Jak hip-hop budował polsko-czeską przyjaźń
Archiwalne zdjęcia z Hip Hop Kemp 2002-2004, udostępnione dzięki organizatorowi

FYI.

This story is over 5 years old.

festiwale

Jak hip-hop budował polsko-czeską przyjaźń

Polacy już od 15 lat tłumnie jeżdżą na czeski festiwal Hip Hop Kemp. Zaczęło się od wyprawy w 17 osób, teraz Hradec Králové odwiedza kilka tysięcy Polaków. Jak zresztą co roku

Z dzisiejszej perspektywy może się to wydawać jakąś totalną bzdurą, ale na początku ubiegłej dekady Polska w sprawie hip-hopu była festiwalową pustynią. I niech nie zmyli was owiane do dziś legendą Hip-hop Opole, bo te cztery edycje to było nic więcej, jak przykład wyjątku potwierdzającego regułę. Pal licho nawet festiwale – wielką rzadkością, a co za tym idzie świętem, były pojedyncze koncerty zagranicznych artystów hiphopowych. Grzechem byłoby napisać gwiazd, bo gwiazdy to na początku XXI wieku fani rapu w Polsce mogli oglądać tylko na niebie.

Reklama

W tym samym czasie w Czechach startował Hip Hop Kemp. Pierwsze edycje, w 2002 i 2003 roku, odbywały się w Pardubicach, a od 2004 roku impreza zakotwiczyła na stałe w Hradec Králové.

„Pierwsza zorganizowana wyprawa z Polski na Kemp zabrała z Wrocławia do Pardubic bodajże 17 osób. Większość to byli nasi znajomi, ale na zbiórce stawiły się też ekipy z Torunia, Warszawy i Gdańska", wspomina Radek Miszczak, wówczas dziennikarz hiphop.pl i hiphopowy aktywista. "Dostałem od Czechów krótkie info o tym, że organizują festiwalik. Zamieściłem informację na stronie i, zajarany tematem, wybrałem się pod koniec sierpnia na 1. Hip Hop Kemp z Adamem Lisem (z którym do tej pory promuję festiwal w Polsce). Bardzo spodobało się nam na miejscu, gdzie poznaliśmy organizatorów i zaproponowaliśmy, aby zrobić większą promocję imprezy w Polsce, postawić stronę www. W 2003 r. zorganizowaliśmy wspomnianego busika, później mocniej promowaliśmy festiwal w mediach i z roku na rok nasza współpraca się zacieśniła, zaczęliśmy organizować booking polskich artystów, a impreza robiła się coraz bardziej popularna w kraju", dodaje.

Archiwalne zdjęcia z Hip Hop Kemp 2002-2004, udostępnione dzięki organizatorowi

Tegoroczna edycja jest już piętnastą, na której polscy fani są istotną część imponującej całości. Bo Hip Hop Kemp imprezą jest naprawdę ciekawą. Może bez headlinerów z pierwszych miejsc Billboardu (chociaż koncert Kendricka Lamara w 2013 roku zdaje się temu przeczyć), ale z lineupem dostosowanym jak ulał do preferencji fanów ceniących klasyczny hip-hop i artystów, na których muzyce często się wychowali.

Reklama

Syf i sto procent zajawki

Praktycznie od początku na festiwal jeździła rzesza polskich raperów, która chociażby podczas spontanicznych jamów freestylowych pomiędzy namiotami zaprzyjaźniła się, nabierała szlifów i znajomości. Jedną z takich osób jest Te-Tris. „Zanim jeszcze na dobre rozpoczęła się moja kariera tutaj na polskiej scenie, to już bywaliśmy w na Hip-Hop Kempie i marzyłem, żeby tam zagrać. To była czysta hiphopowa zajawka, maksymalnie szczera i naturalna. W Polsce wtedy nie było takich imprez i patrzyliśmy na Czechów z zazdrością. I nie miało znaczenia, że klimat i warunki łączyły w sobie często chaos i spartańskość. No bo to był właśnie hip-hop!", wspomina.

Ja po raz pierwszy na Hip Hop Kempie byłem w 2004 roku. Wspominam to dokładnie tak, jak Te-Tris: chaos, bałagan, spory syf, ale i ogrom zajawki, a także świetne warunki pracy dla dziennikarza z niewielkim plecakiem na trzy dni wywiadów.

Na Hip Hop Kempie artyści nie zamykali się w hotelu, odgrodzeni od fanów tłumem ochroniarzy. Jakież było moje zdziwienie, gdy szedłem główną arterią festiwalu i zobaczyłem Promoe z Looptroopa (szwedzkiej formacji posiadającej wówczas w Polsce status niemalże kultowy) pykającego z ludźmi w zośkę. "Wywiad? Pewnie, tylko daj mi dograć mecz". Niedługo później przy stanowisku z płytami spotkałem DJ-a Vadima rozmawiającego z Wildchildem [raper znany z zespołu Lootpack – od red.]. I kolejne wywiady.

Reklama

Nie tylko hip-hop. Polub nasz fanpage VICE Polska na Facebooku


Tak to wyglądało również w następnych latach. Można było zawsze narzekać na warunki sanitarne, na syf, na coraz większą liczbę ludzi, którzy przyjeżdżali na Kemp nie tylko ze względu na muzykę, lecz łatwy dostęp do różnych używek i relatywnie niskie koszty spędzenia kilku kapitalnych dni.

Dziś Hip Hop Kemp to corocznie ok. 20 tysięcy fanów i z coraz większymi oczekiwaniami. Miszczak wspomina o tym z lekkim rozrzewnieniem: „Pierwsze edycje były bardziej kameralne, co również ma sporo zalet. Wiele się też zmieniło w zakresie oczekiwań dotyczących artystów: koncerty zagranicznych wykonawców w naszym regionie były rzadkością, więc na maksa byliśmy zachwyceni możliwością zobaczenia na żywo Five Deez, Blade'a czy Killa Keli, a dziś trzeba ściągać niemalże Eminema, by wywołać podobne reakcje u fanów.

Co teraz?

Festiwal trwa od czwartku (17 sierpnia) do soboty. Niedziela jest dniem powrotu do życia. Kto chociaż raz był w Czechach na większej imprezie, ten doskonale wie, jak łatwo tam popłynąć. Specyficznie nastawienie ludzi, wszechobecne doskonałe browary (to jedna z największych różnic na korzyść festiwali za południową granicą), jak i legalna marihuana w kilkudniowym natarciu każdego mogą zwalić z nóg. Tylko to rodzaj takiego nader przyjemnego zmęczenia, bo Hip Hop Kemp słusznie określa się festiwalem z atmosferą.

Podkreśla ją Proceente: „Dla mnie ten festiwal to jedna z najfajniejszych rzeczy w przygodzie z rapem. Święto i urlop w jednym. Każdorazowo kilka dni i nocy, które swoim klimatem napędzają dobrą energią. I chociaż nie da się ukryć, że zawsze powrót wymaga małego resetu, bo się tam nie oszczędzamy, to dopóki sił nie zabraknie, zawsze w sierpniu będziemy obierać z Alohową załogą kurs na Czechy".