FYI.

This story is over 5 years old.

Film

Najlepsze filmy na świecie!

Wyprodukowany za mniej więcej 200 dolarów Who Killed Captain Alex jest zwariowaną opowieścią o grupie komandosów, którzy za pomocą sztuk walki i broni ciężkiej rozprawiają się z Tygrysią Mafią

Mieszkańcy ugandyjskiej Kampali przyglądają się postaciom wymyślonym przez filmowca Isaaca Nabwanę – kanibalom, komandosom, mistrzom karate, szamanom – pozującym na tle green screenu

Zbliżał się koniec 2011 roku. 41-letni Alan Hofmanis siedział ze starym kumplem w barze na East Village i próbował uporządkować swoje życie. Dwa dni wcześniej dziewczyna rzuciła go chwilę po tym, jak kupił jej pierścionek zaręczynowy. Ponad połowę swego dotychczasowego życia poświęcił filmowi, jednak zamiast podążać jedną ścieżką, brał się to za reżyserię, to za oprawę artystyczną, to za montaż dźwięku. W wieku 17 lat spędził noc na stacji metra na Queensie, żeby zostać stażystą-asystentem w programie telewizyjnym.

Reklama

Jako dwudziestoparolatek pojechał w góry Adirondack i przez miesiąc sypiał w samochodzie, by móc pracować przy festiwalu filmowym w Lake Placid. Ostatecznie sam zabrał się do organizowania festiwali filmowych, jednak nie czuł się w tym dobrze. Teraz, gdy wchodził w wiek średni, nie ani miał ściśle sprecyzowanych celów zawodowych, ani poważnych doświadczeń w dziedzinie kinematografii cyfrowej, ani dziewczyny.

Próbując go pocieszyć, jego kumpel, który spędził trochę czasu w Ugandzie jako pracownik organizacji pozarządowej, wyciągnął smartfona i pokazał mu zwiastun filmu Who Killed Captain Alex. Wyprodukowany za mnie więcej 200 dolarów przez Isaaca Nabwanę, założyciela pierwszej ugandyjskiej wytwórni filmów akcji o nazwie Ramon Film Productions (RFP), film ten jest zwariowaną opowieścią o grupie komandosów, którzy za pomocą sztuk walki i broni ciężkiej rozprawiają się z Tygrysią Mafią, czyli bezwzględnym gangiem handlarzy narkotyków. Buchającą z ofiar krew dodano w postprodukcji, przez co sceny strzelanin przypominają obrazki z gier komputerowych. Wszystko razem przywodziło Hofmanisowi na myśl filmy Bustera Keatona, tyle że nakręcone w afrykańskiej scenerii.

– Analizując film, zwłaszcza taki, o którym nic nie wiesz, skupiasz się na dwóch rzeczach: co twórca chce osiągnąć i w jaki sposób. Często zdarza się, że film jest dobrze zrobiony, ale niezbyt interesujący, podczas gdy ty chciałbyś czegoś odwrotnego – mówi Hofmanis.

Reklama

Obejrzawszy 50 sekund zwiastuna Who Killed Captain Alex, postanowił, że jedzie do Ugandy. Miał odłożone 16 tysięcy dolarów na wesele i miesiąc miodowy, do tego dwa razy tyle zdolności kredytowej oraz uzbierane wiele darmowych mil lotniczych. No i przerwę w pracy nad układaniem programów kinowych. Jeszcze tego samego wieczoru kupił za 1450 dolarów bilet do Kampali.

Plakat do Who Killed Captain Alex, pierwszego ugandyjskiego filmu akcji

Stolica Ugandy okazała mocno zatłoczonym miastem liczącym sobie 1,2 miliona mieszkańców. Pierwszego dnia po przylocie Hofmanis wybrał się na Owino Market. To wielki, osłonięty parasolami bazar, który przejeżdżający przez Kampalę w drodze na safari turyści raczej omijają z daleka. Chciał odnaleźć Nabwanę, jednak najpierw potrzebował trochę czasu, by oswoić się z nowym miejscem. Nie miał pojęcia, gdzie szukać ugandyjskiego filmowca ani czego tak naprawdę od niego chce.

Nagle pośród tłumu dojrzał w oddali sprzedawcę filmów DVD w koszulce z logo RFP. „On jest w polu punktowym, a ja na środku boiska" – pomyślał i ruszył przed siebie.

Hofmanis pędził między straganami w kierunku sprzedawcy. Ten jednak uznał, że szybko zbliżający się mzungu (jak w miejscowym dialekcie nazywa się białych) oznacza kłopoty, i rzucił się biegiem w przeciwnym kierunku.

Ostatecznie Hofmanisowi udało się go dopędzić i przekonać, że nie jest agentem Interpolu (wysłuchując przy okazji zapewnień, że płyty z filmami wcale nie są pirackie). Okazało się, że sprzedawca wie, gdzie mieszka Nabwana. Chwilę później obaj mężczyźni wsiedli do taksówki motocyklowej zwanej boda-boda i ruszyli powoli przed siebie zatłoczonymi ulicami Kampali.

Reklama

Zajechawszy pod dom Nabwany, Hofmanis oznajmił swoje przybycie przez otwarte drzwi wejściowe, używając formułki, którą ćwiczył podczas męczącej podróży taksówką: „Dzień dobry, mam na imię Alan, przyjechałem z Nowego Jorku i chciałbym z panem porozmawiać". Nabwana, sympatyczny 38-latek o łagodnym głosie, przywitał go nonszalanckim uściskiem dłoni, tak jakby wizyty mzungu były dla niego codziennością.

