Nienawidzę Poniedziałków #3: ​Jestem nostalgikiem

FYI.

This story is over 5 years old.

Nienawidzę Poniedziałków

Nienawidzę Poniedziałków #3: ​Jestem nostalgikiem

Lubię wracać myślami do czasów, kiedy kopałem piłkę cały dzień, zajeżdżałem na śmierć filmy na kasetach VHS. Kiedy modliłem się, żeby mój C-64 wgrał grę. Kiedy jechałem "Po Prostu" na drugi koniec Polski

Cześć, mam na imię Łukasz i jestem nostalgikiem…

Lubię wracać myślami do czasów, kiedy kopałem piłkę cały dzień (byłem podwórkowym przeciętniakiem, wybieranym w połowie stawki). Kiedy zajeżdżałem na śmierć filmy na kasetach VHS. Kiedy modliłem się, żeby mój C-64 wgrał grę (nawet po udanym śrubokrętowym rytuale). Kiedy tata zabrał mnie na pierwszy mecz Arki (derby z Lechią w 1994 roku). Kiedy jechałem Po Prostu na drugi koniec Polski, żeby zobaczyć lokalny zespół. Kiedy upiłem się jednym Kaprem. Kiedy… Dobra, dobra. Szacunek do czytelników nakazuje mi przerwać wyliczankę.

Reklama

Dzięki dobrej pamięci twardy dysk w mojej głowie zachował całkiem sporo danych. Mogę sobie nie tylko powspominać, ale również staram się unikać przeinaczania faktów. Miejcie się na baczności, bo mitologizowanie prowadzi najczęściej do pułapki - przedawkowania nostalgii. Wtedy możecie się zamienić w bajdurzącego trolla albo kaszubską starszą panią twierdzącą, że "kiedyś było lepiej, bo ludzie chodzili do kościoła, a za komuny to w ogóle był spokój". Jasne, wszystko było świetne w swoim czasie, ale trochę krytycznego spojrzenia nie zaszkodzi.

Stadionowy i koncertowy klimat sprzed lat nie wrócą (to nawet dobrze, pod pewnymi względami). Wiele zespołów i płyt, za które dałbym się pokroić piętnaście lat temu, brzmi dziś pociesznie. Akademia Policyjna 6 tak naprawdę nigdy nie była zabawna. Nie jestem w stanie grać w większość starych gier. Przez przesiew przeszły za to komiksy, kreskówki, figurki oraz wrestling (tak, ten "udawany"). W wyniku czego moja żona ma czasami wrażenie, że mieszka z chłopcem uwięzionym w ciele trzydziestolatka. To nostalgia, w dużym stopniu, sprawiła, że przez prawie dwa lata, z grupką innych zapaleńców, prowadziłem szlamistego bloga.

Ponoć na topie jest zawsze okres sprzed dwudziestu lat. W kulturze, sztuce, modzie, czym tam sobie chcecie. To chyba naturalna kolej rzeczy – efekt tego, że do głosu dochodzą pokolenia najlepiej wspominające czasy, w których dorastały. Wygląda na to, że przyszła kolej na moich rówieśników i aktualnie mamy powrót do lat 90. W obszarach, którymi się interesuję, można to odczuć. Albo jestem podatny na sugestię.

Reklama

Zastanawiam się, czy po upływie kolejnych dwudziestu lat przyjdzie czas na nostalgię za dekadą, w której żyjemy? Gdybym miał krótko scharakteryzować współczesność, to użyłbym nieeleganckiego określenia.

Żyjemy w chujwiejakich czasach.

Postęp techniczny jest ogromny, pojawiają się kolejne wynalazki ułatwiające nam życie. Spytajcie się właścicieli telewizorów 3D jak często zakładają bajeranckie okulary i oglądają trójwymiarowe obrazy. W polityce mamy do czynienia z nieustanną powtórką z rozrywki i nie chodzi tu o komunał typu "przecież to zawsze są kurwy i złodzieje". Mamy kolejną zimną wojnę. Na wschodzie czai się zły władca, a na zachodzie znowu będzie rządził Bush lub Clinton. Przepływ informacji jest coraz lepszy, a mimo wszystko wielcy tego świata nadal sterują mediami. Bez trudu. To, czy statystyczny Kowalski albo Smith będą otumanieni przy pomocy papierowej gazety, wieczornych wiadomości czy jakiegoś fanpejdża, jest kosmetyczną różnicą. Nauka, technologia i polityka nie są jednak tematami tego tekstu i będzie lepiej, jeśli zostawię je w spokoju.

