FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Polonia 1, czyli najgorszy kanał, który wszyscy kochali

Z oglądaniem telewizji w latach 90. to było trochę jak z siedzeniem na Facebooku dzisiaj – rozkoszne trwonienie czasu na kontent w znakomitej większości niemający żadnego sensu

Z oglądaniem telewizji w latach 90. to było trochę jak z siedzeniem na Facebooku dzisiaj – rozkoszne trwonienie czasu na kontent w znakomitej większości niemający żadnego sensu. Nie było niczym dziwnym, że w chwilach desperacji wchodził nawet program „Agrobiznes", podczas którego z wypiekami na twarzy studiowało się aktualne ceny trzody chlewnej. Oczywiście, nie brakowało również perełek do dziś rozbudzających zażarte dyskusje wspominkowe, a wspólnym mianownikiem wielu z nich był kanał legenda pod tytułem Polonia 1.

Reklama

Pomysłem Polonii 1 na stworzenie telewizji taniej, lecz cieszącej się powodzeniem, było kupowanie licencji na produkty filmowe z Włoch. Nie dziwiło zatem, że do Polski trafiały japońskie dziwolągi z włoskim dubbingiem czytane następnie na polskiej antenie grobowym głosem Tomasza Knapika. Esencję tej telewizji stanowiła prowizorka. Na porządku dziennym były usterki oraz emitowanie odcinków nie po kolei . To, że według programu coś tam akurat miało lecieć o danej porze, było tylko domniemaniem, jednak całkowicie wzruszalnym. Z drugiej strony nie było na ogół obawy, że się przegapi jakiś film, gdyż wedle dziwacznych reguł panujących w Polonii 1 filmy bywały regularnie powtarzane przez miesiąc, dwa lub trzy, najwyraźniej do czasu, gdy realizator zaczynał mówić dialogami z filmu do swojego szefa.

Ale mimo tego Polonię 1 oglądali wszyscy, a na każdym szkolnym korytarzu szeleściły obco brzmiące słowa: Gigi, Yattaman, Tsubasa czy Daimos. Oto, co najbardziej zapadło nam w pamięć:

MacGyver

To nie białe majtki Anny, przyjaciółki Gigiego, ani cycki Dronio, przebiegłej przywódczyni sługusów Dokurobeia, kręciły mnie najbardziej, kiedy pstrykałem na pilocie numerek kanału Polonii 1. W sobotnie wieczory, w prajmtajmie, kiedy dominująca wówczas państwowa Jedynka grała hity srebrnego ekranu, miałem za nic jej propozycje i zasiadałem do oglądania przygód Angusa MacGyvera.

Wraz z bratem przygotowywaliśmy stertę kanapek, wielkie kubki herbaty i tak uzbrojeni wyczekiwaliśmy, co też tym razem agent naukowiec naprawi/stworzy/przerobi, żeby uratować świat. Doświadczony pracą w zbrojeniówce za czasów wojny w Wietnamie MacGyver brzydził się bronią i jak tylko mógł unikał konfrontacji siłowej. Heros w białych rękawiczkach wychodził cało z opresji głównie dzięki swej wiedzy z zakresu chemii i fizyki – konstruował ładunki wybuchowe, preparował trucizny, otwierał zamki, tworzył zaimprowizowane urządzenia, by w ostatniej chwili pokonać (ale nie zabić!) wrogów i uratować dupę. Pfff, kto by się chciał napierdzielać jak jakiś prymityw?

Reklama

Nie przeszkadzały mi wtedy ani jego skajowa kurteczka uszyta wedle ejtisowej rozmiarówki, ani czeskie piłkary dumnie powiewające w podmuchach niszczycielskich eksplozji. Moją miłość do MacGyvera przyćmili tylko kumple, bo – jak wiadomo – fascynacja geniuszem szybko ustąpiła miejsca szyderze i całej masie dowcipów o jego wynalazkach. Trochę głupio było się więc przyznawać, że sam w domu kleiłem długopisy taśmą, żeby zrobić kuszę.

Rafał Rejowski

Tsubasa

Kapitan Jastrząb, Captain Tsubasa lub – jak kto woli – Kyaputen Tsubasa to jedna z pierwszych anime, które zagościły na ekranach polskich telewizorów. Z perspektywy czasu oceniam, że opowieść o 11-letnim piłkarzu z Nankatsu była jedną z najbardziej irytujących kreskówek w historii Polonii 1. Boisko zamiast 100 metrów miało 10 kilometrów. Tsubasa biegł z jednego końca na drugi przez pół odcinka. Gdy wreszcie dobiegł do bramki, oddanie strzału zajmowało mu kolejne dwa odcinki – jeden na przemyślenia, drugi na kopnięcie.

Gdyby ze 128 epizodów tej kreskówki wyrzucić sceny biegu, prawdopodobnie wszystko skończyłoby się już po pierwszym sezonie. Na domiar złego zagrania były prawie niemożliwe do odtworzenia na podwórku. Gdy próbowałem z kumplami słynnego tricku braci Tachibana (jeden wybijał się z nóg drugiego, wykonując w powietrzu przewrotkę), mało nie złamałem kręgosłupa. Z drugiej jednak strony, co tu dużo gadać, śliniłem się w oczekiwaniu na każdy następny odcinek.