I rzeczywiście – jak się okazało, Nabwana gościł akurat dwóch francuskich filmowców, którzy kręcili dokument o kinie afrykańskim i uznali, że należy go odwiedzić. Gdy wszyscy czterej toczyli grzecznościową rozmowę, Hofmanisa uderzyło, że Francuzi, mówiąc o twórczości Nabwany, używali wyrażenia „kino autochtoniczne", tak jakby Captain Alex był interesujący tylko jako ciekawostka antropologiczna, a nie jako dzieło.

Wyprodukowany za mniej więcej 200 dolarów Who Killed Captain Alex jest zwariowaną opowieścią o grupie komandosów, którzy za pomocą sztuk walki i broni ciężkiej rozprawiają się z Tygrysią Mafią, czyli bezwzględnym gangiem handlarzy narkotyków. Buchającą z ofiar krew dodano w postprodukcji, przez co sceny strzelanin przypominają obrazki z gier komputerowych.

Gdy wyszli, Hofmanis i Nabwana zaczęli rozmawiać o filmie. Amerykanin zasypywał swojego rozmówcę pytaniami o sprzęt, dystrybucję, estetykę i inspiracje. Ku swemu zaskoczeniu usłyszał, że oprócz Who Killed Captain Alex Nabwana zrobił ponad 20 innych filmów, nie wiadomo dokładnie ile, ponieważ z braku odpowiedniego oprogramowania nie jest w stanie ich archiwizować. Założona przez Nabwanę firma RFP, która wyprodukowała Who Killed Captain Alex, okazała się więc wytwórnią filmową pełną gębą.

Reklama

Od jej powstania w 2005 roku filmy Nabwany obejrzały setki tysięcy Afrykanów. Choć nie są one dostępne poza Ugandą, zwiastun Who Killed Captain Alex miał ponad 2 miliony odsłon na YouTube. Kręcenie filmów dla dużej widowni przy mikroskopijnym budżecie zmusiło Nabwanę do opracowania pewnych innowacyjnych rozwiązań technicznych. Na przykład w pierwszych dziesięciu filmach akcji używał do efektów specjalnych krowiej krwi. Zastąpił ją barwnikami spożywczymi, po tym jak jego aktorzy zaczęli się uskarżać na bóle brzucha. Jeden z nich zapadł na brucelozę – niebezpieczną odzwierzęcą chorobę bakteryjną – i spędził tydzień w szpitalu w malignie. Podczas kręcenia innego filmu, zatytułowanego Bad Black, Nabwana wraz z ekipą odwiedził miejscową przychodnię lekarską, skąd zabrał na plan zakrwawioną gazę i zużyte strzykawki.

Podczas pięciogodzinnej rozmowy Nabwana zdradził Hofmanisowi pomysł na scenariusz swojego następnego filmu, w którym prezydent Obama przyjeżdża do Ugandy i zostaje porwany przez kanibali. Choć wpasowywał się on w dotychczasową stylistykę produkcji RFP, był jednocześnie świadectwem rosnących ambicji Nabwany: nakręcenie go wymagałoby bowiem użycia prawdziwych helikopterów, choć godzina ich wynajęcia kosztuje więcej niż budżet całego filmu.

– Coppola też miał problemy z helikopterami w Czasie apokalipsy – powiedział Hofmanis.

– Kto? – zapytał z uśmiechem Nabwana.

W listopadzie spotkałem się z Nabwaną w Ugandzie. Dzielnicę Wakaliga, gdzie mieszka i pracuje, przecina Sir Albert Cook Road – jedna z głównych arterii miasta, którą tłoczą się w ścisku minivany, ciężarówki i boda-boda. Smród ropy przyprawiał mnie o mdłości. Gdy skręciliśmy w uliczkę prowadzącą do siedziby RFP, nagle ustąpił on zapachom slumsów: poczułem dym, śmieci i szambo. Wzdłuż drogi biegł otwarty ściek; wił się przez dzielnicę, by później rozdzielić się na dopływy wypełnione płynnymi nieczystościami. Niektóre z nich trzeba było pokonywać, przechodząc po rozchwianej desce.

Reklama

Z odlewów wzorowanych na tanich zabawkach RFP wytwarza własne metalowe rekwizyty. Nabwana pokazał gestem, jaki odrzut ma replika broni wykonana z metalu. W przypadku plastikowej zabawki aktorzy muszą udawać, że broń ma odrzut, co nie wypada przekonująco.

Dom Nabwany znajduje się w najniżej położonej i tym samym najbardziej narażonej na powódź części dzielnicy. Filmowiec zbudował go sam z wypalonych własnoręcznie cegieł (ziemię odziedziczył po dziadku). Na zewnątrz, tuż obok tylnego wejścia do budynku, znajduje się kuchnia z otwartym paleniskiem. Nabwana i jego żona Harriet zajmują sypialnię wraz z trójką małych dzieci; w pozostałych pokojach mieszkają krewni i lokatorzy. Na wszystkich dwunastu mieszkańców przypada jedna sławojka. Bieżącej wody brak.

Na pobliskim skrawku ziemi mieszczą się sala prób, studio nagraniowe, cztery pokoje lokatorskie oraz mała szopa, gdzie handluje się złomem. Po drugiej stronie ulicy znajduje się wysypisko: lądują tu padłe zwierzęta, brudne pieluchy i odpady medyczne. Obok rosną krzewy manioku – jedyny w okolicy zielony akcent na tle dominującej tu czerwieni i brązu. W oddali widać Mutundwe Hill – bogatą dzielnicę, gdzie, jak głosi plotka, mieszka ugandyjski książę. Może dlatego tamtejsze wzgórze jest zawsze rozświetlone, podczas gdy Wakaliga notuje częste przerwy w dostawie prądu.

Z Nabwaną spotkałem się w jego parterowym domu z cegły, zlewającym się kolorem z rdzawą ziemią. Miał krótko przyciętą bródkę, chłopięcą twarz i ciężkie powieki, które sprawiały, że wyglądał na zmęczonego. Po kilku minutach rozmowy zrozumiałem jednak, że mam do czynienia osobą o niezmierzonych pokładach pewności siebie. Nawet jego strój był przede wszystkim narzędziem autokreacji. Każdego ranka Nabwana przywdziewał świeżo wypraną biało-niebieską koszulkę polo z logo RFP. Zdobiący ją napis „Najlepsze filmy na świecie!" doskonale oddawał jego pozytywne nastawienie.

Reklama

Kryjąc się przed ostrym równikowym słońcem, weszliśmy do środka. Od kilku dni nie było prądu i dopiero po chwili przyzwyczaiłem się do panującego wewnątrz półmroku. Mój gospodarz nie wydawał się w najmniejszym stopniu przejęty awarią. – Są większe problemy, a poza tym wszystko idzie ku lepszemu. Czasem mamy prąd przez tydzień bez przerwy – oznajmił mi.

W studiu filmowym panował zaskakujący bałagan. Biurka, obok których stały stare kanapy, zawalone były częściami komputerowymi, książkami, dyskami twardymi, ubraniami, elementami popsutych urządzeń oraz wieloma nijak niepasującymi do otoczenia przedmiotami stanowiącymi potencjalne rekwizyty do filmów. Między tym wszystkim stał komputer Nabwany marki Acer. Na noc filmowiec zawsze chowa kamerę i procesor pod łóżkiem, a okna jego domu wykonane są ze zbrojonego szkła. – Za dnia jest spokój, za to w nocy bywa różnie – wyjaśnił.

Na stercie papierów obok komputera zauważyłem nieodpakowany jeszcze zabawkowy karabin szturmowy. Był to prezent od nieznajomego. Jak się okazało, ludzie często przynoszą Nabwanie zabawkowe karabiny do wykorzystania jako rekwizyty. W jego studiu znajduje się szafka wypełniona replikami broni, w większości noszącymi wyraźne ślady zużycia.

– Im rekwizyt cięższy, tym bardziej przekonująco wypada na planie. Lekkie rekwizyty słabo się sprawdzają, dlatego już ich nie używamy. Kupujemy je tylko po to, żeby mieć model, który następnie kopiujemy albo ulepszamy – powiedział Nabwana zapytany, dlaczego woli metalowe repliki broni palnej. Z odlewów wzorowanych na tanich zabawkach RFP wytwarza własne metalowe rekwizyty. Nabwana pokazał gestem, jaki odrzut ma replika broni wykonana z metalu. W przypadku plastikowej zabawki aktorzy muszą udawać, że broń ma odrzut, co nie wypada przekonująco.

Reklama

Kagolo (zwany Katogo, czyli „Świrus") w stroju kanibala

Dzieciństwo Nabwany przypadło na ponure czasy rządów Idi Amina, który między 1971 a 1979 rokiem wysłał na tamten świat od 100 to 500 tysięcy Ugandyjczyków. Gdy Wielka Brytania zerwała kontakty dyplomatyczne z dyktatorem, nadał on sobie tytuł ZIB, czyli „Zdobywca Imperium Brytyjskiego". Na szczęście jednak Nabwana, którego dziadek uprawiał wówczas ziemię tam, gdzie dziś mieści się siedziba RFP, nie ucierpiał podczas krwawych rządów Amina.

Wojnę zobaczył po raz pierwszy za sprawą amerykańskich seriali. Nocami nałogowo oglądał w telewizji powtórki Hawaii Five-O i Ucieczkę Logana, ponieważ o tej porze zużycie prądu było mniejsze i ryzyko nagłej przerwy w nadawaniu spadało. Jako nastolatek rysował Chucka Norrisa, którego wizerunek znał tylko z ulicznych murali, walczącego ramię w ramię ze słynnymi Ugandyjczykami. Pierwszą fabułą, która zawładnęła jego wyobraźnią, był brytyjski film przygodowo-sensacyjny Dzikie gęsi z 1978 roku, którego bohaterami są starzejący się najemnicy w Afryce Środkowej. Jak mi jednak wyjaśnił, nigdy go nie obejrzał – jego treść została mu wielokrotnie opowiedziana przez braci. Innymi słowy, zamiast seansu – słuchowisko.

Po odsunięciu Amina od władzy w 1979 roku ugandyjska telewizja skasowała nocne pasmo. Zamiast tego codziennie na zakończenie programu nadawano przemówienie Miltona Obote, którego dyktator obalił osiem lat wcześniej. Drugie rządy Obote to okres brutalnej wojny domowej wywołanej przez Yoweri Museveniego, któremu w 1986 roku udało się przeprowadzić zamach stanu i objąć władzę. Choć bliskim Nabwany ponownie udało się przeżyć wojenną zawieruchę, jego dziadka oskarżono o wspieranie rebeliantów, przez co cała rodzina omal nie zbankrutowała, a Nabwana musiał się nająć jako kopacz piasku, by zdobyć pieniądze na czesne. Z tamtych chudych lat zapamiętał patrolujących Kampalę żołnierzy, którzy z uśmiechem na twarzach pozowali przed sobą, udając Arnolda Schwarzeneggera, tyle że z prawdziwą bronią.

Reklama

Nabwana zawsze uważał się za artystę i jego wejście w świat filmu odbyło się naturalnie. Bieda, jaką cierpiał jako nastolatek, uczyniła go niesamowicie samodzielnym, z łatwością uczył się też praktycznych umiejętności, takich jak spawanie czy murarka. Gdy się ożenił i został ojcem, dostrzegł w filmie możliwość zarówno artystycznego spełnienia, jak i zarobku. Jego decyzja nie była skutkiem żadnego objawienia, tylko realnej oceny korzyści płynących z takiego rozwiązania. Po pierwsze, jeśli chodzi o psychikę, Nabwana był wprost stworzony do roli reżysera. Po drugie, w Ugandzie, gdzie nie sięgały wpływy Nollywood, czyli nigeryjskiego odpowiednika Hollywood, istniało silne zapotrzebowanie na kino gatunkowe, zwłaszcza filmy akcji i horrory. – Mówię ci, każdy Ugandyjczyk marzy o roli w filmie akcji – powiedział mi Nabwana.

W wieku 33 lat zapisał się na półroczny kurs komputerowy. Wiedząc, że stać go co najwyżej na miesiąc zajęć, uczęszczał na wszelkie możliwe wykłady jako wolny słuchacz i ślęczał nad podręcznikami. Gdy skończyły mu się pieniądze, kontynuował naukę samodzielnie w oparciu o samouczki wideo dostępne w internecie. Kupował płyty główne, procesory, zasilacze i sam składał komputery. Nauczył się też, jak używać green screenu.

W kolejnych latach pracował przy produkcji i kręceniu teledysków. W 2009 roku uznał, że nie może już dłużej czekać – postanowił nakręcić swój pierwszy prawdziwy film i ogłosił, że szuka aktorów. Zebranie obsady nie stanowiło problemu – wieści o szansie na aktorską karierę rozprzestrzeniały się szybko, nie tylko w Kampali, ale też w pobliskich miasteczkach i wśród okolicznych plemion.

Reklama

Aktorzy występujący w Who Killed Captain Alex musieli sami wystarać się o kostiumy. Wielu z nich kompletowało je stopniowo z elementów kupowanych na bazarach. Na planie Nabwana nieustannie improwizował, na przykład barwiąc wodę farbą, by udawała alkohol, czy używając przerobionego podnośnika samochodowego jako statywu do kamery. Gdy brakowało mu ludzi do jakiejś sceny, kazał jednemu z aktorów zakładać maskę, by móc go później użyć w innym ujęciu. Ponieważ przechodnie często reagowali nerwowo na aktorów biegających z zabawkowymi karabinami, Nabwana nauczył się szybko kręcić sceny plenerowe. Cały film został nakręcony i zmontowany w styczniu 2010 roku.

Sceny strzelanin w Who Killed Captain Alex, jak zresztą we wszystkich jego filmach, są z założenia humorystyczne. Dla kogoś z Zachodu wystarczy kilka minut, by to pojąć. Choć Nabwana czasem nawiązuje w swoich produkcjach do wspomnień z czasów, gdy był nastolatkiem, jego główne inspiracje to zachodnie kino akcji i azjatyckie filmy sztuk walki.

W Ugandzie mało kto dostrzega w jego filmach aluzje do czasów Obote. Średnia wieku w kraju to 15 i pół roku, a do tego Nabwana celuje przede wszystkich w młodszych widzów. Większość Ugandyjczyków (w tym niemal wszyscy aktorzy występujący w filmach wytwórni) nie pamięta ani krwawych rządów Idi Amina, ani wojny domowej. Powodem, dla którego przed Who Killed Captain Alex ugandyjskie kino akcji nie istniało, nie była niechęć do ponownego przeżywania traum z przeszłości, tylko brak środków.

Reklama

Henry Barbarzyńca, czyli nadworny grafik Ramon Film Productions, przy pracy

Podczas mojego pobytu w Ugandzie Nabwana i Hofmanis toczyli wyścig z czasem, by ukończyć zremasterowaną, angielskojęzyczną wersję Who Killed Captain Alex przed końcem kampanii na Kickstarterze, w ramach której zamierzali pozyskać dalsze fundusze. Oficjalnie starali się o 160 dolarów, co wystarczyłoby na sfinansowanie kolejnego dużego projektu Nabwany, czyli filmu Tebaatusasula: Ebola. Ustalenie celu kampanii na tak niskim poziomie było jednak sprytnym zabiegiem marketingowym i jednocześnie punktem wyjścia do zebrania o wiele wyższej sumy (265 tysięcy dolarów wystarczyłoby na kupno ziemi, sprzętu, samochodów i umożliwienie RFP ciągłej działalności). Ambicją Nabwany było bowiem przekształcenie jego studia z małej wytwórni w globalnego gracza, z Hofmanisem jako jego „ambasadorem w Ameryce".

Minął jednak tydzień, a prądu wciąż nie było. Montaż Who Killed Captain Alex stał w miejscu. Ulewne deszcze utworzyły na okolicznych ulicach wielkie bure kałuże, nieróżniące się kolorem od biegnących obok ścieków. Miałem zobaczyć, jak działa wytwórnia, a tymczasem musiałem oglądać ograne sceny z życia rodzinnego: bawiące się dzieci, łajającą je matkę i ojca zaszytego w swojej norze.

Na planie Nabwana nieustannie improwizował, na przykład barwiąc wodę farbą, by udawała alkohol, czy używając przerobionego podnośnika samochodowego jako statywu do kamery.

– Gdy jest prąd, czujemy się niezwyciężeni – usłyszałem od Hofmanisa w jego kwaterze, czyli jednej z kilku krytych blachą klitek na tyłach domu Nabwany. W środku panowała ciemność i unosił się zapach sugerujący, że lokator od dawna nie miał okazji się umyć. Nocą po biegnących pod dachem belkach przebiegały szczury, czasem zatrzymując się w ciemności, by skonsumować jakiś odpadek, i nierzadko upuszczając fragment kości na jego łóżko.

Reklama

Od czasu pierwszej podróży do Ugandy trzy lata temu Hofmanis schudł 20 kilo. Rozczochrany, w pogniecionym ubraniu przypominał rozbitka na bezludnej wyspie. Nawet uliczni żule pouczali go na temat jego nieporządnego wyglądu. Oszczędności już dawno mu się skończyły, a karty kredytowe wyczyścił do zera. Gdy przyjechałem na miejsce, nie było go stać nawet na butelkę coli.

Podładowawszy laptop w pobliskim salonie fryzjerskim, pokazał mi, na czym pracował przez ostatnich kilka tygodni: jak się okazało, angielskojęzyczna wersja Who Killed Captain Alex miała mieć dodatkowo podłożony komentarz VJ-a. Wysłuchanie go utwierdziło mnie w przekonaniu, że komizm filmu był zamierzony. W Ugandzie skrót VJ oznacza video jokera. Jest to zjawisko nieznane gdzie indziej: otóż w wielu ugandyjskich kinach, będących w rzeczywistości ruderami, gdzie na średniej wielkości telewizorach ogląda się filmy i mecze piłkarskie, istnieje instytucja video jokera komentującego przez mikrofon wydarzenia na ekranie. Pełni on jednocześnie funkcję tłumacza, mistrza ceremonii, szydercy, spikera i przewodnika. Hofmanis porównuje to zjawisko do plansz tekstowych w niemych komediach z początków XX wieku.

W Who Killed Captain Alex VJ-em jest Emmie Bbatte. Jego głos wcina się w ścieżkę dźwiękową filmu niczym uwagi wykrzykiwane na planie przez szalonego reżysera: nawołuje, przedrzeźnia i błaga, zwracając się zarówno do postaci na ekranie, jak i do widza. Gdy tempo filmu zwalnia, Bbatte wykrzykuje: „Zaraz będzie akcja, przysięgam!", „Co za film!" albo „Spodziewajcie się niespodzianki". Gdy przyspiesza, triumfalnie wyje: „Wojownik!", „Komandos!", „Jazda!", „Film, film, film!". W niektórych momentach chichocze i czka niczym James Brown. Wszystko razem przywodzi na myśl Mystery Science Theater 3000 z narratorem, który brzmi, jakby był na dopalaczach.

Reklama

Już w piątej minucie filmu Bbatte zaczyna tworzyć alternatywne dialogi między postaciami. Najpierw zmieniając głos wciela się w widoczną na ekranie dziennikarkę, sugerując, że podrywa ona rozmawiającego z nią policjanta, by po chwili grubym głosem odpowiedzieć jej w jego imieniu: „E, wolę facetów". Hofmanis zastanawiał się, czy nie usunąć tego fragmentu. W Ugandzie homoseksualizm jest przestępstwem, a nowa ustawa antygejowska przewiduje ostre kary za jakąkolwiek promocję „nienaturalnych" praktyk. Żart Bbatte mógłby zostać zinterpretowany właśnie w ten sposób.

Z drugiej strony istniało ryzyko, że zagranicą zostanie on uznany za przejaw homofobii. Ku zaskoczeniu Hofmanisa, który pomagał Nabwanie przy papierkowej robocie, Who Killed Captain Alex został odrzucony przez kilka festiwali filmowych w Ameryce. Z perspektywy czasu przyznaje, że RFP powinno wziąć pod uwagę oburzenie, z jakim świat reaguje na antygejowską kulturę polityczną w Ugandzie. Do tego film mógł zostać odebrany jako gloryfikacja przemocy we wschodniej Afryce. Nie pasował też żadną miarą do stereotypu „filmu mówiącego prawdę o biedzie w Afryce". Członek rady programowej jednego z festiwali radził wręcz Hofmanisowi – tak jakby RFP była jego wytwórnią, a nie Nabwany – by nakręcił coś w rodzaju Złodziei rowerów .

