FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Konsekwencje Hologramu Tupaca

Hologram był genialny, ale przemysł muzyczny musi uważać aby niczego nie spierdolić.

Jak już każdy z dostępem do Internetu zdążył zauważyć, Dre i Snoop w niedzielną noc wskrzesili Tupaca na scenie Coachelli. Na szczęście nie musieli polegać na skomplikowanym systemie lin i bloczków, ani na żadnym czarnoksięstwie Iluminatów. Podążyli bardziej za Star Trekiem niż Aleisterem Crowleyem i wykorzystali hologram. Dzięki Bogu mieli też odpowiedni budżet (nie jak te hologramy na Camden z Tupakiem i listkiem zioła, który się porusza gdy się obok niego przechodzi), więc wyszło naprawdę zajebiście. I zapewne strasznie fazowo dla tych najwyżej fruwających z festiwalowiczów.

Reklama

Chyba wszyscy możemy się zgodzić, że to było dobre. Tak dobre, że to chyba było ogólnie najlepsze, co stało się w całej historii świata. Ale tak jak wszystkie najlepsze rzeczy w życiu, po chwili błogości długofalowe konsekwencje mogą wszystko przyćmić. Więc o to lista dziesięciu rzeczy, których przemysł muzyczny NIE POWINIEN robić mając technologię hologramu na wyciągnięcie ręki.

1. Przemysł muzyczny nie powinien przegiąć z retromanią

Teoretyk muzyki Simon Reynolds pisze w swojej ostatniej książce, że nasza kultura zaklinowała się w jakimś stanie „retromanii” i jest „zakochana w swojej przeszłości”. Reynolds uważa, że to szkodzi nowej muzyce (chociaż każdy kto słuchał Eda Sheerana, ulubionego wykonawcy popowego Reynoldsa ostatniej dekady, może zauważyć, że z nową muzyką wcale nie jest tak dobrze). W zasadzie to utknęliśmy w czyśćcu między Lionel Sings Country a Chase & Status. I, biorąc pod uwagę, że nie ma takiego fragmentu przeszłości popu, który byłby niedostępny z powodu śmierci, jest szansa, że dla nowej muzyki będzie jeszcze mniej miejsca.

Nie jest trudno dostrzec w jaki sposób może to wpłynąć na koncerty. Myślicie, że festiwalowe chmary grubych ojców, którzy chcą zobaczyć czy J. Mascis wciąż „daje czadu” są do dupy? Poczekajcie tylko jak wasz dziadek będzie robił babci palcówkę na najtańszych miejscach w Brixton Academy, podczas gdy holograficzny Don McLean będzie otwierał koncert Weezera, przypominając im o ich pierwszym pocałunku (w tym samym czasie pies będzie przeskakiwał przez płonącą obręcz, czy co tam się dzieje na koncertach Weezera).

Reklama

2. Przemysł muzyczny nie powinien na zawsze pozbywać się „artystów”

W muzyce byłoby tak zajebiście dużo pieniędzy, gdyby tylko wszystkiego nie rujnowali ci wstrętni „artyści”, razem ze swoimi „tantiemami” i „kontrolą nad twórczością”. Ale teraz, z dostępem do hologramów, szychy przemysłu mogą przestać mieć do czynienia z roszczeniami i niesumiennością żywych ludzi. Zamiast tego mogą ogarnąć nagrany koncert z 1974 i jeździć z nim po świecie. Pewnie, ludzie mogą zapłacić mniej, ale za to nie będzie kosztów stałych i honorariów, więc i tak do przodu, nie? Cała zabawa z muzyką na żywo zostanie zredukowana do garstki komiwojażerów przemierzających świat z projektorem i kilkoma wypalonymi płytkami w walizce. Koniec z rock’n’rollowymi ekscesami. Koniec z niebotycznymi śladami węglowymi! Zaraz, to brzmi chujowo. Lepiej się powstrzymaj, przemyśle muzyczny.

3. Przemysł muzyczny nie powinien pozwolić Axlowi Rose’owi umrzeć

Jeśli jesteś jedną z tych osób, które są na tyle głupie, żeby wierzyć, że Axl wyrwie się z odmętów kokainowej loży żeby headline’ować na festiwalu metalowym w Rotterdamie, pewnie się kilka razy zawiodłeś. Ale jeśli przemysł będzie nadużywał tej nowej technologii, Axl nie będzie musiał nawet udawać, że zastanawia się nad wyjściem na scenę. Jak już będziesz leżał w łóżeczku, z ulubionymi piosenkami z The Spaghetti Hologram? wciąż dzwoniącymi w uszach, pomyśl o biednym Axlu – koleś używa iluzji bycia funkcjonującym wykonawcą żeby utrzymać kontakt z rzeczywistością. Jeśli przemysł mu to zabierze to raczej długo nie pociągnie.

Reklama

4. Przemysł muzyczny nie powinien utrzymać wszystkich artystów u szczytu

Pac? Należało mu się. Tak samo z, powiedzmy, The Clash latem 1979. The Teardrop Explodes grają „Reward” w Top of the Pops. Tin Machine. Dzięki technologii holograficznej możemy na zawsze mieć wszystkich naszych ulubionych wykonawców u szczytu ich sił, ale czy to właśnie tego chcemy od życia? Pamiętajcie, śmierć to proces naturalny. Dla artystów ważne jest, żeby umrzeć, inaczej zaczniemy na każdym żyjącym zespole wywierać presję bycia perfekcyjnym przez 30 lat. A wszyscy wiedzą, że jest tylko jedno Red Hot Chili Peppers.

