FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Co skłania do rzucenia zioła?

Nadszedł czas, by wysłuchać drugiej strony – ludzi, którzy nie są już w stanie przetrawić choćby kawałka konopnego ciasta ani dać sobie rady po porządnym pociągnięciu z bonga

Fala dążeń do dekryminalizacji i legalizacji marihuany zalała całe Stany Zjednoczone. Łatwo więc założyć, że wszyscy zmieniamy się systematycznie w apostołów trawy. A jednak znajdzie się sporo osób, które nie klękają przed ołtarzem wszechmocnej gandzi. Dla niektórych zioło stanowi symbol burzliwej przeszłości w roli drobnych przestępców podejmujących kiepskie decyzje życiowe. Innych palenie tego towaru sprowadza na skraj szaleństwa, sprawiając, że paranoicznie bełkoczą do siebie totalnie absurdalne głupoty, leżąc w pozycji embrionalnej i zanosząc się płaczem. Przyzwyczailiśmy się w znacznej mierze do słuchania entuzjastów wciągania zielonego dymu, którzy twierdzą, że palenie zielska może zatrzymać topnienie czap lodowych na biegunach i doprowadzić do pokojowego rozstrzygnięcia konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Pomyśleliśmy więc, że nadszedł czas, by wysłuchać dla odmiany drugiej strony – ludzi, którzy nie są już w stanie przetrawić choćby kawałka konopnego ciasta ani dać sobie rady po porządnym pociągnięciu z bonga.

Reklama

Poniżej możecie zapoznać się z ich historiami.

PSYCHO PHISH

Po skończeniu studiów wkręciłem się naprawdę mocno w zioło i inne psychodeliki. Paliłem trawę każdego dnia i było mi z tym wspaniale. Ale potem pojawiły się dziwne akcje. Ni stąd, ni zowąd bez zapowiedzi zacząłem doznawać bardzo intensywnych reakcji na zioło. Pierwszy raz coś takiego wzięło mnie, gdy poszedłem na koncert Phisha w Merriweather Post Pavilion. Stałem ze znajomymi i dobrze się bawiłem, zaciągając się trawą i słuchając, jak Phish grają piosenkę Reba. Nagle zupełnie bez ostrzeżenia cały świat zaczął pędzić w moim kierunku. Widziałem to dokładnie. Było tak, jakby niebo zrobiło się nagle czarne. Zemdlałem.

To było zdrowo pojechane, ale nie przestałem palić. Dopóki coś podobnego przytrafiło mi się jeszcze tego samego roku, gdy wybrałem się na Jazz Fest w Nowym Orleanie. Po przypaleniu blanta poczułem dokładnie to samo (na szczęście miałem gdzie usiąść, więc nie straciłem od razu przytomności). W dodatku dostałem też dziwacznych urojeń. Z festiwalu miała mnie odebrać moja dziewczyna. Spóźniła się o kilka minut, a ja nabrałem przekonania, że stało się tak, bo pieprzyła się akurat z innym kolesiem. Zaraz po tym zaczęło mi się zdawać, że ona nie żyje. Byłem tego stuprocentowo pewny. Opuściłem imprezę, by szukać jej ciała. Nie miała pojęcia, gdzie się podziałem. Znalazła mnie parę godzin później. Szlajałem się bez celu po Bourbon Street kompletnie ześwirowany.

Reklama

Sądzę, że te odpały były efektem przyjmowania przeze mnie w tamtych czasach innych psychodelików. Niemniej teraz jest tak, że gdy tylko zajaram skręta, odbija mi całkowicie. Do tego stopnia, że nie opłaca mi się podejmować ryzyka. Efekty uboczne po trawie zmarnowały wiele pięknych chwil mojego życia. Z tego powodu uważam, że pozostanie przy piciu zimnego piwa, gdy mam ochotę na lekki reset, jest absolutnie wystarczające.