Przez cały czas miałem trudność z określeniem funkcji pełnionej przez Hofmanisa w RFP. Podobnie ja Nabwana zajmuje się wieloma różnymi rzeczami. Kiedy trzeba, pełni funkcję łącznika z Zachodem; kiedy indziej jest kimś w rodzaju przybocznego Ugandyjczyka. Tak jak on często rozpoczyna zdanie od słów „mówię ci". Chyba najbardziej pasuje do niego określenie „pasjonat"; jego praca daje mu zarówno radość, jak i ewidentne poczucie dumy. To zapewne największy fan Nabwany na świecie. Jego wygląd i niegasnący zapał sprawiają, że łączy w sobie dwa główne archetypy białego człowieka w Afryce: z jednej strony ubiera się jak pracownik organizacji pozarządowej, ale z drugiej, gdy się odzywa, brzmi jak typowy misjonarz.

Reklama

W ciągu ostatnich dwóch lat Hofmanis sześciokrotnie latał do Nowego Jorku i z powrotem. Podczas jednej z takich podróży, siedząc w kawiarni, wdał się w rozmowę z młodym studentem Uniwersytetu Columbia czytającym książkę o historii Afryki. „Chcesz zobaczyć kawałek historii Afryki?" – zapytał go Hofmanis i odpalił zwiastun Who Killed Captain Alex na swoim laptopie. „Nie wiem, jak możesz spać spokojnie" – odparł student, obejrzawszy filmik.

Najwyraźniej uznał, że Who Killed Captain Alex gloryfikuje przemoc w Afryce. Tymczasem w odróżnieniu od wszystkich sąsiadujących z nią krajów, gdzie w ciągu ostatnich dwudziestu lat dochodziło do okrucieństw, aktów terroru i wojen, a także dwukrotnie do masowego ludobójstwa, od 1986 roku Uganda pozostaje stabilnym, normalnie funkcjonującym państwem. Nawet zbrodnie Josepha Kony'ego i jego dziecięcej armii dały się we znaki jedynie na północy kraju. Niemal wszyscy aktorzy grający u Nabwany dorastali w bezpiecznych warunkach, a ich głównym zmartwieniem nigdy nie była przemoc, tylko bieda. Być może filmy wytwórni RFP cieszą się w Ugandzie tak wielką popularnością właśnie dlatego, że przemoc od dawna należy tu do przeszłości.

Dauda Bisaso i Isaac Nabwana sprawdzają mocowanie kamery na wysięgniku zbudowanym przez Bisaso

Henry Barbarzyńca i Alan Hofmanis oglądają zmontowane sceny na sali prób, w której kiedyś mieścił się chlew

W końcu włączyli prąd, jednak nikt raczej nie miał złudzeń, że ten stan długo się utrzyma. Siedziałem na ganku z żoną Nabwany i rozmawialiśmy o dystrybucji. Tak jak od jej męża nieustannie bije żelazna determinacja, tak po Harriet nie widać jakiegokolwiek zmęczenia niewygodami związanymi z mieszkaniem w Wakaliga. Zawsze elegancko ubrana, na wszelkie żarty (i popełnione przeze mnie faux pas) reaguje śmiechem. Oprócz wychowywania trojga dzieci i pomagania przy montażu Harriet zajmuje się też księgowością.

Reklama

Podobnie jak wszystko inne również dystrybucja filmów Nabwany organizowana jest na własną rękę. Ponieważ nie można ich zobaczyć w żadnym kinie, aktorzy sami zajmują się dystrybucją, sprzedając płyty DVD na ulicy i dzieląc się zyskiem z wytwórnią. Cena jednego filmu waha się między dwoma a trzema tysiącami szylingów (od 70 centów do dolara), zależnie od tego, kto i gdzie kupuje. Marża na płycie wynosi około 15 centów.

Przy sprzedaży na poziomie 10 tysięcy płyt, a tak zwykle jest, zysk wytwórni wynosi 1500 dolarów. Nakręcony w 2011 roku Rescue Team miał w pierwszym miesiącu sprzedaż na poziomie 8 tysięcy kopii, a płyt z Who Killed Captain Alex sprzedało się jak dotąd 10 tysięcy (dziesięć razy tyle, jeśli doliczyć do tego pirackie kopie). Niestety, zyski ze sprzedaży często idą na pokrycie strat wynikających z kupna zbyt dużej liczby płyt oraz kosztów produkcji. Nabwana od dawna myśli o inwestycji w przenośne odtwarzacze, dzięki którym sprzedawcy mogliby prezentować potencjalnym nabywcom swoją ofertę. Jak na razie jednak nie stać go na to.

Wytwórnia pokrywa też koszty podróży sprzedawców jeżdżących z towarem na wschód i zachód kraju (na północ nie ma co jeździć, bo tam mówi się w suahili, a aktorzy Nabwany mówią w języku luganda). Sprzedawcy ci są w trasie średnio około tygodnia; w tym czasie wysyłają wytwórni jej działkę za pomocą aplikacji Mobile Money, dzięki czemu Harriet może lepiej zarządzać zapasami i wypalać więcej płyt, jeśli zachodzi taka potrzeba.

