​5 powodów dlaczego świat nie potrzebuje superbohaterów

FYI.

This story is over 5 years old.

Kultura

​5 powodów dlaczego świat nie potrzebuje superbohaterów

Jeżeli kiedykolwiek chciałeś zostać superbohaterem, trzeba było sprawdzić latanie i wyskoczyć przez okno

Wychowałem się na tym gównie. Mam na myśli komiksy o superbohaterach. Taki los. Czy to miało na mnie wpływ? Kurwa, pewnie, i bardzo dobrze. Młodzi rodzice, zdziwiłoby was, jak wiele cennych lekcji przemyca ta „literatura gorszego sortu". Skoro ja, będąc jeszcze szczeniakiem, czerpałem z nich tak wiele na tematy prawidłowych postaw, zachowań i odwagi, a przy tym jeszcze nie skoczyłem z balkonu z przypiętym do szyi kocem w roli peleryny - z dużym prawdopodobieństwem Wasz berbeć też mógłby łyknąć nieco tych mądrości. Tak podejrzewam… ale nie ciągajcie mnie po sądach, jeżeli jednak skoczy.

Reklama

Wraz z tymi życiowymi wskazówkami, los trykociarzy, niezależnie od postawionych im wyzwań, zawsze łączył ten sam mianownik – świat, gdzie dobro rzeczywiście może wygrać. Wow, jaka utopia. Może dlatego z taką chęcią w to uciekałem, umowną rzeczywistość, realia, gdzie super moce w połączeniu z pro-społecznym attitude robią różnicę. Tak, fajnie się ich czyta i ogląda, ale to dobrze, że przysłowiowy „Człowiek ze stali" nie jest moim sąsiadem. Dlaczego? Bo niezależnie jak bardzo potrafi być źle, prawdziwy świat nie potrzebuje superbohaterów. Lepiej, że ich nie ma, a to 5 powodów dlaczego…

1. Bez mocy, pomocy

Nie jestem lekarzem, ale jest spora szansa, że gdy wpadniesz do kadzi z chemikaliami lub twoje ciało zostanie napromieniowane jakimś militarnym gównem do potencjalnego demokratyzowania wiosek na Dalekim Wschodzie, nie będzie w tym żadnego suspensu i zwyczajnie zmienisz się w nic. Spora szansa. Ok, więc jeżeli już wyjaśniliśmy sobie fakt twojej śmiertelności, zostaje tylko wersja „jestem hardcorem", która z dużym prawdopodobieństwem skończy się jakoś tak. Powodzenia.

Można by rzec, grawitacja to suka, jasne. Praw fizyki, synek, nie oszukasz i chociaż nominacja do Nagrody Darwina brzmi fajnie, śmierć przez spłaszczenie lub życie na wózku inwalidzkim już trochę gorzej (precz zbrodnio, to Człowiek-Warzywo!). To jednak nie znaczy, że prawdziwy świat nie doczekał się śmiałków drwiących z niebezpieczeństw życia codziennego. To dobry moment, by przedstawić The Real Life Super Hero Project, niegdyś zrzeszający zwykłych (?) ludzi, bawiących się w bycie superbohaterami. Nie wierzysz? Nawet nakręcono o nich film. Gdzie? No kurwa, przecież w Ameryce!

Reklama

Nie trudźcie się jednak wklepywaniem ich nazwy do wujka Google, na oficjalnej stronie przywita was tylko „This site is temporarily unavailable". Wewnętrzny rozłam? Wyczerpanie tematu? Rachunki, odwieczny wróg wszystkiego co żywe? Ważne, że to nie jedyna tego rodzaju grupa w Stanach, będąca skupiskiem komiksowych zapaleńców, nerdów i całej reszty społecznych outsiderów – ubocznego efektu Comic Con, największego na świecie spędu pożeraczy amerykańskiej pop-kultury (Comic Con? Wyobraźcie sobie bazar, na którym zwykle robicie zakupy, tylko zamieńcie ziemniaki i cebule na sterty zafoliowanych komiksów – Comic Con!).

Niech was jednak nie zwiedzie superbohaterski blichtr – błyszczące, wyrzeźbione w kevlarze mięśnie to tutaj albo pozszywane ze sobą szmaty albo stroje „Made in China". Natomiast widowiskowe potyczki ze złem, rodem z kolorowych zeszytów, to uliczne patrole obywatelskie i dokarmianie bezdomnych. Ok, szlachetnie, ale czy czulibyście się bezpieczniej, gdyby pan Zygmunt spod trójki co wieczór zakładał strój kosmonauty i łaził po osiedlu z kijem w ręku? Właśnie, bo jak się zorientować, że nie przeszedł na stronę złoczyńców?