DZIWACZNE ZNAJOMOŚCI

Zioło odstawiłem po pewnej szalonej nocy, która zdarzyła mi się, gdy miałem 19 lat. Cała historia sprowadza się do tego, że spędziłem parę dobrych godzin, jarając z ogromnym, grającym na harmonijce bezdomnym w opuszczonym domu bez prądu. Poznałem tego wariata na ulicy, gdy muzykowaliśmy dla zarobienia paru groszy z moim wyposażonym w djembe kumplem. Byliśmy upalonymi hipisami, więc podążenie za bezdomnym prosto do upiornej ruiny żeby odpalić jointa nie zdawało nam się niewskazanym zachowaniem. Ale około 2 czy 3 nad ranem mój kolega (ten od djembe) zostawił mnie, żeby podrzucić do domu jednego z naszych przyjaciół. I tak zostałem w walącym się budynku sam z moim nowym znajomkiem, który przypominał z wyglądu czarodzieja i miałby ze dwa metry wzrostu, gdyby nie garbił się przy chodzeniu o lasce… zrobionej z gigantycznego konaru.

Pod koniec nocy byłem zajebiście naćpany. Nie jestem więc pewny, co zdarzyło się potem. Albo Gandalf wyjął z kieszeni nóż, albo mówił coś o wyjmowaniu noża z kieszeni, albo snuł wspomnienia z Wietnamu, gdzie zarżnął nożem parę osób… Nieważne zresztą, co zrobił. Liczy się to, że nagle nabrałem przerażającej pewności, że weteran ma przemożną ochotę wyfiletować mnie jak rybę i porzucać moimi organami witalnymi jak piłką. W końcu wrócił kumpel i zabrał mnie do domu swoich rodziców, gdzie odespałem haj w jednym z pokojów dla gości jego mamy. Od tamtej pory ani razu nie przypaliłem blanta ani nie słuchałem Phisha. Bycie hipisem jest kurewsko niebezpieczne.

Reklama

NIEZNOŚNA GASTROFAZA

Podczas studiów wieczorne picie w tygodniu było moją ulubioną formą rozrywki. Jedyny problem stanowił dla mnie kac na zajęciach – aż odkryłem, że palenie zioła to też bardzo fajna zabawa, a następnego ranka nie mam od tego uniemożliwiających normalne funkcjonowanie bólów głowy.

Tak zacząłem palić każdego wieczoru razem z lubiącymi grać w zielone współlokatorami. I wszystko układało się idealnie, dopóki nie zatrudniłem się w burżujskiej jak cholera piekarni sprzedającej wymyślne wypieki. Gdy kończyłem robotę, brałem do domu zestaw smakołyków prosto z pieca wart około 50 dolarów. Zawsze wmawiałem sobie, że podzielę się nimi z kumplami z kwadratu albo będę je dojadał przez kilka następnych dni. Oczywiście, nigdy do tego nie doszło, bo po zajaraniu wgryzałem się jak zwierzę w te wszystkie croissanty, bułeczki i pajdy miche – wiejskiego chleba pieczonego na francuską modłę. To było obrzydliwe.

W końcu musiałem rzucić palenie trawy. Pożeranie tych wszystkich wypieków sprawiało, że czułem się tak pełny i nadęty, że aż śniły mi się koszmary od nadmiaru cukru. A następnego dnia podczas zajęć wychodziłem ciągle do kibla, by tam wysrywać z siebie nieludzkie ilości gówna. Dlatego przestałem palić. Gastrofaza doprowadzała moją okrężnicę do niezbyt ciekawego stanu.

ZBRODNIA I KARA

Podczas studiów paliłem i sprzedawałem tony zioła. Jak masz zostać entuzjastą zioła, to równie dobrze możesz podjąć się od razu dilowania nim. To całkiem logiczne, prawda? Nie byłem Nino Brownem czy kimś takim, ale co tydzień kupowałem i rozprowadzałem dwieście gramów trawy. Zyski przeznaczałem na finansowanie mojego własnego nałogu. Starałem się być bardzo ostrożny. Trzymałem mój towar w szpanerskiej walizce z czarnej skóry.

Reklama

Szło mi świetnie – dopóki mnie nie złapali.

Woziłem się autem z moimi ziomami, którzy wyglądali na porządnie przyćpanych. Oczywiście zatrzymała nas policja. Funkcjonariusze uznali, że wyglądamy podejrzanie i sprowadzili pierdolonego psa do wywąchiwania narkotyków. W walizce zostało mi wtedy jeszcze coś 30 gramów. I kundel to wywęszył.

