FYI.

This story is over 5 years old.

Μodă

Internet to nowa ulica

Wpłynął na nasz styl ubierania się, postrzeganie siebie i nasze aspiracje. Od Twittera Cary Delevingne po fenomen ożywionych lalek, internet wciągnął ulicę do reszty

Dean Kissick, tłumaczenie Ana Zalewska

Jeszcze nigdy nie podlegaliśmy tak wielu impulsom ze wszystkich stron, jak teraz. Wiecznie wpatrzeni w komórkę, zaabsorbowani odświeżaniem postów pojawiających się na Facebooku, Instagramie, Snapchacie, Tumblrze, Twitterze i całej reszcie portali. Na pokazach mody nie mniej ważne od zobaczenia kolekcji jest uchwycenie popularnej modelki na wybiegu czy nakręcenie filmiku z finału. Jeśli masz na tyle szczęścia, żeby zająć miejsce w pierwszym rzędzie w namiocie British Fashion Council, będziesz mieć dostęp do kolorowych butelek Vitamin Water i ładowarek wszelkiej maści, rozłożonych pod twoim krzesłem; i nic więcej ci nie potrzeba. Żyjemy w świecie bloggerów (a tak, i redaktorów), których Suzy Mankes wzięła pod ostrzał w swojej szczerej ocenie w „The Circus of Fashion” [„Modowy Cyrk”] opublikowanym na blogu Tmagazine: „Smartfony są niesamowitymi urządzeniami na tak wielu polach, że nostalgia za czasami, kiedy fotografia nie mogła okrążyć świata w ciągu nanosekundy zdaje się być dość idiotyczna… Abstrahując jednak od znaczenia, jakie tym zdjęciom nadamy, ubolewam nad losem modowych fachowców – obserwujących pokazy nadal, by dokonać później zakupu czy rzetelnej relacji – niezależnie od internetowego osądu.”

Reklama

Nie dotyczy to tylko rzeczywistości wokół Fashion Week, sięga sposobu doświadczania świata. Wpadliśmy w pułapkę, która zastawiona została gdzieś między chęcią cieszenia się ulotną chwilą, a potrzebą uchwycenia jej swoim telefonem komórkowym i dzieleniem się nią ze światem. Jeśli coś nie pojawiło się na Snapchacie, czy rzeczywiście miało miejsce? Kiedyś wpadaliśmy w wir zabawy na rozświetlonych ulicach wielkich miast, teraz zagłębiamy się w świat internetowych młodzieżowych atrakcji. Nawet kiedy spotykamy się ze swoimi znajomymi, tymi realnymi, niemal każdy wpatruje się w swoje czarne lustereczko. Jeżeli istnieje jakakolwiek konieczność w naszych czasach, byłoby to wgapianie się w telefon, niczym w kryształową kulę, odświeżając bez końca w nadziei na nowe lajki i udostępnienia. Nie ma już miłości – są tylko lajki.

i-D zaczęło działać jako street-style’owy magazyn, z przymrużeniem oka dokumentujący trendy, które pojawiały się w miastach. Byliśmy tam, gdzie punki i fani New Romantic, obserwowaliśmy narodziny rave, skinny East London indie i w końcu New rave. Rozwój ulicy zmienił oblicze mody na zawsze. Szybkie fotki z łapanki na ulicy  rozpoczęły rewolucję w fotografii ulicznej – wystarczy wspomnieć Waltera Pfeiffera, Wolfganga Tillmana czy Jurgena Tellera. Wpłynęło to na sposób w jaki zaczęliśmy robić zdjęcia i się ubierać. Nasze wyobrażenie „szyku”  rozmyło się pod koniec 1992 roku, kiedy grunge bez ostrzeżenia wtargnął na łamy amerykańskiego „Vogue’a” w edytorialu „Grunge & Glory” (cudownie zaskakujący efekt współpracy Stevena Meisela i Grace Coddington, z udziałem Kristen McMenamy, Nadji Auermann i Naomi Campbell).

Reklama

Teraz wydawać by się mogło, że ulice straciły swój pazur. Punk miał zmienić świat, a teraz jest tematem przewodnim Gali Met Ball; wymówką dla Miley Cyrus by nastroszyć sobie włosy, czy dla Kim Kardashian przebierającej się za kanapę. Moda uliczna stała się po prostu modą, nowym trendem na sezon.

