​Świńskie interesy Polaka w Londynie

FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

​Świńskie interesy Polaka w Londynie

Dasz kasę ekscentrykowi leżącemu przy srebrnym mercedesie w masce świni, czy wydasz na kurczaka w chemicznej posypce?

VICE: Powiedz proszę kilka słów o sobie. Jak się nazywasz, skąd pochodzisz i od jak dawna mieszkasz za granicą?
Cześć, jestem Konrad, Konrad Werkowicz, syn Krzysztofa, wnuk Stanisława, prawnuk Michała. Urodziłem się w Pruszkowie, mieszka tam moja rodzina… wykluczając Ojca u którego teraz jestem w Londynie; jestem u niego, choć on teraz jest w Polsce. Mieszka u mnie… To kto w końcu gdzie żyje? Pruszków, Milanówek, Grodzisk Mazowiecki, Łomża, Warszawa i Pruszków. Zataczam koła… Domy, bloki, artystyczne komuny, opuszczone kolekcje, ciasne kawalerki, przestronne kamienice… Zataczam jeszcze większe koła… Szukam. Dwa miesiące temu spakowałem bagaż i zostawiłem mieszkanie na ulicy Stalowej - ulicy, którą jeszcze 10 lat temu bała się jeździć policja. Na szczęście w mieście zaszły pewne zmiany, prezydent rozmarzył się, że Stalową zamieszkają Artyści - jestem pierwszym. Artystą według typologii FBI, typologii stworzonej przez Dana Korema, choć mam w sobie nutę handlowca. Chcę mieszkać w Londynie na półtorej stopy; jedną nogą być w Polsce - to dla mnie zbyt wiele.

Reklama

Jak wyglądało Twoje życie przed wyjazdem i w jakich okolicznościach opuściłeś kraj?
To zależy kiedy… Każdy czas był inny. Kiedy miałem 5 lat zbierałem samochody i lalki; ulubione było buggy na garbusie i krótko obcięta brunetka od matell. Od kolekcji matchboxów i plastikowych piękności odciągnęła mnie w wieku 7 lat obniżona motorynka, mieszanie paliwa, wymienianie tarcz sprzęgłowych i sklep z częściami w miasteczku. Około dwunastego roku życia separacja rodziców, przeprowadzki, różne koncepcje nauki, od męskiej katolickiej szkoły z internatem aż po mycie warsztatowych kanałów w hufcu pracy. Przyszedł czas na Tutoriale do photoshopa, programy do montażu video, aplikacje do tworzenia muzyki oraz pochodne. Po dwudziestych pierwszych urodzinach ustabilizowałem się, zacząłem fotografować. Rok później znalazłem stałą pracę w reklamie - frezarki, lasery, plotery. Wytrzymałem półtora roku, rozbolały mnie plecy. Postanowione - nie chcę pracy za biurkiem. Tylko fotografia. Rok głodu - rok syty. Myślę też o minimum projektowania graficznego na freelance. Może bym firmę założył? Tylko zdjęcia! Po półtora roku okazało się, że nie idzie to tak jak chcę i jak na okolicę Warszawy mam zbyt mały dochód. Równolegle pojawił się wakat w pracowni krawieckiej na stanowisku asystenta/dostawcy/mercha. Niestety nie dało się pogodzić anarchistycznych zapędów z miękkością włoskiej wełny. Pracę porzuciłem, pieniądze topniały. Miałem wybór: albo w porządny sposób podejść do fotografii komercyjnej, albo zostawić obok teczki, biwuary, portfolia, faktury, klientów, potencjalnych klientów i nie chodzić po agencjach. Nie myśleć o ZUSie, nie myśleć o skarbowym i o tym, czy zadzwoni telefon. Wybrać bardzo prostą drogę: satysfakcja klienta - pieniądz w kasecie.