Reklama

Tomek Cegielski

Tygrysia Maska

O co chodzi? Jest zapaśnik, jest tajna organizacja, są zawody, jest dług i dużo krwi. Fabuła idealna dla właściwego rozwoju malucha. Już czołówka tego arcydzieła wzbudzała mieszane emocje. Krwawe sceny są okraszone melodyjną piosenką o bardzo pogodnym refrenie i wielokrotnie powtarzanym zwrotem „Tigrrre, Tiger Man". Ten japoński serial, jak wiadomo, był nadawany z włoskim dubbingiem i polskim lektorem, co powodowało spustoszenie w głowie niczym dietyloamid kwasu D-lizergowego. Mimo tych wszystkich oczywistych absurdów produkcja absolutnie kultowa i nieoceniona w zdobywaniu szacunku na podwórku.

Piotr Kędzierski

Gigi

Białe gacie są ohydne, wyglądają infantylnie i po dwóch praniach robią się szare. Ale 20 lat temu uważałam je za kwintesencję seksownej lingerie. Przekonał mnie karzeł o imieniu Gigi Kuleczka, najbardziej niepokorna postać z panteonu bohaterów anime Polonii 1. Mały fetyszysta przez 20 minut czasu ekranowego głównie rozdziawiał paszczę i nurkował pod spódniczki koleżanek, poszukując tej jedynej w majtkach białych, najbielszych. Wybranką serca została niejaka Anna, o której względy Gigi musiał konkurować z zazdrosnym psem noszącym pasiaste bokserki (!).

Trzeba niziołkowi przyznać, że miał wyrafinowane pomysły na podryw – totalną ściemę i robienie z siebie ofiary oraz popisy na boisku koszykówki, np. prześlizgiwanie się między nogami rywali ze strategicznym szturchnięciem w krocze. Podobno Gigi, gwiazda szkolnej drużyny o wzroście przeciętnego pekińczyka, naprawdę nazywał się Kappei Sakamoto, ale w życiu w to nie uwierzę, bo kochana Polonia 1 serwowała nam bajki z włoskim dubbingiem (i 10-letnim opóźnieniem).

Reklama

Natalia Kędra

Telezakupy Mango

Gdy ogarniała mnie potworna nuda, włączałam na kanale Polonia 1 telezakupy Mango Gdynia. Za ich pośrednictwem można było zainwestować w „absolutnie niezbędny" robot kuchenny, masażery, zestaw garnków ze stali nierdzewnej, maszynę do szycia, bezszwowy stanik czy kultowy piecyk CycloJet. Na mojej młodzieńczej ośce tylko jeden kolega skutecznie lobbował u rodziców i dostał wymarzony zestaw noży kuchennych, które wedle zapewnień reklamy z marchewki robiły ludzików w kształcie bohaterów Dragon Balla.

Jak było do przewidzenia, okazał się to niewiarygodny wręcz chłam, który uszkadzał się gdzieś między etapem wyciągania z pudełka a czytaniem instrukcji. Telezakupy Mango uratowały też od zapomnienia byłą gwiazdę pierwszej edycji Big Brothera. Nie wiadomo, czy suchary Klaudiusza Sevkovicia wpłynęły na poprawę sprzedaży reklamowanej przez niego maszyny do waty cukrowej, ale kucharz ze Świętochłowic zaczepił się tam na ładnych parę lat.

Marta Krupińska

Erotyka

Tak naprawdę na Polonii 1 zainteresowały mnie dwie kwestie: Björk i erotyka. Obie były dla mnie nowe, dziwne i egzotyczne. Ta pierwsza objawiła się w postaci wałkowanych w kółko klipów z debiutu, a druga jako przeróżne dziwne filmy, zazwyczaj włoskiej produkcji, oglądane po nocy bez dźwięku na 14-calowym Curtisie.

Telewizja to był wtedy dziki zachód, więc granica między soft erotyką a porno była bardzo płynna. To, co potem oferował Polsat, wydawało mi się żenująco naiwne i po prostu słabe. Na Polonii 1 zobaczyć można było różne tandetne wynalazki retro z lat 70., gdzie lejtmotyw stanowiły krnąbrne uczennice, podglądactwo, burze hormonalne włoskich ragazzi czy XIX-wieczne romanse. Pokazywano tam również dzieła klasyczne, jak np. produkcje Tinto Brassa, kultową Barbarellę albo powtarzaną wiele razy Historię O.

Trzeba też koniecznie wspomnieć, że w drugiej połowie lat 90. ta wspaniała telewizja wyemitowała wszystkie kontrowersyjne dzieła Piera Paola Pasoliniego, które skwapliwie nagrywałem z timerem na magnetowidzie. Wiedziałem, że warto, od kiedy miesięcznik Cinema w jednym z pierwszych numerów wymienił jego Salò, czyli 120 dni Sodomy na liście najbardziej kontrowersyjnych filmów w historii kina. Miałem wtedy 10 lat i gdyby ktoś mi powiedział, że w przyszłości będzie można obejrzeć ten film za pomocą trzech kliknięć i to o dowolnej porze, to nigdy bym nie uwierzył.

Zdzisław Furgał