogóle. I to z japońskimi gwiazdami pokroju Tadanobu Asano! Coś jest w opinii, na którą trafiłem w jednej z recenzji, że jest to obficie polana japońskim sosem fuzja dziwacznych wizji Davida Lyncha z estetyką i humorem Monty Pythona. Konia z rzędem jednak temu, kto rozszyfruje, o co w tym filmie chodzi. Są goście z kosmosu, jest taniec i cała masa wariackich, nie pasujących do siebie – za to szalenie zabawnych – scen.

7. „SHYNESS MACHINE GIRL" (2009), reż. Noburo Iguchi



Dobra, tego się nie da opisać w inny sposób, niż prosto z mostu. Kochani, Shyness Machine Girl to – krótko mówiąc – 20-minutowy film o lasce, która ma ukryty w odbycie olbrzymi karabin maszynowy. Kropka. Po obejrzeniu tego mini-arcydzieła nic już nie jest takie samo. Wklejamy fragment na dowód tej teorii.

6. „964 PINOCCHIO" (1991), reż. Shozin Fukui



Niemal romantyczna historia (wizualnie jest to połączenie Tetsuo: The Iron Man Shinya Tsukamoto z czymś szalenie pojebanym) przyjaźni chorej psychicznie bezdomnej dziewczyny i cyborga – pierwotnie stworzonego by pełnić funkcję domowego seks-niewolnika. Niestety „sielanka" naszego Pinokia kończy się z chwilą, gdy traci zdolność osiągania erekcji i zostaje wyrzucony przez swych właścicieli na ulicę – podczas gdy twórca zabawki knuje, jak zakończyć jej mechaniczny żywot. Absurd goni absurd, ludzie i roboty radośnie zajadają swoje rzygowiny (a, zapomniałbym – film szczyci się najdłuższą sceną wymiotów w historii kina), podczas gdy biedny widz próbuje znaleźć w tym wszystkim jakikolwiek sens.

Reklama

5. „KANI GOALKEEPER" (2004), reż. Minoru Kawasaki



O Minoru szerzej rozpisywaliśmy się w VICE już wcześniej, nie powinna zatem dziwić jego obecność wśród tej menażerii z lekka zwariowanych filmowców. Krab Bramkarz jest historią soczyście umoczoną w historyjkach Winstona Grooma o Forreście Gumpie, z tą tylko różnicą, że głównym bohaterem jest gigantyczny, przygłupawy krab. Polecamy też inne kwiatki tego reżysera, takie jak Calamari Wrestler, czy Koala Executive, wszystkie zresztą zrealizowane w bardzo podobnym zwierzęco-absurdalnym klimacie.

4. „BIG MAN JAPAN" (2007), reż. Hitoshi Matsumoto



Japońska wersja Watchmen? Dai-Nihonjin to zrealizowana w formie paradokumentu komedia o superbohaterze (do jego umiejętności należy powiększanie się do rozmiarów Godzilli za pomocą elektryczności), któremu daleko do popularności, jaką cieszyli się jego przodkowie – bożyszcza tłumów o supermocach. Masaru za skromną pensję rządową walczyć musi z pozostałą przy życiu garstką komicznych potworów (którym to również daleko do formy sprzed lat), szykując się powoli do emerytury… Żeby było ciekawiej w 2011 r. amerykańscy producenci (ci od Szybkich i Wściekłych) zakupili prawa do tego filmu, więc niewykluczone, że pojawi się i wersja rodem z Hollywood!

3. „STACY: ATTACK OF THE SCHOOLGIRL ZOMBIES" (2009), reż. Naoyuki Tomomatsu



Zrealizowana za dziesięć dolców love story z zombie w tle. Na całym świecie nastoletnie dziewczyny padają jak muchy i przepoczwarzają się w nieumarłych – jeden z bohaterów stara się ochronić swoją już przemienioną siostrę przed unicestwieniem. Ten film jest tak zły, że sam Ed Wood nie powstydziłby się zamoczyć w nim paluchów. Nie da się obejrzeć tego filmu bez bólu brzucha spowodowanego spazmatycznymi atakami śmiechu. Genialne aktorstwo, wspaniałe efekty specjalne, mroczna muzyka… tego tu nie znajdziecie!

Reklama

2. „VAMPIRE GIRL VS FRANKENSTEIN GIRL" (2009), reż. Yoshihiro Mishimura



Prawdę mówiąc najlepszym opisem dla tego kiczowatego, niesłychanie krwawego i prześmiesznego filmu jest już sam tytuł. Skąd ci japończycy biorą takie pomysły?

1.„HOUSE" (1977), reż. Nobuhiko Obayashi



Ten film jest chyba najbardziej ambitny (i najstarszy jednocześnie) z całej gromadki. Równie psychodeliczny, co kiczowaty opowiada historię mieszkającej w tytułowym nawiedzonym domu kobiety, ciotki głównej bohaterki, która by żyć, musi odżywiać się ciałami kobiet. Nie bójcie się jednak – fabuła jest tylko pretekstem do bezpardonowej zabawy gatunkami filmowymi, środkami wyrazu i koniec końców ze zdrowym rozsądkiem widza. Ponoć większość fantazyjnych obrazów, jakie zobaczyć można na ekranie. to efekt spisania przez reżysera wszystkich koszmarów nocnych jego córki. Nietrudno w to uwierzyć, uwierzcie mi na słowo. I pomyśleć, że – jak głosi plotka – studio Toho poprosiło Obayashiego, by nakręcił dla nich „coś w stylu Szczęk" Spielberga…

ZDRADA KONTROLOWANA

GEJE CZY DZIEWCZYNY?

POLKA, KTÓRA CHCE ZALICZYĆ 100 TYSIĘCY FACETÓW