FYI.

This story is over 5 years old.

Internet

Co by się stało, gdyby PiS odciął Polakom dostęp do porno

Do oglądania porno przyznaje się​ 11,6 mln dorosłych Polaków
OT
tekst Ova Tog

Zanim jeszcze Polacy wyszli na ulicę w obronie mediów, naczelnym cenzorem Rzeczpospolitej wydawał się członek klubu PiS Arkadiusz Mularczyk, który uważa, że należy „ucywilizować i ograniczyć" dostęp do porno. Jak podawał „Wprost", Mularczyk wraz z grupą posłów złożył projekt ustawy nakazującej dostawcom usług internetowych domyślnego blokowania stron z pornografią w imię walki z „demoralizacją". Według tygodnika Ministerstwo Cyfryzacji przyznało, że „rozmowy na ten temat są w toku".

Reklama

Jeśli propozycja posła Mularczyka zostałaby wprowadzona, odbiorcy sprośnych treści musieliby udowodniać swoją pełnoletność i prosić dostawcę internetu o ich odblokowanie. Nie ma się co oszukiwać – podobną prośbą musiałaby wystosować większość z nas. Do jego oglądania przyznaje się 11,6 mln dorosłych Polaków.

Zanim jednak (i jeśli w ogóle, ale o tym później) rząd wyłączy nam PornHuba, postanowiłam sprawdzić gdzie, w jaki sposób i dlaczego podobne restrykcje są stosowane i co znaczyłoby ich wprowadzenie dla naszego kraju i narodu.

Jedynym państwem zachodniego świata kontrolującym to, co jego obywatele przeglądają na ekranach komputerów w tak zaawansowanym stopniu, jak domaga się tego poseł PiS, jest Wielka Brytania. W 2008 r. rząd Gordona Browna (lewicowa Partia Pracy) rozpoczął walkę przeciwko brutalnej pornografii. Podwaliny dla decyzji położyła kampania społeczna zainicjowana przez matkę młodej kobiety uduszonej przez miłośnika erotycznej asfiksji (czyli po ludzku mówiąc: zabaw w podduszanie), który przyznawał się do uzależnienia od ostrych filmów w sieci.

Pierwszy przegłosowany w związku z tą kwestią akt prawny poskutkował wprowadzeniem na terenie Zjednoczonego Królestwa zakazu nagrywania oraz posiadania „ekstremalnego porno" (extreme porn), czyli takiego, w którym udział przedstawia zagrożenie dla życia lub zdrowia aktorów. Na posiadających (oraz propagujących) tego typu treści przewidziano karę więzienia do lat 3.

Reklama

Początkowo procesy związane z zakazem skupiały się głównie na filmach dystrybuowanych na DVD.  Większy nacisk na kwestie internetowej erotyki kładły dopiero legislacje z końca 2013 roku. W dyskusjach nad zasadnością regulowania internetu na pierwszy plan wysunęły się argumenty dotyczące konieczności ochrony małoletnich przed nieodpowiednimi treściami. Takie argumenty podnoszone są również przez naszych polityków, choć tylko 12% polskich rodziców obawia się zagrożeń związanych z pornografią w sieci.

W wyniku regulacji wprowadzonych przez konserwatywny rząd brytyjscy dostawcy internetu zmuszeni zostali do umieszczenia w podstawowej ofercie oprogramowania blokującego. Od tego momentu na ekranie każdego użytkownika (po pierwszym zalogowaniu) automatycznie pojawia się pytanie na temat tego, czy chce on z niego skorzystać. 87% odbiorców nie wyraziło zainteresowania takim rozwiązaniem. W przypadku kart prepaid i mobilnego internetu, aby potwierdzić swoją pełnoletniość, należy pójść do salonu i pokazać dokument tożsamości.

Rok 2016 przyniósł kolejne zmiany. Sieć Sky Broadband z własnej woli rozpoczyna pionierski projekt Shield. Blokada stała się dla prawie 6 mln odbiorców stanem podstawowym. Aby się jej pozbyć, nie wystarczy wybranie opcji na ekranie. Konieczny staje się telefoniczny kontakt z dostawcą.

Idea odgórnego zamykania dostępu do porno spotykała się z krytyką ze strony Unii Europejskiej jako działanie przeciwko neutralności sieci (a więc blokada mogłaby dodatkowo pogorszyć coraz chłodniejsze stosunki Warszawa-Bruksela). Mimo to konserwatywny gabinet Theresy May zapowiada, że wraz z nadejściem 2017 roku mają pojawić się kolejne utrudnienia.

Póki co przeciętny użytkownik po zdjęciu blokady wciąż ma swobodny dostęp do treści hostowanych na zagranicznych serwerach. Przepis pozostaje więc w dużej mierze martwy. Z tego też powodu ciężko mówić o jakichkolwiek mierzalnych efektach na poziomie społecznym – a o nie przecież chodziło od samego początku.

Co by się jednak stało, gdyby Brytyjczycy skorzystali z blokady albo została im ona narzucona? Czy blokowanie porno po to, żeby ograniczyć rzekomą demoralizację ma jakiekolwiek naukowe podstawy? Metabadanie naukowców ze Steston University i University of Texas sugeruje, że choć w latach 80. twierdzono, że oglądanie brutalnego porno wzmaga szeroko rozumianą agresję seksualną mężczyzn, to późniejsze badania wykazały m.in., że przestępcy seksualni nie spędzają na oglądaniu porno więcej czasu, niż reszta z nas. Wręcz przeciwnie.

Z Twittera rzecznika Ministerstwa Cyfryzacji Karola Manysa wynika jednak, że – mimo doniesień „Wprost" – resort nie pracuje nad żadnymi regulacjami w tym zakresie (na szczęście). A nawet gdyby podobne do rozwiązania zostały pewnego dnia wprowadzone, to skoro radzą sobie Brytyjczycy (używając tora czy serwerów proxy), poradzimy sobie i my.