Reklama

Czym się teraz zajmujesz? To prawda, że puszczasz bańki na ulicy?
Przy okazji wejścia na rynek jednej z sieci telefonii komórkowej, pomiędzy znajomymi rozeszła się plotka, że człowiek puszczający na Warszawie bańki czerpie z tego przyzwoite korzyści. Do tego pewne migawki w głowie, w nich dziwni buskerzy: Witek z Atlantydy grający na gitarze, Paweł-krzesło z pod Warszawskiego Metra Centrum [​KOLABO], ktoś jeszcze z nad morza… Pytania, różne pytania… Jak to jest zarabiać na ulicy? Ile się zarabia? W tym samym okresie postanowiłem zrobić spóźnione zdjęcia do dyplomu fotograficznego. Tematem początkowo mieli być street performerzy. Po dwóch wylotach do Londynu, godzinach spędzonych w kostiumie mumii i dziwnych tańcach okazało się, że właściwie to mam gotowy materiał… ale o moim ojcu. Nie chciałem eksperymentować z bańkami - komercyjne płyny były zbyt drogie, a do mieszania i wynalazków nie miałem specjalnej motywacji, jednak w te wakacje dowiedziałem się, że mój kuzyn (sezonowo także street performer) przyleciał do Ojca. Okazało się, że pracuje z dobrymi wynikami, korzystając z płynu własnej produkcji. Kuzyn może - mogę i ja! Zrobiłem kompletny research, zgooglałem dziesiątki stron i forów. Kupiłem wszystkie możliwe warianty odczynników i zacząłem miksować. Po kilkunastu próbach wyszedłem rozrywkowo na miasto. Super satysfakcja, podzieliłem się recepturą z kilkoma babciami dyżurnie zajmującymi się swoimi wnukami na spacerze. Wszystko pięknie… ale kolejnego dnia w południe płyn nie działa!! Kolejne odczynniki, substancje eksperymentalne. Doszedłem do optymalnej mieszanki, a ulica lepiła się od cukru, mąki ziemniaczanej, gliceryny, sztucznych łez i innych dziwactw. Bilet kupiony. Strój wymyślony, będę białym kołnierzykiem w meloniku jak z Monthy Pythona.​ Ministerstwo Głupich Kroków, skecz w którym ​człowiek przychodzi na kłótnię. Po przylocie do Londynu wyszło, że na stanie mamy strój Sherlocka. Ojciec kilka tygodni wcześniej kupił w sieci starą wersję płaszcza, zdjął pomiary z egzemplarzy w muzeum, znajoma zrobiła kopię formy i uszyła. Trzeba było jeszcze kupić brązowe oxfordy. Niby ok, wszystko gra, płyny na gorąco, dalej dziwne miksy jakieś, muzyka jazzowa i gotowanie kisielu, wszystko działa… Wcale nie! Straciłem kilka najlepszych słonecznych weekendów przez niedziałające mieszanki. Działa - nie działa, działa - nie działa. Paździerz. Dość kombinacji! Stanęło na mocno zmodyfikowanym amerykańskim przepisie. Mam wszystko gotowe… Puszczam bańki na ulicy.

Reklama

Skąd taki pomysł?
Sherlock Holmes puszczający bańki jest wypadkową dedukcji jak zarabiać omijając machiny marketingowe, spotkania z klientami i inne zwierzaki niezbędne do prowadzenia biznesu. Wszystko zostało wymyślone parę razy przez różnych ludzi, ale tylko w formie visuali i szkiców. Sherlock, bańki, muzyka, anarchia w interesach. Proste. Nikt wcześniej nie połączył tych idei w taki sposób, robiąc dobry performance. Jest też inne tło - jeżeli przyjrzymy się serii o Holmesie, to widać, że eksperymentował poważnie. Tu tej chemii jest co nieco. Naprawdę, to koncepcja prosta; bańki się miło puszcza.

To tylko nietypowe hobby czy główne źródło dochodu?
Nietypowe, główne źródło dochodu. Teraz mogę trzymać fotografię w sferze niezobowiązujących, niedochodowych działań i zarabiać na czymś takim przyjemnym. Śmieszę, bawię, wzbudzam zaufanie.

Coś takiego przynosi korzyści, naprawdę można na tym nieźle zarobić?
Przynosi korzyści, jasne! Niematerialne przede wszystkim, masz kontakt z dużą ilością zadowolonych ludzi, uczysz się cierpliwości do dzieci. Czy w przyszłości będę dobrym ojcem? Tak, po dwóch miesiącach pracy nie mam żadnych wątpliwości! Pierwszy miesiąc ponad 1800 ft, za 22 wyjścia na miasto; godzina wychodzi od 7 ft do 40 ft. Słaba godzina to poniżej 15ft. Drugi miesiąc 1600ft, za 16 wyjść na miasto, statystki podobne. Jak się zarazisz grypą i zostaniesz w domu to nie ma tematu L4. Jak się pogoda nie podoba i masz lenia to dnia wolnego na żądanie nikt nie zafunduje. Weekend od poniedziałku?! Naturalnie - najlepiej! Kasa to tylko kasa, nie liczę na wiele - nie rozczarowuje się! Wyrabiam w sobie przekonanie, że im więcej zarabiam tym mniej mi potrzeba! Kupiliśmy z Ojcem po ostatnim tygodniu pracy ładnego mercedesa coupe. Tutaj liczy się też siła nabywcza. Dresy są tańsze w Zjednoczonym Królestwie.

Reklama

To prawda, że Twój ojciec gra na ognistej tubie?
Tak, tata kupił kilkanaście instrumentów dętych, wybrał najfajniejszy, było dużo nauki, granie z najlepszą orkiestrą strażacką w kraju, później pojawił się ogień, bezprzewodowe stare radio i cały look gentlemana.

(Występ taty w programie McFly Paul O' Grady Show)

​Muszę spytać, czym więc zajmuje się Twoja mama?
Mama pracuje w służbie zdrowia. Troszczy się o moje młodsze rodzeństwo. Lubi książki, czesze koty, robi świetne zupy (w pomidorowej przebija nawet babcię).