Tak więc moda znalazła inspiracje na ulicach punkowego Londynu, ale gdzie się podziali wszyscy zainteresowani, kiedy swoje wzloty i upadki przeżywał seapunk z Chicago? Kilka lat temu apogeum osiągnęła estetyka wyrastająca z zachłyśnięcia się internetem w sztuce, modzie i muzyce – estetyka pokolenia, które wychowywało się z dostępem do internetu, jak określa to Grimes – tworząca niedookreśloną muzykę, nazywana Małym Internetowym wystrzałem (krótkiego żywota) na światową skalę, przypadkowo dostrzeżoną, po wzmiance  na Twitterze o „seapunkowej kurtce skórzanej, ze skorupiakami w miejscu ćwieków”. Naśladowcy wymyślili sobie własny seapunk, i chwilę później Tumblra opanowały ciuchy farbowane na wszelkie morskie odcienie, tańczące delfiny i tropikalne, psychodeliczne koszulki. Kawałek Unicorn Kid  „True Love Fantasy” został okrzyknięty w jednej ze stacji radiowych najgorętszym nagraniem świata, co prawda na krótką chwilę. Turkus się rozmył, ale fala seapunka wdarła się do mainstreamu; przez piaszczyste komputerowe wybrzeża z występu Rihanny w Saturday Night Life, przepełnione rekinami wody w klipie „Atlantis” Azealii Banks, a także do podwodnego świata na  oblepionym  meduzami Tumblrze Charlotty Free. Co teraz mówi się będąc na haju w klubie? Jesteśmy „na fali”!

Reklama

Ulice już nie prowadzą ku rozwojowi mody; dziś trendy kreuje internet. Dziewczyny i chłopcy z Tumblra ze zdjęciami z domowego zacisza królują w ultra-kolorowej kulturze młodzieżowej jak świat długi i szeroki. Mamy Hirari Ikedę z Tokio, Molly Sodę w Chicago i Niki Takesh w LA. Wyróżniającymi się gwiazdami popu dzisiejszych czasów są Frank Ocean ze swoim delikatną monorecytacją – najjaśniej świecąca gwiazdka  Odd Future, karierę zawdzięczający tumblrowej rewolucji – oraz Grimes, internetowa buntowniczka, z kolorem włosów stałym niczym ubarwienie kameleona. Oboje zawładnęli ekranami naszych komputerów,  prezentując nam swój prywatny świat na szczerych blogach i w piosenkach, w których opowiadają o tym, co im najbliższe, dostępnych bez ograniczeń online. W swoim nad wyraz zwyczajnym, wyreżyserowanym samodzielnie klipie do „Genesis”, Grimes uchwycił całą serię nastoletnich fantazji: zabawy z rysunkowymi mieczami na środku pustyni; tańce Brooke Candy, raperko-striptizerki z LA ubranej w srebrną, dopasowaną zbroję; opatulanie się białym jak śnieg wężem. Nie ma fabuły, jedynie pociągające obrazy, pojawiające się jedne za drugim – niczym w teledysku Lany Del Rey do „Video Games”, z marnej jakości nagraniami skatebordzistów czy ledwo trzymającej się na nogach Paz de la Huerty.

Naprawdę mamy do czynienia ze starciem kultur w internecie. Artyści, projektanci mody i muzycy tworzą ponadgraniczne sieci powiązań i znajomości; są w nieustającym kontakcie, wywierają wzajemny wpływ na swoją estetykę artystyczną, niemal jak za złotych czasów kultury klubowej. Nie doświadczymy już tego na ulicy. Kultury młodzieżowe są wszędzie; pokolenie Tumblra komunikuje się między sobą wszędzie w obrębie zasięgu wi-fi, nie muszą być z jednej dzielnicy. I nie potrzebują już swoich amatorskich pisemek tematycznych, kiedy dokładnie to samo znajda na blogach.