Reklama

Ze względu na piractwo, które w Ugandzie jest wielkim problemem, filmy RFP sprzedają się tylko w pierwszym tygodniu od wejścia na rynek. Później sprzedaż siada, bo klienci wolą kupować tańsze podróbki. Niektórzy piraci sprzedają czyste płyty w okładkach z logo RFP. Ostatnio na rynku pojawiły się pirackie kopie znanych zachodnich i nigeryjskich tytułów – można je było kupić już za 500 szylingów (około 17 centów). Zważywszy że czysta płyta kosztuje 800 szylingów, a ugandyjscy piraci inkasują minimalne marże i nie stać ich na hurtowe zakupy płyt po niższej cenie, sens ekonomiczny tego przedsięwzięcia pozostawał zagadką. Teoria Nabwany i jego ludzi jest następująca: piraci musieli współpracować z miejscowymi organizacjami pozarządowymi, które płaciły im za profesjonalnie wykonane pirackie kopie zawierające dodatkowo komunikaty ostrzegające przed AIDS.

W niektórych rejonach kraju produkcje RFP w ogóle się nie przyjęły. W leżącym na wschodnim krańcu Ugandy miasteczku Tororo miejscowa społeczność suahilijska zareagowała oburzeniem na propozycję wydania 70 centów na film po lugandyjsku. W innej wiosce na wschodzie kraju, gdzie od ponad miesiąca nie było prądu, sprzedawcy musieli uciekać przed wściekłymi mieszkańcami.

W miasteczku na wschodnim krańcu Ugandy miejscowa społeczność suahilijska zareagowała oburzeniem na propozycję wydania 70 centów na film po lugandyjsku. W innej wiosce na wschodzie kraju, gdzie od ponad miesiąca nie było prądu, sprzedawcy musieli uciekać przed wściekłymi mieszkańcami.

Reklama

Mimo wznowienia dostaw prądu przez następne kilka dni szalejące burze uniemożliwiały jakąkolwiek pracę na planie. Wielu aktorów i członków ekipy dojeżdża do Wakaliga z daleka, a deszcze bardzo utrudniają podróże. Nie był to jednak szczególny problem dla Nabwany, który aktualnie skupiał się przede wszystkim na kampanii na Kickstarterze. Do tego sceny, które zamierzał nakręcić, miały przede wszystkim charakter promocyjny i nie były częścią żadnego z jego bieżących projektów. Teraz całe dnie spędzał, wpatrując się w ekran komputera i starając się osiągnąć jak najlepszy efekt pękającej przedniej szyby w samochodzie za pomocą efektów komputerowych.

Pękająca szyba była drobnym detalem w nowej reklamówce RFP, w której kilku ugandyjskich komandosów wyskakuje z helikoptera na Times Square w Nowym Jorku i odpala rakietę, która w nieprawdopodobny sposób niszczy oddaloną o trzy mile restaurację Katz's Delicatessen na East Houston Street. Jak wyjaśnił mi Hofmanis, było to jedno z niewielu zdjęć Manhattanu, jakie udało mu się znaleźć, które było w wysokiej rozdzielczości i jednocześnie nie przedstawiało żadnego obiektu stanowiącego potencjalny cel ataku terrorystycznego (podejrzewam też, że wybierając akurat to zdjęcie, chciał w symboliczny sposób pożegnać się ze swym dawnym życiem na Ludlow Street).

O ile sekwencja z helikopterem to czysta komedia, to eksplozja na East Houston Street wygląda już bardziej realistycznie. Wiele z efektów ze średniej półki stosowanych przez Nabwanę (zwłaszcza eksplozji) spokojnie obroniłoby się w dowolnym filmie wyprodukowanym przez kanał Syfy. Reżyserowi zdarzało się odbierać telefony od ludzi, którzy obejrzawszy jeden z jego filmów, oskarżali go o czary.

Nabwana właśnie wracał do początkowego ujęcia z helikopterem, gdy do studia weszło jedno z jego dzieci. Zakwiliło, by zwrócić jego uwagę, a gdy już mu się to udało, rozdarło się na cały głos. Założyciel RFP nauczył się doskonale radzić sobie z takimi sytuacjami. W jego studiu w ogóle nie ma drzwi, a drzwi wejściowe do domu są cały czas otwarte. Kiedyś do studia weszła kura i złożyła jajo na jego krześle. Nabwana wydawał się tym wszystkim raczej rozbawiony.

– Czasami montowanie filmu bywa monotonne – zaśmiał się pod nosem.

Aktorka Hawa i kierowca taksówki motocyklowej Bulya, mający opinię kompletnego wariata

W ciągu następnych kilku dni Hofmanis wydawał się starzeć w przyspieszonym tempie. Każdą noc poświęcał na ustawianie ścieżki dźwiękowej do ostatecznej wersji Who Killed Captain Alex, czyli filmu, który sprawił, że postanowił rzucić wszystko i pojechać do Afryki. Wiele pytań wciąż pozostawało bez odpowiedzi: czy ścieżka VJ-a powinna wchodzić od razu na pełnej głośności, czy też jej głośność powinna rosnąć stopniowo? Czy dobrał dobrą czcionkę do czołówki? Hofmanis nie był już nawet pewien, czy w czołówce powinno figurować jego nazwisko, ponieważ nie chciał, żeby film był później odbierany jako produkcja nie w pełni ugandyjska.