5. Przemysł muzyczny nie powinien pozwalać kłótliwym muzykom na holo-reuniony

Nie tylko pogrzebani muzycy nie mogą teraz wrócić na scenę – są jeszcze ci, którzy nie mogą zakopać wojennego topora. Bez wątpienia ci słabsi członkowie duetów użyją technologii do zarobienia milionów bez potrzeby użerania się z „trudnymi” byłymi członkami zespołów. Jeśli Carle Baraty tego świata będą mogły zrobić to po swojemu, to w przyszłości wszystkie zespoły będą bardziej jak Dirty Pretty Things niż The Libertines. Jak tam twoja śpiewająca prolska praczka, Winstonie Smith? Nie żyje? Tak myślałem.

6. Przemysł muzyczny nie powinien powstrzymywać nas przed okropnym rapowaniem na imprezach

Jesteś na imprezie a ktoś puszcza „Juicy” Biggiego. Mistrz, ale potrzeba trochę wokalu na żywo, żeby wynieść to na wyższy poziom. To twój moment, ale jeśli ważniaki w garniakach zdecydują, że nadszedł czas na domowe hologramy, artysta we własnej osobie pojawi się w twojej kuchni. Co byłoby do dupy, bo wszyscy wiedzą, że dziesięciu pijanych białych ludzi drących się do „Ignition (Remix)” to najlepsza część każdej imprezy.

Reklama

7. Przemysł muzyczny powinien pomyśleć o groupies

Groupies, macie dość czekania na zimnie aż D’Angelo skończy swój szósty bis, ze świadomością, że może dostać wam się tylko zastępczy trójkącista? Nie przejmujcie się, możecie nauczyć się czegoś od milionów mniej atrakcyjnych ludzi z całego świata i odkryć, że wirtualny seks może być tak dobry, jak prawdziwy.

Ale oczywiście nie jest, w tym tkwi problem. Nie możesz wyruchać hologramu. A jako, że chęć zaruchania jest jedynym powodem, dla którego ludzie robią nową muzykę, może to być ostatni gwóźdź do trumny tej formy sztuki.

8. Przemysł muzyczny nie powinien pozwolić sztywniakom zostać bogami sceny

Widzieliście kiedyś jeden z tych przehajpowanych amerykańskich zespołów, który brzmi fantastycznie na płycie, ale na scenie wypadają jak banda urzędasów? Nieodłączny zawód takimi zespołami to coś, z czym może się identyfikować większość czytelników Pitchforka. Ale dzięki cudowi hologramu, Marcus Mumford nie musi już wyglądać jak rzeczoznawca-praktykant, może wyglądać jak Perry Farrell w 1987, albo Perry Farrell teraz, jeśli chciałby przestraszyć parę osób. Myślicie, że to może wyjść tylko na dobre? Nic bardziej mylnego. Fakt, że wygląda chujowo to jedyne, co powstrzymuje Mumforda od pełnej dominacji nad światem, której tak bardzo pragnie.

9. Przemysł muzyczny powinien pomyśleć o handlu narkotykami

Zwróciliście kiedyś uwagę na to, jak na rejwach i mniejszych festiwalach narkotyki pozwalają wam czuć się znacznie lepiej, a potem dochodzi się do siebie znacznie dłużej? Ataki paniki w środku tygodnia to nie zasługa post-imprezowego bluesa, po prostu narkotyki faktycznie są lepsze na większych imprezach muzycznych. Dlaczego? Bo dilerzy przynoszą najlepszy towar dla wykonawców, a gdy ci już wezmą ile będą chcieli, reszta spływa po szczeblach hierarchii imprezy jak imprezowy śluz z zatok. (Zakładam, że znasz przynajmniej pięć osób które są DJ-ami/muzykami/promotorami z renomą wystarczającą, żeby ci coś załatwili. A jak nie, to dlaczego? Każdy przecież siedzi dziś w przemyśle. Do kurwy nędzy, oni mają hologramy.)

W każdym razie, muzycy w trasie to maszynki do robienia pieniędzy dla dilerów: biorą, wciągają, palą, dają sobie w żyły, zazwyczaj wracają po więcej, a jak towar jest dobry, to jeszcze polecą go zylionowi znajomych. Hologramy nie biorą narkotyków, więc jak się rozprzestrzenią, to wszystko pójdzie się spektakularnie jebać.

10. Przemysł muzyczny powinien pamiętać, że hologramy nie mają uczuć

Zapomnijcie o łzach pośród deszczu, co ze łzami pośród sików? Czy androidy śnią o festiwalowych sikach? Oczywiście nikt nie odważyłby się cisnąć butelką moczu w legendę pokroju 2-Paca, ale nie ma nic prawdziwszego niż kiepski grajek dostający w twarz butelką szczyn. Z hologramem tak się nie da, nie? Efekt byłby żaden.