FYI.

This story is over 5 years old.

związki

Skąd wiemy, że miłość istnieje?

Romantyczna miłość jest dla mózgu tym samym czym uzależnienie i działają w nim te same systemy kar i nagradzania. A usilne próby radzenia sobie ze złamanym sercem są jak rzucanie substancji odurzających

Jaką mamy pewność, że romantyczna miłość w ogóle istnieje? Jeśli obchodzimy hucznie Walentynki, to skąd wiemy, że nie uczestniczymy tylko w socjologicznym mirażu i kulcie wyidealizowania irracjonalnych (przede wszystkim heteroseksualnych) uczuć? Może nasze ciało nas oszukuje, bo chemia w naszym mózgu sprawiła, że nie myślimy logicznie i zatracamy się kompletnie?

Istnienie miłości można zbadać na dwóch płaszczyznach – socjologicznej i nauk ścisłych. To pewne, że od kilku wieków miłość romantyczna jest elementem – szczególnie zachodniej – cywilizacji. Ale skąd się dokładnie wzięła? Dlaczego wcześniej nie miała takiego znaczenia? Czemu przedstawiana jest najczęściej jako problematyczna i nieszczęśliwa? W końcu nawet w każdej komedii romantycznej główni bohaterowie muszą przejść przez jakieś perturbacje, żeby na końcu móc żyć długo i szczęśliwie. Czy zatem wiemy, że miłość istnieje, bo przynosi cierpienie?

Reklama

Z naukowego punktu widzenia natomiast, całkowicie pewny jest wpływ chemii na nasze odczucia i zachowania, a dokładniej dopaminy, kortyzolu i oksytocyny, czyli tzw. hormonu miłości. Jak wyjaśniają to naukowcy z Harvard Medical School – w stanie zakochania – w mózgu bierze udział jego najbardziej prymitywna część. A sam stan zakochania obliczono na maksimum rok, dwa lata. Jeśli więc miłość można zmierzyć naukowo, to musi ona istnieć. Pytanie jednak co jest pierwsze? Hormony czy nasze socjologiczne przyzwyczajenia i który z tych aspektów jest przeważający?

Socjologia niestety pesymistycznie miażdży miłość romantyczną jako nagłe i niespodziewane zrządzenie losu, na które nie mamy wpływu

Socjologia niestety pesymistycznie miażdży miłość romantyczną jako nagłe i niespodziewane zrządzenie losu, na które nie mamy wpływu. Po pierwsze dlatego, że jest zjawiskiem całkiem nowym. Po drugie, ponieważ dobór obiektów romantycznych nie jest wcale przypadkowy. Świetnie analizuje to socjolożka Eva Illouz w swojej książce Dlaczego miłość rani? Studium socjologiczne. Jak tłumaczy, w obliczu nowoczesnej decyzyjności, w której przeważa siła indywidualizmu, nie ma przypadkowych wyborów miłosnych. A samą romantyczną miłość przeżywamy zaledwie od paru wieków. Dokładniej odpowiada za to reformacja kościoła i protestantyzm, który zmienił rolę kobiecą w małżeństwie, pozwalając jej na większą podmiotowość romantyczną oraz dowartościowanie.

Reklama

Im bardziej decyzje podejmowane są w duchu autonomizmu, tym częściej mogą być nieszczęśliwe, nietrafione, impulsywne i niestabilne – stąd narodziny mitycznej romantycznej miłości, często właśnie nieszczęśliwej

Wszystko to sprawiło, że małżeństwo przestało być jedynie racjonalnym i ekonomicznym wyborem, a stało się również romantycznym – co z czasem zaczynało coraz bardziej przeważać w procesie decyzyjnym dobierania się partnerów. Jak twierdzi dalej Illouz – z tym indywidualizmem w miłości wiązała się również negatywna strona.

