FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

Berlińczycy bronią się przed hipsterką i gentryfikacją

Mimo, że minęły już 23 lata od upadku muru berlińskiego, buldożery wróciły na miejsce. Tym razem jednak, nie słychać oklasków.
Matt Shea
tekst Matt Shea
London, GB

Mimo, że minęły już 23 lata od upadku muru berlińskiego, buldożery wróciły na miejsce. Tym razem jednak, nie słychać oklasków. Kiedy tylko rozniosły się wieści o deweloperze planującym wybudować luksusowy apartamentowiec na miejscu zachowanego ku pamięci fragmentu muru, 6000 osób ruszyło celem powstrzymania ekip rozbiórkowych. Ironia losu, zważywszy, że 23 lata temu całe miasto walczyło o zniszczenie tegoż muru.

Reklama

Z początku wydawało się, że publiczne poruszenie odnosi zamierzony skutek. Organizowano pikiety, podpisywano petycje, lokalni artyści wypowiadali się z oburzeniem, a David Husselhoff nawet poślubił mur. Dodajmy, że nie jest to najdziwniejsza z rzeczy którą zrobił podczas swojej kariery, więc ludzie przyjęli jego posunięcie raczej bez szczególnego szoku.

Deweloper Maik Hinkel, czyli główny zainteresowany najwidoczniej zaskoczony całym zamieszaniem, obiecał mieszkańcom Berlina rozmowy z burmistrzem mające na celu osiągnięcie kompromisu. Niestety, w środę Hinkel złamał dane słowo i pod osłoną nocy usunął w niebyt 8 metrów historii. Co najgorsze, David nie miał jeszcze okazji przeżyć swojego miesiąca miodowego.

Policja pilnująca East Side Gallery (Ocalały fragmentu muru, zachowany ku pamięci- przyp. tłum)

Rozbierano już uprzednio chronione części muru, jednak do tej pory żadna z takich operacji nie spowodowała takiego iskrzenia jak ta o której mowa tutaj. Większość protestujących z którymi rozmawiałem bardziej martwiła się super drogim apartamentowcem który miał powstać, niż murem którego miejsce miał zająć. Dzieje się tak dlatego, że większości Berlińczyków sen z powiek ostatnimi nocami spędza wszechobecna tendencja do wysiedlania biedniejszych aby znaleźć miejsce dla bogatszych.

Ludzie pikietujący w okolicy muru. Transparent głosi "Berlin nie jest na sprzedaż" zdjęcie: Nina Hüpen-Bestendonk.

Reklama

Nie jest tajemnicą, że Berlin się zmienia. Nie słychać tu już dudnienia nagłośnienia Berghain Club w każdy niedzielny poranek. Jest skutecznie zagłuszany przez studentów z wymiany amerykańskiej, popijających latte w "uroczej i autentycznej" kafejce, ucinających sobie pogawędki nosowymi głosami.

Coraz częściej można usłyszeć sformułowanie "krzemowa aleja", zaraz obok krzemowego ronda, krzemowego lasu, określeń dumnie stosowanych przez miasta z rosnącej listy aspirujących do naśladowania kalifornijskiej mekki technologicznej. Ceny mieszkań w Berlinie wzrosły o 32% od 2007 roku i nawet mimo, że Wall Street Journal  nazwał go "kipiącą czarą talentu", a Twój żyjący sztuką kolega nazywa go "swoim miejscem", to i tak nie wszyscy są zadowoleni.

Hipsterski plakat autorstwa grupy zwanej Hipster Antifa. Górna linijka głosi "Ucywilizujmy okolicę - więcej barów - więcej wifi - więcej żywności organicznej."

Ruchy ANTY hipsterskie są ostatnimi czasy tak powszechne, że aż spowodowały powstawanie ugrupowań PRO hipsterskich, mających zamiar stanowić przeciwwagę dla tych uprzedzonych (rozumiem, że bycie anty anty-hipsterem  czyni z człowieka hipstera nowego wieku?). Na hipsterów zrzuca się tak ogromną część winy głównie ze względu na to, że są grupą którą uczeni nazywają "głównymi renowatorami". Przedstawiciel tego "nurtu" to w uproszczeniu typ artystyczny, łączący się w grupki z innymi takimi ludźmi, aby wspólnie znaleźć coś taniego do wynajęcia, a następnie sukcesywnie zaczynają sprawiać, że okolica staje się trendy według list rankingowych (których autorom wydaje się, że szyny do jazd kamerą porozstawiane na brudnych squatach to coś naprawdę ekstra), co z kolei powoduje wzrosty opłat za czynsz i stopniowe wysiedlenie pierwotnych mieszkańców (w tym przypadku głównie Turków), którzy zamieszkiwali ten obszar od lat.

Reklama

Ta sama historia miała miejsce od Dalston aż po Neukoln, z dokładnie tymi samymi zjawiskami charakterystycznymi: kebaby i muzyka dance- twarze restrukturyzacji Europy XXI wieku.

"Nie na sprzedaż" - znak wiszący na ogrodzeniu squatu Køpi 137

W odróżnieniu od Londynu- Berlin ceni sobie "Mietrecht" -  prawa mieszkańców, w związku z czym nie chce poddać się bez walki. W mniemaniu większości ludzi proces restrukturyzacji miast jest niemożliwy do powstrzymania, jednak Berlin wydaje się mieć szansę zostać pierwszym miastem które obali to założenie.

Dwa tygodnie przed pierwszą rozbiórką muru, 500 osób zebrało się aby oprotestować eksmisję rodziny, która nie mogła sprostać rosnącym cenom czynszu. Spalili 15 samochodów i spowodowali obrażenia ciała u kilku policjantów. Podobne zajścia miały miejsce praktycznie co tydzień przez ostatnie dwa miesiące, a te niedawne, wtorkowe przybrały dość brutalny obrót. Ciężko stwierdzić czemu protesty wybuchły dopiero teraz, skoro ceny mieszkań wzrastają nieprzerwanie od paru lat, jednak spokojnie można się pokusić o spostrzeżenie, że opór ten coraz częściej wiąże się z przemocą.

