Czego Simpsonowie nauczyli mnie o muzyce

FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Czego Simpsonowie nauczyli mnie o muzyce

Jeśli Homer Simpson może założyć kwartet a cappella, to wszystko jest możliwe

Kiedy zespół Coal Chamber wchodził na szczyt listy przebojów Pepsi Max 100, zaczynałam dopiero szkołę ponadpodstawową, więc było mi ciężko przekopać się przez pokłady agresywnego szeptania, które przekreślało nu metal, żeby znaleźć prawdziwą muzykę. Wywalając do kosza jedną darmową kasetę wideo z „Kerranga!" za drugą darmową kasetą wideo z „Kerranga!", zwracałam się w poszukiwaniu inspiracji do starszych dzieci - cały czas ignorując fakt, że tak naprawdę z wieloma moimi ulubionymi zespołami zapoznałam się poprzez nieoczywiste źródło: Simpsonów.

Reklama

Odkąd wydostałam się z nękanego plagą trądziku balu maskowego zwanego dojrzewaniem, zawsze bez wstydu przyznawałam, że pierwszy raz usłyszałam zespół The Smashing Pumpkins dzięki Homerowi Simpsonowi. To jednak tylko czubek góry lodowej, jaką jest bogactwo wiedzy przekazanej mi dzięki kombinacji muzycznych zainteresowań Matta Groeninga z jego potrzebą parodiowania dosłownie wszystkiego. Przed wami kilka ważnych lekcji, które przeprowadziły mnie przez mroczny okres dojrzewania w erze przedinternetowej i dokarmiały tak intensywną obsesję na punkcie Nirvany, że moja matka prawie wysłała mnie na terapię.

NIE TAK TRUDNO DOPROWADZIĆ MNIE DO SADGASMU

W późnych latach 90. był taki moment, że dopierdalanie się do Nirvany odebrałabym bardziej osobiście, niż gdyby ktoś zesrał się na moją własną twarz, ale zamiast popchnąć mnie do napisania serii nienawistnych listów do twórców serialu, Simpsonowie sprawili, że faktycznie przyjrzałam się ponownie temu, jak postrzegam muzykę, którą lubię i powagę samobójstwa Kurta.

W odcinku zatytułowanym Show jak z lat 90. Homer reaktywuje swój zespół grunge'owy o nazwie Sadgasm (perfekcyjne streszczenie nurtu w jednym słowie), który rozpada się, gdy jego podejrzany o nałóg narkotykowy lider zaszywa się w swoim domu. Ten hołd sięga tak daleko, że prezenterem wiadomości ogłaszającym rozejście się Sadgasmu jest Kurt Loder, który przeczytał wiadomość o śmierci Kurta Cobaina na antenie MTV w 1994 roku.

Reklama

Strzykawki znalezione w jego mieszkaniu okazały się być po insulinie, bo Homer nabawił się cukrzycy po wypiciu zbyt wielu frappuccino. Ale ten odcinek podsumował zniechęconą młodzież lepiej niż godziny filmów dokumentalnych wątpliwie oddających zjawisko. Piosenki Sadgasmu, będące podśmiechujkami z tekstów Nirvany, były też bardzo, bardzo dobrymi tekstami Nirvany. Nie zamierzam nawet udawać, że nie przeżywałam okresu, w którym „Ból jest brązowy/ Nienawiść jest biała/ Miłość jest czarna/ Zadźgajmy noc/ Królestwo drętwoty/ Szafy brudu/ Uczucia są durne/ Pocałunki bolą" ‒ wchłonęłabym to kompletnie na serio, z wycinaniem słów w drewnie regału na książki włącznie.

KONTRKULTURA TO PIERDOLONE KŁAMSTWO

Kiedy byłam dzieckiem, Homerpalooza wywarła na mnie poważny wpływ - i nie tylko z tego powodu, że potem każdy line-up festiwalu wydawał się w porównaniu z nią rozczarowaniem (kto wie, czy bilans księgowy festiwalu All Tomorrow's Parties nie wyglądałby zdrowiej, gdyby sprowadzili The Smashing Pumpkins, Sonic Youth, Cypress Hill i hologram Homera Simpsona?). Może to dlatego, że miejscem, w którym dorastałam, było Nigdzie w Walii, ale gdy jako 12-latka oglądałam ten odcinek pierwszy raz, nie miałam bladego pojęcia co to są, kurwa, za zespoły. Teraz wiem, że Billy Corgan jest zupełnie normalnym, uprzejmym kolesiem o łagodnym usposobieniu, który po prostu lubi pomagać mężczyznom w średnim wieku przechodzącym kryzys tożsamości (tu następuje znaczące zerknięcie w stronę kamery), ale wiem też, że festiwale muzyczne są tak jakby gówniane.