Im bardziej decyzje podejmowane są w duchu autonomizmu, tym częściej mogą być nieszczęśliwe, nietrafione, impulsywne i niestabilne – stąd narodziny mitycznej romantycznej miłości, często właśnie nieszczęśliwej, którą z takim uwielbieniem przedstawia kultura popularna. A ponieważ bezsprzecznie żyjemy w patriarchacie, będzie to też przede wszystkim idealizacja heteroseksualnego romansu (co zresztą często było obiektem ostrej krytyki feministycznej, mi.n. amerykańskiej pisarki Adrienne Rich).

„Już od dawna miłość przedstawiana jest jako doświadczenie przekraczające wolę jednostki i niepodlegającej jej kontroli; jako impuls, nad którym nie sposób zapanować". Pisze Eva Illouz i tłumaczy, że jest to niewłaściwa i błędna teza z punktu widzenia socjologicznego. „Jest tak nie tylko dlatego, że miłość polega na wyróżnieniu konkretnej osoby spośród wielu innych, a zatem na akcie ukonstytuowania własnej podmiotowości poprzez wybór obiektu miłości, lecz jest tak również i dlatego, że obdarzenie kogoś miłością oznacza skonfrontowanie się z nieodłącznymi od takiego aktu wyboru pytaniami: Czy X to osoba właściwa?; Skąd wiem, że to osoba odpowiednia dla mnie?; Czy nie trafi się nikt lepszy?".

Reklama

Romantyczna miłość jest dla mózgu tym samym czym uzależnienie i działają w nim te same systemy kar i nagradzania. A usilne próby radzenia sobie ze złamanym sercem są jak rzucanie substancji odurzających

Wszystkie te pytania nie zależą jedynie od naszych uczuć, ale przede wszystkim od naszego wyboru, który jest nacechowany niestety impulsywnością kultury konsumpcyjnej i pozwala nam myśleć, że nasze pragnienia nawet te gwałtowne, są akceptowalne i możemy im się swobodnie poddawać, nie zważając na konsekwencje i racjonalizm. Zupełnie jak podczas zakupów, kiedy skuszeni w sklepie zabieramy do domu rzeczy, których kompletnie nie potrzebujemy. Kompulsywne decydowanie jest jednak powszechnie akceptowane w nowoczesności. Chociaż stopień impulsywności i autonomizmu tego typu decyzji, zależy oczywiście od kultury i społeczeństwa, w którym żyjemy, a także od osobistych przekonań jednostki dokonującej samego aktu wyboru.

Dla zakochanych i całej reszty. Polub VICE Polska na Facebooku

Kiedy już dokonamy tego autonomicznego wyboru obiektu naszych uczuć, wtedy dopiero do głosu dojdzie chemia i wymienione hormony. A z tymi może być znacznie ciężej – jak udowadniają badacze z Rutgers University, romantyczna miłość jest dla mózgu tym samym czym uzależnienie i działają w nim te same systemy kar i nagradzania. A usilne próby radzenia sobie ze złamanym sercem są jak rzucanie substancji odurzających. Okazało się mi.n., że kiedy osoba ze złamanym sercem przegląda fotografie swojego byłego obiektu uczuć, aktywuje to w mózgu rejony powiązane z nagradzaniem, kontrolą emocji, uczuciem przywiązania oraz fizycznym bólem i zaniepokojeniem. Co potwierdza fakt, że niektórym jest znacznie ciężej wziąć się w garść po rozstaniu, a w ekstremalnych przypadkach może to doprowadzić ich do tak radykalnych zachowań, jak stalking, czy nawet zabójstwo. Jak sugeruje antropolożka biologiczna Helen E. Fisher chęć odzyskania byłego partnera/partnerki za wszelką cenę jest jednak naturalnym odruchem wypracowanym przez miliony lat ewolucji.

Pozytywnym odkryciem badań Fisher jest to, że przy średniej długości związku jak dwa lata, aby móc zapomnieć i wyleczyć się z miłości potrzeba było badanym ochotnikom na to około dwóch miesięcy. Co zdaje się potwierdzać, że czas leczy rany. A także jak wykazała Fisher to, że uczymy się na swoich błędach i każde kolejne złamane serce boli mniej. Nawet jeśli jak w teorii Illouz dokonamy błędnego aktu wyboru.

Ilustracja   Thomas Slater.