FYI.

This story is over 5 years old.

jedzenie

Zjedz świetny hummus w sercu konfliktu Palestyna-Izrael

Zdarzało się, że zamieszki docierały pod samą restaurację, właściciel musiał wtedy chronić w niej ludzi poranionych gumowymi kulami

Mike al-Mufreh przed swoją restauracją, Ikermawi, w Jerozolimie. Wszystkie fotografie są własnością autora

Od 1952 r. w najbardziej spornym rejonie konfliktu izraelsko-palestyńskiego stoi Ikermawi – mała restauracja, której dekady licznych wojen, intifad i zamachów nie przeszkodziły w serwowaniu pysznego hummusu. Ikermawi znajduje się zaraz obok Bramy Damasceńskiej, wejścia do muzułmańskiej części Starego Miasta. To wąskie przejście prowadzi do miejsc kultu obu religii, przez co jest historycznym epicentrum rozlewu krwi Palestyńczyków i izraelskich Żydów.

Reklama

W ostatnich miesiącach rejon ten ponownie stał się punktem zapalnym konfliktu, głównie przez napięcie narastające wokół miejsca kultu nazywanego przez żydów Wzgórzem Świątynnym, a przez muzułmanów Al-Haram asz-Szarif (Szlachetnym Sanktuarium). Palestyńczycy utrzymują, że rząd Izraela próbuje zmienić „status quo", który aktualnie zabrania żydom modlitwy na tym terenie. Rząd wielokrotnie zaprzeczał takim zarzutom, ale jednocześnie w Izraelu rośnie w siłę prawicowy ruch walczący o przywrócenie żydom prawa do modlitwy.

W samym centrum tego konfliktu – przynajmniej geograficznym – leży Ikermawi. „Trzeba pamiętać, żeby nie robić żadnych gwałtownych ruchów", mówi mi Mike al-Mufreh, właściciel i szef kuchni. Zapytałem go ilu Palestyńczyków zmarło w pobliżu Ikermawi w ciągu tego konfliktu. Mike miał problem z podaniem konkretnej liczby: „Siedmiu? Chyba".

Tak naprawdę doszło do dziewięciu ataków nożem w odległości kilku minut spacerem od lokalu, cztery z nich wydarzyły się mniej niż 100 metrów od restauracji. Zmarło w nich dziesięć osób – ośmiu Palestyńczyków i dwóch Żydów z Izraela. Każdy atak przebiega w podobny sposób: młody Palestyńczyk, zazwyczaj mężczyzna, dźga żydowskiego Izraelczyka w imię obrony Al-Haram asz-Szarif; izraelskie służby bezpieczeństwa reagują szybko – najczęściej śmiertelnie raniąc napastnika.

Restauracja w sposób nieunikniony jest powiązana z trwającym konfliktem. Jednym ze współpracowników al-Mufreha jest kuzyn Muhammada Nimra, 37-letniego Palestyńczyka, który zmarł od kul izraelskiej straży niedaleko Ikermawi. Według sprawozdań izraelskiej policji Nimr rzucił się na funkcjonariuszy z nożem, co potwierdza materiał z monitoringu. Al-Mufreh i jego współpracownik twierdzą, że Nimr był pijany i chciał wystraszyć strażników, ale uważają, że nie miał ze sobą noża.

Reklama

Mike al-Mufreh w Ikermawi

Pomijając potworną przemoc, al-Mufreh mówi, że konflikt odbił się też na jego biznesie. „Za każdym razem jak coś się dzieje, musimy się natychmiast zamknąć" – tłumaczy. Zdarzało się, że zamieszki docierały pod samą restaurację, al-Mufreh musiał wtedy chronić w niej ludzi poranionych gumowymi kulami.

W piątkowe popołudnie nie ma tu dużego ruchu. Większość klientów zamawia hummus na wynos, kilku je na miejscu. Po drugiej stronie ulicy stoi izraelska policja, pilnując okolicy. Al-Mufreh wydaje zamówienia metodycznie, jakby ignorując napięcie na zewnątrz: chochla hummusu, garść ciecierzycy, polać oliwą. I tak w kółko.

Tajemnicą dobrego hummusu, według al-Mufreha, jest pyszna ciecierzyca. „Nie może być na niej żadnych skaz, musi być zdrowa", powiedział, podnosząc pojedynczą fasolkę pod światło, by dobrze jej się przyjrzeć. Proces robienia hummusu nie jest prosty: przepis al-Mufreha wymaga aż trzech dni. Na początku trzeba namaczać ciecierzycę przez cały dzień, później gotuje się ją na wolnym ogniu, a trzeciego dnia miksuje z tahiną (pastą sezamową) wysokiej jakości, sokiem z cytryny, pietruszką i zimną wodą.

Rezultatem jest przepyszne połączenie pełnej smaku ciecierzycy i kremowej tahiny, zrównoważone kwaśnością cytryny i lekkością pietruszki. Al-Mufreh mówi, że jego klienci zawsze wracają ze względu na wyjątkowy, mocny smak.

Mike al-Mufreh przygotowuje porcję hummusu

Przed zaognieniem konfliktu znaczącą częścią klienteli Ikermawi byli izraelscy Żydzi. „W soboty lokal był pełen Izraelczyków. Nie dało się nawet przepchnąć przez restaurację". Wielu świeckich Izraelczyków jeździ do rejonów palestyńskich na sobotni obiad i zakupy, bo większość miejsc w Izraelu jest wtedy zamknięta ze względu na szabas.

Reklama

Na jednym z okien Ikermawi wciąż wisi wycinek z hebrajskiej gazety, wychwalający tamtejsze jedzenie. Artykuł wspomina dawne czasy, kiedy Izraelczycy częściej odwiedzali palestyńską część Jerozolimy dla rozrywki albo po prostu przychodzili tu po hummus.

Puste stoliki przed Ikermawi.

Przez ostatnią dekadę okolicę stopniowo zaczęli opuszczać niewierzący Żydzi, zostali tu głównie ultraortodoksyjni żydzi haredim, którzy ściśle trzymają się diety koszernej i nie mogą jeść w niekoszernych miejscach, takich jak Ikermawi. Ubrani na czarno i noszący długie brody, haredimowie zawsze mijali restaurację w pośpiechu, po drodze do synagog, stale oglądając się przez ramię.

Dwóch młodych palestyńskich budowlańców siedzących przed restauracją powiedziało, że Ikermawi to „jedno z najlepszych miejsc". Rozmawialiśmy, gdy skupieni na swoich miskach ładowali do ust hummus. Mimo że woleli jeść, niż ze mną gadać, to szybko i zgodnie dodali, że nie pozwolą izraelskiemu rządowi „zabrać Al-Haram asz-Szarifu muzułmanom".

Al-Mufreh nigdy nie rozważał przeprowadzki, aż do teraz. Chciałby wierzyć, że napięcie opadnie, interes znowu zacznie się kręcić, a życie na powrót będzie spokojne, ale wciąż ogarnia go pesymizm. „Nie wydaje mi się, że będzie lepiej. Mam tylko złe przeczucia".