FYI.

This story is over 5 years old.

jedzenie

Nie będę jeść z drewnianej deski

Legiony obrońców talerzy mogą teraz dać ujście swojej przez lata tłumionej frustracji

Przychodzi taki moment w każdej edycji MasterChefa – zaraz po nieludzko trudnym wyzwaniu z wieżą z ciasta i krótko przed montażem rodzinnych filmów – kiedy to uczestnicy zostają zmiażdżeni przez jakiegoś kulinarnego guru, który mówi im, że właśnie nadszedł czas, żeby wziąć sprawy Na Poważnie. Ta nowo nabyta chęć robienia rzeczy Na Poważnie manifestuje się nie w nabyciu wprawy przed rundą z risotto, ale w serwowaniu swoich dań na sfatygowanych drewnianych deskach i wyszczerbionych płytkach: właściwie na wszystkim, co nie jest standardowym białym talerzem. Bo kto chce podawać jedzenie na talerzach? To przecież takie prymitywne. Chyba że te talerze też są naprawdę prymitywne…

Reklama

– To moja impresja na temat klasycznego francuskiego deseru – mówią, prezentując jurorom zdekonstruowane (czytaj: upuszczone) crème brûlée umieszczone na czymś, co wygląda jak odpadek z szafki nocnej z Ikei.

I podobnie jak inne najbardziej wkurzające dziwactwa z programów telewizyjnych (chyba nie myślałeś, że tańczyłeś tak, zanim zobaczyłeś RuPaula?) zamiłowanie do serwowania jedzenia na drewnianych deskach wkradło się w codzienne życie. Place budowy muszą być zalane przez falę właścicieli gastropubów szukających idealnego kawałka sklejki, by podać na nich swojego specjalnego rustykalnego burgera. Idziemy o zakład, że ostatni raz, kiedy poszedłeś na obiad z rodzicami, twój ojciec patrzył na ciebie błagalnym wzrokiem, gdy jego kotlet z ziemniakami podano mu na jakimś kawałku dziwnego kamienia.

To nie jest tak, że nasz wybór zastawy powinien być kontrolowany przez jakąś talerzową policję. Kim my jesteśmy, by mieć za złe szefowi kuchni, że wysmarował – przepraszam: delikatnie skropił – malinowym dressingiem deskę do krojenia? Problem w tym, że te celowo dziwaczne metody prezentacji często maskują złą kuchnię. Jeżeli spędzasz czas na aranżowaniu paluszków w miniaturowym wózku na zakupy, nie będą pewnie dobrze smakować.

Afera talerzowa i jej przez długi czas niewypowiedziane rządy nad krajem osiągnęły punkt krytyczny wraz z powstaniem na Twitterze konta pod nazwą We Want Plates (Chcemy talerzy) wypowiadającego wojnę „jedzeniu serwowanemu na kawałkach drewna i dachówek". Drinki w słoikach też najwyraźniej „mogą spadać".

Reklama

Legiony twitterowych obrońców talerzy mogą teraz dać ujście swojej przez lata tłumionej frustracji. We Want Plates zebrało tysiące zwolenników, wielu z nich podzieliło się własną talerzową niedolą. Pojawiły się zdjęcia tostów balansujących na drewnianych polanach, smażonych jajek podanych na łopacie i brownie spływającego ze swojego zupełnie nieadekwatnego do okazji podium. Marina O'Loughlin wstawiła zdjęcie chleba, który zaserwowano jej w kaszkiecie (tak to się robi w Yorkshire?).

Ross McGinnes, 40-letni redaktor zawartości online mieszkający w zachodnim Yorkshire, to człowiek, który stoi za We Want Plates. Przeprowadziłem z nim rozmowę drogą mailową, by dowiedzieć się więcej o jego batalii przeciw jedzeniu serwowanemu na przedmiotach, które nie są talerzami.

Co skłoniło cię do zapoczątkowania We Want Plates?

Założyłem konto kilkanaście dni temu, po tym jak kolega wstawił na Facebooka zdjęcie przeciętnych rozmiarów steku, który podano mu na wielkiej desce do krojenia. Podpisał go bez ironii: „To dopiero wielkie danie!". To nie było wielkie danie. Wpadł w pułapkę przerostu formy nad treścią. Zacząłem szukać konta na Twitterze, które pozwoliłoby mi wylać swą żółć, chciałem nawiązać kontakt z podobnie myślącymi ludźmi, ale nic nie znalazłem. Tak narodziło się We Want Plates.

Kiedy pierwszy raz zauważyłeś trend serwowania jedzenia na przedmiotach, które nie są talerzami?

W 2008 roku w Barcelonie podano mi kawałek ciasta na rakietce pingpongowej, co nadal nie daje mi spać w nocy. Niedorzeczne.

Reklama

Czym się zajmujesz, gdy nie badasz zdjęć jedzenia podanego na przedmiotach użytku domowego?

Wkrótce stracę pracę, więc jeżeli ktokolwiek na tym polu ma wolną pozycję do zapełnienia, zapraszam do wysyłania mi wiadomości. Tweetuję też o mojej fotografii, bo jest to zajęcie, ku któremu się zwracam, by odpocząć od szaleństwa We Want Plates.

Najbardziej niedorzeczne substytuty talerzy, jakie spotkałeś?

Chleb w kaszkiecie to mój ulubieniec. Kiełbaska z ziemniakami w kieliszku do wina, jedzenie w psich miskach, szwajcarska praktyka serwowania chleba w kapciach i restauracja w Ameryce, gdzie po prostu rzucają spaghetti PROSTO NA STÓŁ (!) i dają ci widelec.

Nie tylko talerze zastępowane są nieodpowiednimi przedmiotami. Napoje w słoikach po dżemie to też silny trend…

Słoiki wzbudzają wiele nienawiści. Jestem właściwie dosyć zaskoczony, jak bardzo irytuje to niektórych ludzi. Ale drinki w puszkach po farbie to już zbyt wiele. Jeżeli wydaję dziesięć funtów na gin z tonikiem, to nie chcę, żeby serwowali mi go w puszce po szybkoschnącym duluksie.

Nie uważasz, że serwowanie frytek w doniczkach i sałatek na łopatkach daje kucharzom szansę na wyrażenie swojej kreatywności?

No tak, ale jak smakuje takie jedzenie? To jest przerost formy nad treścią. Za dużo czasu i pracy poświęca się, by ułożyć sześć frytek na miniaturowej taczce, a smak staje się drugorzędny. Zapytaj ludzi, jak smakował ten ich ekstrawagancko zaprezentowany posiłek. Powiedzą: „Był OK".

Czy na horyzoncie widać koniec naszej obsesji na punkcie serwowania jedzenia na dachówkach i kawałkach drewna?

To wszystko jest cykliczne. Za dziesięć lat na czymkolwiek, co zastąpi Twittera, będzie grupa Chcemy Drewnianych Desek wstawiająca zdjęcia białych porcelanowych talerzy.