FYI.

This story is over 5 years old.

pieniądze

Kilka mitów o gospodarce, które wciąż krążą po polskim internecie

Większość Polaków czerpie wiedzę o finansach z internetu – jednak prawdy powtarzane na Kwejku, Wykopie czy Demotywatorach to często manipulacje albo zwykłe bzdury
Mity i fakty

Polacy w większości czerpią swoją wiedzę ekonomiczną z internetu. Nie czarujmy się, że zaglądają do wiarygodnych opracowań naukowych. Jeśli słuchają ekspertów, to często tych od wszystkiego, których dorobek naukowy ogranicza się do występów w telewizji, posiadania opinii i wyrażania jej na portalach.

Z ich ust spływa ona do Demotywatorów, Wykopu i Kwejka. I choć z postowanych tam obrazków i komentarzy możecie się dowiedzieć czasem czegoś, co ma ręce i nogi, to zwykle w najlepszym wypadku są to manipulacje, oparte na małym wycinku ekonomicznej rzeczywistości – a w najgorszym to zwykłe bzdury.

Reklama

Jednak w mediach społecznościowych największą popularność zyskują konkretne, proste i nieco kontrowersyjne diagnozy – a zatem ci, którzy „mówią jak jest" mogą liczyć na obsypanie plusami czy łapkami w górę. Wbrew pozorom nie jest łatwo zawrzeć współczesną wiedzę ekonomiczną w jednym memie, dlatego przyjrzyjmy się często powtarzanym opiniom, żeby zobaczyć, ile w nich prawdy.

1. Płaca minimalna powoduje bezrobocie!!!!!1111

Co z tego, że podwyższono płacę minimalną do 2000 zł, skoro przez taki ruch przedsiębiorcy byli zmuszeni zwolnić wiele osób? – pytają przeciwnicy płacy minimalnej. Rzeczywiście, płaca minimalna może przyczynić się do zwalniania części pracowników o niskich kwalifikacjach, ale dzieje się tak tylko w niektórych przypadkach: na przykład jeżeli wzrost płacy minimalnej jest zbyt gwałtowny lub w przypadku przedsiębiorców, którzy i tak balansują na granicy opłacalności. To firmy tworzące usługi lub produkty o tak niskiej wartości dodanej, że konieczność dania podwyżki pracownikom rzędu 200 zł po prostu wykłada przedsiębiorstwo.

Eksperci z instytucji takich jak Instytut Badań Strukturalnych (który wykonywał badania dla Banku Światowego czy OECD) podkreślają, że wzrost płacy minimalnej powoduje w najgorszym razie niewielki ubytek miejsc pracy – lub że nie ma ona wpływu na miejsca pracy w ogóle. NBP powołując się na badania dotyczące zagadnienia stwierdza wręcz, że płaca minimalna nie tylko nie zmniejsza zatrudnienia, ale przy odpowiedniej kontroli instytucjonalnej może je zwiększać. Inną, ale również ważną kwestią jest to, że płaca minimalna przyczynia się do wzrostu zarobków w najniższych segmentach rynku. Ci, którzy zostaną na rynku (czyli znakomita większość) będą mieli lepsze warunki płacowe.

Reklama

Problem jest zresztą nie tyle wzrost bezrobocia w ogóle – bo przecież w całej gospodarce ciągle ktoś trafi pracę, a później znajduje nową. Problemem jest wpadanie w długotrwałe bezrobocie, albo dezaktywizacja zawodowa, czyli sytuacje, w których ktoś latami nie może znaleźć pracy. Póki korzyści wypływające z płacy minimalnej przewyższają straty (nie wpychają ludzi w bezrobocie długotrwałe lub istnieją w państwie sprawne programy znajdowania pracy takim osobom) to warto ją stosować.

Wystarczy rzucić okiem na Niemcy – tam minimalna wynosi 8,50 euro za godzinę. Część z was powie „No ale nie porównuj Polski z Niemcami!" i w ten sposób sami przyznacie, że wpływ płacy minimalnej jest zależny od wielu czynników. Może być ona bardzo wysoka (przy polskim wymiarze godzin po przeliczeniu to jakieś 1400 zł tygodniowo brutto) i nie powodować masowego bezrobocia. Mówienie, że mamy tutaj do czynienia z jakąś prostą zależnością jest albo manipulacją, albo niewiedzą.

2. Wydajność pracy zależy od ciebie!!!!!!!11

Dlaczego w Niemczech może być tak wysoka płaca minimalna, która – nawet po spłaszczeniu ją przez standard siły nabywczej – jest zbliżona do zarobków polskiego managera średniego szczebla? Bo niemiecka gospodarka jest gospodarką o wysokiej produktywności. Co to oznacza? Oznacza to, że przeciętny niemiecki pracownik wytwarza znacznie więcej na jednostkę czasu, niż polski.