Miałem jednak szczęście, bo jeśli posiadasz przy sobie do dwóch uncji (ok. 60 g) i nie skończyłeś 21 lat, w Vermont nie uznaje się ciebie w obliczu prawa za dilera. Nie trafiłem do więzienia. Musiałem tylko chodzić na tzw. zapobieganie, gdzie robiono mi regularnie testy na obecność narkotyków i przypisano własnego terapeutę.

Mój pierwszy terapeuta był okropny, ale drugi okazał się naprawdę świetny. To, że rzuciłem zioło, jest właśnie jego zasługą. Zanim go poznałem, myślałem, że gdy skończą się testy na narkotyki, wrócę od razu do tego, co robiłem przedtem. Ale on sprawił, że zacząłem to rozważać pod innym kątem. A przekazał mi tylko prostą prawdę: jeśli nie rzucę na jakiś czas i nie przekonam się o tym na własnej skórze, nie istnieje inny sposób, by się dowiedzieć, czy lepiej żyje mi się, kiedy palę zioło, czy kiedy go nie palę.

Później, już po zapobieganiu, uzmysłowiłem sobie, co działo się ze mną za każdym razem, gdy paliłem zioło. Byłem niezadowolony, zaniepokojony i dostawałem paranoi. Podejmowałem złe decyzje. Nie potrafiłem jasno myśleć, bo paliłem to gówno każdego dnia. Dlatego przestałem. I moje życie poprawiło się. W szkole miałem lepsze oceny i byłem bardziej świadomy tego, co robię i dokąd zmierzam. Nie twierdzę, że na każdego trawa będzie miała negatywny wpływ. Jednak mi zjebała trochę życie. Ostatni raz zapaliłem 10 lat temu. Nie tęsknię.

Reklama

LOTY NAD KUKUŁCZYM GNIAZDEM

Wydaje mi się, że to kwas zepsuł mój haj po trawie. Zaliczyłem raz okropnego tripa, który spowodował szkody nie do naprawienia w moim ogólnym postrzeganiu świata po dragach. Wrzuciliśmy kwasa z moim kumplem w domku nad jeziorem moich rodziców. Chatka wygląda z boku tak, jakby dosłownie stała na wodzie. To idylliczne, urocze miejsce. Ale wyciągnęło z mojego umysłu wyjątkowo mroczne i wyparte emocje. Może to dlatego, że w całym domku jest pełno budek dla ptaków i innych dziwnych szpargałów mojej mamy? Gdy zaczął się trip, poczułem straszliwy smutek i odosobnienie, które były tak wszechogarniające, że trudno je w ogóle opisać. Poczułem się jak dziecko, ale w taki zły sposób, jakbym nie posiadał kontroli nad swoim losem i podejmowanymi przeze mnie decyzjami. Trip okazał się na tyle traumatyczny, że przeprowadziłem się na drugi koniec kraju, żeby pozbyć się jego długotrwałych konsekwencji.

Niestety, od czasu tego tripa mam tak, że jak tylko zapalę zioło, to intensywne i okropne uczucie od razu wraca. Gdy zaciągnę się dymem ze skręta, dostaję czegoś na kształt ataku paniki. Jakbym tracił panowanie nad własnymi myślami, zaczynają pędzić we wszystkie strony, a ja nie mogę odzyskać nad nimi władzy. Wszystko, o czym myślę, ulega wypaczeniu, nawet te sprawy, do których mam pozytywne nastawienie. Zaczynam zadawać sobie pytania typu: „Dlaczego moi przyjaciele są moimi przyjaciółmi? Oni chcą mnie po prostu wykorzystać…". To naprawdę przytłacza, a potem ciężko mi znieść obecność innych ludzi. Wyobraź sobie, że nachodzą cię takie intensywne uczucia. Jesteś ze znajomym, który chce wypalić z tobą blanta w parku, a kończy się tak, że zwijasz się w kłębek i bełkoczesz do siebie różne paranoiczne brednie. Ja podziękuję. Teraz czuję się dobrze.

Wszystkie ilustracje stworzył Nick Gazin. Na koncie Nicka na Instagramie możecie zobaczyć więcej jego prac

Jeśli poszukujesz pomocy w związku z nadużywaniem narkotyków, przydatne informacje na ten temat znajdziesz na stronie Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii