O wyczynie polskiego snajpera w meczu Bayernu Monachium z VFL Wolfsburg rozpisuje się cały świat.Pierwszy kwadrans drugiej połowy szlagierowego spotkania w Bundeslidze pomiędzy Bayernem Monachium a VFL Wolfsburg wstrząsnął całym sportowym światem. Takie rzeczy zdarzają się raz na kilkadziesiąt lat. Tego na dobrą sprawę nie sposób opisać. Nie da się słowem pisanym oddać tych emocji i narastającego efektu „wow, ale o co tu k***a chodzi?!". To trzeba zobaczyć na własne oczy (a przynajmniej na żywo sprzed ekranu telewizora), żeby uwierzyć, zrozumieć i poczuć.Do przerwy goście z Wolfsburga prowadzili na stadionie mistrza Niemiec 1:0. Sensacja? Co najwyżej spora niespodzianka. Supremacja Bayernu w ostatnich latach w Bundeslidze była oczywista, ale w pojedynczych spotkaniach zdarzały im się wpadki, wcale nie tak rzadko. Dość powiedzieć, że w styczniu piłkarze VFL rozbili Bayern u siebie 4:1. Przy całkiem korzystnym przebiegu pierwszej połowy Wilki mogły mieć nadzieję, iż i tym razem zakończą mecz w dobrych humorach.Lewandowski jest żywą gwarancją minimum 20-25 goli w każdym sezonie. Zdaje się być człowiekiem pozbawionym układu nerwowego.
Nie mogli jednak się spodziewać tego, że w drugiej połowie ich obrona zostanie znokautowana przez tornado o imieniu Robert i nazwisku Lewandowski. RL9 wszedł dopiero w przerwie, ponieważ w poprzednią środę doznał urazu w meczu Ligi Mistrzów z Olympiakosem Pireus i pauzował przez to w sobotniej rywalizacji z beniaminkiem z Darmstadt. Czy zagrałby wczoraj, gdyby Bayernowi gra się lepiej układała w pierwszych 45 minutach? To wie tylko trener Bayernu Pep Guardiola.Ostatecznie wszedł i swoje strzelanie rozpoczął w 51 minucie. Najpierw sprytne dołożenie nogi w polu karnym, potem precyzyjny strzał zza linii pola karnego. Chwilę później na trzy raty umiejętne wykończenie sytuacji sam na sam. Ledwo ochłonęliśmy i bomba pod poprzeczkę. Na sam koniec prawdziwy cukiereczek - przepiękny wolej z powietrza z odległości ok. 14 metrów. Pierwszą i piątą bramkę dzieliło dokładnie 8 minut 59 sekund.Nikt w historii Bundesligi nie zdobył pięciu goli jako rezerwowy. Nikt w tak krótkim czasie nie strzelił trzech goli. Czterech też. Portale społecznościowe i tradycyjne media informacja o wyczynie Lewandowskiego obiegła błyskawicznie. Nazwisko naszego napastnika odmieniano w każdym języku, na każdej szerokości i długości geograficznej. Hołd oddawali mu na Twitterze inni gwiazdorzy futbolu.To co zrobił wychowanek Varsovii przyćmiło nawet jego niebywały występ w półfinale Ligi Mistrzów z Realem Madryt w 2013 roku, gdy zabrał do domu czteropak. Nie może dziwić, że zaczęły się pojawiać pytania - ile tak naprawdę Lewandowski wart jest na rynku transferowym? Ostatnie okienka w Anglii to prawdziwe szaleństwo, co nakazuje przewidywać, że gdyby Bayern zdecydował się wypuścić swojego snajpera, mógłby liczyć na przelew w wysokości i 150 mln funtów.To oczywiście tylko gdybanie, ale… Lewandowskiemu zostaje jeszcze kilka lat gry na najwyższym poziomie. Jest człowiekiem, którego niezwykle rzadko dopadają kontuzje. Ot choćby ten ostatni przykład, po meczu z Pireusem. W miniony czwartek w prasie zastanawiano się, czy nasz napastnik zdąży wrócić na mecze reprezentacji w połowie października z Irlandią i Szkocją. Dziś przychodzi nam jedynie mieć nadzieję, że zachowa taką formę. O to jednak można być w zasadzie spokojnym, bo Lewandowskiemu długie przestoje się nie zdarzają. Jest żywą gwarancją minimum 20-25 goli w każdym sezonie. Zdaje się być człowiekiem pozbawionym układu nerwowego. Cichy zabójca pola karnego. Tak - rekord transferowy byłby jak najbardziej realny.
Trudno wciąż ochłonąć nam wszystkim, którzy wczoraj oglądali ten mecz i mieli minę jak Pep Guardiola po piątym golu Roberta. Takie rzeczy się nie zdarzają. To było coś z innej planety. Futbolowy kosmos.
Oczywiście najwięcej sceptycznych komentarzy jest wśród polskich komentatorów. „A czemu w kadrze tak nie gra?!", „za niemieckie ojro to mu idzie, a w reprezentacji jakoś mu się nie chce".Odpowiadam – łatwiej się gra w zespole, w którym obok siebie masz Josha Homme niż Zenka Martyniuka.