Reklama

W jakimkolwiek kierunku będą podążać młodzi, moda będzie podążać za nimi. Wystarczy spojrzeć na #DIESELREBOOT Nicoli Formichetti’ego. Najlepszy przykład na działanie wpływające na zmianę postrzegania koncepcji marki, gdzie Diesel zaczął wykorzystywać interaktywny charakter Tumblra i tym samym zebrał dodatkowych odbiorców reklamy, nieustannie nawiązując do swojej kontrowersyjnej acz charakterystycznej kampanii „Be Stupid!”

Nowojorski duet Proenza Schouler dorobił się etykietki mistrzów cyfrowego marketingu. Zaczęli od serii hipnotyzujących filmików na YouTube autorstwa reżysera „Spring Breakers”, Harmony’ego Korine; dalej pojawił się modowy film „Desert Tide”, nakręcony w wirtualnym świecie gry Second Life; i w końcu „Pretty, Paid, Proenza”, szalony zlepek video autorstwa Jeanette Hayes i Jen Brill, w którym popis rapu w stylu Chicago Drill daje kolejne odkrycie internetu - Katie Got Bandz z niskiej jakości zakulisowymi nagraniami… Wracając do rzeczy, tegoroczna wiosenno-letnia kolekcja Proenzy i użycie w niej kolorowych nadruków stanowiło odbicie internetowej rzeczywistości, a to wszystko dzięki temu, że Jack McCollough i Lazaro Hermandez doskonale zdają sobie sprawę, że Tumblr może stanowić istotną inspirację dla pokazu. Poszli nawet o krok dalej, tworząc video do kampanii zimowej wraz z Davidem Simsem i Eddie Wheel, tworząc projekt w oparciu na Tumblrową estetykę przygaszonych kolorystycznie, nagromadzony w ogromnej ilości obrazów.

Reklama

Cara Delevigne, to nie tyle dziewczyna z towarzystwa, co gwiazda wszelkich portali społecznościowych, której profile na Twitterze, Tumblrze czy Instagramie śledzi milionowa publiczność. I nie mówimy tu o kontach zakładanych przez fanów. Nawet jej sławetnemu prześwitowi  między udami poświęcony jest profil na Twitterze @CarasThighGap (opatrzone notką „biograficzną”: @Caradelevigne codziennie nade mną pracuje, żebym mogła utrzymać się w perfekcyjnej formie… Cara obserwuje!”) Oczywiście, jej sukces nie opiera się tylko na jej wyglądzie, to także efekt jej obsesji na punkcie strzelania sobie fotek i kręcenia filmików z sobą w roli głównej, odkrywające kulisy jej wysoce ambitnego stylu życia. Supermodelki z lat 90. przeskoczyły z modowych rozkładówek do rubryk towarzyskich, teraz popularne modelki przeskakują z rubryk towarzyskich na swoje profile we wszelkich portalach społecznościowych.

Jeśli istnieje fotograficzne określenie naszych czasów – będzie nim samojebka. Pierwszą przemianą w postrzeganiu fotografii były uliczne foty stylizacji i królowanie realistycznej fotografii, teraz czas na kolejną – przemiał profilówek, udostępniania zdjęć i nierozłączny z telefonem komórkowym aparat wpływa na typ tworzonej fotografii. Wielkomiejskie ulice ani kluby już nie są wybiegiem mody dla nastolatków – teraz trendy sprzedaje zdjęcie z lustra w łazience. (Przecież możesz słuchać klubowych rytmów prosto z SoundClouda, pląsając wewnątrz własnej garderoby.) Po prostu walnij samojebkę – a najlepiej więcej niż jedną – i podziel się nimi ze światem. Może w efekcie zaczniesz podbijać wybiegi – jak możemy przeczytać w wywiadach ze scoutami szukającymi nowych modelek (wyszukiwanie nowych twarzy na ulicach zostaje wyparte przez wertowanie profili na Facebooku).