Jak przychodzi do konkretnych danych, to pojawiają się kłopoty, bo każda większa instytucja wydajność liczy trochę inaczej. I tak Polska wydajność pracy – w zależności od tego, kto liczy – wynosi od 1/3 do 3/4 średniej wydajności europejskiej. No to co, trzeba brać przykład z Niemiec i po prostu zapierdalać, a nie siedzieć na fejsiku i pić kawkę? No, niezupełnie. Bo wbrew powszechnej opinii, sami mamy niewielki wpływ na wydajność pracy. Tak naprawdę o wiele więcej zależy od rozpowszechnionych modeli biznesowych w gospodarce, od innowacyjności przedsiębiorstw, od udziału sektora B+R (badania i rozwój), infrastruktury, robotyzacji i automatyzacji, kompetencji ludzi, warunków naturalnych.

Reklama

Właśnie dlatego polski hydraulik przekraczając niemiecką granicę staje się dwa lub więcej razy bardziej wydajny niż był w Polsce. Nie dlatego, że pracuje 2 godziny w godziny w godzinę, tylko dlatego, że sektory bardziej produktywne „rozlewają" produktywność na niższe sektory rynku.

Ciekawostka: wydajność pracy zależy również od płac w całej gospodarce. Im są wyższe płace, tym sprzedawca w warzywniaku sprzeda więcej produktów. Po prostu jego klienci nie muszą się zastanawiać, czy jeśli kupią o dwa pory więcej, to im styknie do końca miesiąca. Przez to sprzedawca więcej zarobi w jednostce czasu, ergo – będzie bardziej produktywny.

3. Ciężką pracą ludzie się bogacą (więc do pracy nierobie)!!!!!!!111

Ile razy słyszeliście, że Grecy sobie zasłużyli na kryzys, bo to straszne leniuchy? No cóż, nie za bardzo. Grecy są prawdziwymi pracusiami Europy. W 2015 roku pracujący Grek spędził w robocie średnio 2042 godziny. Dla porównania Polacy – 1963, a Niemiec – 1371 godzin. W Polsce prawidłowość jest podobna. Im się dłużej pracuje, tym większe prawdopodobieństwo że się mniej zarabia na jednostkę czasu. Jeżeli jesteś rolnikiem, pracujesz średnio 48,1 godziny i zarabiasz miesięcznie 2630 zł, jeżeli specjalistą – pracujesz dokładnie 10 godzin mniej i zarabiasz prawie dwa razy więcej – 4800 zł.

Powiecie, że to wszystko kwestia kompetencji: bardziej kompetentni zarabiają więcej, mniej kompetentni (tacy, których umiejętności są na rynku bardziej powszechne) zarabiają mniej. Takie wyjaśnienie ma ręce i nogi, jeśli spojrzymy tylko na mały wycinek rynku. Bo jeżeli wejdziemy na wyższy poziom i spojrzymy na przykład na różnice między Polakami i Norwegami na tych samych stanowiskach, to okaże się, że nasze indywidualne starania nie są szczególnie istotne. Istotne jest otoczenie instytucjonalne, wydajność pracy, model gospodarczy, czy ochrona pracowników.

Reklama

4. W Polsce panoszą się związki zawodowe!!!11111

Ile razy słyszeliście, że w zdrowym systemie nie ma związków zawodowych, bo w długiej perspektywie rynek wszystko wyreguluje? Jednak, jak napisał na początku XX w. ekonomista John Maynard Keynes, w długiej perspektywie wszyscy będziemy martwi.

Polska ma jeden z najniższych w Europie współczynników uzwiązkowienia, oznaczających odsetek pracowników przynależących do związków zawodowych. Wynosi on ponad 12 proc. W Finlandii ten odsetek to ok. 69 proc., w Danii – 67 proc., w Islandii 85 proc. Niewielki odsetek jest w Niemczech (18 proc.) i we Francji (niecałe 8 proc.). Jednak w obu tych krajach związki, pomimo swojej niewielkiej liczebności mają silną pozycję negocjacyjną. W książce Ekonomia niedoskonałych rynków pracy Tito Boeri i Jan van Ours powołują się na badania, z których wynika, że przynależność do związków zwiększa płace.

Oznacza to, że związki zwiększają siłę przetargową tych, którzy są zazwyczaj słabszą stroną umowy. Związki wymuszając podwyżki mogą również przyczyniać się do wzrostu wydajności zakładów pracy – przedsiębiorca dając podwyżkę musi szukać innych dróg do zwiększania zysku niż przez niskie pensje, poszukuje się innowacji, albo zmienia model biznesowy.