2. Świat płonie, a niech płonie

Dobra, a może pieprzyć logikę i pofantazjujmy trochę, jakby nam jednak to promieniowanie dojebało bica i zrobiło nas wszechmocnym. Zakładając, że wydarzyłoby się to w Polsce, po sejmie zostałby krater, po politykach popiół, a i tak nikt nie miałby tego za złe naszemu superbohaterowi. Przyjmijmy jednak, że tych super mocy nie dostałby rolnik, a przeciętny obywatel. Świat by się nie zmienił, ale jego życie stałoby się egzystencjalnym koszmarem, pasmem udręk! Skumaj, wraz umiejętnością latania, laserami w oczach i atomowym ciosem, w końcu pojawiłaby się też samotność, odizolowanie od reszty społeczeństwa – tak się dzieje, gdy grając w halówkę z kumplami, niechcący wykopujesz piłkę na Jowisza. Kochając się z dziewczyną twój wytrysk robi dziurę w ścianie, a wszystkie osiągnięcia i szczyty otaczających cię ludzi przypominają oglądanie wyścigu mrówek. Jako jedyna w swoim rodzaju super istota na planecie, stałbyś się jednoosobowym, samowystarczalnym gabinetem osobliwości. Przyszłym okazem laboratoriów i eksponatem w muzeum, memem, celebrtytą, twarzą proszku do prania peleryny, w najlepszym razie. Pytanie więc, czy ratowałbyś ten świat? A widząc zapadający się kopiec mrówek, pomagasz w jego odbudowie?

Reklama

3. Tako rzecze Übermensch

Obserwując bieżące wydarzenia na świecie, Polska nie wydaje się być takim złym miejscem na początki superbohatera. Mamy swoje wewnętrzne problemy, prowadzące do nikąd podziały, trawiące nas odkąd tylko sięgam pamięcią – ale porównajmy nasze społeczne status quo z taką Rosją. Nie trzeba być rusofobem, by patrząc na ich obecną politykę, odetchnąć z ulgą, że nie mają w szeregach jakiegoś Vladimira Mocarnego, jedzącego w gniewie czołgi przeciwników. Skończyłoby się pierdolenie z „zielonymi ludzikami", zostałyby tylko czerwone…

Z resztą podobną wizję w temacie przedstawił już Mark Millar (to on wymyślił Kick-Ass), tworząc komiks Superman: Red Son, gdzie zadał jedno proste pytanie „Co by było, gdyby Człowiek ze stali dorastał w Związku Radzieckim?". Zapewne świat wyglądałby nieco inaczej - dla starszych kierat lub gułag, dla młodszych Kapitał zamiast katechezy. Myślę, że można by do pary dodać jeszcze Bruce'a Wayne'a, którego po śmierci rodziców przygarnęłoby opiekuńcze skrzydło NSDAP. Znikłoby pojęcie wojen, zabrakłoby wrogów w okopach. A co z Bliskim Wschodem? Przyznacie, że superbohater Państwa Islamskiego brzmi jak final boss vs. reszta świata.

4. Supersam

Byt prawdziwego superczłowieka definiowałby ciągły spór o niego przez resztę świata. Czy państwo, którego obywatelem byłby nasz bohater, miałoby go na wyłączność, kiedy jego moce mogłyby np. zakończyć głód na świecie, albo obalić tyranów męczących swój naród? Na świecie żyje ponad 7 miliardów ludzi – kogo miałby ratować najpierw i czym tłumaczyłby swój wybór? Co z resztą? Co z głodnymi, cierpiącymi, smutnymi, grubymi, samotnymi, a kiedy czas na nawalankę z arcy-wrogami? No i z kim miałby walczyć najpierw i dlaczego? Trzeba by powołać do tego specjalną komisję i znam nawet kogoś, kto sprawdziłby się na stanowisku prowadzącego śledczego…

5. To ptak, to samolot, to twoja wina

Ostatni z powodów jest podyktowany nami, naszą matrycą zachowań, które niewątpliwie zdegradowałyby każdego superbohatera do współczesnego Syzyfa, dźwigającego na plecach losy ludzkości. Wierzę, że niechlubną częścią człowieczej natury jest zrzekanie się odpowiedzialności za swoje czyny. Od pokoleń sukcesywnie niszczymy ten świat, zanieczyszczamy swoje organizmy i środowisko, w którym żyjemy. Eksploatujemy dobra naturalne planety, by później pakować Mandżur i zapieprzać dalej z chorągiewką w dłoni, wbijając ją na kolejnym skrawku żyznej gleby. Natomiast w chwili, gdy nie zostałoby już nic i nie byłoby kierunku, z którego nie przyszliśmy, ktoś w końcu wyszeptałby – czemu nas nie uratowałeś superbohaterze? Chociaż przez cały czas to my trzymalibyśmy w ręku karty przeznaczenia.

Myślę, że cały czas o tym zapominamy i właśnie dlatego świat nie potrzebuje superbohaterów. Ma nas, a my cały czas czekamy na wskazówki, jak być choć trochę lepszym. Nie potrzeba do tego maski i peleryny i paradoksalnie właśnie to jest konkluzja każdej historii o superbohaterach. Pomijając wszystkie te BOOM'y, TRACH'y i CGI, przekaz jest tak prosty, że aż uniwersalny: jestem kimś i mogę coś zmienić. I to jest super.