Reklama

To nie wszystko. Jeśli ktoś Ci się spodoba, możesz przejrzeć jej/jego zbiór samojebek, wysłać zaczepkę, a nawet napisać sprośną wiadomość, bez potrzeby wychylania nosa poza własną sypialnię. Dlaczego nie miałbyś wysłać do swojej miłości zdjęcia swoich spodni przez Snapchat czy coś? Hitem zeszłego lata był film Sofii Coppoli „The Bling Ring”, który odkrywa wiele na temat dzisiejszych czasów. Grupa gówniarzy z Hollywood zaczyna od śledzenia swoich ulubionych celebrytów przez internet, by wreszcie włamać się do ich domów -  wkradli się do Paris Hilton nie mniej niż 6 razy! – stroić się w ich designerskie świecidełka, rozbijać się po domu i robić sobie zdjęcia. Zostają aresztowani, co zawdzięczają własnej głupocie, wrzucając na Facebooka te wszystkie foty. W przedmowie do sztuki teatralnej XXI wieku, kreują oni wirtualne osobowości, które w mgnieniu oka przyswajają styl życia dorobionego na sex-taśmach celebryty… Może to właśnie jest to, do czego wszyscy dążymy! Przecież jak kogoś bardzo kochamy, dlaczego mielibyśmy nie nakręcić sobie z nim sex-video? W ten sposób kilka gwiazdek, z Paris i Kim na czele, znalazło swój sposób na sławę. A to tylko kolejna odsłona kultu samojebek.

Dziś wszyscy jesteśmy niczym Narcyz, pochyleni nad taflą basenową, zafascynowani własnym odbiciem i zakochani w swoim wodnym odbiciu.

Obróbka wypaczyła nasze wyobrażenie na temat piękna fotografii. Podczas gdy część nastolatków chciałaby wyglądać jak modelka, część dąży do tego, by przypominać lalkę czy postać z kreskówki. To nowe zjawisko. Zdecydowanie temat kultu Ożywionych Lalek wart jest zainteresowania, przewijając się we własnej twórczości filmikach na YouTube i zabawę w transmogryfikację.

Ożywione Lalki pojawiły się pod koniec 2011 roku w ukraińskiej Odessie, a pionierką stała się Valeia Lukyanova, 27-latka, wątła blondyneczka przyjmująca rolę realnej Barbie, a zaraz za nią pojawiła się Anastasiya Shpagina, 20-latka, przerabiająca się na podobiznę japońskiej bajkowej księżniczki z leśnego królestwa. Jako wzorcowe przykłady, nie podlegają żadnej kategoryzacji. Valeria piszę i odgrywa rolę w swoich uduchowionych operach, utrzymując, że jest zdolna do „wyjścia poza swoje ciało doczesne” i teoretycznie jest pod stałym nadzorem Ukraińskich Służb Bezpieczeństwa. (Brała też ostatnio udział w sesji dla V Magazine). Tymczasem Anastasiya rozwija swój kanał na YouTube z filmikami instruktażowymi pokazującymi coraz bardziej niepokojące przemiany, to w straszydełko na podobiznę Lany Del Rey, Johnny’ego Deepa czy wirtualną gwiazdkę japońskiego popu - Hatsume Miku.

Tak na marginesie, Hatsune to dość specyficzna internetowa ikona stylu - śpiewający syntezator przybierający postać trójwymiarowej bohaterki mangi. Osiągnęła sukces na ogromną skalę, wypełniając stadiony do ostatnich miejsc , wzbudzając płomienną miłość fanów. Może w najbliższej przyszłości nasi idole będą istnieć tylko wirtualnie…

W Wielkiej Brytanii najbardziej znaną Lalką jest Venus Palermo, 16-latka szwajcarsko-węgierskiego pochodzenia, której nową wersją jest mała japońska uczennica. W swoim ostatnim występie w programie Daybreak na ITV  - i tu mamy do czynienia z pewnym rytuałem przejścia, mając na  uwadze dostępne na YouTube’ie nagranie talk-show, w którym Anastasiya zostaje niemal zgnębiona przez prowadzącą i drwiącą z gościa publiczność – Venus prezentuje się rozpromieniona i urocza. W towarzystwie wspierającej ją mamy, wyglądem przypominającą rysunkową wersję Lindsay Wixon, przyjmuje ze spokojem uwagi prezenterki Helen Fospero: „Byłabym przerażona, gdyby to moja córka zdecydowała się robić coś takiego”. Wyglądało na to, że totalnie po niej to spływa.

A tak naprawdę, czy nie o to zawsze chodziło w młodzieńczych buntach i stylu ulicy? Żeby szokować rodziców albo przynajmniej przesiadującą w solarium prowadzącą program telewizji śniadaniowej?

rozejrzyj się na: http://i-d.vice.com/