Jak już wspomniałem, dawkuję nostalgię. Nie skreślam rzeczy nowych, tylko dlatego, że są nowe. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że wszystko już było i trudno dziś stworzyć coś świeżego. Szczególnie w chujwiejakich czasach, kiedy dostęp do potężnej cywilizacyjnej spuścizny jest nieograniczony. Zawsze korzystamy z dokonań naszych poprzedników. Czasem ujawniamy inspiracje z premedytacją, czasem wzorce są tak bardzo widoczne, że nie musimy ich wcale wskazywać odbiorcy. Nie sądzę, żeby ta dekada zapisała się czymś specjalnym w dziejach kultury czy rozrywki. Na pewno nie w takim stopniu jak zrobiły to, na przykład, lata siedemdziesiąte czy osiemdziesiąte ubiegłego stulecia.

Reklama

Wiecie co? Kompletnie mi to nie przeszkadza.

Opiszę, jak to wygląda w praktyce, na przykładzie punk rocka. "Wypisałem" się jakiś czas temu ze sceny (Darek, jeśli to czytasz, obiecuję przesłać legitymację po weekendzie!). To żadna porywająca historia. Nie "śpiewam" w kapeli od ponad dwóch lat, na koncert pójdę ze trzy razy w roku (najlepiej, żeby było blisko i ktoś po imprezie podrzucił do domu). Obiecałem sobie też, że od tego roku daruję sobie wypowiedzi w scenowych tematach na fejsbuku (polecam również tym, którzy czują jakąś więź z hardkorpankowym grajdołem).

Zostali przyjaciele i znajomi, z którymi nie zerwałem kontaktu, zdrowe podejście do wielu spraw i muzyka. Muzyki słucham cały czas, a najbardziej lubię te melodie, które znam. Punk to bardzo pojemny termin - kilkadziesiąt lat tradycji i tysiące płyt z tak różną muzyką, że trudno to ogarnąć. Trudno też, w tej sytuacji, zagrać coś odkrywczego. Rzecz w tym, że absolutnie nie ma takiej potrzeby. Powtarzam to zdanie od lat, niczym mantrę – najtrudniej jest wziąć na warsztat stare patenty i odegrać je tak, żeby zespół nie brzmiał jak cover band albo psychofani klasyków. Łatwo jest z kolei wyprodukować szajs i dokleić mu odpowiednio mądrą etykietkę (prefiks post- mile widziany, ostatecznie może być indiecośtam). Fachowo nazywa się to DPU, czyli Dorabianie Piździe Uszu i możecie spotkać się z tym zjawiskiem na każdym kroku.

Nie brakuje w punk rocku (szeroko rozumianym) ludzi, którzy przedawkowali nostalgię. Za tydzień wielu z nich pojawi się w Krakowie, żeby zobaczyć na żywo Sedes czy Defekt Muzgó (w przypadku tych drugich termin "na żywo" może okazać się pewnym nadużyciem). Osobiście wolałbym obejrzeć Akademię Policyjną 6.

Epoka podsumowań

Oprócz tego, że czasy są chujwiejakie, nazwałbym je również epoką podsumowań. Top tego, top tamtego, najgorsze i najlepsze w tygodniu/miesiącu/kwartale/roku, ocena pierwszych stu dni czegoś. Być może, dzięki katalogowaniu i ocenianiu wszystkiego, aktualna dekada wyda się kiedyś ciekawsza, niż była w rzeczywistości?

Chyba, że nadejdzie apokalipsa, skończy się internet i ukryci przed nuklearną zimą, będziemy sobie wspominać stare dobre czasy przy ognisku. Wtedy okaże się, ile to wszystko jest warte.