Reklama

Jestem świadoma, że poczucie wolności, jakie dają festiwale, to iluzja wynikająca z mieszkania w namiocie przez pięć dni i możliwości chodzenia po terenie, krzycząc: „Czy ktoś ma jakieś dragi?!" bez narażania się na aresztowanie. Tej chwili prawdy, którą przeżywa się, siedząc pod billboardem napoju energetycznego relentless w koszulce z okładką „Goo" za 18 funtów, jedząc falafel za 7,5 funta na siódmym festiwalu Reading w życiu, ja doświadczyłam przed telewizorem, mając 13 lat.

SŁAWNI LUDZIE W KRESKÓWKOWEJ WERSJI MOGĄ NAUCZYĆ CIĘ WIĘCEJ NIŻ TWOI RODZICE

Czy mowa o Michaelu Jacksonie podkładającym głos pod pacjenta szpitala psychiatrycznego wierzącego, że jest Michaelem Jacksonem; czy o Johnnym Cashu pojawiającym się jako przewodnik duchowy w postaci kojota, który odwiedza Homera podczas tripów wywołanych przez papryczki chili i radzi mu, by znalazł swoją bratnią duszę; czy o fikcyjnym Murphym Krwawiące Dziąsła sublimującym depresję Lisy poprzez granie jej bluesa na saksofonie - fabuła każdego z odcinków Simpsonów została wyposażona w lekcję, której można nauczyć tylko TV.

Kiedy żółty Johnny Cash mówi, że jedyne, czego ci potrzeba, to bratnia dusza, i wszystko będzie okej, nagle dociera do ciebie, no wiesz… że ze swoją jedyną, dziwną przyjaciółką mam się całkiem dobrze i prawdopodobnie przestanę już nosić usztywniane biustonosze, bo kto potrzebuje chłopaków, skoro jest muzyka?

Reklama

ELITARYZM JEST DLA DUPKÓW

Wielu ludzi żyje w świecie, w którym rzucamy krzesłami w 50 Centa za granie na Reading i Leeds, czy patrzymy z ukosa na pomysł, żeby Metallica była headlinerem festiwalu Glastonbury. Jednak Matt Groening okazuje się lepszy od was. Rozumie, że elitaryzm w muzyce jest dla dupków i kiedy miał okazję nagrać płytę, pomyślał: „Dlaczego dwoma głównymi singlami nie miałyby być kawałek Do the Bartman, napisany wspólnie z Michaelem Jacksonem, i Deep, Deep Trouble napisany wspólnie z obsadą serialu Bajer z Bel-Air?". W rezultacie powstał album The Simpsons Sing the Blues, który w latach 90. osiągnął status złotej płyty i, jeśli chodzi o zawartość, jest być może jednym z najbardziej różnorodnych projektów tamtej epoki.

Matt Groening przeniósł tę mantrę także do realnego świata. W 2010 roku był kuratorem festiwalu All Tomorrow's Parties (zanim znalazł się on na skraju bankructwa) i postawił zespół Spiritualized zaraz obok Iggy'ego z The Stooges. Bo czemu by nie? Groening stworzył świat, w którym to, że B.B. King i DJ Jazzy Jeff pojawiają się w tych samych napisach końcowych, jest okej; w którym Ramonesi grają na przyjęciu urodzinowym twojego dziadka, a Mick Jagger pełni rolę opiekuna na obozie. Muzyka to jednocząca siła - nie powinna dzielić ludzi.

KAŻDY IDIOTA MOŻE ZAŁOŻYĆ ZESPÓŁ

Przestańcie narzekać, że współczesna muzyka to tylko twerkujące dupy i PC Music niszczące wasze poczucie przyzwoitości - jeśli Homer Simpson może założyć kwartet a cappella, to wszystko jest możliwe.