Do końca kampanii na Kickstarterze były wciąż dwa tygodnie, jednak z powodu przerw w dostawach prądu ryzyko niedotrzymania tego terminu rosło. Podczas jednej z rozmów z Hofmanisem zastanawialiśmy się, co będzie, jeśli kampania odniesie sukces. Jak Nabwana zareagowałby na konieczność dotrzymywania terminów, uwagi od wytwórni i utratę pełnej kontroli artystycznej nad projektem? Poza tym swoje dotychczasowe filmy robił z myślą o ugandyjskiej widowni, o ludziach, którzy pragną zobaczyć swoje życie na ekranie, nieważne, jakie ono jest. Jak odebraliby je zagraniczni widzowie?

Niezależnie od jej rezultatów kampania na Kickstarterze na pewno dramatycznie zmieniłaby realia, w jakich funkcjonują Nabwana i jego wytwórnia. Dane o jej funduszach stałyby się publicznie dostępne. Wystarczy, że do rzeczywistej kwoty ugandyjscy plotkarze dopisaliby jedno albo dwa zera, a filmowiec wraz z rodziną mógłby się stać obiektem napaści. Obecnie ledwo wiążą koniec z końcem, więc takie niebezpieczeństwo nie istnieje. Gdyby jednak w kampanii udało się zebrać wystarczająco dużo pieniędzy, by kupić trochę ziemi poza Wakaliga i postawić tam prawdziwe studio filmowe, jak rozwiązaliby kwestię ochrony?

Do tego dochodzą jeszcze inne kwestie. Nabwana ma obecnie 42 lata, a średnia długość życia w Ugandzie to 58 lat. Na razie nic mu nie dolega, a jego babcia (której zadedykował Who Killed Captain Alex ) wciąż trzyma się nieźle mimo 90 lat na karku. Jednak w kraju, gdzie mężczyznom w średnim wieku nie bada się prostaty, nie sprawdza poziomu cholesterolu i nie robi przeglądu uzębienia, nie ma co liczyć na długowieczność. Kto miałby przejąć po nim stery, gdyby musiał zwolnić tempo pracy lub przejść na emeryturę? Choć Hofmanis wiąże swoją przyszłość z wytwórnią Nabwany, na pewno nigdy nie zastąpi go za kamerą. Nawet gdyby nauczył się lugandyjskiego, i tak pozostałby mzungu, obcym.

– Nigdy tego nie skończę – stęknął Hofmanis, patrząc na ekran komputera.

Po kilku ujęciach zarządzono zmianę ról – teraz to ja miałem zabijać. Poczułem się oszukany, ale najwyraźniej nikt inny nie przejmował się tym, jak zostanie odebrana scena, w której biały Amerykanin bezlitośnie zabija bezbronnego czarnego Afrykanina.

W niedzielę, gdy pogoda wreszcie się poprawiła, a wszystkie baterie w sprzęcie były naładowane, zostałem wezwany na plan, by wystąpić w reklamówce RFP. Miałem zostać zastrzelony przez jednego z aktorów. Zaprotestowałem jak ktoś, kto nie wie, czy powinien zrobić to, o co go proszą, ale w głębi bardzo tego chce. Ostatecznie stanąłem obok green screenu, który okazał się długą płachtą zmywalnego filcu przypiętą z jednej strony do ściany domu Nabwany, a z drugiej puszczoną luzem po ziemi. Pod spodem położono dwa dywaniki, by amortyzować upadki. Kręcące się wokół dzieci nie wykazywały najmniejszego zainteresowania tym, co działo się dookoła. Sześcioletni chłopak z sąsiedztwa o imieniu Phillo zrobił na green screenie gwiazdę, zostawiając na nim ślady błota. Gdy w końcu zauważył to pięć minut później, natychmiast zrzucił winę na inne dzieci. Zagrzmiało, ale deszcz nie spadł. Za chwilę miałem umrzeć.

Gdy nadszedł czas, odegrałem jak najlepiej umiałem scenę swojej śmierci. Po kilku ujęciach zarządzono zmianę ról – teraz to ja miałem zabijać. Poczułem się oszukany, ale najwyraźniej nikt inny nie przejmował się tym, jak zostanie odebrana scena, w której biały Amerykanin bezlitośnie zabija bezbronnego czarnego Afrykanina. Dostałem do ręki „Marię", czyli replikę słynnego karabinu z Predatora, z której następnie zastrzeliłem mojego przyjaciela Apollo (a potem niezręcznie go za to przeprosiłem).

Jak się okazało, potrzebna był jeszcze jedna scena śmierci, tym razem z użyciem petard udających odgłosy strzałów. Nabwana regularnie odwiedza miejscową siedzibę Czerwonego Krzyża, skąd bierze darmowe prezerwatywy (a personel dziękuje mu za propagowanie bezpiecznego seksu w slumsach). Następnie są one napełniane czerwonym barwnikiem spożywczym, przyklejane klejem do podkładki z przywiązaną do niej żyłką wędkarską i przyczepiane za pomocą taśmy do klatki piersiowej aktora.

– Akcja! – krzyknął Nabwana. Zostałem trafiony, ktoś pociągnął za żyłkę i ukryta pod koszulą prezerwatywa pękła, oblewając mnie jasnoczerwoną, lepką cieczą. Wszyscy śmiali się i wiwatowali. Potem jeden z członków ekipy zasugerował mi, żebym przed odlotem do Stanów nie pakował do walizki uwalanej we krwi koszuli.