Squat Køpi 137 ciągle na miejscu, pomimo starań policji o eksmisję lokatorów

Na pierwszej linii stoją squattersi. Z początku wydawało się, że są skazani na klęskę, jednak w mieście gdzie nawet rezydenci domu spokojnej starości są gotowi squatować w jego siedzibie, aby zapobiec zamknięciu, mało prawdopodobne wydaje się wywieszenie przez nich białej flagi.

Reklama

Cuvry Brache to "przestrzeń wolna", która wywalczyła sobie przetrwanie pomimo deweloperskich planów. Ludzie koczują tam w namiotach i organizują letnie festiwale.

Egzystencja squattersów wydaje się być odrobinę wewnętrznie sprzeczna. Ci mieszkający w Køpi 137 i w Cuvry Brache w dzielnicy Kreuzberg wiedzą, że zmiana struktury zagraża ich bytowaniu. Jednocześnie, zdają sobie sprawę, że ich przebywanie tam indukuje te przemiany. Im bardziej ortodoksyjni squattersi będą zamieszkiwać dzielnicę, tym bardziej atrakcyjna stanie się ona dla studentów uczelni  artystycznych- a oni z kolei pociągną za sobą deweloperów.

Rozwiązania  nie widać, ale napisy typu:  "Żadnych turystów, żadnych hipsterów, żadnych japiszonów, żadnych zdjęć" i szczucie psami jak tylko zobaczą, że kierujesz w ich stronę obiektyw – mówią same za siebie. Szczerze mówiąc, zdjęcia udało mi się zrobić dopiero gdy poszedłem tam kiedy squattersi zostali zagnani do środka przez trzydziestocentymetrowy opad śniegu.

Tipi mieszkalne w Cuvry Brache

Ci, którzy nie mieszkają na squatach, zajmują się protestami przeciwko nawarstwiającym się przypadkom restrukturyzacji miasta. Udałem się na demonstrację urządzoną przez mieszkańców mieszkań komunalnych na Kottbusser Tor, terenie położonym w centrum Kreuzbergu. Pomimo, że ich mieszkania były objęte dopłatami socjalnymi do czynszu, to i tak były zbyt drogie aby było ich na nie stać.

"Co roku dostajemy od właściciela list informujący o podniesieniu opłat o 13% z metra", opowiada Matthias Clausen, jeden z organizatorów protestu. "To jak odliczanie wsteczne zanim się stąd wyniesiemy. Tak właśnie z naszego punktu widzenia wyglądają całe te zmiany".

Reklama

Mieszkańcy Kottbusser protestujący przeciw rosnącym czynszom. Napis głosi "Nasi sąsiedzi tu zostaną, włącznie z tymi na socjalu".

Matthias ciągnie: "Demonstrujemy przeciwko wysokim czynszom, którym nie jesteśmy w stanie podołać. Mieszkamy w budynkach socjalnych, co oznacza, że mamy dopłaty do komornego, a i tak jest ono zbyt wysokie jak na tę okolicę, jedną z najbiedniejszych w Berlinie".

Zapytałem, czy słyszał żeby któryś z jego sąsiadów został eksmitowany. "Tak", odpowiedział. "Codziennie w Berlinie wydaje się pięć, sześć nakazów eksmisji. Na szczęście wiele z nich udało nam się powstrzymać".

"Nowe oblicze Berlina wyrosło na fundamentach położonych przez rdzennych Berlińczyków. Studenci i artyści przyjechali tu ze względu niskie czynsze, ale ich obecność  wyśrubowała ceny. Wielu spośród moich znajomych ma wyrzuty sumienia, że tu mieszka, ponieważ czują się częścią problemu-niepotrzebnie, ponieważ nie jest to naturalny proces zachodzący na wolnym rynku. To jednostki, które inwestują, windują opłaty - a to da się przecież obejść. To ludzie podejmują decyzję, a sam bieg ich zapadania to coś, na co można wpływać."

Kolejny protest przeciwko rosnącym kosztom życia. Napis głosi "Stop rasistowskiej selekcji na rynku nieruchomości!"

No i Matthias ma rację. Mniej więcej połowa osób uprawnionych do głosowania w Niemczech należy do tych wynajmujących mieszkania. W obliczu zbliżających się wyborów, rządzący będą zmuszeni przyjrzeć się temu problemowi. Dystrykt Pankow już teraz wdraża zakaz wprowadzania "luksusowych modernizacji", a Peer Steinbruck- kandydat na Kanclerza Niemiec- zaproponował ponowne przyjrzenie się programowi opieki nad domostwami o niskim przychodzie w przeliczeniu na mieszkańca, zarzuconym w późnych latach 60-tych.

Zniszczenie resztek Muru Berlińskiego wydaje się być symbolicznym wydarzeniem w historii Niemiec. Istotną kwestią jest ilość ludzi protestujących przeciwko temu, oraz fakt, że protestów jest coraz więcej z miesiąca na miesiąc. Spór zbliża się do punktu krytycznego, tak więc świat powinien obserwować uważnie berlińskie wydarzenia, ponieważ mogą one dostarczyć odpowiedzi i rozwiązań dotyczących problemu gentryfikacji miast; to zjawisko powszechne na całym świecie, w Warszawie wystarczy spojrzeć na praską stronę.

Zobacz też:

Wytatuowałem sobie na twarzy adresy stron porno, żeby moje dzieci miały co jeść
Implanty w penisach