Jak Ci się wydaje, gdzie tkwi sekret tak dużego zainteresowania Waszymi występami?
Czy to zainteresowanie jest duże? Niekoniecznie, raczej mamy pewne projekty, które przekładają się na dobre wyniki finansowe. Udało się znaleźć dobrą i przyjazną dla ludzi formę wyrazu, formę wyrazu sumy naszych specyficznych doświadczeń i dziwnych umiejętności zdobytych przez wieloletni trening. Czego ja nie robiłem, od spawania aluminium, piaskowania, tańców w zespole ludowym na sali kongresowej, poprzez wycieczki do Radia Maryja, skończywszy na sesjach zdjęciowych managerów najwyższych szczebli… Ojciec - od rozbierania bomb, warsztatu samochodowego, studia nagrań, kolekcji motocykli, poprzez granie u Spielberga, skończywszy na projektowaniu i budowie sprzętu filmowego. Zapytam siebie samego:

- Kim pan jest z wykształcenia, no kim pan jest tak w ogóle?
​- Robię głupie miny, codziennie pół godziny.

Reklama

Mówiłeś, że kolejny krok to „biznesmen z głową świni żebrzący na leżaku". Widzę, że nie kłamałeś.
Tak, to kolejny krok - jeden z wielu. Poruszamy się w różnych kierunkach, od sprzątaczki grającej na odkurzaczowej kobzie, poprzez więźnia grającego na pile, skończywszy na ekskluzywnej świni żebrzącej na leżaku. Pan Świnia przyjeżdża mercedesem do starego finansowego centrum, City of London, rozkłada leżak, kładzie się na nim i popalając cygaretkę czyta o tym, jakie czapraki dla koni będą modne w nadchodzącym sezonie. Jest karton z napisem "Angry and Yachtless", słoik z informacją gdzie wrzucać banknoty, stoliczek, lampeczka i bacik w dłoni. Lubię ten zestaw. Świetna zabawa, twarze zaciekawionych biznesmenów przylepione do szyb, zdjęcia, uśmiechy, przybijanie piątek, pytania ochrony. Zmiana dzielnicy - nie działa, ludzie nie rozumieją, turyści nie czają co jest napisane na kartce; kto z turystów zna angielski? Pieniądze? Jakie pieniądze? Dasz kasę ekscentrykowi leżącemu przy srebrnym mercedesie w masce świni!? Raczej wydasz ją na kurczaka w chemicznej posypce albo chińską kopię budki telefonicznej! 7 funtów na godzinę. Komercyjnie projekt nie działa.

Co myślisz o rodakach w korpo-fabrykach, kiedy Tobie udaje się zarabiać taką kasę za live performance?
Różnie jest, niektórzy potrafią korzystać z życia, inni nie. Jeżeli poza swoją specjalizacją znasz kilka tanecznych kroków, potrafisz używając zwykłej kartki i długopisu znajdywać rozwiązania dużych spraw, jeżeli praca z kilkudziesięcięcioosobowymi grupami nie stanowi dla Ciebie żadnego problemu, jeżeli potrafisz jakoś zorganizować ludziom czas, to na pewno zajmujesz w swojej firmie stanowisko średniego albo wyższego szczebla. Jeśli nie… to proponuję szukać pracodawcy który Cię doceni. Nigdy nie pracowałem w korporacji, pracowałem jedynie dla korporacji i moje doświadczenia są takie, że w każdym zakamarku Mordoru na Domaniewskiej, na Woli, Ochocie i Śródmieściu pracują dobrzy ludzie. Mają pracę, która pozwala im stabilizować życie, rozwijać się, podróżować, spełniać pasje. Jeżeli podzielasz wartości swojej firmy, jeżeli firma szanuje to kim jesteś, możesz być na dobrej drodze. Drodze do dalszego rozwoju, drodze do własnej firmy w przyszłości albo zupełnie swobodnego życia z oszczędności. Jeśli jest inaczej, a Twoja kasa starcza jedynie na coroczną wycieczkę w niekoniecznie wymarzonym kierunku, wino z proszku i tanie narkotyki na pocieszenie, to będąc zadowolonym nic nie rób - nie musisz. Nie wiem, czego potrzebujesz do szczęścia.

Czy planujesz jeszcze wrócić do Polski?
Najbliższy powrót planuję za cztery tygodnie. Spędzę święta z rodziną, pobawię w Sylwestra. Kolejny powrót wiosną albo latem, na zbieranie widoków; przywiozę na handel jakiś samochód. Następny zimą, pobawię się w Sylwestra, spędzę święta z rodziną.

Więcej twórczości Konrada Werkowicza znajdziecie ​TUTAJ ​TUTAJ
​Pod ​tym adresem możecie natomiast śledzić ognistą tubę jego taty.

​Konrad Werkowicz

Cheers!